Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 
Na rzuconą mimochodem w jednym z felietonów uwagę, że pan prof. Adam Wielomski ostentacyjnie nie wierzy w istnienie razwiedki, odpowiedział mi on polemicznie, sugerując utratę kontaktu z rzeczywistością. Wszystko to rzecz jasna być może; na przykład radykalni solipsyści n a u c z a j ą, że coś takiego, jak „rzeczywistość” w ogóle nie istnieje, że to tylko taki fantom – ale też nie są konsekwentni, bo k o g o w takim razie o tym nauczają? Nie byłoby zatem specjalnego sensu zawracać Czytelnikom głowę takimi przekomarzaniami, gdyby nie kilka uwag, które przy okazji polemiki pan prof. Adam Wielomski był rzucił.

Oto między innymi pisze: „Nie udowodnię, że w Polsce nie działa gigantyczny „razwiedkowy” spisek, tak jak nie udowodnię, że nie ma w Polsce wielkiego spisku wilkołaków, duchów, czy czarowników. Zadanie dowiedzenia istnienia takiego spisku ciąży na Redaktorze Michalkiewiczu, który taką teorię głosi. W moim przekonaniu nie umie jej udowodnić inaczej, jak przez zestawianie rozmaitych faktów, które w sposób „razwiedkowy” interpretuje, a które częstokroć można interpretować w sposób, który ja uważam za bardziej racjonalny. Całość obficie podlewa „razwiedkowym” sosem. I to miałby być cały dowód.” Pan prof. Wielomski ma oczywiście rację mówiąc, że to na mnie ciąży obowiązek udowodnienia. Nie bardzo jednak rozumiem powodów, dla których lekceważy on przyjęty przeze mnie sposób dowodzenia, polegający na „zestawianiu rozmaitych faktów” i nadawanie tym zestawieniom „razwiedkowej” interpretacji. Przecież dowodzenie czegoś poprzez zestawianie FAKTÓW, a następnie – wyciąganie logicznych wniosków, jest znaną od czasów starożytnych metodą dedukcji, stosowaną nie tylko przez Sherlocka Holmesa, ale przede wszystkim – w nauce. Gdyby takie lekceważenie okazywał dedukcji jakiś czarownik, to bym się tak nie dziwił, jednak kiedy czyni to uczony profesor politologii, to nie mogę powstrzymać zdumienia. Chodzi bowiem o to, że trudno wyobrazić sobie bardziej racjonalną metodę dowodzenia, niż właśnie dedukcja. Wprawdzie pan prof. Wielomski pisze, że tylko „częstokroć”, a więc nie w każdym przypadku, można te moje zestawienia faktów interpretować w sposób, który on uważa za „jeszcze bardziej racjonalny” niż dedukcja, ale niestety nie podaje, na czym ten sposób polega. Szkoda, bo przecież „nie jest światło, by pod korcem stało” i sam chętnie bym się czegoś o tym sposobie dowiedział.

W oczekiwaniu na tę iluminację pozwolę sobie przedstawić takie zestawienie faktów, które wskazuje na istnienie w Polsce razwiedkowego spisku. Oto w 1980 roku, na skutek wymknięcia się spod kontroli operacji zmierzającej do zwyczajowego w komunizmie sposobu wymiany rządzącej ekipy, doszło do gigantycznego buntu przeciwko PZPR, która pod jego naporem zaczęła się rozpadać, wytwarzając polityczną próżnię, którą natychmiast wypełniły tajne służby, tzn. wywiad wojskowy i SB. Przygotowały one następnie, przeprowadziły i administrowały stanem wojennym, w początkach którego dały społeczeństwu czytelny sygnał, że punkt ciężkości władzy przeniósł się właśnie na razwiedkę. Tym sygnałem było internowanie Edwarda Gierka i Piotra Jaroszewicza – bo chyba generał Kiszczak nie sądził, że Edward Gierek zagraża socjalizmowi, czy sojuszom? W połowie lat 80-tych, kiedy Michał Gorbaczow rozpoczął z Ronaldem Reaganem rokowania na temat sposobu zakończenia „zimnej wojny” (spotkanie w 1985 r. w Genewie, w 1986 r. w Reykjaviku na Islandii, w 1987 r. – w Waszyngtonie, w 1988 r. – w Moskwie i w 1989 r. już z prezydentem Bushem na okręcie w pobliżu Malty), w Polsce zaczęły działać tzw. „spółki nomenklaturowe”, co było jednym ze sposobów przygotowywania się przez ówczesny aparat władzy z razwiedką, jako najtwardszym jądrem, do zajęcia pozycji społecznej w nowych warunkach ustrojowych – bo wiadomo było przecież, że kiedy ZSRR się z Europy Środkowej wycofa, to nikt już nie będzie podtrzymywał ustroju, jakiego świat nie widział.

Jednocześnie doszło do zdominowania SB przez razwiedkę wojskową, czego ilustracją było zdymisjonowanie generała Mirosława Milewskiego – w UB chyba od urodzenia. Od tego czasu tzn. – od drugiej połowy lat 80-tych, razwiedka wojskowa jest absolutnym hegemonem na polskiej scenie politycznej i to ona przygotowuje, przeprowadza i nadzoruje sławną transformację ustrojową, w odróżnieniu od „weryfikowanej” SB, przechodząc ją nietknięta w szyku zwartym i przez prawie 20 lat rozbudowując agenturę - już w służbie „demokratycznego państwa prawnego, urzeczywistniającego zasady sprawiedliwości społecznej”, która już żadnej lustracji nie podlega. W ten sposób razwiedka kontroluje kluczowe segmenty gospodarki z sektorem finansowym na czele (właśnie w tej chwili pomyślnie kończy powtórne przejmowanie NBP) oraz ważne z punktu widzenia państwa sektory życia publicznego, z partiami politycznymi, głównymi mediami i przemysłem rozrywkowym. Czyż generał Czempiński nie opowiadał, ile to rozmów i bliskich spotkań III stopnia odbył, by utworzyć Platformę Obywatelską? Czy to nie ciekawe, dlaczego tak bardzo mu na tym zależało?

Pan prof. Wielomski zdaje się to wszystko bagatelizować. Wprawdzie pisze: „Nie chcę przez to powiedzieć, że uważam, że nie istnieją służby specjalne czy też stare powiązania z SB czy WSI. Oczywiście że istnieją. (...) Oparte są na bardzo ludzkiej skłonności: pomagania kolegom i obsadzania nimi czego się da dookoła.” Po pierwsze – dlaczego te „powiązania” mają być tylko „stare”? A nowych to nie ma? Przecież ta „bardzo ludzka skłonność” do „obsadzania... – i tak dalej” wcale się nie zakończyła. Przeciwnie – można powiedzieć, że na naszych oczach przeżywa drugą młodość. Czym innym jednak – po drugie - jest sytuacja, gdy jeden kolega z SB pomaga drugiemu koledze uzyskać posadę, dajmy na to, wykidajły w agencji towarzyskiej, a czym innym – jeśli kolega generał z WSI, poprzez postawienie odpowiednich zadań agenturze w mediach i środowiskach opiniotwórczych, poprzez postawienie do dyspozycji różnych atutów, pomaga swojemu podopiecznemu uzyskać posadę ... na przykład prezydenta państwa! A czyż nie pomógł i nawet się nie pochwalił, że po pomyślnym zakończeniu operacji otworzy sobie butelkę szampana? Chyba nie muszę tłumaczyć uczonemu profesorowi politologii, że ta druga sytuacja oznacza, iż punkt ciężkości władzy spoczywa poza konstytucyjnymi organami państwa, którego oficjalni funkcjonariusze dysponują jedynie tak zwanymi zewnętrznymi znamionami władzy w postaci tytułów, apanaży, gabinetów, sekretarek i limuzyn – ale decyzje – na przykład – czy Donald Tusk będzie, czy nie będzie kandydował na prezydenta - podejmuje kto inny?

I na koniec muszę wyrazić jeszcze jedno zaskoczenie zdziwieniem pana prof. Wielomskiego, że o spisku razwiedki pisze liberał: „Kompletnie nie pojmuję – pisze pan prof. Wielomski - jak połączyć wizję deterministycznej „razwiedki” z poglądami politycznymi afirmującymi wolność jednostki. Po co nam wolność, skoro wszystko jest pod kontrolą „razwiedki””? Jak to „po co”? Właśnie po to, żeby – uświadomiwszy sobie fakt, iż Polska jest pod okupacją razwiedki - spod tej kontroli się wydobyć, Szanowny panie Profesorze.

Stanisław Michalkiewicz

Felieton  •  specjalnie dla www.michalkiewicz.pl  •  15 września 2010

Za: http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=1762