Ocena użytkowników: 4 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka nieaktywna
 
Skoro PiS dał się uwikłać w fatalny sposób prezentacji „Raportu o stanie Rzeczpospolitej”, a prezes partii zrezygnował dobrowolnie z  immunitetu – scenariusz dalszych działań grupy rządzącej był łatwy do przewidzenia.
Kierunek propagandowego rozegrania Raportu został wytyczony już w momencie „dyskusji” z udziałem Jarosława Kaczyńskiego na Salon24live i wynikał wprost z pytania zadanego przez Wojciecha Sadurskiego: czy można odmawiać patriotycznej postawy politycznym oponentom, czy można łączyć patriotyzm narodowy z regionalnym?
Podobną narrację podtrzymał Igor Janke, wracając na swoim blogu do pytania postawionego Kaczyńskiemu: „czy uważa Pan, że Donald Tusk nie jest patriotą?
Sygnał do frontalnego ataku i zwekslowania całego dokumentu PiS-u na marginalną kwestię „śląskości” dał następnego dnia Marek Migalski i jego partyjna towarzyszka Joanna Kluzik-Rostkowska. Krótki i wyrwany z kontekstu passus Raportu, iż "śląskość jest po prostu pewnym sposobem odcięcia się od polskości i przypuszczalnie przyjęciem po prostu zakamuflowanej opcji niemieckiej" okrzyknięto „skandalicznym” i  utożsamiającym "śląskość" z "opcją niemiecką”. Szefowa „partii bez nazwy” , jako „Polka i Ślązaczka” zażądała natychmiast przeprosin ze strony PiS-u,  Migalski nie miał żadnych wątpliwości, że „w szeregach PiS wzrasta nacjonalizm".
Rządowe ośrodki propagandy natychmiast podchwyciły „zarzuty”, a dyżurni propagandyści przystąpili do dorabiania gęby Kaczyńskiemu. Ponieważ w tym samym czasie, prezes PiS poruszył w swoich wypowiedziach tak ważne kwestie, jak sprzedaż Lotosu Rosjanom oraz sformułował zarzut, iż „ktoś bierze pod uwagę fałszowanie wyborów”, wskazując na niekonstytucyjne machinacje PO, - wytoczone przeciwko niemu „zarzuty” skutecznie przykryły sprawy wagi nadrzędnej. 
W samonapędzający mechanizm prowokacji wprzęgnięto rządowe media, użytecznych publicystów i tzw. polityków lewicy oraz całą  rzeszę blogerów, ochoczo uczestniczących w idiotycznym spektaklu propagandowym. Jak za dotknięciem palucha prestigiditatora, sprawą najważniejszą w III RP stała się kwestia „śląskości”, a  kolejne grupy „lokalnych patriotów” wyrażają swój słuszny sprzeciw i oburzenie „nacjonalizmem PiS-u”.
Każdy, kolejny dzień przynosił eskalację tej kabotyńskiej histerii. Jej rzeczywisty cel ujawniła wczoraj szefowa „partii bez nazwy”, wyrażając życzenie, iż „dla dobra polskiego życia politycznego, dla dobra Polski, dla tej odwagi, której nam potrzeba, Jarosław Kaczyński powinien zejść ze sceny politycznej dzisiaj”.
Kolejną odsłonę ponurej farsy zafundowali Polakom działacze partii rządzącej , składając na Jarosława Kaczyńskiego doniesienie do prokuratury za wyrażenie „opinii utożsamiającej "śląskość" z "opcją niemiecką" i stawiając prezesowi PiS-u zarzut „publicznego znieważenia grupy ludności albo poszczególnej osoby z powodu jej przynależności narodowej, etnicznej, rasowej lub wyznaniowej.
Choć idiotyzm tego rodzaju oskarżenia jest widoczny nawet dla przeciętnie inteligentnego studenta prawa, nie należy mieć wątpliwości, że prokuratura potraktuje partyjny donos poważnie i rozpocznie śledztwo przeciwko Kaczyńskiemu. Nie po to przecież rozegrano sprawę immunitetu poselskiego, by w okresie wyborczym pozwolić prezesowi PiS na inną formę aktywności, jak tylko obecność na prokuratorskich przesłuchaniach i rozprawach karnych.
Pozycję PiS-u poważnie pogarsza fakt, że główni politycy tej partii już włączyli się w grę narzuconą przez grupę rządzącą i kolejnymi wypowiedziami, polemiką oraz wymuszonymi „sprostowaniami” nakręcają dalsze odsłony spektaklu. Nie trzeba dodawać, że jedyny przekaz z „Raportu o stanie Rzeczpospolitej”, jaki dotrze do Polaków za pośrednictwem ośrodków propagandy, będzie dotyczył rzekomego „nacjonalizmu” Kaczyńskiego. To smutny efekt zaniedbań i błędnej decyzji o sposobie publikacji Raportu.
Warto jedynie dostrzec, że gdyby politycy partii opozycyjnej, choć raz zechcieli rzetelnie wykonać swoją robotę, znaleźliby aż nadto dowodów na wsparcie wszystkich tez zawartych w dokumencie Rady Politycznej. Należało jednak wcześniej przygotować „materiał poglądowy” i przedstawić go na kilku, dobrze zorganizowanych konferencjach. W każdym obszarze aktywności Platformy Obywatelskiej, można bowiem znaleźć zdarzenia ilustrujące najpoważniejsze zarzuty stawiane tej partii. W „kwestiach narodowościowych”, a także dla wskazania antypolskości, nie trzeba odwoływać się do archiwalnych wystąpień Tuska ani bredni głoszonych ongiś przez Sikorskiego.
Tezę, iż „w PO nie budzą protestu postawy jawnie antypolskie, wręcz obrażające Polaków” doskonale potwierdza  niedawne wystąpienie  wieloletniego posła klubu PO Mirona Sycza.
Ten działacz SZSP i PZPR (w której był do samego końca), trafił do partii Tuska poprzez SLD-UP, Unię Wolności i Stowarzyszenie „Ordynacka”, a dziś należy do  Rady Głównej Związku Ukraińców w Polsce i jest wiceprzewodniczącym sejmowej Komisji Mniejszości Narodowych i Etnicznych.
 Miron Sycz jest synem Ołeksandra Sycza, członka Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów, skazanego w roku 1947 przez polski sąd na karę śmierci za działalność w UPA  Zdaniem Jerzego Niecio, autora artykułu „Dużo zrobił dla uczelni i  SB” –  Miron Sycz i inni a Służba Bezpieczeństwa PRL zamieszczonego na portalu iukraina.pl, Sycz był w latach 80. współpracownikiem opolskiej SB, zidentyfikowanym jako kontakt operacyjny „MK”.
Wywiad, jakiego poseł PO udzielił przed kilkoma dniami ukraińskiemu portalowi zaxid.net. przeszedł w Polsce bez echa i nikt nie poświęcił miejsca skandalicznym wypowiedziom tego polityka.
Zdaniem posła Platformy należy pokazać, że stosunki polsko – ukraińskie „są skomplikowane, że był nie tylko Wołyń, 1938 rok, palenie kościołów, ale że była też akcja „Wisła”, podczas której cierpieli Ukraińcy. Te dwa aspekty warto pokazywać razem. My zaś często mówimy albo o Wołyniu, albo o akcji „Wisła”.
Na pytanie o stosunek do przywódcy UPA Stepana Bandery, Sycz odpowiedział: „Mnie, jako oficjalnemu polskiemu politykowi, trudno mówić na ten temat. Powiem tak: jeśli na Ukrainie Zachodniej traktuje się go jako bohatera, to musimy ustosunkować się do tego z szacunkiem. Każde państwo ma swoją historię i swoich bohaterów, i jak Ukraina nie może pisać historii Polski, tak i Polska nie może pisać historii Ukrainy.”
Masowe ludobójstwa na Wołyniu, w których ukraińscy nacjonaliści wymordowali ok. 60 tys. Polaków, Sycz nazywa „trudnymi wydarzeniami” i natychmiast apeluje „idźmy do przodu”, „szanujmy się, bo warto”. Pytany o nadanie Banderze tytułu bohatera Ukrainy, polityk Platformy stwierdził:  Tego mi właśnie zabrakło na początku prezydentury Juszczenki. (…) to się stało dopiero w samym końcu. Proszę zwrócić uwagę, jak cały świat zareagował, kiedy pod koniec prezydentury zapadła taka decyzja. Poza tym, czyżby bohaterowie Ukrainy zasługiwali na to, aby nazywać ich bohaterami, a po wyborach nie było komu ich bronić? To było oczywiste, że tak się może wydarzyć. Z czego tutaj mamy się cieszyć? Wszystko mogło być inaczej. Swoją historię należy mieć i znać, ale nastał czas, by skończyć kłótnie wokół historycznych spraw między Polską a Ukrainą i iść do przodu”.
Wśród dywagacji Sycza znalazły się m.in. następujące słowa: „Polacy nie rozumieją ukraińskiego nacjonalizmu. Ukraiński nacjonalizm nie może być odbierany jako szowinizm. Jest wielka różnica: ukraińscy nacjonaliści to patrioci”.
Wskazuję na tego rodzaju wypowiedzi członka partii rządzącej, bo trzeba zrozumieć, z kim mamy do czynienia. Nie słychać, by ktokolwiek z władz PO odciął się od wypowiedzi Sycza lub ocenił je krytycznie. Wolno zatem przyjąć, że poseł Platformy reprezentuje również poglądy swoich partyjnych kamratów.
Trzeba zatem zwrócić uwagę, że dla ludzi z pogardą traktujących własne społeczeństwo i fałszujących historię swojego kraju,  – patriotyzm Jarosława Kaczyńskiego ma wymiar  karalnego, wyklętego „nacjonalizmu”. Nawet nie dlatego, że głosi go znienawidzony „Kaczor”, lecz dlatego, że dotyczy polskości i Polaków. Jest jednak różnica. Dla NICH „jest wielka różnica”, bo „ukraińscy nacjonaliści to patrioci” , a „ukraiński nacjonalizm nie może być odbierany jako szowinizm”.
Jeśli politycy PiS-u i środowiska wspierające tę partię, zechcą wreszcie zdobyć się na formułowanie własnego przekazu w miejsce podążania za każdą brednią narzucaną przez ośrodki propagandy – byłoby dobrze, gdyby zrozumieli tę „wielką różnicę” i potrafili pokazać ją Polakom. Nim będzie za późno.