Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 
Opozycję należy bić pałką po łbie, a swoje poglądy może wyrażać za rogiem publicznej toalety” – zarządził we wrześniu ubiegłego roku  płk Putin, w związku z manifestacjami opozycji na Placu Triumfalnym w Moskwie. Nie upłynął miesiąc od tej wypowiedzi, gdy dyrektywę Putina zrealizował w praktyce jeden z członków Platformy Obywatelskiej mordując w Łodzi  asystenta posła opozycji, a drugiego raniąc nożem. Następne miesiące obfitowały w niemniej spektakularne akty wierności instrukcjom Putina i sprowadzały się do bicia osób zgromadzonych pod krzyżem smoleńskim,  gróźbach zamachu na życie Kaczyńskiego, obietnicach „spalenia biur” PiS-u czy zapowiedzi „posłania na wózek” wiceprezesa partii  Adama Lipińskiego.
Zgodnie z wydanym na Kremlu poleceniem - do działań przystąpili również tzw. „nieznani sprawcy”. W okresie PRL-u, byli to zwykle oprycznicy z bezpieki, dorabiający „po godzinach”  do głodowych pensji. Na ich konto można zapisać próby zastraszenia współpracowników Antoniego Macierewicza, kilka śrub wkręconych w koła niepokornych dziennikarzy czy pobicie Pawła Mitera, dziennikarza z Wrocławia, który swoją prowokacją skompromitował kierownictwo Telewizji Polskiej.
Jak powszechnie wiadomo, słowa płynące z Kremla są dla nadwiślańskich hołdowników najwyższym źródłem inspiracji. Począwszy od regulacji prawnych w sprawach bezpieczeństwa, „walki z terroryzmem” i uprawnień służb specjalnych, po sposób interpretacji tragedii smoleńskiej i kształtowania relacji władza-opozycja. Inspiracje te sięgają wielu, czasem zaskakująco odległych dziedzin życia publicznego.
Dość przypomnieć, że gdy pod koniec 2008 roku rosyjska FSB oskarżyła rosyjskiego historyka badającego stalinowskie represje o „rozpowszechnianie informacji o charakterze niejawnym” i zatrzymała go pod zarzutem „skopiowania danych ankietowych przesiedleńców”, już w kwietniu następnego roku mieliśmy do czynienia ze wszczęciem prokuratorskiego śledztwa w sprawie „możliwości ujawnienia tajnych dokumentów – notatki służbowej UOP z 1991r  ” w wydanej przez IPN książce Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka "SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii”.
Podobnie - gdy w maju 2009 Dmitrij Miedwiediew utworzył specjalną komisję do walki z „agresywnymi próbami tworzenia historii szkodliwej dla Rosji”, w skład której weszli wojskowi, historycy i urzędnicy państwowi, których Miedwiediew zobligował do „badań i poszukiwań historycznych celem wykazania fałszerstw szkodzących Rosji”, -  w kilka miesięcy później wykluł się projekt utworzenia Rady IPN- u, powoływanej z gremiów słynących z niechęci do rozliczeń okresu komunizmu i ujawniania prawdy o „autorytetach” III RP. Zatwierdzane przez Radę programy badawcze i nowy profil działalności Instytutu ma w takim samym stopniu służyć prawdzie historycznej, jak komisja Miedwiediewa.
Przykłady kremlowskich inspiracji można oczywiście mnożyć. Nieszczęściem dla obecnego rządu III RP powinien być fakt, że w kilku sprawach znacząco wyprzedziła go Białoruś, np. uchwalając wcześniej ustawy wzorowane na rozwiązaniach rosyjskich, pozwalające na rejestrację stron internetowych, identyfikowanie użytkowników czy likwidację nieprawomyślnych portali internetowych.
Również, w kwestii ustalenia winnych tragedii smoleńskiej, politycy Platformy pozwoli się wyprzedzić przywódcy Białorusi.  Już w trzy dni po katastrofie, Łukaszenka nie miał żadnych wątpliwości, co do przebiegu zdarzeń i stwierdził: "Wiadomo, kto za to odpowiada. Winny czy niewinny, ty jesteś prezydentem i ty za to odpowiadasz. [...] Prezydent pyta, czy możliwe jest lądowanie, i ostatnie słowo i tak należy do niego, a pilot musi się podporządkować”.  Ministrowi Sikorskiemu przyswojenie „pусская правда” zajęło nieco więcej czasu i dopiero na początku maja 2010 roku podzielił się wiedzą, iż przyczyną tragedii była „kombinacja nadzwyczaj złej pogody, dość prymitywnego lotniska oraz błędu pilota.”
Absolutny prymat przysługuje jednak grupie rządzącej w nadążaniu za rosyjskimi instrukcjami dotyczącymi komentowania zachowań opozycji wobec tragedii smoleńskiej.  Generalną zasadę związaną z interpretacją postawy PiS-u sformułował już 12 kwietnia 2010 roku "Moskowskij Komsomolec" gdy obwieścił, że "jest już pewne, iż śmierć Kaczyńskiego zostanie wykorzystana do celów politycznych". Dla pewności, instrukcję powtórzono po kilku dniach w publikacji "Komsomolskiej Prawdy" gdzie pojawiła się wypowiedź Siergieja Markowa deputowanego do Dumy Państwowej, który wyraził obawę, że „katastrofa pod Smoleńskiem i tragedia katyńska będą wykorzystane w kampanii wyborczej, co po raz kolejny nastroi zwykłych Polaków przeciwko Rosji i ochłodzi dwustronne relacje”.
Już w kilka dni później, w wypowiedziach ludzi Platformy pojawiły się zarzuty, jakoby prezes PiS chciał wykorzystywać śmierć brata w wyścigu do Pałacu Prezydenckiego. 26 kwietnia poseł PO Adam Szejnfeld, komentując decyzję Kaczyńskiego o kandydowaniu ostrzegł, że „jeśli PiS i Jarosław Kaczyński będą chcieli wykorzystać dramatyczną, traumatyczną sytuację, to tylko zaszkodzą tym swojej kampanii”, zaś ówczesny kandydat PO Komorowski nie omieszkał podzielić się uwagą, że "druga strona, prowadząc kampanię, umiejętnie zagospodarowuje nastrój żałoby. Trzeba bardzo uważać, żeby nie tworzyć wrażenia nadużycia nastroju żałobnego”.
Gdy na początku września 2010 r Jarosław Kaczyński oświadczył, że Tusk i spółka „muszą zejść z polskiej sceny politycznej raz na zawsze”, z interpretacją natychmiast pospieszyła "Wriemia Nowostiej", jednoznacznie komentując wystąpienie Kaczyńskiego: "Opozycja upolitycznia tragedię pod Smoleńskiem. [...] Za rozważaniami lidera PiS na temat przyczyn katastrofy kryją się polityczne pobudki i emocje". Dwa dni później Radosław Sikorski zakomunikował, że „prezes PiS już zdecydował kto jest odpowiedzialny za katastrofę smoleńską, choć prokuratura i komisja nie zakończyły pracy”. To również "Wriemia Nowostiej" wydały instrukcję dotyczącą prac sejmowego zespołu parlamentarnego PiS, wyrażając zdziwienie, że zespół chce "przedstawić swoją interpretację wydarzeń, które nastąpiły po smoleńskiej katastrofie. Wszak komisja Macierewicza została powołana do zbadania przyczyn, a nie następstw tragedii". Trafnie odczytał instrukcję Paweł Graś, gdy komentując następnego dnia prace zespołu PiS, oznajmił: „My będziemy spokojnie czekać na pracę instytucji, które zajmują się badaniem katastrofy, prokuratury i komisji. Niech te instytucje wskażą, stwierdzą ewentualnych winnych i odpowiedzialnych”.
Nagrodą dla grupy rządzącej za wierne wsłuchiwanie się w głos kremlowskich nadajników, był przekaz TV Rossija ze stycznia br. relacjonujący stanowisko rządu Tuska w sprawie działań dotyczących tragedii smoleńskiej. Państwowa telewizja rosyjska zwróciła uwagę na słowa Tuska, że nie wszyscy w Polsce byli zainteresowani tym, by poznać prawdę o tragedii: "Te słowa były adresowane do partii opozycyjnych, w tym Jarosława Kaczyńskiego, który wystąpienia premiera słuchał z wyraźną irytacją. Zwłaszcza słów, że wyjaśnianie prawdy o katastrofie nie może być powodem do politycznych awantur" –wytłumaczyła TV Rossija. Padła też pochwała: "Tusk dzisiaj bodaj po raz pierwszy powiedział to, o czym cała Polska mówiła od dawna, o czym pisali polscy dziennikarze - że opozycja otwarcie wykorzystuje tragedię pod Smoleńskiem do swoich celów politycznych. Tusk o tym nie wspomniał, ale wszyscy i tak wiedzą, że jesienią w Polsce odbędą się wybory parlamentarne i tragedia z samolotem przekształca się w przedmiot spekulacji".
Nietrudno zrozumieć, że podżeganie i szczucie przeciwko opozycji, to jeden z podstawowych rosyjskich środków w rozgrywaniu "kwestii polskiej".
Długo i obszernie można byłoby wskazywać, że cały przekaz dotyczący Smoleńska oraz przyjęta przez grupę rządzącą strategia walki z opozycją, są autorstwa rosyjskich „przyjaciół”. Wiemy, że produkcje ośrodków propagandy, rzesz publicystów, „autorytetów” i najemnych szczekaczy znajdują inspiracje w kremlowskich dyrektywach. Dla jeszcze ściślejszej koordynacji działań powołano nawet nowe Towarzystwo Przyjaźni Polsko – Radzieckiej, nadając mu dowcipną nazwę Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia.
 
Wspominam o tym, ponieważ na wczorajsze i dzisiejsze wydarzenia w Warszawie trzeba patrzeć w perspektywie kontynuacji generalnej dyrektywy płk Putina, dotyczącej walki z opozycją. Nie ulega wątpliwości, że ta władza, mianem wroga obdarzy każdego, kto domaga się wyjaśnienia przyczyn tragedii oraz rozliczenia osób winnych śmierci polskich obywateli. Ale nie tylko. Wrogiem będzie każdy, kto chciałby czcić pamięć ofiar Smoleńska, kto o tych ofiarach wspomina i domaga się upamiętnienia narodowej tragedii.  W tym obłędnym kryterium nie ma cienia polskiej racji stanu.
Zasada wykreowania wroga jest zatem niezwykle prosta: będzie nim ten, kogo wskaże Rosja, kto domaga się ujawnienia sprawców tragedii, kto zagraża kłamstwom i dezinformacji, kto sprzeciwia się narzuconej Polakom idei „pojednania” i „zbliżenia”.
Dla tej władzy - opozycją zatem będą miliony Polaków, a przedstawicielami opozycji - ludzie gromadzący się w rocznicę 10 kwietnia. Dlatego dyrektywa Putina, dotycząca manifestantów na Placu Triumfalnym w Moskwie, obowiązuje również na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie i nie mam najmniejszych wątpliwości, że zostanie skrupulatnie wykonana.
Aresztowanie Filipa Rdesińskiego, brutalne akcje służb podległych gubernator Warszawy, poturbowanie posłanek PiS-u, niszczenie zniczy i kwiatów, usuwanie wystaw fotograficznych, działania prowokatorów i „nieznanych sprawców” – są  kontynuacją rozprawy z opozycją, według wytycznych rosyjskiego satrapy. Nie tylko zbliżają nas do standardów moskiewskich, ale wręcz czerpią z nich inspiracje i wzór.
 
Dlatego trzeba wyraźnie powiedzieć, że władza, która z lękiem i ślepą nienawiścią reaguje na wszelkie przejawy obywatelskich inicjatyw, która niszczy ślady pamięci o ofiarach tragedii, władza odgradzająca się od Polaków kordonami ZOMO, działająca za zasłoną jawnych i tajnych służb – działa w interesie tych, którzy chcą ukryć prawdę o śmierci polskich obywateli i  broni spraw rozgrywanych na Kremlu.
 

Aleksander Ścios

Za:Blog - Bez Dekretu