Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 
No i mamy wreszcie finał. Mam nadzieję, że okaże się szczęśliwy, tzn.
Tarcza powstanie na Litwie, w starożytnej Mezopotamii, lub nawet na
Atlantydzie, byle tylko nie u nas. Czemu? Otóż ze wstydem muszę
przyznać, że w tej sprawie podzielam pogląd Donalda Tuska, że to
amerykańskie cudo militarne musi przede wszystkim podnieść
bezpieczeństwo naszego kraju, jeśli ma u nas być. Ponieważ wujek Sam
liczy każdy grosz, myślę że na to nie ma co liczyć, więc tarczy nie
będzie. Mam nadzieję. Ale negocjacje były dość ciekawe. Pokazały kilka
ciekawych technik negocjacyjnych. np. wypowiedziane przy tej okazji,
jakiś czas temu słowa jednego z doradców kogoś ważnego w USA
"Polska prosi o zbyt dużo" wskazywało by, że po pierwsze- to
Polska o coś prosi, po drugie, że jest to zbyt dużo dla amerykańskiego
podatnika.

Co do pierwszego- my o nic USA w tej sprawie nie prosimy.
Proszą oni. My tylko stawiamy warunki. I to powinno być jasno
podkreślone. Naszym zdaniem ta tarcza to żaden złoty środek, ale jak
sobie jaśnie w USA panujący George chce go wybudować- OK fajnie, ale
muszą nam za to zapłacić odpowiednią cenę. Z tym, że ona jest za duża,
też raczej trudno się zgodzić. A to z wielorakich powodów. Jednym z nich
jest fakt, że żądamy (nie prosimy) kwoty, która jest mniejsza niż
wydatki amerykańskiego podatnika na jeden dzień wojen w Iraku czy
Afganistanie. Inną kwestią jest to że inni sojusznicy wujka Sama dostają
nieporównywalnie więcej, i nikt nie ma za oceanem wątpliwości co do
zasadności takiego szastania zielonymi. np. Izrael, takiej pomocy-
bezzwrotnej oczywiście, corocznie otrzymuje kilkadziesiąt miliardów
dolarów. My chcemy tylko kilka i to jednorazowo. Dodajmy do tego fakt,
że żaden izraelski żołnierz nie ginie za Amerykę w Iraku czy
Afganistanie. Owszem, jest on enklawą amerykanizmu na pustyni
terroryzmu, ale czyż my, sąsiadując z Rosją, często w sprawach
proamerykańskich kłócąc się z Unią Europejką, nie bierzemy na siebie
porównywalnych wyrzeczeń? Doliczmy do tego jeszcze wartość izraelskich
zakupów w przemyśle zbrojeniowym USA. Tak, tak, wartość tych zakupów też
trzeba doliczyć do obciążeń amerykańskiego podatnika, gdyż Izrael
wynalazł bardzo ciekawą metodę handlu z USA, tzn.za sprzęt dostarczony
przez Amerykę do Izraela płaci... Ameryka. I nie chodzi tu o stare
Herculesy, czy kilkunastoletnie Hummery. Chodzi np.o samoloty F15, czy F
16, których Izrael ma już ponad setkę. Dla porównania, my nasz kredyt na
48 F 16 gorszego typu niż te Izraelskie, będziemy spłacać przez kilka
następnych lat. I tam nikt nie mówi pogardliwym tonem, że Izrael prosi o
zbyt dużo. Mało tego, od Izraela nie wymaga się akceptacji republiki
bananowej Kosowa, czy drażnienia Rosji, tarczą antyrakietową oczywiście.
Żaden Izraelski żołnierz nie wziął udziału w wojnach w Iraku i
Afganistanie, ani nawet wcześniej- w byłej Jugosławii.
Sumując te wszystkie fakty, okazuje się, że nawet przy osiągnięciu 100
procent celów negocjacyjnych naszego rządu, chcemy (nie prosimy- proszą
Amerykanie) bardzo bardzo mało. A wujek Sam nawet tego pokryć nie chce.
To znaczy, nie traktują tam nas poważnie. Wiem, sami ich tego
nauczyliśmy, ale właśnie teraz jest czas na to, żeby ich nauczyć nas
cenić. A gadanie o tym, że możemy stracić dobre relacje z USA, to farsa,
bo naprzód to nie są dobre relacje, gdzie nasi żołnierze giną za USA a
USA ma nas w d..., a po wtóre, na tych relacjach do tej pory korzystała
tylko jedna strona, ta i tak bardziej bogata, USA. Tak więc życzę USA
powodzenia z tą tarczą, ale jak najdalej od nas. I w tym jednym aspekcie
chcę wyrazić moją solidarność z ekipą Donalda Tuska. Ale tylko w tym
jednym.

Andrzej Kocur