Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
 
Niemcy podkreślają coraz częściej, że w sensie prawnym nie istnieje traktat polsko-niemiecki ustalający nasze granice zachodnie.

W styczniu 1993 roku międzynarodowi mediatorzy Cyrus Vance i lord David Owen ogłosili plan podziału Bośni i Hercegowiny na 10 prowincji, za podstawę jego opracowania przyjęli aktualną mapę etniczną; plan został zaakceptowany przez rząd Bośni, odrzucili go bośniaccy Serbowie (Wikipedia). Wkrótce potem rozpoczęło się na Bałkanach największe i najkrwawsze pasmo wojen w Europie po II wojnie światowej.

1. Ostatnio na łamach „Rz” profesor Zdzisław Krasnodębski – wykładowca m.in. na uniwersytecie w Bremie – w ciemnych barwach opisał dynamiczne zmiany w świadomości Niemców i dość bezczelne przewartościowywanie przez tamtejsze media, polityków i historyków okresu od dojścia Hitlera do władzy (1933 r.) do czasu wysiedleń Niemców z przejmowanych przez Polskę obszarów. Nie ma co się oszukiwać – jak to robi Rząd Tuska – że w stosunkach z RFN jest dobrze. Jest natomiast wiele powodów, aby sądzić inaczej. W niektórych miejscowościach na Dolnym Śląsku zaczynają się pojawiać tablice z ich nazwami w języku niemieckim.

Niemcy podkreślają coraz częściej, że sensie prawnym nie istnieje traktat polsko-niemiecki ustalający nasze granice zachodnie. Zostały one wyznaczone przez zwycięską koalicję na konferencjach w Jałcie i Poczdamie (potem minimalnie korygowane, m.in.w porozumieniu z władzami NRD). Dyskryminowana jest polska mniejszość etniczna w RFN (Niemcy w ogóle za mniejszość uznać jej nie chcą). Media niemieckie na ogół nienawidzą braci Kaczyńskich, zwłaszcza Lecha, za względnie twardą politykę wobec wszelkich roszczeń niemieckich, wysławiają zaś Tuska i PO. O czym to świadczy?! Profesor Krasnodębski sygnalizuje także wyraźną pogardę, z jaką pisze się obecnie o Polsce w wielu poważnych niemieckich gazetach.

2. Niemcy stanowią dla Polski potencjalne i narastające zagrożenie. W RFN przemija pamięć o dwóch wojnach światowych wywołanych przez Niemcy, a pojawia się własna martyrologia i ewidentna chęć zdominowania Unii Europejskiej. Warto wiedzieć, że nawet tuż po wojnie 60 proc. Niemców sądziło, że cele nazistów generalnie były słuszne. Co by się stało, gdyby w jakiejś części Dolnego Śląska ogłoszono plebiscyt i miejscowa ludność opowiedziała się za oderwaniem tego obszaru od Polski? Potem uzbrojenie jej przez – niekoniecznie tylko – nacjonalistyczne organizacje w RFN oraz napływ kilku tysięcy ochotników – neonazistów oraz entuzjastów „dziejowej sprawiedliwości”. I co wtedy zrobi polski rząd? Jakakolwiek próba negocjacji z separatystami byłaby hańbą dla polskich władz. Jeżeli po kategorycznym apelu do przywódców separatystów nie nastąpiłaby ich całkowita rezygnacja z odłączeniowych planów, do akcji powinny natychmiast wkroczyć polskie siły zbrojne.

3. Skutkiem tego byłaby histeryczna propaganda niemieckich mediów, rozpisujących się o „zbrodniach” Polaków na Niemcach mieszkających na newralgicznym terenie. Tchórzliwa i reagująca neurotycznie na wzmianki o „nowej wojnie w Europie” opinia publiczna „starej Europy” mogłaby przyjąć takie informacje za dobrą monetę. Czy ktoś z kierownictwa NATO albo ONZ nie wpadłby na pomysł, żeby na tereny walk wprowadzić błękitne hełmy? Czy rząd polski miałby prawo dopuścić do takiej sytuacji, co najmniej czasowo sankcjonującej utratę spod kontroli części terytorium Polski? Absolutnie nie. Czy wtedy nad Polską nie odbyłyby się ostrzegawcze loty samolotów NATO? Czy polskie siły zbrojne nie powinny wówczas odpowiedzieć także ostrzegawczym zestrzeleniem choćby jednej maszyny? Co stałoby się później?

4. Istnieje mądre przysłowie: „Wśród serdecznych przyjaciół psy zająca zjadły”. Dokładnie to samo może się stać z Polską. Zresztą, gdzie my mamy szczerych przyjaciół? Kto to jest wśród narodów Europy i świata? Węgrzy – „Węgier Polak dwa bratanki itd.” – chyba już dawno zapomnieli (no, może oprócz Fideszu), kto to był generał Bem. USA, które podsyłają nam pokręcone F-16 i poklepują protekcjonalnie po plecach, żebyśmy jak ostatni frajerzy narażali się islamistom w Iraku i Afganistanie (za darmochę, bo co nam Amerykanie za to dali?), traktują nas instrumentalnie. Więc, gdzie ci prawdziwi, zawsze lojalni, szczerzy przyjaciele są ?

5. Włosi i w ogóle południowcy są przez wielu postrzegani jako emocjonaci, krzykacze, kłótnicy. Jedni tacy są, inni nie. To jednak nacja o krwi gorącej. Ale Włosi na ogół poprzestają na agresji słownej. Bić się nie chcą. Boją się. Skompromitowali się doszczętnie jako żołnierze w czasie drugiej wojny światowej. W Abisynii musiały ich wspierać oddziały niemieckie. Nawet tam nie potrafili sobie poradzić. Anglicy bez problemów zniszczyli ich potężną flotę wojenną. Owszem, wiem o tym, że działała we Włoszech partyzantka – szczególnie aktywna pod koniec wojny – grupująca ludzi twardych i odważnych. Ale Włosi nie są specjalnie groźni dla tych, którzy nie pękają pod byle pozorem.

6. Z Serbami jest zupełnie inaczej. Ci łączą cechy agresji typu włoskiego, południowego z twardością Rosjan czy Ukraińców. Przez to stają się ludem niezwykle groźnym. Są zdolni do walki, mściwi, nieustępliwi. Często niezwykle okrutni. Bardzo niebezpieczne połączenie cech. Serbowie bośniaccy wspierani przez Serbię i Serbowie z dawnej Jugosławii – głównie w Bośni i Kosowie, także w Chorawcji – dokonywali wielokrotnie czynów ludobójczych. Nie znoszę mentalności, która tolerowała – owszem, były wielkie antyrządowe manifestacje w Belgradzie, ale na tym się skończyło – przy władzy bandytę Miloszevicia (i jego jeszcze gorszą, podjudzającą go żonę Mirjanę Marković, która uciekła do Rosji, ortodoksyjną marksistkę).

Podobny stosunek mam do wyzwoleńczej armii i władz Kosowa, w którym wspaniale rozwijają się wszelakie mafie. Ale czy wolno Serbom było odbierać Kosowo? Podkreślam przy tym dobitnie, że w dalszej części tekstu nie chcę bronić Serbów – ale pewnych zasad. Atak NATO (= USA) na 200-300 wybranych obiektów w Serbii (w tym na budynek ambasady chińskiej, skąd serbskiej armii przekazywano dane wywiadowcze) traktuję jako karą za serbskie zbrodnie.

7. Czytelnicy znają historię Kosowa. Więc króciuteńko. Serbowie słusznie uznają Kosowo za kolebkę swojego Państwa. To z Kosowa rządził Wielką Serbią w XIV wieku car Stefan IV Duszan. Historię Wielkiej Serbii i bezdyskusyjną serbskość Kosowa zakończyła bitwa na Kosowym Polu, gdzie w walce z Turkami (Serbowie spełniliali tam funkcję podobną do tej, jaką w przyszłości miała spełnić Polska – zapory przed agresją na chrześcijańską Europę muzułmańskiego imperium) wyginął kwiat serbskiego rycerstwa. Serbia i Kosowo stały się częścią Tureckiego mocarstwa. Późniejsza historia Kosowa to niekończące się pasmo najrozmaitszych wojen, w których niemal zawsze ofiarami byli Serbowie, a beneficjentami Albańczycy, którzy korzystając z okazji, stopniowo zasiedlali Kosowo.

8. Tak działo się w Kosowie przez wieki. I nagle polityczni liderzy kosowskich Albańczyków ogłosili niepodległość (17.02.08). Nastąpiło oderwanie Kosowa od Serbii. I co na to światowi politycy? Akceptują. Zero sprzeciwu. A co robi Polski rząd: popisuje się swoim paskudnym serwilizmem wobec Zachodu i UE. Dzień przed uznaniem państwowości Kosowa premier Donald Tusk wyjaśnił, że Polska powinna zachowywać lojalność wobec zachodnich sojuszników.

Adam Rotfeld, były szef MSZ, mówił: „Po pierwsze, jesteśmy związani lojalnością względem partnerów z UE i NATO” . Jak to „związani”? Niczym nie jesteśmy związani. Mamy bronić własnych interesów, a nie dawać się wiązać organizacjom i państwom, które mają Polskę tam, gdzie „Pan może pocałować pana majstra”. Uznając Kosowo Polska popełniła błąd. Już na początku swojego istnienia rząd PO udowodnił, że jest słaby, tchórzliwy, niezdolny do prowadzenia odważnej i samodzielnej polityki zagranicznej.

Zamiast uznawać Kosowo, trzeba było rozliczyć serbskich i albańskich bandytów – szukać mądrego sposobu likwidacji napięć (w długoletnim, oczywiście, procesie). Uznanie Kosowa nie rozwiąże żadnych problemów. Serbowie są tacy, jak ich opisałem. Nie odpuszczą. Mowy nie ma. Prędzej czy później znowu będzie tam wojna. Być może najokrutniejsza ze wszystkich dotychczasowych na Bałkanach. „90 proc. ludności Kosowa to Albańczycy i dlatego świat odbiera nam Kosowo”. Jak odpowiada sobie na tę wątpliwość ktoś w rodzaju Mladicia? Tylko tak: „gdyby zmniejszyć ich populację – najlepiej o 100 procent, wtedy polityczni buchalterzy Zachodu zmienią zdanie”. I tu ten łajdak miałby w pełni rację. Niestety.

9. Serbowie – i to ich wina – wyrobili sobie w oczach opinii światowej opinię ksenofobów, szowinistów i morderców. Dlatego z taką łatwością przyszło Zachodowi tolerować odrywanie się Kosowa od Serbii, a potem Amerykanom Serbię bombardować. Polsce przyprawia się od lat taką samą gębę (w sprawie Holokaustu). To może mieć niewyobrażalnie poważne dla nas skutki.

Lubię i szanuję Stany Zjednoczone. Ten tekst to rysowanie scenariusza mało prawdopodobnego, ale niewykluczonego. Działajmy więc na arenie międzynarodowej przyjaźnie, ale i konsekwentnie, bez serwilizmu wobec innych. Najbliższa ciału koszula. Dla nas, Polaków, tą koszulą jest przede wszystkim nasz kraj, nasza ojczyzna. A ja tam w podartej koszuli biegać nie zamierzam.

Paweł Paliwoda

Za: http://www.propolonia.pl/blog-read.php?bid=70&pid=2298