Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 
Wyobraźmy sobie, że pewnego dnia producenci różnych towarów wpadają na pomysł, żeby zamiast tych towarów oferować klientom same opakowania.
Fabryka butów zaczyna dostarczać pudełka po butach, cukrownie — torebki z napisem „cukier kryształ”, producenci wina — butelki lub same etykiety (dla większej oszczędności) itd. Cenę tych opakowań producenci określaliby w zależności od domniemanej ceny ich nieistniejącej zawartości. Czy na te towary-nietowary znaleźliby się nabywcy? Oczywiście nie. Nikt by przecież nie kupował informacji o towarze (jakim jest opakowanie) za cenę tego towaru (którego w opakowaniu nie ma). Producenci musieliby użyć niezwykłej magii, żeby choć na krótko oczarować miliony konsumentów i przekonać ich do nabywania iluzji przedmiotów za cenę przedmiotów.

Można by sądzić, że taka sztuczka nigdy nikomu się nie udała i nie uda. A jednak jest sfera gospodarki, w której właśnie taka magia stała się zasadą. Tą sferą jest pieniądz, a ściślej mówiąc, prawny środek płatniczy emitowany przez banki centralne oraz depozyty i kredyty udzielane przez pozostałe banki. Papierowy pieniądz oraz depozyty i kredyty tworzone ex nihilo jako zapisy księgowe to odpowiedniki opakowań nie skrywających żadnej realnej wartości. — Jak to? — może ktoś zaoponować. — Przecież za 100 zł mogę jednak kupić parę tanich butów, 20 kilogramów cukru albo butelkę dobrego wina! Tak, jednak trzeba pamiętać, że jest to możliwe wyłącznie dlatego, iż główną wartością pieniądza jest jego funkcja środka wymiany. Dopóki papierowy pieniądz udaje nam się wymienić na towary, dopóty nie zauważamy, że coś z nim jest nie tak.

A co jest właściwie nie tak? Pieniądz powstał na wolnym rynku jako naturalny produkt ewolucji barteru, czyli handlu wymiennego (towar za towar). Najlepszym materiałem na pieniądz okazały się metale szlachetne: złoto i srebro, dzielone na małe porcje, którym przyklejano w różnych krajach różne „etykiety” określające wagową zawartość czystego kruszcu. Bezanty, funty, franki, dukaty, marki, grosze były lokalnymi rozwiązaniami problemu porcjowania kruszców.
Produkcja pustych etykiet, świstków z nadrukami nominałów i znakami wodnymi pozwala bankom decydować o tym, kto będzie bogaty, a kto biedny, i co jakiś czas doprowadza do „kryzysów finansowych”.

W średniowieczu, kiedy rósł międzynarodowy handel, na dużych jarmarkach pojawiali się znawcy kursów wymiany, którzy pomagali w transakcjach między posiadaczami różnych walut. Ustawiali duże stoły, a na nich worki z różnymi monetami. Taki stół nazywał się po włosku banca, a tego, kto trudnił się wymianą pieniędzy zaczęto nazywać bancherius, czyli bankierem. Bankierzy, a później także jubilerzy obracali jednak nie tylko monetami, lecz także wekslami, czyli obietnicami zapłaty. Weksle stawały się coraz częściej banknotami, czyli dowodami na to, że jakiś bank obiecuje zapłatę. Wtedy to w głowach owych bankierów powstała szalona myśl, że można takie banknoty wystawiać w dowolnej ilości, w oderwaniu od monet, które powinny reprezentować. Korzyści z tego wynalazku trafnie podsumował Meyer Amschel Rothschild: „Pozwólcie mi emitować i kontrolować pieniądz w jakimś kraju, a będzie mi obojętne, kto w nim stanowi prawa”. Jeśli ktoś zawładnie produkcją pieniądza, to decyduje o podziale tytułów własności.

Emitentami pieniądza są w dzisiejszym świecie banki, ściśle kontrolowane przez państwo, które nadaje im monopol na produkcję pieniądza (prawny środek płatniczy) oraz reguluje i koncesjonuje ich działalność. W istocie więc państwa i bankierzy w wyniku zuchwałej uzurpacji zastąpili prawa, o których mówił Rothschild. Produkcja pustych etykiet, świstków z nadrukami nominałów i znakami wodnymi pozwala im decydować o tym, kto będzie bogaty, a kto biedny, i co jakiś czas doprowadza do „kryzysów finansowych”, które są po prostu konsekwencją owej gigantycznej uzurpacji. To jest odpowiedź na pytanie „Co jest nie tak z pieniądzem?”. Tu kryje się też wyjaśnienie tego, że mimo kryzysów i zawirowań w gospodarce banki mają się świetnie i otwierają nowe oddziały na każdej głównej ulicy. Pozostaje tylko pytanie, czy takie banki są potrzebne nam, konsumentom i obywatelom?

Witold Falkowski

Autor jest prezesem Fundacji Instytut Ludwiga von Misesa, www.mises.pl

Za: http://www.goniec.koliber.org/po-co-sa-banki

Zobacz także:

Money As Debt - Pieniądze Jako Dług
http://www.youtube.com/watch?v=Ue_lzEIVhnE