Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 
Rewolucja kulturowa przekształciła się w apostazję Zachodu, która z konieczności ma wielorakie, społeczne i kulturalne, konsekwencj

Z Marguerite A. Peeters, dyrektor Instytutu na rzecz Dynamiki Dialogu Międzykulturowego, dziennikarką i autorką wielu publikacji analizujących globalne procesy przemian, rozmawia Mariusz Bober

Czytając wydaną niedawno w Polsce Pani książkę pt. "Globalizacja zachodniej rewolucji kulturowej", można odnieść wrażenie, że Organizacja Narodów Zjednoczonych i większość jej ekspertów oszalała na punkcie "praw seksualnych" szeroko rozumianych...

- Odnosząc się do tej uwagi, chciałabym wskazać na dwie rzeczy. Przede wszystkim dużym uproszczeniem byłoby wskazanie i obwinianie tylko jednej organizacji - ONZ i jej ekspertów. Należy trzeźwo spojrzeć na stan zachodnich społeczeństw od czasu zakończenia zimnej wojny, na prawdziwy stan rodzin i młodzieży, biorąc pod uwagę wytwory zachodniej kultury, stan prawodawstwa, polityki, a nawet gospodarki. Wówczas zobaczymy, że Zachód znajduje się w stanie głębokiej dekadencji i sekularyzacji, a postępująca szybko globalizacja powinna wywoływać nasze obawy i mobilizować naszą energię. To prawda - agenci zachodnich feministek, kulturowej i seksualnej rewolucji przejęli kontrolę na poziomie "globalnego zarządzania", i nie chodzi tu wyłącznie o ONZ. Ale zachodnie społeczeństwa i rządy pozwoliły im na to właśnie z powodu moralnego stanu, w którym się znalazły - straciły wolę i siłę, aby się temu przeciwstawić. Zarządzanie światem zawsze dokonywało się poprzez kulturalne i polityczne wpływy Zachodu, dlatego to właśnie on jest odpowiedzialny również za obecny stan...

...całego świata? Bo kraje rozwijające się przejmują zachodni model przemian cywilizacyjnych?

- I to jest moja druga uwaga odnosząca się do uwodzenia "zachodnim modelem", który wciąż jest aplikowany kulturom innym niż zachodnie. Dotyczy to szczególnie młodzieży zamieszkującej duże miasta. Zachód symbolizuje postęp, rozwój, wolność i "wyzwolenie". Młodzi ludzie na całym świecie, nawet w miejscach tak odległych jak Chiny, wioski afrykańskie, a nawet Ameryka Łacińska, chcą przyjmować zachodni styl życia, ponosząc wszystkie związane z tym koszty, tak jakby to była "jedyna droga", jedyny styl życia. Globalizacja jest znakiem naszych czasów. Bardzo szybko postępujący proces rozprzestrzeniania się zachodniej rewolucji seksualnej stawia nas w obliczu tajemnicy zła.

W jakim sensie?

- Diabeł jest bardzo zainteresowany globalizacją. Ale Bóg ma swoje własne plany, w których prosi nas o współpracę, o włączenie się poprzez nas z całą siłą i pełnym zaangażowaniem w urzeczywistnianie cywilizacji miłości. Ta niezwykła sytuacja - wyzwań, które stawia przed nami Bóg w obliczu rozprzestrzeniania się cywilizacji śmierci, jest - jak mówił Karol Dickens - błogosławieństwem i przekleństwem naszych czasów.

Pisze Pani, że agenci rewolucji kulturowej dążą do zmiany praw, kultury i mentalności ludzi na całym świecie. Jaki jest ich cel? Po prostu chcą, by ludzie "korzystali" z "wolnej miłości" bez żadnych konsekwencji?

- Nie wiem, czy mają jasny cel: szybko zmieniają sposób myślenia, co prowadzi ich nawet dalej, niż sami planowali. Mogą być tylko dwie możliwości: albo szukasz dobra i prawdy, kierując się szczerym sercem i sumieniem, albo pozwalasz się prowadzić przez ducha tego świata, który jest zły. Neopogańska rewolucja kulturalna jest po prostu konsekwencją apostazji.

Z opisu przedstawionego w Pani książce można wysnuć wniosek, że zachodnia rewolucja kulturowa jest w rzeczywistości gloryfikacją egoizmu jednostki, nawet kosztem społeczeństwa. To chciała Pani również przekazać?

- Rozwój tej rewolucji, który obserwujemy, nie eksplodował z niczego. Historyczny proces zachodniej rewolucji kulturalnej jest długi i skomplikowany. Ale wydaje się, że osiągnął punkt krytyczny w latach 60., gdy wybuchła rewolucja seksualna. Jej korzenie są moim zdaniem teologiczne (chodzi szczególnie o XVIII-wieczny deizm i naturalizm, gdy Zachód przestał uważać Boga za Ojca, a zaczął traktować jak "budowniczego" wszechświata). Odrzucenie Boga przez zachodnią kulturę stało się bardziej widoczne po deklaracji Nietschego o "śmierci Boga". Wiek XX pokazał z kolei, że to przyspieszenie sekularyzacji szło ręka w rękę z antropologiczną dekonstrukcją: stępiało wrażliwość na ludzkie tragedie - szybką śmierć ojca, matki, współmałżonka, dziecka... byle tylko zmienić nas wszystkich w "równych obywateli", cieszących się prawem do robienia tego, co chcemy, bez względu na Boże plany. Rewolucja kulturalna stała się nawet czymś więcej niż zwykłym triumfem Dionizosa. Przekształciła się w apostazję Zachodu, która z konieczności ma wielorakie, społeczne i kulturalne, konsekwencje. Ta sytuacja przypomina nam scenę i słowa z Księgi Rodzaju: "będziecie jako bogowie" [decydując o tym, co jest dobre, a co złe - red.]. Powinniśmy czytać historię w świetle Bożego Objawienia!

Takie zachowania prowadzą do społecznych konfliktów ze względu na wojnę egoizmów jednostek...

- Możemy już badać na Zachodzie skalę i głębokość społecznego, ekonomicznego, politycznego, antropologicznego i religijnego kryzysu wywołanego przez seksualną i kulturową rewolucję. Ona mogła przynieść jedynie społeczną dekonstrukcję i nieporządek. Nadszedł już czas, by Zachód dokonał swojego wyznania "mea culpa". Rewolucja nie jest w stanie udźwignąć własnego ciężaru: wcześniej czy później dojdzie do jej samodekonstrukcji. Zachód zostanie upokorzony. Gdy osiągniemy ten punkt, przed chrześcijanami stanie cudowna misja dokonania pojednania.

A może rewolucja zwycięży?

- Współcześni ludzie, tak jak było zawsze, mają wybór, by powiedzieć Bogu, naszemu Ojcu, synowskie "tak" albo oddawać cześć idolom: siły, pieniądza i namiętności - trzem wielkim pokusom ludzkości od czasów ogrodu Eden. Wszyscy musimy walczyć z pokusami. Słaba kondycja moralna zachodnich demokracji ułatwia przejmowanie nad nimi władzy na poziomie globalnym. Dziś już nie można zaprzeczyć, że "globalne zjawisko zamachu stanu" dokonywane przez agentów zachodniej rewolucji seksualnej i radykalne mniejszości jest faktem.

Kim są owi "agenci rewolucji seksualnej" i eksperci od inżynierii społecznej sięgający po władzę nad narodami, o których pisze Pani także w swojej książce?

- Należą do inteligencji, która prowadziła Zachód od nowoczesności do postnowoczesności od lat 60. ubiegłego wieku. Znajdują się pod wpływem Szkoły Frankfurckiej [kuźnia ideologii Nowej Lewicy - red.], skupiającej zwolenników Herberta MarcuseŐa, pokolenia Ô68, uczniów Margaret Sanger, Marie Stopes, Alfreda Kinseya, członków wielu organizacji pozarządowych. Szkolą też członków założonych przez siebie instytutów oraz ich następców...
Wykazujemy się niezwykłą niewiedzą na temat historii zachodniej rewolucji kulturalnej. Narzekamy na to, że obecny bieg wydarzeń wydaje się dziełem szatana. Tymczasem wielu chrześcijan nie traktowało tej rewolucji poważnie i nie chciało pełnić funkcji przywódczych w czasie, gdy ona dopiero się rozwijała. Dlatego przynajmniej teraz musimy przełamać swoją niewiedzę w tej dziedzinie.
Powinniśmy głębiej zaangażować się ("wypłyń na głębię"), aby móc sformułować nową polityczną i kulturalną podstawę, która będzie miała swoje źródło w zdrowej antropologii - antropologii dla naszych czasów, antropologii dla cywilizacji miłości. To pilne wyzwanie dla nas, ponieważ znaleźliśmy się w pewnej pustce, która powoduje tak wiele cierpienia.

Ostro krytykuje Pani ONZ za narzucanie krajom członkowskim lewicowej polityki społecznej. Wiele osób to oburza, bo - jak mówią - ONZ zajmuje się też "walką z głodem", udzielaniem biednym krajom pomocy rozwojowej itd.

- ONZ ma mandat od krajów członkowskich na promowanie pokoju, praw człowieka i rozwoju na świecie, ale każde z tych pojęć może zostać perwersyjnie zmienione od środka, jeśli zostaną zinterpretowane według parametrów źle skonstruowanej antropologii. Walka z głodem bowiem może zostać przekształcona w eliminację biedaków poprzez kontrolę urodzeń. Natomiast promowana opieka zdrowotna daje w rzeczywistości pierwszeństwo tzw. zdrowiu reprodukcyjnemu, czyli zespołowi działań, który łączy cele rewolucji seksualnej, takie jak np. "powszechny dostęp do różnych metod antykoncepcji" i tzw. bezpiecznej aborcji. Więc w rzeczywistości "zdrowie reprodukcyjne" i związane z tym projektem metody działań stały się obsesyjnym priorytetem globalnego zarządzania od konferencji ludnościowej w Kairze w 1994 roku. Od tego czasu na wszystkie kraje wywierana jest presja, by wcielały w życie jej postanowienia, w sytuacji gdy ludzie nadal głodują, nie mają domów i odzieży. Dziś widzimy już, że te propagowane pomysły są realizowane, tymczasem prawdziwy rozwój biednych krajów postępuje bardzo słabo.

Możliwe jest sprawowanie kontroli nad światem za pomocą ideologii seksualnej? Niektóre kraje nie akceptują polityki ONZ.

- Sprawowanie kontroli nad światem za pomocą tej ideologii jest możliwe. Proszę zwrócić uwagę na to, co dzieje się wokół nas i na całym świecie. Skuteczne wprowadzanie programów "zdrowia reprodukcyjnego" jest warunkiem uzyskania przez biedne kraje pomocy rozwojowej. Kraje, które mogłyby skutecznie przeciwstawiać się tym warunkom, np. te o długiej tradycji chrześcijańskiej albo byłe państwa komunistyczne, które na własnej skórze doświadczyły skutków totalitarnej manipulacji, współdziałają w tym procederze, a bywa, że są nawet liderami takiej polityki. Natomiast kraje rozwijające się, które doceniają rolę rodziny i życia, nie są wystarczająco silne - politycznie i ekonomicznie, aby się przeciwstawić takim działaniom.

Możemy mówić o globalnej dyktaturze? Wielu ludzi popiera działania ONZ?

- Ojciec Święty Benedykt XVI tuż przed swoim powołaniem na Stolicę Piotrową używał wymownego wyrażenia "dyktatura relatywizmu". Myślę, że to odpowiednie określenie tego, co się obecnie dzieje. Omawiana polityka jest narzucana, ale w sposób niezauważalny, ponieważ nie robi się tego brutalnie i głośno, jak czyniły to wcześniejsze dyktatury. Sekularyzm jest narzucany "po cichu", "miękko", ale w sposób niezwykle efektywny, na drodze "konsensusu", poprzez kulturę i edukację.

W swojej książce pisze Pani również, że taka polityka zagraża bezpośredniej demokracji. Dlaczego?

- Rewolucja kulturalna tak naprawdę wywołała rewolucję polityczną, czego na ogół nie jesteśmy świadomi. Demokracja - przedstawicielska - rozumiana jako "rządzenie dla ludzi przez ludzi", polega na tym, że obywatele wybierają osoby mające nimi rządzić oraz wartości, którymi chcą się kierować (umowa społeczna), następnie wybierany jest rząd, który ma respektować wybór obywateli i zasady, którymi chcą się kierować (umowa rządowa). Ale obecnie występuje tendencja, aby zamiast o "reprezentacji" [reprezentowaniu obywateli - red.] mówić o "demokracji uczestniczącej", "dobrym zarządzaniu", "budowaniu konsensusu" i "partnerstwie". W tym nowym politycznym systemie to "ci, którzy uczestniczą" i stanowią w przeważającej części społeczne grupy interesu, a nawet wywodzą się z radykalnych mniejszości, stają się podmiotami polityki. Dlatego, moim zdaniem, demokracja została całkowicie przedefiniowana niejako od środka w taki sposób, że nie jest ona już tym, czym większość obywateli myśli, że jest. W efekcie w coraz większej liczbie dziedzin jesteśmy rządzeni przez samozwańczych tzw. globalnych ekspertów.

Dlaczego więc rewolucja kulturalna zdobyła tak silne wpływy? Dlaczego rządy tak łatwo zgadzają się na "konsensus"? Czy nie chodzi po prostu o zysk - przedsiębiorcy zarabiają na sprzedaży popularnej muzyki, antykoncepcji, pornografii itd., zwykli ludzie korzystają z tych "produktów", a rządy uważają, że dzięki temu odwracają uwagę społeczeństwa od wielu niewygodnych problemów?

- Jest wiele przyczyn tak spektakularnego sukcesu rewolucji kulturalnej. Jednym z nich jest bierność zachodnich rządów w okresie, gdy upadł mur berliński, a ONZ organizowała serię konferencji, aby zbudować tzw. nowy globalny konsensus norm, wartości i priorytetów międzynarodowej współpracy nowej ery. Zachodnie rządy były wtedy tak zajęte powstrzymywaniem zagrożenia nuklearnego, że nie traktowały poważnie takich "miękkich" spraw, jak: środowisko naturalne, redefinicja praw człowieka, sprawy kobiet, populacji itd. W ten sposób pozwoliły organizacjom pozarządowym przejąć inicjatywę w tej dziedzinie i stworzyć nową globalną politykę. Inną przyczyną jest - jak już wspomniałam - moralny stan Zachodu w roku 1989. Czy w tym czasie Zachód nie znajdował się już po stronie rewolucji? Czy większość zachodnich kobiet nie używała już antykoncepcji? A czy aborcji nie uczyniono prawem w większości krajów zachodnich? Powinniśmy również pamiętać o historycznym fakcie, jakim było zasiadanie przez agentów zachodniej rewolucji kulturalnej u steru globalnego zarządzania od początku lat 90. podczas ONZ-owskich konferencji. Udało im się wówczas włączyć ich cele do tzw. globalnego konsensusu. ONZ współpracowała wtedy bezpośrednio z bardzo silnymi grupami interesu, a rządom zabrakło wizji i w efekcie nie sprzeciwiły się tym naciskom. Oczywiście w grę wchodzą tu również interesy biznesowe. Jeśli Afryka, Chiny, Indie [obszary o największej liczbie ludności na świecie - red.] przyjmą zachodni styl "rewolucji seksualnej", kompanie farmaceutyczne zanotują wykładnicze poszerzenie rynku zbytu.

Stoi Pani na stanowisku, że widać już oznaki końca, wyczerpania zachodniej rewolucji kulturowej. Co na to wskazuje?

- Proszę sobie przypomnieć, co wydarzyło się w roku 1989 i w latach następnych. Ideologie nie są w stanie ponieść konsekwencji, które wywołały: to jest lekcja historii. Pokolenie rewolucji seksualnej z maja 1968 r. dostało już zadyszki i jest w odwrocie, a nie zostało zastąpione przez generację młodych doktrynerów czy ruchy rewolucyjne. Oczywiście są radykalne mniejszości usiłujące zdobyć władzę. Ale jeszcze bardziej widoczne jest w sercach młodych ludzi poczucie zagubienia, potrzeba bycia kochanym i ich otwartość na miłość. Czy jesteśmy gotowi, aby pomóc im spełnić to pragnienie?

Właśnie. Społeczeństwo, podobnie jak natura, nie znosi próżni. Nawet jeśli rewolucja seksualna szybko zbankrutuje, widoczna stanie się potrzeba ukształtowania nowego porządku.

- To prawda. Natura nie znosi próżni, a my nie wiemy, co nas czeka w najbliższej przyszłości. Co nastąpiło po upadku marksizmu-leninizmu? Demokracja, wolność sumienia, rozwój, solidarność, jak oczekiwaliśmy? Czy może raczej coś innego - zaczęto realizować radykalny projekt, ukryty w hasłach demokracji, praw człowieka i zachodnich wartości?

Jakie zadania spoczywają obecnie na reprezentantach cywilizacji życia? Co powinniśmy robić?

- Myślę, że nadchodzi właśnie dla nas czas na podjęcie twórczych i aktywnych działań, czas, by wziąć inicjatywę w swoje ręce. Nadchodzi okres, w którym prymat miłości - miłości w prawdzie - musi zostać odkryty na nowo, z pomocą Boga.

Dziękuję za rozmowę.

Marguerite A. Peeters - dyrektor Instytutu na rzecz Dynamiki Dialogu Międzykulturowego. Dziennikarka, założycielka serwisu informacyjnego Interactive Information Services (IIS), który monitoruje zachodzące na świecie zmiany w wymiarze kulturalnym, politycznym i etycznym. Autorka ponad 275 szczegółowych raportów na temat paradygmatów nowej etyki oraz wielu książek o tej tematyce. Marguerite Peeters prowadzi seminaria i wykłady dla wielu różnych gremiów, zarówno katolickich, jak i świeckich, w Europie, Afryce i Ameryce Północnej. Visiting professor na Papieskim Uniwersytecie Urbaniana w Rzymie.

Za: Nasz Dziennik, Sobota-Niedziela, 20-21 listopada, Nr 271 (3897)