Cicha inwazja
W 1492 roku królowie katolicy Izabela i Ferdynand po
trwającej niemal 800 lat inwazji, wypędzili Arabów z terytorium
Półwyspu Iberyjskiego i dokonali zjednoczenia kraju. Hiszpania
na kilka wieków stała się bastionem chrześcijaństwa. Dopiero
nieudolne rządy kolejnych władców w XIX wieku, a przede
wszystkim rozwój idei marksistowskich na początku XX w. doprowadziły do
zlaicyzowania społeczeństwa hiszpańskiego. Do największego załamania się idei
chrześcijańskiej przyczynił się były premier José Luis Rodriguez Zapatero. Ogłosił on
program „unowocześniania i laicyzacji” Hiszpanii, który Kościół nazwał „listą horrorów”.
Zmiany objęły uproszczenie rozwodów, poszerzenie edukacji seksualnej, ułatwienie
aborcji, dopuszczenie badań na embrionach i eutanazji, wprowadzenie małżeństw
homoseksualnych i adopcji dzieci przez homoseksualne pary, zniesienie dotacji dla
Kościoła, a także wykreślenie lekcji religii ze szkół, usunięcie krzyży ze szkół i innych
instytucji publicznych.
Europa a przede wszystkim Hiszpania znalazły się na granicy upadku moralnego.
Dzięki ,,tolerancji” jakiej wymaga członkostwo w tworze nazywanym Unią Europejską,
wyznawcy innych religii mają praktycznie nieograniczoną możliwość szerzenia swoich
ideologii na Starym Kontynencie. Najbardziej podatny grunt znalazł islam. ,,Europa wręcz
otworzyła się na islam. Buduje się meczety, udostępnia dawne kościoły jako miejsca
modlitwy. Otworzyliśmy się na ich kulturę, styl życia, jedzenie. Mamy inny problem,
który wykorzystują muzułmanie i islamscy terroryści do szerzenia swoich prawd. To
kryzys wartości w Europie (…) Benedykt XVI wielokrotnie apelował o przebudzenie
Europy, ale był za swoje słowa krytykowany”, to cytat wypowiedzi ks. Rafała Cyfka
z Papieskiego Stowarzyszenia Pomocy Kościołowi w Potrzebie.
Świetnie to widać na przykładzie Francji i Hiszpanii. Na dzień dzisiejszy we Francji
jest więcej muzułmanów praktykujących swoje obrządki niż katolików. W budowie jest
około 150 nowych meczetów, a Francja to kraj, gdzie znajduje się największa wspólnota
muzułmańska w Europie. Szacuje się, że ogólnie na jej terytorium jest ponad 2000
meczetów, a ze względu na bardzo szybko wzrastającą populację wyznawców islamu,
chcą oni podwoić tą liczbę. Wystosowali oni nawet oficjalną prośbę do zwierzchników
Kościoła Katolickiego o pozwolenie na używanie zamkniętych kościołów do piątkowych
modłów, aby nie blokować ulic. W 2010 r. Marie Le Pen porównała uliczne modły
islamskie z nazistowską okupacją: „ponieważ chodzi o zajęcie terytorium. To jest okupacja
odcinków terytorium, dzielnic w których prawo religijne wchodzi w życie. To okupacja.
Oczywiście nie ma czołgów, ani żołnierzy, ale to nie znaczy, że nie jest to okupacja, która
ciąży mieszkańcom”. Niektóre wypowiedzi przywódców muzułmańskich wręcz
potwierdzają tą tezę. Obecny prezydent Turcji Erdoğan Tayyp w czasach kiedy był
premierem zasugerował, że budowa meczetów i imigracja są częścią islamizacji Europy.
Publicznie zacytował słowa tureckiego poety i nacjonalisty z 1912 r. Ziya Gökalpa:
„Meczety są naszymi koszarami, minarety naszymi bagnetami, a wierni – naszymi
żołnierzami”. Inny z przywódców islamskich powiedział: „Dzięki waszym
demokratycznym prawom zajmiemy wasze terytorium. Dzięki naszym prawom
religijnym zdominujemy was”.
Podobnie ma się rzecz w Hiszpanii. Wracają czasy Al-Andalus, tylko że tym razem
nowa inwazja arabska nie wraca po to żeby zostawić swoją rozległą kulturę, ale po to żeby
użyć Hiszpanii jako swojego nowego centrum gospodarczego dla biznesu i głównego
ośrodka do nawrócenia niewiernych na islam. „Platforma por Catalunya” była pierwszą
partią polityczną, która na serio zainteresowała się zagrożeniem ze strony masowo
przybywających na ich tereny wyznawców islamu. Jednak politycznie poprawna
Hiszpania oskarżyła „Platforme” o rasizm i ksenofobie. Lider tej partii jest całkowicie
przeciwny niekontrolowanej imigracji twierdząc, że „wyznawcy islamu nie chcą
integrować się. Przybywają po to, żeby się zemścić”.
Populacja muzułmanów w Unii Europejskiej rośnie w zastraszającym tempie około
1 mln. osób rocznie. Czyli za jakieś 10 lat w UE będzie mieszkało około 40 mln. islamistów.
Na czele stoi Francja, gdzie 10% populacji wyznaje islam, a Hiszpania nie jest daleko
w tyle. Doszło do sytuacji, gdzie ponad połowa mieszkańców niektórych miejscowości to
muzułmanie jak np. w hiszpańskim Salt czy francuskim Roubaix. Jak zapowiadają ich
„cicha inwazja” w Europie dopiero się zaczęła. Zamierzają działać we wszystkich krajach
jednocześnie wzbudzając chaos. „Ponieważ mamy coraz więcej miejsca, byłoby głupotą
nie skorzystać z tego. Będziemy waszym „Koniem Trojańskim” –zapowiadają.
Największym zagrożeniem jest obecnie organizacja terrorystyczna o nazwie
Państwo Islamskie, najprawdopodobniej najsilniejsza organizacja w historii, której marzy
się uwolnienie Al-Andalus. Nie tylko tereny dzisiejszej Andaluzji przypominają im
bowiem czasy największej świetności, ale także cały Półwysep Iberyjski za wyjątkiem
małej części Kantabrii i małej części południowo-wschodniej Francji. Coraz częściej słyszy
się głosy przywódców Państwa Islamskiego przypominające, że Hiszpania przez prawie
osiem wieków zajęta była przez Arabów, i że nadszedł czas, aby ponownie stała się ona
częścią wspólnoty arabskiej. Pod koniec sierpnia tego roku pojawiło się nagranie, gdzie
jeden z wojowników Państwa Islamskiego, Marokańczyk, w języku hiszpańskim ogłasza,
że „ Hiszpania to kraj jego przodków i uwolnią go z Bożą pomocą”. Ponad 1200
Marokańczyków dołączyło do Państwa Islamskiego, a w ich szeregach znajduje się także
około 50 Hiszpanów. Modne stało się zamieszczanie na portalach społecznościowych
fotomontaży z zabytkami wzniesionymi w czasach muzułmańskiej Hiszpanii jak pałac
Aljafería w Saragossie czy Alhambra w Grenadzie z czarną flagą Państwa Islamskiego
z napisem po arabsku „Wszyscy jesteśmy Państwem Islamskim”. Doszło nawet do tego, że
taką flagę umieszczono w miejscach, które nie mają nic wspólnego z islamem jak np. przy
figurze Chrystusa Najświętszego Serca na wzgórzu Urgull w San Sebastian.
Hiszpania jest jednym ze strategicznych celów globalnego dżihadu. Chociaż
oficjalnie mówi się o zdobyciu Bagdadu stolicy kalifatu Abbasydów i Damaszku stolicy
Umajjadów i ani słowa o Kordobie – stolicy kalifatu na Zachodzie, ale to właśnie Al-
Andalus postrzegany jest nie tylko jako przestrzeń geograficzna, ale wykracza poza nią.
To mit o jedności muzułmańskiej, o wielkiej cywilizacji, alternatywie dla Zachodu,
zdominowanej przez muzułmanów. Przywódcy Państwa Islamskiego idąc za impulsem
próbują przekonać młodych muzułmanów, którzy radykalizują się w głównej mierze
przez to co czytają na forach internetowych, że to chrześcijanie wyrwali Al-Andalus od
swoich prawowitych właścicieli w XV wieku, nie wspominając ani słowem o tym, że to
Arabowie jako pierwsi najechali na Hiszpanię w 711r. Obecny lider Al-Qaedy za cel stawia
sobie najpierw odzyskanie hiszpańskich autonomicznych miast Ceuta i Melilla leżących
na terytorium Maroka z liczbą ludności w przeważającym stopniu wyznania
muzułmańskiego i które rosną z dnia na dzień, ze względu na to, że rodziny te mają
większą liczbę dzieci niż rodziny wyznania katolickiego. Władze Maroko ostrzegają, że
około 3000 marokańskich dżihadystów walczących w Syrii i Iraku zaczyna wracać do
swoich domów, a wielu z nich będzie próbowało przedostać się na Półwysep Iberyjski
przez Ceutę albo Melillę. Dżihadyści ci, między innymi także Hiszpanie nawróceni na
islam, brali udział w najgorszych zbrodniach.
Obecnie w 46 mln. Hiszpanii jest prawie 1800 000 muzułmanów co stanowi 3,6 %
społeczeństwa, większość z nich jest narodowości marokańskiej – około 800 tyś., za nimi
plasują się muzułmanie posiadający obywatelstwo hiszpańskie - 550 tyś. Najwięcej ich
mieszka w Katalonii - 500 tyś, Andaluzji - 280 tyś i w Madrycie - 250 tyś. Istnieją 1198
oficjalnych meczetów i szacuje się, że jest co najmniej 800 innych, niezalegalizowanych, to
znaczy znajdujących się na ogół w sklepach, które prowadzą islamiści czy ukrytych pod
przykrywką stowarzyszeń muzułmańskich.
Emir Kataru zaoferował 2200 mln. euro na zakup El Monumental - nieczynnej od
3 lat największej areny do walki z bykami w Barcelonie i przekształcenie jej w największy
meczet w Europie i trzeci co do wielkości na świecie. Obiekt ten mógłby pomieścić około
40 tys. wiernych, posiadałby także wysoki na ponad 300 metrów minaret, sale wystawowe
i centrum studiów koranicznych. Według założyciela La Casa del Libro Árabe (Dom
Książki Arabskiej) „mieszkańcy Barcelony powinni być dumni z tego, że muzułmanie
przekształcą ból byków w centrum duchowe”. Władze samorządowe jak na razie nie
wyraziły na to zgody, ale pewnie to tylko kwestia czasu, a o tym że za pieniądze można
kupić wszystko przekonali się fani słynnego klubu piłkarskiego Realu Madryt. Dwa lata
temu podczas uroczystości wbudowania „kamienia węgielnego” pod nowy kompleks
turystyczno-sportowy w Zjednoczonych Emiratach Arabskich pokazano nowy film
promocyjny. Jakież było zdziwienie zebranych kiedy okazało się, że z logo klubu usunięto
krzyż. W odpowiedzi na liczne protesty włodarze kluby zapewnili, że zmiana ta dotyczyć
będzie tylko instalacji i działań Realu Madryt, które będą wykonywane na terenach krajów
muzułmańskich. Krótko mówiąc chodziło o nie ranienie uczuć potencjalnych klientów w
większości muzułmańskich. Za to my katolicy nie mamy prawa protestować przeciwko
coraz liczniejszym symbolom islamskim na terytorium Europy. Nas one nie maja prawa
„kłuć w oczy”.
Poza tym wydaje się, że jak na razie przywódcy europejscy nie zamierzają
reagować na powtarzane co tydzień w jednym z programów telewizyjnych słowa
wysokiego przywódcy muzułmańskiego i członka Bractwa Muzułmańskiego: „Islam
i muzułmanie nie potrzebują świętej wojny, dżihadu, żeby podbić Europę, ponieważ my
już tu jesteśmy, z naszymi emigrantami, naszym kapitałem i kobietami wydającymi na
świat nowe pokolenia. W ciągu kilku lat podbój Europy przez Arabów stanie się faktem”.
Celem inwazji arabskiej jest obalenie i zniszczenie naszej kultury zakorzenionej w tradycji
grecko-rzymskiej jak i w chrześcijaństwie, zastąpienie ich stylem życia i prawami
opartymi na zasadach islamu. Problem dotyczy nas wszystkich i wszyscy razem
powinniśmy walczyć przeciwko temu. Islam i muzułmanie podbijają Hiszpanię - drzwi do
Europy. Unia Europejska spowodowała zjednoczenie gospodarcze wszystkich krajów,
wprowadziła prawa, które niszczą tradycyjną rodzinę i odrzucają wartości chrześcijańskie.
Europa coraz bardziej odchodzi od swoich korzeni, staje się nierozpoznawalna, traci swoją
tożsamość. W europejskich meczetach islamiści głoszą swoje idee tworząc grunt do
powstania ekstremistów chętnych do bezpośredniego działania przyśpieszając tym
samym podbój świata. Wiele środków masowego przekazu wręcz propaguje kulturę
islamską bagatelizując zagrożenie jakie ona za sobą niesie. Dwa największe meczety jakie
znajdują się na terenie Królestwa Hiszpanii w Madrycie i w Marbelii zostały sfinansowane
przez szejków z Arabii Saudyjskiej. Na pewną hipokryzję zakrywa fakt, że na otwarciu
meczetu w stolicy obecny był król Juan Carlos II z królową Sofia, a także przedstawiciele
Kościoła katolickiego!
Być może Hiszpania i inne kraje europejskie powinny wziąć przykład z... Japonii,
która wprowadziła bardzo surowe ograniczenia dotyczące islamu i muzułmanów. Japonia
jest jedynym krajem, który nie nadaje obywatelstwa muzułmanom, nie mają oni
możliwości stałego zameldowania, nie mają prawa kupna domu, na uniwersytetach nie
naucza się języka arabskiego ani islamu. Istnieje silny zakaz rozpowszechniania tej religii.
Na swoim terenie ma minimalną liczbę ambasad z krajów islamskich. Muzułmanie
mieszkający w Japonii są tylko pracownikami firm zagranicznych, poza tym rząd japoński
uważa, że muzułmanie są fundamentalistami i nie chcą oni zmieniać swoich praw nawet
w obecnej erze globalizacji. Prawdopodobnie wiąże się to z tym, że istnieje przekonanie
wśród Japończyków że „islam jest religią bardzo wąskich umysłów i powinni trzymać się
z dala od niego”. Pozostaje nam tylko brać z nich przykład.
Dla Magazynu Polonijnego OWP
Bernadetta Bigoraj
Hiszpania