Po siedemdziesięciu latach nieistnienia polskiego głosu w światowych mediach mamy do odrobienia ogromną pracę nad wizerunkiem Polski w świecie, zwłaszcza w aspekcie zafałszowanych faktów z okresu drugiej wojny światowej oraz stosunków polsko-żydowskich – mówi Ewa Kurek, specjalistka w dziedzinie stosunków polsko-żydowskich, w rozmowie z Romanem Motołą.
W zagranicznych mediach sformułowania typu: polskie obozy koncentracyjne bądź polski antysemityzm pojawiają się tak często, że chyba to już nikogo nie zaskakuje. Prowokują one jednak pytanie: skąd bierze się zjawisko przypisywania nam najgorszych zbrodni i intencji? Jak staliśmy się dyżurnymi „żydożercami”?
– Może na pozór zabrzmi to niezbyt logicznie, ale kandydatami na dyżurnych „żydożerców” staliśmy się w XIV wieku, kiedy Kazimierz Wielki sprowadził Żydów do Polski.
Żydzi bowiem od dwóch i pół tysiąca lat gojów, którzy udzielali im gościny, zawsze nazywali Hamanami (od okrutnika Hamana z Księgi Estery, który chciał wymordować Żydów w Persji). Istnieją dowody na to, że w starożytności Hamanami byli goszczący Żydów Rzymianie, w średniowieczu Anglicy, ale od XIV wieku już przede wszystkim Polacy. W połowie XIX wieku Niemcy wymyślili pojęcie antysemityzmu. Żydzi przyjęli je za własne i od tamtego czasu narody, które udzieliły im gościny, zamiast Hamanami, nazywają antysemitami, bo to bardziej nowoczesne i zrozumiałe dla świata. Miano dyżurnych antysemitów przypadło nam, bo do drugiej wojny światowej Polska była znaczącym ośrodkiem żydowskiej diaspory. Przypisywanie Polakom antysemityzmu wynika zatem nie z naszej postawy na przestrzeni co najmniej siedmiuset lat, lecz z faktu, że jesteśmy gojami i gospodarzami ziemi, na której osiedlili się Żydzi.
Czytaj więcej: Nie bierzmy przykładu z Żydów – rozmowa z dr Ewą Kurek