"Bo praktykując tolerancję dla obcej agentury w strukturach państwa daleko nie zajedziemy i dlatego powinniśmy brać przykład z państw poważnych, w których agentów bez ceregieli bierze się na powróz."
Żuliaryści, zwłaszcza uplasowani w niezależnych mediach głównego nurtu, w trosce o zapewnienie wysokiej oglądalności, gotowi są wiele zrobić, a nawet – wiele poświęcić. Na przykład jestem przekonany, że pani red. Justyna Pochanke, przekonując pana ministra-wicepremiera Glińskiego, żeby jednak obejrzał sobie „momenty” na scenie wrocławskiego teatrzyku, dla większej oglądalności, a może i wyrażenia solidarności z aktorami, też gotowa była zdjąć przed kamerami majtki – niestety pan profesor nie wpadł na pomysł, by jej to zaproponować i telewidzowie stracili możliwość przekonania się, że pani redaktor nie ma przed nimi nic do ukrycia. Ten przykład pokazuje, ile możliwości, jakie stwarza telewizja, nie jest jeszcze wykorzystanych, bo przecież nic nie stoi na przeszkodzie, by i programy informacyjne, a także publicystyczne, gwoli większej atrakcyjności, mogły być przerywane jakimiś pornograficznymi scenkami, najlepiej w wykonaniu zaproszonych do studia uczestników, których można by w ten sposób dodatkowo skonfundować i ośmieszyć przed telewizyjną publicznością.
† † †
Nie traćmy jednak nadziei, że wszyscy się podciągną tym bardziej, że demokracja w naszym nieszczęśliwym kraju jest zagrożona, a nie ma takiego poświęcenia, jakiego nie można byłoby ponieść w obronie zagrożonej demokracji. Powstał już, jak wiadomo, odpowiedni Komitet, który – kiedy tylko Nasza Złota Pani, albo jej Złoty Następca, da odpowiedni sygnał – natychmiast poprosi Unię Europejską do wdrożenia przewidzianych w traktacie lizbońskim procedur tak zwanej „klauzuli solidarności”, bardzo przypominających starą, poczciwą „doktrynę Breżniewa”, która w roku 1968 posłużyła w charakterze teoretycznej podbudowy operacji „bratniej pomocy” dla Czechosłowacji. Nawiasem mówiąc, w styczniu 2014 roku prezydent Komorowski podpisał ustawę o „bratniej pomocy”, która stwarza pozory legalności dla sił zbrojnych obcych państw, które na terenie Rzeczypospolitej tłumiłyby rozruchy. Jeśli tedy Trybunał Konstytucyjny chciałby odzyskać w oczach opinii publicznej chociaż resztkę wiarygodności, to zamiast kotłować się w obronie sędziów, którzy pozwolili koalicji PO-PSL wybrać się do Trybunału w charakterze partyjnych cyngli, powinien niezwłocznie zając się oceną legalności tamtej ustawy i w przypadku uznania jej za sprzeczną z konstytucją, zainicjować pociągnięcie do odpowiedzialności karnej za zdradę stanu wszystkich, którzy w tym łajdactwie maczali palce. Bo praktykując tolerancję dla obcej agentury w strukturach państwa daleko nie zajedziemy i dlatego powinniśmy brać przykład z państw poważnych, w których agentów bez ceregieli bierze się na powróz.
Jednym z takich państw jest Turcja, która właśnie zestrzeliła rosyjski bombowiec, pod pretekstem naruszenia tureckiej przestrzeni powietrznej. Jak tam naprawdę było, tego pewnie już nigdy się nie dowiemy, ale to nieistotne, bo jak wiadomo, pierwszą ofiarą każdej wojny jest prawda. Znacznie ciekawsze są przyczyny, dla których Turcja ten samolot zestrzeliła, no i konsekwencje, jakie mogą z tego wyniknąć. Otóż podejrzewam, że Turcja, jak zresztą zwykle, również i tym razem odpowiedziała pozytywnie na prośbę amerykańskiego prezydenta Obamy, którego musiała do żywego irytować rosyjska obecność w Syrii. Przypomnijmy, że Rosja prowadzi tam operacje wojskowe na prośbę tamtejszego prezydenta, którego prezydent Obama, gwoli dogodzenia bezcennemu Izraelowi, chciałbym podmienić na jakiegoś amerykańskiego, albo izraelskiego agenta, ale który jest przez społeczność międzynarodową uznawany za legalną władzę syryjskiego państwa. Toteż USA muszą się trochę konspirować ze wspieraniem zbrojnych band „bezbronnych cywilów”, których rosyjskie lotnictwo i kaspijska flota masakruje na równi z gołoworiezami z Państwa Islamskiego.
Ponieważ jednak trudno byłoby światu wytłumaczyć, dlaczego amerykańskie samoloty strzelają nad Syrią do samolotów rosyjskich, to łatwiej było poprosić Turcję, by za stosownym wynagrodzeniem – bo tylko Polska obciąga prezydentowi Obamie laskę za darmo i nawet nie ośmieli się poprosić, by USA nie wywierały na Polskę nacisków w sprawie tak zwanych żydowskich „roszczeń” majątkowych – więc by Turcja za stosownym wynagrodzeniem zajęła się nękaniem Rosjan pod bardziej wiarygodnym pretekstem ochrony swojej przestrzeni powietrznej. I tak się stało. Ciekawe, co teraz zrobi zimny ruski czekista Putin, który przez francuskiego filuta, prezydenta Franciszka Hollande’a jest wciągany do antyislamskiej koalicji w charakterze „sojusznika naszych sojuszników” i nawet z powodzeniem próbował skaptować do niej również irańskiego przywódcę, ajatollaha El Chamenei. Wojny z Turcją zimny czekista nie zacznie, bo Amerykanie tylko na to czekają, natomiast może spróbować zażyć Turczynów i Amerykanów z innej mańki. Wcale bym się nie zdziwił, gdyby Rosja zaczęła odtąd zbroić po zęby Kurdów, którzy dla Turcji stanowią rodzaj drzazgi w tyłku, ponieważ chcą utworzyć sobie własne państwo również z części terytorium tureckiego – bo w dzisiejszych czasach bezpieczniej jest prowadzić wojny przez pośredników.
Tak właśnie robią Stany Zjednoczone na Ukrainie, która – widząc wciąganie Putina do koalicji w charakterze „sojusznika naszych sojuszników” - szalenie się zaniepokoiła, że będzie poświęcona na ołtarzu świętej wojny z Państwem Islamskim, podobnie jak w 1945 roku w Jałcie została poświęcona Polska. Żeby tedy przypomnieć sojusznikom o swoim istnieniu, ukraińskie władze musiały nakazać Służbie Bezpieki Ukrainy wysadzić w powietrze linię przesyłową wysokiego napięcia, przez którą prąd płynął z ukraińskich elektrowni na Krym. Podejrzewam, że tak właśnie było, bo chociaż wysadzona została linia wysokiego napięcia na terytorium ukraińskim, jakoś nie słychać, by tamtejszy premier Arszenik Jaceniuk nakazał wszczęcie energicznego śledztwa w tej sprawie, ani nie bije na alarm z powodu takiego spektakularnego aktu terroru. Prezydent Obama aluzję zrozumiał i uspokoił Arszenika, że Ukraina nie będzie na żadnym ołtarzu poświęcona. Ano – zobaczymy. Ale ruscy szachiści mogą wykorzystać i to dla swoich celów i jeśli tylko starania francuskiego filuta zostaną uwieńczone powodzeniem i Putin zostanie sojusznikiem naszych sojuszników, „separatyści” rozpoczną natarcie w kierunku Mariupola i dalej, wyrąbując w ten sposób lądowy korytarz z Rosji na Krym. Akurat do Polski ściągnięto transport uchodźców właśnie z Mariupola. Może to być oczywiście przypadek, ale może i nie. Ciekawe, co w tej sytuacji każą Polsce zrobić nasi sojusznicy, to znaczy – Amerykanie, którym Polska obciąga za darmo laskę w zamian za radosny przywilej odgrywania roli amerykańskiego dywersanta na Europę Wschodnią. Bo że coś nam w tej sytuacji każą zrobić, to rzecz pewna. Po cóż by w przeciwnym razie zadawali sobie tyle trudu przy przebudowywania tubylczej politycznej sceny dla potrzeb swojej aktywnej polityki w naszym regionie?
Stanisław Michalkiewicz
Felieton • tygodnik „Polska Niepodległa” • 5 grudnia 2015
Za: http://michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=3529