20 marca minęła siódma rocznica rozpoczęcia działań zbrojnych przez US Army i jej sojuszników w Iraku. Nie ukrywam, że sam popierałem interwencję w Iraku. Jednakże nie z powodów „walki z terroryzmem”, czy „wprowadzenia demokracji”, bo to włóżmy między bajki i traktujmy jako amunicję propagandową Białego Domu wciskaną opinii publicznej. Popierałem tę interwencję ponieważ miała ona głębsze podłoże walki USA i sprzymierzonej z nimi Wlk. Brytanii ze „zjednoczoną Europą”, a wróg naszego wroga (wroga definiuję jako „zjednoczoną Europę” a’la Traktat Lizboński według niemieckiej koncepcji Mitteleuropy) jest naszym sojusznikiem.
Zdaję sobie sprawę z tego, że wiele osób po przeczytaniu powyższych słów będzie zaskoczonych. Wszak w wypowiedziach dyplomatów współpraca pomiędzy USA i Unią Europejską rozwijała się i rozwija. Owszem. Ale według dalekosiężnej strategii USA, UE ma się tak jednoczyć, aby się nigdy nie zjednoczyć, bowiem amerykańskiemu hegemonowi przybędzie kolejny konkurent na geopolitycznej szachownicy świata. Wojna w Iraku oprócz podłoża geopolitycznego i geostrategicznego miała także wymiar geoekeonomiczny. To była walka na śmierć i życie o utrzymanie hegemonii dolara, bowiem przed interwencją w Iraku euro zaczęło powoli wypierać dolara w rozliczeniach za ropę, a niemieckie, francuskie i rosyjskie koncerny z sektora paliwowego poczynały sobie coraz śmielej na Bliskim Wschodzie.
Potęga USA jako światowego hegemona opiera się na dwóch filarach: na dolarze i na Pentagonie (do tego dochodzi jeszcze propaganda, która tworzy wokół nich ideologiczną otoczkę). Zarówno dolar, jak i Pentagon są od siebie zależne, oba nawzajem się wspierają, siła jednego zależy od siły drugiego i odwrotnie, razem stoją, razem upadają. Dodatkową podporą jest ropa, nie tylko najważniejszy produkt w handlu międzynarodowym, ale życiodajna krew dla wszystkich uprzemysłowionych gospodarek. Dzięki hegemonii dolara w handlu ropą USA mają częściową kontrolę nad całym światowym rynkiem ropy a tym samym nad systemem energetycznym świata. Z jednej strony więc kontrola nad ropą jest konieczna, aby utrzymać hegemonię dolara, z drugiej hegemonia dolara czyni bardziej sensowną i opłacalną kontrolę nad ropą- gdyby handel ropą był rozliczany w euro, to dążenie Waszyngtonu do kontroli nad ropą byłoby o wiele słabsze. Ropa, dolar, Pentagon- energia, waluta, siła militarna są nierozerwalnie ze sobą związane, przenikają się nawzajem i warunkują.
Poza tym dostrzegałem w powojennej odbudowie Iraku trampolinę dla polskiej gospodarki. Byłem przekonany, że nie tyle ówczesny prezydent RP Aleksander Kwaśniewski, który cieszył się jak głupi bateryjką gdy Bush w błysku fleszy i kamer telewizyjnych poklepał go po plecach i uścisnął mu dłoń, ale ludzie z zaplecza Kwaśniewskiego rozumieją, że Polska może i powinna mieć jakąś część tego tortu, jakim były zlecenia w Iraku. Zapowiadało się obiecująco. Wiceminister obrony Iraku Ziad Cattan powiedział na jednej z konferencji prasowych: „Chcemy, aby Polska była jednym z głównych dostawców wyposażenia dla naszej armii”.
W 2004 r. Bumar zdobył kilkadziesiąt kontraktów na dostawy broni i sprzętu wojskowego dla irackich sił zbrojnych. W sumie wartość podpisanych umów sięgała około 400 mln USD. Bumar przystąpił do realizacji kontraktów i od razu okazało się, że ma problemy, bo pojawiły się oskarżenia o korupcję i nierzetelność. W 2005 r. Irakijczycy odmówili przyjęcia zamówionych, wyremontowanych śmigłowców Mi-8, bo po remoncie były w złym stanie technicznym. Jak się okazało część sprzedawanego Irakowi sprzętu nie była produkowana w polskich zakładach. Sprowadzono go z Ukrainy, a podczas transakcji Bumar pełnił rolę pośrednika. Następne kontrakty Irakijczycy realizowali już bezpośrednio z Ukraińcami, bo uznali, że polski pośrednik jest im niepotrzebny. Tylko w 2009 r. kontrakt na dostawy ukraińskiej broni wyniósł bagatela 2,4 mld USD i co ciekawe patronowały mu…USA. W biznesie jak w życiu obowiązuje hasło: śmierć frajerom!
W lipcu 2008 r. strona Polska zlekceważyła iracką ofertę rządową na dostawy sprzętu wojskowego. Chodziło m.in. o kilkaset Rosomaków, czołgów T-72 i samochodów pancernych „Dzik”. Iraccy ministrowie chcieli kupić w Polsce traktory i maszyny rolnicze. Chcieli także aby polskie firmy wybudowały pod Bagdadem fabrykę mleka w proszku. Donald Tusk nie raczył odpowiedzieć na ofertę Iraku, bo co tam polska gospodarka…PijaR uber alles! Podobne historie miały miejsce jeśli chodzi kwestie ropy.
Dlaczego tak wyszło, że w Iraku zarobiły nawet gospodarki państw, które sprzeciwiały się interwencji, a więc Niemiec i Francji, ale nie Polska? Po pierwsze bezgraniczne, naiwne zaufanie do USA. Zgubiło nas przeświadczenie, że jeśli wchodzimy do tego kraju jako ci, których prezydenta Bush poklepał po plecach, to dzięki jankesom wszystko uda się nam załatwić. Tymczasem Amerykanie dbali tylko o swoje i trudno mieć pretensję do wielbłąda, że jest garbaty.
Po drugie politycy i dyplomaci są od tego aby udrożnić kanały na szczeblu centralnym, ale biznes mają robić przedstawiciele firm, holdingów i biznesmeni, a nie politycy. Błąd tkwił w tym, że rozmawiano tylko na szczeblu politycznym, a nie czyniono tego na niwie biznesowej. Nie rozmawiano z miejscowymi, najbardziej wpływowymi rodzinami, które właśnie mają największą siłę decyzyjną nie tylko w Iraku, ale w całym świecie arabskim. Taka jest specyfika tego regionu. Dlatego kończyło się tak, że za nasze podatników pieniądze przez lata jeździły pielgrzymki polityków, którzy wracali z deklaracjami politycznymi, ale biznesowo z pustymi rękami.
Miałem kilkakrotnie przyjemność rozmawiać z człowiekiem, jednym z byłych prezesów zakładów zbrojeniowych w naszym kraju, który swego czasu pertraktował kontrakty dla naszych firm w Bagdadzie z jedną z miejscowych rodzin. Rozmowy trwały ponad miesiąc i kontrakty doszłyby do skutku gdyby nie wybuchło powstanie sadrystów, które odcięło drogi planowanych przez stronę polską dostaw i komunikacji. Tak więc jego przykład pokazuje, że można było i nadal można tam skutecznie zabiegać o kontrakty dla polskiej gospodarki.
Nasza klęska jeśli chodzi o zdobywanie kontraktów w Iraku dowodzi tezie, którą na moim blogu niejednokrotnie już stawiałem, że bez względu na opcję polityczną kolejne rządy w naszym kraju, to mix ignorancji, głupoty politycznej, braku zrozumienia mechanizmów nie tylko geopolityki, ale także geoekonomii i skutecznego działania na tej płaszczyźnie.
Oficer sztabowy, planista, profesor uniwersytecki w zakresie studiów strategicznych, były doradca prezydenta Włoch w swojej książce- podręczniku z którego korzysta się na wielu renomowanych uczelniach na całym świecie „Geopolityka” podkreśla, że nowoczesne państwo stojące na gruncie geoinformacji i geoekonomii do zadań na szczeblu międzynarodowym wysyła swój najlepszy i najwierniejszy personel. Musi on pozostawać w stałej gotowości do ochrony i walki o interes swojego kraju, „a nie do przestrzegania za wszelką cenę narzuconych umów, które zawsze działają na szkodę krajów słabszych” (Carlo Jean- „Geopolityka”, str. 242, Wrocław 2003).
Na tym tle nie tylko nasi rządzący, ale większość aparatu państwowego, która była zaangażowana w działania na płaszczyźnie gospodarczej w Iraku wypada delikatnie mówiąc mizernie. Jeżeli ktoś ma wątpliwości, to niech spokojnie przeanalizuje zachowanie kolejnych rządów i efekty gospodarcze dla Polski jeśli chodzi o kontrakty w Iraku. Fakty nie pozostawiają żadnych złudzeń.
Amator
Za: http://amator.blog.onet.pl/Kleska-Polski-w-Iraku,2,ID403442069,n