Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 

Są różne sposoby na wyniesienie śledztwa smoleńskiego na możliwie jak najwyższy poziom, na jego tzw. umiędzynarodowienie. Tymczasem toczy się ono w dalszym ciągu tak, jakby chodziło o włamanie do garażu

Określenie "białoruskie standardy" w odniesieniu do wymiaru sprawiedliwości stanowi synonim mataczenia, tuszowania, zacierania śladów, nierzetelności, ukrywania dowodów, opieszałości i niejawności. A jednak Białoruś było stać na to, że na forum Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie wnioskowała o włączenie zagranicznych ekspertów do śledztwa w sprawie tajemniczej śmierci opozycyjnego dziennikarza Aleha Biabenina. Ta inicjatywa, pokazująca konkretną ścieżkę prawną, mogłaby być przykładem dla polskich i rosyjskich władz w sprawie katastrofy pod Smoleńskiem. Zwłaszcza że z każdym dniem pojawiają się coraz większe wątpliwości opinii międzynarodowej co do kontrowersyjnie prowadzonego postępowania.

Mimo istnienia konkretnych ścieżek prawnych ani władze Polski, ani Federacji Rosyjskiej nie podjęły żadnych kroków, by umiędzynarodowić dochodzenie w sprawie katastrofy samolotu Tu-154M pod Smoleńskiem, w której zginęła polska delegacja podróżująca z prezydentem Lechem Kaczyńskim.
Już same pytania o dopuszczenie do śledztwa smoleńskiego zagranicznych ekspertów budzą popłoch w instytucjach, którym od pięciu miesięcy stawiają je dziennikarze.
Czy na obecnym etapie możliwe jest zaproszenie w tej sprawie do Polski obserwatorów delegowanych przez Organizację Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie?
- To oczywiście możliwe - powiedziała "Naszemu Dziennikowi" Virginie Coulloudon z biura OBWE w Wiedniu. Wystarczy oświadczenie złożone przez ambasadora podczas któregoś z czwartkowych spotkań Rady Stałej OBWE, które odbywają się w Wiedniu.
Taką opcję wybrała Białoruś. Odpowiadając na zarzuty o nierzetelność prowadzenia postępowania w sprawie zabójstwa opozycyjnego dziennikarza, dyplomaci zwrócili się na posiedzeniu Rady Stałej OBWE z wnioskiem o przydzielenie biegłych sądowych, by ci włączyli się do śledztwa w sprawie tragicznej śmierci Aleha Biabenina. Władze tego państwa chcą w ten sposób przekonać, że wbrew pojawiającym się w mediach i na forum międzynarodowym opiniom postępowanie w tej sprawie prowadzone jest zgodnie z prawem i obowiązującymi normami międzynarodowymi. W tym samym czasie strona polska nie podjęła żadnych działań, by śledztwo w sprawie katastrofy smoleńskiej nabrało międzynarodowego kształtu. Tymczasem takie możliwości wciąż istnieją i należy z nich skorzystać.
W rozmowie z "Naszym Dziennikiem" Karol Karski, poseł PiS, członek sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych, zauważa, że wprawdzie kontekst sprawy śmierci białoruskiego dziennikarza ma inny charakter, to jednak o wiele bardziej wątpliwe wydawało się wystąpienie władz Białorusi do OBWE, co szybko nastąpiło, niż działania strony polskiej na rzecz umiędzynarodowienia sprawy smoleńskiej, co wydawało się oczywiste. - Oddano wszystkie instrumenty dochodzeniowe stronie rosyjskiej i nawet nie oczekujemy powołania jakiegoś ciała międzynarodowego, które zajmowałoby się wyjaśnieniem przyczyn tej katastrofy. Okazuje się, że Białorusini nie wahali się, by umiędzynarodowić tę sprawę, a przypomnijmy, że pojawia się w niej kontekst rosyjski. Władze białoruskie sugerowały, że ta zbrodnia może mieć związek z działaniem osób czy instytucji z Rosji - dodaje Karski. I wskazuje, że w kontekście relacji z Rosją można uznać, iż to Alaksandr Łukaszenka okazał się bardziej samodzielny od Donalda Tuska.

Doktor Ireneusz Kamiński z Instytutu Nauk Prawnych PAN wskazuje, że wystąpienie Białorusi do OBWE, która jest organizacją polityczną o szczególnych kompetencjach z zakresu ochrony praw człowieka, miało swe uzasadnienie. W przypadku takiej sprawy, jak katastrofa smoleńska należałoby - co zaproponował po pięciu miesiącach śledztwa prokurator generalny Andrzej Seremet - przeredagować konwencję chicagowską w taki sposób, by wskazać gremium międzynarodowe, które byłoby uprawnione - w przypadku katastrof lotniczych - do wkroczenia i zastąpienia organów krajowych. To jednak dopiero pewna propozycja, wymagająca akceptacji wszystkich sygnatariuszy konwencji. Obecnie w samo śledztwo żadna instytucja międzynarodowa ingerować wprost nie może.
Istnieje za to możliwość zwrócenia się do wyspecjalizowanych w problematyce badania katastrof lotniczych instytucji, np. amerykańskich. Jednak nie będzie to ciało, które mogłoby zastąpić w działaniach instytucję powołaną konwencją chicagowską do wyjaśniania przyczyn katastrofy. Działania takiej komisji mogłyby toczyć się niejako równolegle. Strona polska mogłaby prosić o pomoc ekspercką w oparciu o dokumentację, którą mamy w posiadaniu. - Tego rodzaju gremium nie byłoby uprawnione do tego, by zwrócić się o dostęp do informacji posiadanych przez stronę rosyjską. Moglibyśmy zatem przekazać takiej komisji materiały, którymi my dysponujemy - tłumaczy dr Kamiński. Jak dodaje, jest to rozwiązanie dodatkowe, niemające bezpośredniego związku z regułami prawa międzynarodowego.
Jest jeszcze jedna droga - polityczna. Jak zaznaczył dr Kamiński, w sytuacji wystąpienia poważnych zastrzeżeń co do sposobu prowadzenia śledztwa czy postępowania wyjaśniającego przez uprawnioną stronę, można zwrócić się do międzynarodowych instytucji politycznych, by podjęły rezolucję, zwróciły uwagę na zaniedbania, zaniechania czy nieprawidłowości. Wówczas jednak należałoby dysponować mocną dokumentacją, że do takich zaniedbań doszło i że miały one poważny charakter. Tego typu działania mogłaby podjąć np. Rada Europy czy Parlament Europejski, ale miałyby one wyłącznie polityczny charakter.

Rząd nie wykorzystuje mechanizmów
Poseł Karol Karski jest zdania, że najbardziej fachową organizacją do zajęcia się wyjaśnieniem okoliczności przyczyn wypadku Tu-154M jest Międzynarodowa Organizacja Lotnictwa Cywilnego (ICAO), działająca w ramach Organizacji Narodów Zjednoczonych. Jak zauważa, z wnioskami o pomoc należałoby się też zwrócić do państw sojuszniczych, które mogłyby utworzyć specjalną komisję. - W skład takiej komisji mogliby wejść przedstawiciele poszczególnych państw, eksperci, także związani z ICAO i innymi organizacjami międzynarodowymi - tłumaczy poseł. Zaznacza przy tym, że ruch w tej sprawie należy teraz do rządu oraz prezydenta RP, który jest przedstawicielem państwa w stosunkach zewnętrznych. Karski przypomina, iż Klub Parlamentarny Prawa i Sprawiedliwości wielokrotnie podnosił tę kwestię, ale posłowie występują jedynie na forum krajowym. - To nie my kształtujemy stosunki prawne państwa polskiego na zewnątrz. Możemy zwracać się do rządu, apelować do pana prezydenta Komorowskiego, jednak to do nich należy ruch. Przypomnę też, że to premier Donald Tusk i wówczas p.o. prezydent RP Bronisław Komorowski dokonali aktu abdykacji na rzecz prowadzenia postępowania przez stronę rosyjską - podkreśla.
OBWE ma wprawdzie mechanizm kontroli przestrzegania praw człowieka, nie dysponuje jednak instrumentami do badania katastrof lotniczych, a szczególnie katastrofy rzutującej na bezpieczeństwo państwa - uważa z kolei Witold Waszczykowski, były wiceszef Biura Bezpieczeństwa Narodowego. - Powinniśmy przede wszystkim szukać pomocy w takich instytucjach jak NATO, u sojuszników, którzy dysponują dużymi siłami powietrznymi i mają doświadczenie w rozpoznawaniu takich wypadków, jak np. Amerykanie - stwierdza.
Problem polega jednak na tym, że rząd polski ponad wszystko dba o układne relacje z Rosją, kosztem wyjaśnienia przyczyn katastrofy. - Mamy ten problem, że tragedia miała miejsce w Rosji, z którą ten rząd prowadzi jakąś grę idącą w kierunku polepszenia stosunków. Rządowi bardziej zależy na utrzymaniu dobrych relacji niż na wyjaśnieniu przyczyn katastrofy - ocenia Waszczykowski.

Ścieżka amerykańska
Wielu komentatorów jest zdania, że Polska - tym razem wzorem Białorusi - koniecznie powinna nadać śledztwu w sprawie katastrofy Tu-154M wymiar międzynarodowy. Wskazują przy tym, że z OBWE należy być o tyle ostrożnym, iż organizacja ta znajduje się obecnie pod silnym wpływem dyplomacji rosyjskiej.
- Białoruś zwróciła się do OBWE, bo jest jej członkiem, a nie należy do NATO. Jednak ta sprawa pokazuje nam, że po katastrofie smoleńskiej pierwszym obowiązkiem premiera Donalda Tuska i wówczas p.o. prezydenta RP Bronisława Komorowskiego było zwrócenie się w tej sprawie do NATO - akcentuje poseł Antoni Macierewicz (PiS), szef Zespołu Parlamentarnego ds. Wyjaśnienia Katastrofy Smoleńskiej. Strona polska do tej pory nie uczyniła jednak nic, by śledztwo nabrało wymiaru międzynarodowego. Z tego powodu zespół rozważa takie wystąpienie do społeczności międzynarodowej.
- Nie chcę przesądzać, ale na skutek systematycznego odrzucania przez premiera Tuska i jego rząd poważnego zajęcia się tą sprawą, na skutek zachowania, które rodzi coraz więcej podejrzeń co do intencji i rzeczywistego stanowiska rządu, musimy rozważyć podjęcie tego tematu na forum międzynarodowym - mówi Macierewicz. Sprawa sposobu prowadzenia śledztwa ma być lobbowana m.in. w Kongresie Stanów Zjednoczonych. Pomóc ma Harvey Kushner, amerykański ekspert ds. terroryzmu, który w tym tygodniu odbył pierwsze spotkanie z członkami zespołu parlamentarnego. Kushner to współpracownik kongresmana Petera Kinga, który w czerwcu br. zgłosił projekt rezolucji wzywającej do ustanowienia międzynarodowej niezależnej komisji w celu zbadania przyczyn katastrofy samolotu Tu-154M. Jak zaznaczono, powstanie takiej komisji - w świetle dotychczasowych wydarzeń - jest konieczne.

Ścieżka unijna
Według naszych rozmówców, dla jasności postępowania w sprawie katastrofy smoleńskiej najlepiej by było, gdyby polski udział w tym śledztwie został zwiększony. O to jednak trzeba było zadbać jeszcze w kwietniu. Dziś skutków błędów, które popełniono na samym początku, zapewne nie da się już naprawić i będą one coraz bardziej odczuwalne. Można jednak jeszcze zabiegać o kontrolę śledztwa, np. poprzez włączenie do niego międzynarodowych obserwatorów, którzy dokonaliby analizy tego, co Rosjanie zdołali wypracować po 10 kwietnia.
W przekonaniu Ryszarda Czarneckiego, posła do Parlamentu Europejskiego z grupy Europejskich Konserwatystów i Reformatorów, do śledztwa smoleńskiego swoich obserwatorów mogłyby oddelegować Komisja Europejska lub Rada Europy.
- Rosji zależy na relacjach ekonomicznych i politycznych z Unią Europejską dużo bardziej niż z samą Polską. W związku z tym Rosjanie zapewne zgodziliby się na udział osób z Komisji Europejskiej w postępowaniu - uważa Czarnecki. Można o to zabiegać, zwłaszcza że z uzyskanego przez niego stanowiska Komisji w sprawie katastrofy smoleńskiej wynika, iż jest ona otwarta na tego typu zgłoszenie ze strony Polski.
Z wnioskiem do KE może zwrócić się polski rząd lub - poprzez Parlament Europejski - deputowani. - Z całą pewnością jednak wystąpienie rządu miałoby większy "ciężar gatunkowy". Komisja musiałaby być w tym przypadku bardzo otwarta - zwraca uwagę Czarnecki.
Także w ocenie Pawła Kowala, europosła z grupy EKiR, umiędzynarodowienie śledztwa smoleńskiego ma sens. - Najlepszym adresatem byłyby tu europejskie instytucje zajmujące się bezpieczeństwem, a także instytucje zajmujące się tym problemem w Stanach Zjednoczonych czy Wielkiej Brytanii - podkreśla.
O kwestię umiędzynarodowienia sprawy smoleńskiej oraz ocenę wpływu obecności międzynarodowych ekspertów na dochodzenie "Nasz Dziennik" w poniedziałek zapytał Ministerstwo Spraw Zagranicznych. Jednak do tej pory nie uzyskaliśmy odpowiedzi.
Mimo licznych możliwości tzw. umiędzynarodowienia dochodzenia w sprawie katastrofy pod Smoleńskiem trudno oprzeć się wrażeniu, że - jak mówił w kwietniu senator Włodzimierz Cimoszewicz - prokuratura nadal zachowuje się tak, jakby chodziło o włamanie do garażu.


Marcin Austyn

Za: Nasz Dziennik, Sobota-Niedziela, 18-19 września 2010, Nr 219 (3845)