Emund Klich:Nie chciałbym oceniać, ale uważam, że trzeba działać zdecydowanie.
Raport MAK został ukończony i przekazany parę tygodni temu stronie polskiej. Od początku śledztwa pojawiło się wiele głosów krytycznych na temat postępowania władz rosyjskich z wyjaśnianiem prawdy o tym, co zdarzyło się w Smoleńsku, co zaowocowało apelem o komisję międzynarodową, a także wyjazdem posłów PiS do USA, by poszukać wsparcia u tamtejszych polityków. Wszystko to Donald Tusk zlekceważył, pozwalał też na bezczelne kpiny ministra Grasia - z podciętego skrzydła, na wyzywanie od zdrajców opozycji, aż w końcu na ostatnim spotkaniu z rodzinami określił pytanie pani Kochanowskiej jako "bezczelne".
Dziś Donald Tusk, jak przystało na szeryfa, dryfującego pomiędzy polityką przyjaźni i szacunku dla interesów Kremla, a wizerunkiem w kraju, nagle wybrał ten drugi kierunek. Skoro już sam premier, który tyleż razy zapewniał nas o wzorowej współpracy z Rosją, tupie nogą głośno, bo nawet w Bruskeli, to znaczy, że Polska zmarnowała kilka miesięcy w dochodzeniu. Komisja Millera i śledczy czekali na wiarygodny i rzetelny dokument, gdzie zostaną opisane bezpośrednie przyczyny katastrofy Tu-154 M. Premier musiał wiedzieć, że oddając de facto śledztwo Kremlowi, tak to się właśnie skończy. Heroizmem na konferencji prasowej.
A przy kolejnej wizycie ministra Ławrowa albo kogoś innego z pierwszego garnituru władzy rosyjskiej, dowiemy się, jak dużo dają nam wskazówki od braci zza wschodniej granicy, polscy dyplomaci mają się od kogo uczyć, mamy nowe otwarcie, współpraca wręcz wrze. Radosław Sikorski, przy kolejnym wycieku WikiLeaks, stwierdzi, że niepochlebne słowa o państwie Putina były jedynie "błędem tłumacza". Wszystko wróci po staremu, a część społeczeństwa przerzuci się w zapatrywaniach na Tuska jako męża stanu i bojownika o prawdę z 10 IV na koncyliacyjnego dyplomatę.
Minęło ponad 8 miesięcy od katastrofy w Smoleńsku. Jedyne, co wiemy na pewno, to śmierć naszych elit, niszczenie wraku przez służby rosyjskie, chęć wycofania pierwszych zeznań kontrolerów a także braki w przesłanych stenogramach i innej, niezbędnej dokumentacji. Polska strona, i tak dość łagodnie, obudziła się po 8 miesiącach i próbuje mówić do Rosji tak, jak obywatele w kwietniu.
Do następnego przyjazdu ministra Ławrowa albo Miedwiediewa, kiedy znowu zakwitnie nad Wisłą przyjaźń i pokój. Zresztą, dziennikarze wolą dzisiaj zajmować się podchmielonym Dornem. Mit z piękną współpracą i rzetelnością Rosjan legł w gruzach na oczach establishmentu. Lepiej więc tych gruzów nie zauważać.