Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 
Lech Kaczyński niestety nie zmienia swoich poglądów. Był za zabijaniem nienarodzonych (ograniczonym, ale jednak), kiedy Marek Jurek walczył o zmianę konstytucji, by ta lepiej chroniła życie, i nadal za nim jest. A najlepszym tego świadectwem jest to, że jego doradcy skrytykowali idące w dobrym kierunku zapisy projektu konstytucji autorstwa PiS, które jasno deklarowały, że w Polsce życie chronione jest od momentu poczęcia do naturalnej śmierci. Aleksander Szczygło przekonywał, a wtórował mu Paweł Wypych, że – zdaniem prezydenta – zapis ten jest niedobry, bowiem  "jest sprzeczny z obowiązującą ustawą antyaborcyjną".
Ta wypowiedź całkowicie jednoznacznie pokazuje, że zdaniem prezydenta i jego współpracowników, obowiązujące w Polsce prawo jest świetne i należy je chronić, jak dobro najwyższe. Problem polega tylko na tym, że tak nie jest. Polska ustawa przyznaje bowiem "licencje na zabijanie" i sprawia, że całkowicie legalnie morduje się w naszym kraju niemal 500 osób rocznie (dane z roku 2008). Trudno nie zadać pytania, czy prezydent i jego doradcy godzą się na taką skalę zabijania? Czy ich zdaniem prawo pozwalające na zabijanie nienarodzonych (nawet jeśli mniej często niż w krajach zachodnich) jest dopuszczalne moralnie? A jeśli nie jest, to w imię czego go bronią?
Te pytania mają całkiem konkretny wymiar polityczny. Kwestia obrony życia jest dla katolika (konsekwetnie myślącego) o wiele istotniejsza niż (skądinąnd także bardzo ważne) "walka z układem", polityka historyczna, umacnianie suwerenności. Jeśli zatem polityk otwarcie opowiada się przeciwko takiej obronie (a za takim otwartym sprzeciwem jest wypowiedzenie się przeciwko wprowadzeniu do konstytucji zasady obrony życia), to stawia – niezwykle mocno – pytanie o możliwość głosowania na niego tych z wyborców, którzy realnie, a nie tylko werbalnie, są za życiem. Dla mnie jest rzeczą jasną, że nie należy głosować na ludzi, którzy opowiadają się za zabijaniem! Nawet jeśli jest to "zaledwie" 500 dzieci rocznie.
 
Tomasz Terlikowski