“Ekspert lotniczy” biskup Pieronek: Trzeba pamiętać, że to była katastrofa. Nie zamach. A katastrofy przeżywa się zupełnie inaczej niż zamachy
“Patrzę na wydarzenia ostatniego roku z jednej strony z zażenowaniem, a z drugiej z wielkim bólem.” – mówi w wywiadzie dla “Polski the Times” bp. Tadeusz Pieronek.
Duchowny oskarża polityków o podzielnie społeczeństwa, które na chwilę zjednoczyła śmierć 96 pasażerów feralnego lotu rządowego samolotu do Smoleńska.
Polacy zostali bardzo wyraźnie podzieleni. Ale nie przez sam fakt śmierci – bo ta śmierć zadziałała w sposób jednoczący. Podziały wynikły stąd, że do kwestii związanych z bolesną stratą, którą każdy miał prawo odczuwać, dodano jeszcze politykę. Na uwagę dziennikarza, że polityki w tym przypadku trudno było uniknąć, ponieważ w katastrofie zginęli także politycy, bp. Pieronek odpowiada: Przepraszam bardzo, co to znaczy: zginęli politycy? Zginęło również w tej katastrofie wiele osób, które z polityką nie miały nic wspólnego. Tych dwóch kwestii w żaden sposób nie można łączyć ze sobą. Tragedię smoleńską należało absolutnie oddzielić od życia politycznego! Tymczasem nikt tego nawet nie spróbował uczynić. Stało się coś innego: tę katastrofę bardzo mocno upolityczniono. (…)Prowadzący wywiad przekonuje, że “właściwie nikt nie ma wątpliwości, że 10 kwietnia to ważna data w historii Polski, która zostanie odnotowana na kartach podręczników do historii, stanie się elementem dziedzictwa narodowego”. Odpowiedź bp. Pieronek jest zaskakująca:
Do spraw z jednej strony wielkich, ale z drugiej bardzo ludzkich przyłożono miarę polityczną. Ta miara nie pasuje do kwestii ostatecznych. Ta tragedia jest spoza tego świata, tymczasem wykorzystuje się ją do bieżących sporów. To jest niepoważne.
Nie przesadzajmy. Owszem, 10 kwietnia zginęło prawie 100 osób, w dodatku poniosły one śmierć w jednym momencie. Nad tak wielkim wydarzeniem nie da się po prostu przejść do porządku dziennego. Ale też trzeba pamiętać, że to była katastrofa. Nie zamach, tylko katastrofa właśnie. A katastrofy przeżywa się zupełnie inaczej niż zamachy. Owszem, ofiarom takich tragedii też się stawia pomniki – choć później często się zdarza, że nie pamięta się, jakiego typu wydarzenie taki monument właściwie upamiętnia. Bo też nie można katastrofom przypisywać jakichś charyzmatycznych cech. Tymczasem w tym przypadku dramat osób, które były na pokładzie Tu-154M, został przechrzczony na działania czysto osobiste, partyjne. To może sprawić, że ta katastrofa nie pozostanie w pamięci Polaków i Polski.Zdaniem biskupa katastrofa smoleńska nie była wydarzeniem przełomowym:
Taką przełomową datą był na przykład 30 sierpnia 1980 r., kiedy doszło do podpisania porozumień sierpniowych między rządzącą partią komunistyczną a Solidarnością. To był przełom na miarę nie tylko krajową, ale wręcz europejską, który w konsekwencji doprowadził do demontażu ustroju komunistycznego w Europie Środkowej. Dlatego to data ważna i będzie ona się pojawiać na kartach podręczników do historii. 10 kwietnia 2010 r. takim dniem nie był. Owszem, wtedy wydarzyła się tragedia, która dotknęła wiele osób, ale już nie państwo. Bo państwo dziś ma jeden układ sił politycznych, jutro będzie miało inny. Te układy się zmieniają, i to zmieniają dość szybko. A tymczasem 30 sierpnia rozpoczęła się właściwie nowa epoka.Bp. Pieronek wypowiadał się już na temat obrońców krzyża, nawołując służby porządkowe do potraktowania ich tak, jak traktuje się terrorystów. Pisaliśmy o tym na portalu. Przypomnijmy tę wypowiedź:
Ja nie rozumiem, dlaczego biskupi rękami i nogami bronią się, żeby nie użyć siły. Jeżeli jest samochód źle zaparkowany, przyjeżdża policja i wywozi go gdzie trzeba. A tu nie można tego zrobić? Oczywiście, nie w formie walki, pałek i tak dalej… ale są sposoby, od tego są antyterroryści. Ci, którzy tam są, to jest rodzaj terroryzmu przecież.Dzisiaj krakowski biskup ocenia wydarzenia z 10 kwietnia jako osobistą tragedię 96 rodzin, która nie była wielkim przełomem w historii Polski.
Bar, źródło: “Polska the Times”