Wszyscy rejestrujemy obniżenie poziomu matematyki w szkołach. Często ubolewamy, że ludzie źle rozumieją rzeczywistość polityczną, że nie widzą zagrożeń, że kierują się fałszywymi przesłankami przy swoich wyborach.
Spróbuję opisać jak kształtowany jest leming. Temat jest mi znany mi z autopsji. Mam pięcioro dorosłych dzieci i wszystkie przeszły przez to samo formatowanie umysłu przypominające mi jako żywo praktyki pewnego plemienia, które zamienia czaszkę dziecka w walec.
1) Lekcja pierwsza – szkoła podstawowa: Córka zamiast z zadań rozliczana jest z marginesów w zeszycie, które obsesyjnie wykonuje kolorowymi pisakami. Bo marginesy muszą mieć odpowiednie kolory. Ja się złoszczę- ona się denerwuje.
Jej pani to urodziwa osoba, która do każdej sukienki nosi buty w tym samym co sukienka kolorze i zegarek z dobranym kolorem paskiem. O matematyce nie ma pojęcia.
Dyktuje dzieciom do zeszytu prawidło: „liczność sumy zbiorów równa jest sumie liczności tych zbiorów”.
Idę na rozmowę choć córka błaga mnie, żeby się nie wtrącać. Zadaję pani praktyczne pytanie.
„Jeżeli na wycieczkę do Anglii jedzie cała pani klasa licząca 35 osób ( zbiór A) oraz osoby znające angielski ze szkoły ( zbiór B) w liczbie 20 osób, w tym 10 z pani klasy, to ile pani kupi biletów? Czy będzie pani liczyła osoby znające angielski z pani klasy (czyli zbiór A∩B) dwa razy?”
Pani po długich wahaniach podaje liczbę 45 (różną od sumy liczności, która wynosi 55).
Odnotowuję swój wielki sukces dydaktyczny. Obawiałam się, że będzie jeszcze gorzej.
„Po co pani wchodzi w teorię mnogości jeżeli pani tego nie umie?”- pytam szczerze.
„ Przecież jest to bez znaczenia. Oni i tak wszystko zapominają.”- odpowiada równie szczerze pani.
To nie jest prawda. Każdy instruktor jeździectwa czy narciarstwa to powie. O wiele łatwiej jest uczyć osobę zupełnie surową, niż taką, która nabrała złych odruchów.
Powierzamy dzieci osobom , o których kwalifikacjach merytorycznych nic nie wiemy. Kwalifikacje formalne nie maja tu nic do rzeczy. Jeszcze gorsze jest to, że małe dziecko boi się konfrontacji z systemem. Woli nauczyć się głupot, żeby tylko pani się nie obraziła. I zapamięta na całe życie fałszywe twierdzenie. To pierwsza lekcja konformizmu.
2) Lekcja druga – szkoła średnia.
Córka pisząc wypracowanie ( próbna matura) ma ustosunkować się do słynnej rozmowy księcia Bogusława z Kmicicem ( Rzeczpospolita to postaw sukna) . Tyle, że ma wyrazić swoją opinię na podstawie wydrukowanego fragmentu tekstu, bez identyfikacji osób, autora i okoliczności.
Odruchowo nazywa jednego z rozmówców Bogusławem. Okazuje się, że nie wolno.
„Nie wolno popisywać się wiedzą dodatkową, spoza tej kartki” -drze się pani. „ Takie są wymagania, a ja was muszę przygotować do wymagań maturalnych, nic mnie nie obchodzi co wy wiecie i umiecie”
Córka broni się niemrawo, że wymagania są bezsensowne, ale ostatecznie poddaje się.
Nie ma o co kruszyć kopii. To następna lekcja konformizmu.
„ Masz zdać maturę , a nie poprawiać świat”- tłumaczą jej koledzy.
Syn podczas matury miał przeprowadzić egzegezę tekstu Kołakowskiego. „Pisałem to co ci idioci uważają za słuszne” – powiedział. Ale sam stwierdził, że czuł się zgwałcony intelektualnie.
Klucz do testu jest ustalany arbitralnie. Znajoma polonistka mówiła mi, że ku jej rozpaczy wybitni uczniowie nie mieszczą się w kluczu i dostają słabe oceny, natomiast najlepiej wypadają sprytni konformiści. Oni też zajmują miejsca na uczelniach.
3) Lekcja trzecia – uczelnia.
Jako pracę zaliczeniową córka opracowuje projekt naprawy Wyścigów czyli przedsiębiorstwa, w którym naprawdę pracuje i któremu poświęciła 7 lat życia. Zna realia firmy od podszewki.
W przeciwieństwie do kolegów nie pisze pracy metodą „ wytnij – wklej”, ani nie przepisuje bełkotliwych podręczników z dziedziny zarządzania.
Pani profesor nie chce pracy przyjąć. Upiera się, że po śródtytule stawia się kropkę i że coś tam powinno być napisane wersalikami. Meritum tekstu zupełnie jej nie interesuje.
Córki z kolei zupełnie nie interesują kropki i wersaliki. Jest oczywiście skłonna się dostosować do wszelkich wymagań formalnych. Natomiast mniej się jej podoba wymóg podania w bibliografii co najmniej 15 pozycji. Przecież ich nie przeczyta i wszyscy o tym wiedzą. Zresztą gdyby nawet ktoś przeczytał te 15 książek w charakterze pokuty wielkopostnej- niczego by się z nich nie dowiedział. To książki zupełnie oderwane od rzeczywistości, zawierające rozwodniony stek banałów. Dziewczyna idzie jednak na kompromis. Zaliczenie jest jej potrzebne. „Masz skończyć studia a nie naprawiać świat” – mówią jej wszyscy. To następna lekcja konformizmu.
Syn miał napisać pracę zaliczeniową na zajęciach z aksjologii prowadzonych przez nieżyjąca już znaną panią profesor. Napisał ciekawy tekst na temat wartości dzieł sztuki. Pani profesor nie chciała nawet na pracę spojrzeć.
„To ma być tekst o pana prywatnym systemie wartości”- orzekła.
Koledzy wyjaśnili mu jaki jest wzorzec ( format). Religijność bez ortodoksji. Seks bez zobowiązań. Koniecznie jakiś sport ekstremalny. Cyniczne rozdzielili pomiędzy sobą alpinizm, szybownictwo i skoki spadochronowe. Dla syna została paralotnia. Nie miał wyboru. Musiał zaliczyć. Był świadom, że na podstawie tych bzdurnych i skłamanych wyznań pani profesor opublikuje następną pracę na temat postaw młodzieży. Ale nie miał ochoty umierać za socjologię polską.
Na temat pracy licencjackiej wybrał sobie tak zwany rachunek ciągniony medialnych akcji charytatywnych. Między innymi Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Doskonale potrafi korzystać ze stron rządowych i analizować dane finansowe . Promotor był początkowo zachwycony. Po kilku dniach wezwał go na rozmowę. „Nie będziemy nikogo rozliczać i podliczać”- powiedział. „Zrobi pan zestawienie wszystkich akcji charytatywnych z ostatnich kilku lat, bez żadnego oceniania”. Syn powiedział, że go to nie interesuje i zmienił temat.
Następny promotor objaśnił jak praca ma wyglądać. „No wie pan, strona tytułowa, spis treści, bibliografia, odnośniki. Żadnych esejów na temat. Własne poglądy to pan sformułuje dla wnuków w pamiętniku. Przede wszystkim przegląd literatury czyli zbiór cytatów. Cel pracy. Podlać trochę socjologicznym sosem. I będzie”
Syn jeszcze raz zmienił temat.
Niby to wszystko nieistotne ale niespostrzeżenie mózg zwija się. Szlifowane są wszelkie kanty. I tak powstaje idealny okrąglak. Czyli leming.
Autor: Izabela Brodacka Falzmann
Za: http://www.ekspedyt.org/izabela-brodacka-falzmann/2013/03/04/7753_jak-hartowal-sie-leming.html
Nadesłał: Jacek