Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
 

Muszę przyznać, że obowiązki zawodowe oraz praca nad książką pochłaniają większość mojego czasu i spowodowały małe zaniedbanie w zamieszczaniu wpisów na moim blogu. Jednak w ostatnim czasie wydarzyło się tak wiele zdarzeń, o których wręcz nie wypada milczeć, dlatego też postanowiłem oderwać się od obowiązków i wyrazić swoje zdanie na temat tych zdarzeń. Dzisiaj zajmę się głośną aferą związaną z rozprowadzaniem w naszym kraju szwedzkiego przeterminowanego mięsa.
Otóż w szwedzkich magazynach wojskowych zalegały olbrzymie ilości puszek z przetworzonym mięsem, które magazynowano tam na początku lat 80. ubiegłego stulecia na wypadek zaostrzenia tzw. zimnej wojny. Jak wiadomo do kolejnej wojny światowej ani żadnego atomowego kataklizmu nie doszło, więc pozostał problem co zrobić z zalegającym wojskowe magazyny przetworzonym mięsem. Szwedzi postanowili najzwyczajniej w świecie owego mięsa się pozbyć i jeszcze przy okazji na tym zarobić. Do Polski za pośrednictwem szwedzkiej firmy sporą część tych mięsnych konserw sprowadziła polska spółka INEX z Krakowa, która jak się okazuje swoją siedzibę ma w prywatnym mieszkaniu, a sąsiedzi takowej firmy nigdy na oczy nie widzieli.

Z informacji uzyskanych przez dziennikarzy wynika, iż firma ta chcąc legalnie sprowadzić to mięso do Polski powinna być zarejestrowana w Państwowej Inspekcji Weterynaryjnej, a produkt ten powinien posiadać wymagane przez unijne prawo oznakowanie oraz udokumentowane pochodzenie i sposób przechowywania. Oczywiście puszki ze szwedzkim mięsem tych wymogów nie spełniały. Śledztwo dziennikarskie wykazało, że puszki ze szwedzkim mięsem, które miały co najmniej 25 lat trafiły zakładów garmażeryjnych w całym kraju jako dodatki do pierogów, gołąbków, krokietów itp.

Zapewne media przestawiły zdecydowanie więcej szczegółów dotyczących tej afery, ale ja chciałbym w swoim tekście zwrócić uwagę na bezczelne zachowanie krakowskiego sanepidu. Krakowski sanepid wydał oficjalny komunikat w sprawie szwedzkiego mięsa stwierdzając, że obrót mięsem jest nielegalny, a na importera zostaną nałożone wysokie kary. Jednocześnie urzędnicy uspokajają, że żadna polska firma nie używa już starego mięsa, a produkt jest przydatny do spożycia. Jakby tego było mało w dzisiejszym programie „Uwaga” wypowiadał się jakiś jegomość z krakowskiego sanepidu, który usilnie próbował wmówić wszystkim, że owe mięso jest smaczne, zdrowe i nawet pachnie jak mięso. Twierdzeniom krakowskiego sanepidu przeczą jednak testy przeprowadzone w laboratorium uniwersyteckim, w którym stwierdzono, że mięso cuchnie rybą i śmierdzącymi skarpetami, a o jego smaku lepiej nie wspominać. Argumentem który miał potwierdzić twierdzenia przedstawicieli sanepidu w Krakowie jest fakt, że jak do tej pory nie było żadnych informacji o zachorowaniach z powodu zatrucia tym mięsem. Ten argument jest jednak równie beznadziejny jak oficjalny komunikat sanepidu.

 

Przedmiotowe mięsne puszki produkowane były na początku lat 80. minionego stulecia z bydła sprowadzanego do Szwecji z Wielkiej Brytanii, w której panowała wówczas choroba tzw. wściekłych krów. Nie ma żadnej, nawet najmniejszej pewności, że owe konserwy mięsne nie zostały wykonane z zarażonego tą groźną dla człowieka chorobą, gdyż w owym czasie nie istniały jeszcze testy, które pozwoliłyby wykryć w produkcie mięsnym obecność zalążków tego wirusa, czyli można domniemywać, że szwedzkie mięso mogło być skażone. Pikanterii całej sprawie dodaje fakt, że puszki ze szwedzkim mięsem nie zostały wpuszczone do Polski już w roku bodajże 2001, gdyż wojewódzki lekarz weterynarii wydał zakaz z powodu dużego prawdopodobieństwa zakażenia mięsa wirusem choroby wściekłych krów. Dziś ów lekarz podtrzymuje swoje wcześniejsze zdanie twierdząc z całą stanowczością, że jest to mięso bardzo niebezpieczne dla zdrowia i życia ludzkiego, i jedyne do czego się nadaje to do natychmiastowego spalenia. Warto podkreślić, że tzw. choroba wściekłych krów rozwija się nawet w okresie do około 25 – 30 lat, a więc nie ma żadnej pewności, czy już ktoś nie zakaził się tą chorobą. Mając na uwadze fakt, że mięso to pod różnymi postaciami trafiało do domów opieki społecznej, przedszkoli, szkół, barów możemy być pewni, że jeśli nie w najbliższym czasie to za parę lat przekonamy się o skutkach jedzenia szwedzkiego mięsa sprzed 25 lat. A swoją drogą to mam propozycję, aby pracownikom krakowskiego sanepidu, którzy są tak pewni przydatności do spożycia tego mięsa sprezentować po kilka puszek i zmusić do zjedzenia przed kamerami. Niech udowodnią, że są pewni swoich słów.

 

Nie bez znaczenia jest tutaj fakt, że sporym ułatwieniem w przewiezieniu do Polski tak dużej ilości podejrzanych puszek było wejście naszego kraju do Unii Europejskiej i swobodny przepływ towarów. Warto zastanowić się jak to możliwe, że tak stare mięso trafiło do obiegu, kto ponosi za to odpowiedzialność – przecież mamy służby sanitarne, masę przepisów, dlaczego więc nikt tego nie wykrył, przecież nie był to jakiś znikomy przemyt, ale legalny transport ponad 200 ton puszek z mięsem ? Dlaczego odpowiednie służby nie dopilnowały gdzie owo mięso trafia ? I dlaczego nikt nie sprawdził firmy INEX ? To tylko kilka pytań, które nasuwają się na myśl po zapoznaniu się ze szczegółami tej afery, a pytań powstaje coraz więcej. Tylko chętnych do odpowiadania na nie brak.

Paweł
Za: http://prostowoczy.blog.onet.pl/