Wczoraj zbiegły się dwa wydarzenia.
1. Kongres LPR
2. Podpisanie Traktatu Lizbońskiego przez tzw. „Prezydenta Polski”.
Dziś piszę : „tzw”o najwyższym urzędniku naszego państwa , choć przecież osobiście postawiłam „krzyżyk” przy nazwisku Lecha Kaczyńskiego w wyborach w 2005 roku.
Dzień wyboru Lecha Kaczyńskiego na Prezydenta Polski, był dla mnie wówczas dniem radości.
Dzisiaj jest to dla mnie dzień hańby.
Świadomość przyczynienia się do „takiego” wyboru jest dla mnie bolesna tym bardziej, że jako wnuczka „Halerczyka” i działaczka Ruchu Narodowego, nie powinnam była dać się aż tak oszukać!
Dzisiaj wiem, że nie otrzyma mojego poparcia na „ Prezydenta Polski”, który po oddaniu kompetencji Brukseli po ratyfikacji traktatu z Lizbony, i tak będzie tylko „ marionetką”.
Na Prezydenta Polaków mogę poprzeć wyłącznie jedną, jedyną osobę.
Osobą tą jest Roman Giertych.
Jednak głęboko zmanipulowani „Polacy”, na dzień dzisiejszy nie są jeszcze gotowi i nie wiem czy, kiedykolwiek będą, na wybór tego, który chciał i nadal chce przyszłości Polski suwerennej, zasobnej dla wszystkich Polaków, a przede wszystkim dla tych, którzy są podstawą zdrowego Narodu- Polskich Rodzin.
Tylko czy Polacy rozumieją, co oznacza suwerenność, czy uwierzą, że jeszcze istnieje „Ktoś” kto naprawdę szczerze chce dla nich innej Polski, nie tej skorumpowanej, biednej, szarej bez jakiejkolwiek przyszłości?!
W polskim rządzie afera goni aferę; ciekawe, ile ich jeszcze będzie?
Posady dobrze płatne tylko dla „swoich”, oraz wszystkie inne przywileje dla wąskiej grupy „powiązanej”.
Dla pozostałej „ grupy społecznej” – reformy, które nas pogrążają, ciężka praca, również w niedzielę, bez żadnej lepszej przyszłości.
Tłumaczenia wszystkich rządzących od 1989 roku, brzmią: „nie można”, „nie stać nas”.
Jazgot polityków i obrzucanie się wzajemnie odpowiedzialnością; czy to wszystko co nam pozostało?!
Uważam, że nie.
W sobotę, 10 października br. spotkaliśmy się w gronie „Polaków”, przybyłych ze wszystkich stron kraju do Warszawy, by na zaplanowanym dużo wcześniej Kongresie LPR (który zbiegł się w czasie z momentem kolejnej zdrady suwerennej Polski) mogli głośno wyrazić swoje opinie oraz jasno krótko nazwać to, co się stało: „zdrada”, a także podjąć „Uchwałę” o treści, jak poniżej:
Uchwała Kongresu Ligi Polskich Rodzin
w związku z podpisaniem traktatu lizbońskiego przez prezydenta RP
Kongres Ligi Polskich Rodzin, obradujący dnia 10 października 2009 roku, tj. w dniu podpisania przez Prezydenta RP Konstytucji Unii Europejskiej, wzywa Lecha Kaczyńskiego do złożenia urzędu.
Prezydent Kaczyński, obejmując urząd Prezydenta RP, uroczyście przysięgał, że dochowa "wierności postanowieniom Konstytucji" i będzie strzegł niezłomnie "godności Narodu, niepodległości i bezpieczeństwa Państwa".
Składając podpis pod traktatem, Lech Kaczyński złamał przysięgę złożoną cztery lata temu przed Narodem, sprzeniewierzył się fundamentalnym interesom narodowym i państwowym Polski, okłamał Polaków, którzy zaufali mu w ostatnich wyborach prezydenckich.
Konstytucja unijna to ograniczenie suwerennych praw Narodu Polskiego, zamach na naszą niepodległość i wolność.
Jednocześnie Kongres LPR świadom, że Polska musi mieć Prezydenta, który będzie stał na straży Jej suwerenności i niepodległości, apeluje do Romana Giertycha o wyrażenie przez niego zgody na kandydowanie w przyszłorocznych wyborach prezydenckich.
Przewodniczący Kongresu LPR
Mirosław Orzechowski
Warszawa, 10. października 2009 r.
Prezydent tego nie przewidział, a lekceważące fakt naszego Kongresu i wydanej Uchwały reakcje polityków PIS-u, jak np. uśmiech z „Partii kilkuosobowej”, lub śmiech z Przewodniczącego Kongresu LPR, są co najmniej nie na miejscu.
Zapewniam Panów; było nas wielu, a będzie nas jeszcze więcej, bo wasze kłamstwa osiągną apogeum i uśpiony i niezorientowany „Naród” nie będzie miał już nic do stracenia, powie wreszcie „NIE” wszystkim oszustwom w majestacie „ waszego prawa”!
Ten się śmieje, kto się śmieje ostatni.
Na zakończenie zacytuję
„LOT ORŁA”- Roman Giertych.
Motto
Pewnego razu, jeszcze zanim Polanie zasiedlili tereny wokół Gniezna, nad krainą porosłą po horyzont lasami, leciał potężny orzeł – król orłów. Orzeł wzbijał się coraz wyżej i wyżej i nie zauważył, że oto zbliżała się straszna burza. Grad piorunów uderzył w niebotyczne bory, a jeden z gromów trafił orła, który oszołomiony spadł na polanę pośrodku lasów. Polaną wędrował wówczas kupiec z obcych, dalekich krajów w poszukiwaniu kolejnych niewolników na targ. Kupiec zobaczył orła leżącego w błocie, a ponieważ naród kupca słynął z okrutnej złośliwości, kazał on niewolnikom przykuć orła żelaznym łańcuchem do skały i ruszył w dalszą drogę. Gdy orzeł obudził się, rozpostarł skrzydła i próbował wnieść się w górę. Ciężki, niewolniczy łańcuch ściągnął go jednak z powrotem na ziemię.
Próbował orzeł wzlecieć wiele razy. Za każdym razem łańcuch ponownie ściągał go w błoto.
Mimo dziesiątek prób nie udało mu się zerwać łańcucha i król orłów legł na ziemi zdychając.
Orzeł jednak nie zauważył, że przy ostatniej próbie jedno z ogniw łańcucha pękło, osłabione ciągłymi uderzeniami o skałę. Orzeł mógł wzlecieć w niebo, a zdychał. Zamiast szybować ponad chmurami, legł w błocie , bo nie walczył do końca.
Jednak są tacy co opowiadają inny koniec historii o orle rażonym przez piorun. Ponoć w ostatniej chwili życia, gdy jego serce zamierało ze zmęczenia i poniżenia, gdy siły jego wydawały się całkowicie wyczerpane, przypomniał sobie orzeł w słowach swojego ojca – również króla orłów, który mu mówił, że prawdziwie królewski ptak walczy zawsze do końca. podniósł orzeł swe skrzydła już bardziej ze względu na pamięć ojca, niż na nadzieję wolności i wzniósł się ku własnemu zdumieniu z błota ziemi. Wzniósł się na polanę i lasy, a grupa słowiańskich wojów, która właśnie wjechała na polanę, z podziwem spoglądała na królewskiego ptaka szybującego prosto ku zachodzącemu słońcu.
Książkę tę poświęcam tym wszystkim, którzy wierzą w lot orła.
Mieczysława Zalewska
Za: http://zalewska.blog.onet.pl/