Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
 

(Nie)podległa

Polska niepodległa rodziła się w bólach po I wojnie światowej i własnymi siłami Narodu, bo nikt z Polaków się nie łudził, że ktoś nam wolność i suwerenność podaruje. Teraz sami z tej suwerenności rezygnujemy w imię budowania "wspólnej Europy".

11 listopada 1918 roku Polska powróciła na mapę Europy, odzyskując niepodległość. To symboliczna data, bo w tym dniu Rada Regencyjna przekazała Józefowi Piłsudskiemu tylko władzę nad wojskiem. Trzy dni później otrzymał on władzę cywilną, która obejmowała niedużą część dawnych ziem polskich. Nasza niepodległość, granice dopiero się kształtowały i ten proces po licznych wojnach i powstaniach zakończył się praktycznie w 1923 roku. Zdaniem historyków, te pierwsze lata były kluczowe, bo nasza niepodległość wcale nie była pewna, kilka razy wisiała na włosku i gdyby nie wysiłek całego Narodu, Polska mogła znów popaść w niewolę albo bylibyśmy niewielkim kadłubowym państwem, bez dostępu do morza, całkowicie zależnym od europejskich mocarstw. Trzeba też docenić, że dość szybko udało się scalić w jedno państwo ziemie trzech zaborów, rządzące się odmiennymi systemami prawnymi, różniące się organizacją administracji, systemami monetarnymi, poziomem rozwoju gospodarczego itd. Co więcej, bilans II RP jest, uwzględniając tamte realia i poziom rozwoju państwa u progu niepodległości, pozytywniejszy niż III RP, bo od 1989 roku mamy do czynienia z ciągłym osłabianiem państwa, a nie jego umacnianiem.

Świętem narodowym 11 listopada stał się w 1937 roku, ale znaczenie tej daty wzrosło zwłaszcza w latach II wojny światowej i w okresie Polski ludowej, gdy najpierw Niemcy, a potem sowieccy i polscy komuniści zabronili świętowania rocznicy odzyskania niepodległości.
W tym roku po raz ostatni obchodzimy święto niepodległości w "starej" III RP. W 2010 roku Polska będzie już częścią nowego superpaństwa - Unii Europejskiej. To skutek zakończenia procesu ratyfikacji traktatu lizbońskiego. 27 państw członkowskich będzie częścią składową UE, a to oznacza, że nasza suwerenność zostanie znacznie ograniczona w zakresie nie tylko tworzenia prawa i gospodarki (co już widzimy od momentu przyłączenia Polski do struktur unijnych w 2004 roku), ale także w prowadzeniu polityki zagranicznej i obronnej - najważniejszych atrybutów suwerenności. Traktat z Lizbony w zasadzie wyklucza prowadzenie przez jakieś państwo, w tym Polskę, polityki niezgodnej z "celami Unii Europejskiej", ale niestety te cele nie będą ustalane w Warszawie, a w Berlinie, Brukseli czy Paryżu. - Unia pozostaje związkiem państw narodowych - mówił prezydent Lech Kaczyński podczas uroczystości ratyfikacji traktatu lizbońskiego. Jednak będzie to suwerenność znacznie ograniczona, bo - jak zauważają prawnicy - przecież w UE będzie się podejmować coraz więcej decyzji, które Polska ma tylko realizować. Jeśli unijna biurokracja i elity będą w takim tempie poszerzać swoją władzę jak do tej pory, to już niedługo Polska stanie się w praktyce jedną z "prowincji Unii".
Ale wśród euroentuzjastów słychać nawet głosy, choć nie jest to artykułowane wprost, że rezygnacja z suwerenności to w tej chwili jedyna nasza droga, bo tylko UE może nam zapewnić bezpieczeństwo; Polska sama nie jest w stanie przeciwstawić się zapędom mocarstwowym Rosji, a poza tym bez pomocy UE nie będziemy mogli być partnerem dla coraz silniejszych Niemiec. I mało kto zauważa, że takie "geopolityczne myślenie" było aktualne przez cały okres PRL, gdy w podobny sposób tłumaczono nam, że jesteśmy skazani na sojusz z ZSRS i że jest on w naszym narodowym interesie. Najwyraźniej nasze elity państwowe przyzwyczaiły się już do kurateli: najpierw Moskwy, a teraz Brukseli. Innej możliwości sobie nie wyobrażają.

Krzysztof Losz

Za: Nasz Dziennik