Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
 

Śledztwo "Naszej Polski" - Smoleńskgate

- Surowa zawartość czarnej skrzynki, magnetyczne nagranie danych i głosu aż do napisania raportu to jest kilka kroków... niektóre rzeczy mogą ulec zagubieniu... Po drugie, jakiekolwiek magnetyczne nagranie może być zmienione, a najłatwiej to po prostu wyciąć, dźwiękowcy potrafią przecież dokonać zmian - powiedział "Naszej Polsce" Hans Dodel, oficer Bundeswehry, specjalista od systemów nawigacji satelitarnej i walki elektronicznej. - Samolot Tu-154M, którym lecieli prezydenci Kaczyński i Kaczorowski, wyposażony był w niezawodny system TAWS i nowoczesną elektronikę pokładową, dlatego twierdzę, że mógł z powodzeniem wylądować pomimo mgły. W mediach powiela się skandaliczny mit, że Smoleńsk jest czarną dziurą w świecie nawigacji lotniczej. To nieprawda. Lotniska rosyjskie były wyjątkowo dokładnie nanoszone przez amerykański system TAWS - stwierdził w rozmowie z "Naszą Polską" Marek Strassenburg-Kleciak odpowiedzialny za analizy strategiczne i rozwój systemów trójwymiarowej nawigacji w koncernie Harman Becker. - TAWS może zawieść jedynie zaatakowany techniką (zakłócenia sygnału GPS) jak np. meaconing (zakłócania sygnału GPS – dop. redakcji), jednak wtedy trzeba rozpatrywać celową awarię systemu - dodał Kleciak.


W katastrofie rządowego samolotu zginęło 96 osób - prezydent Lech Kaczyński z małżonką, parlamentarzyści, najwyżsi dowódcy wojska, duchowni, przedstawiciele rodzin polskich obywateli pomordowanych przed 70 laty w Katyniu, osoby towarzyszące delegacji, oficerowie BOR i załoga samolotu. Pomimo obietnic polskiego rządu do dzisiaj nie ustalona została nawet godzina katastrofy. Śledztwo pozwolono prowadzić Rosjanom. Nie otrzymaliśmy najważniejszych w tej sprawie dwóch czarnych skrzynek. A polska prokuratura wojskowa może jedynie na podstawie informacji w CNN oraz BBC dochodzić prawdy. Czemu zatem jako przyczyny katastrofy eliminuje się ewentualny błąd Rosjan? To zresztą nie jedyna zagadka. Można wskazać kłamstwa, które padły w tej sprawie. Można ujawnić zaniedbania w przygotowywaniu lotu. Lista niewiadomych jest przerażająco długa. Warto przedstawić ją chronologicznie, bowiem zarówno przed podróżą, jak i po katastrofie pojawiają się zastanawiające wypowiedzi i sytuacji.

Kto przygotowywał lot?
Za feralny rejs tupolewa odpowiadała zapewne Kancelaria Premiera, MON, MSZ, ale także oczywiście osoby w Kancelarii Prezydenta. Jak ustaliła - jako pierwsza - “Nasza Polska” lista pasażerów TU-154M była dostępna w Internecie na kilka dni przed odlotem. - Dostałam ją od młodych dziennikarzy, którzy prosili mnie o radę, z kim przeprowadzić ewentualnie wywiady. Ta lista pasażerów krążyła po prostu, ot tak, już od kilku dni, z mejli na mejle – powiedziała nam 10 kwietnia red. Anna Pietraszek. O szczegółach lotu wiedziała polska Służba Kontrwywiadu Wojskowego, która – jak ustaliła “Rzeczpospolita” – bieżąco otrzymywała informacje o położeniu prezydenckiego samolotu w drodze do Smoleńska. Zapytaliśmy SKW, jak to możliwe, że dopuściła do wysłania najwyższych władz w państwie, generalicji Wojska Polskiego oraz szefów najważniejszych instytucji jednym samolotem z lat 70.? - Uprzejmie informujemy, że Służba Kontrwywiadu Wojskowego nie udziela informacji na temat podejmowanych działań – odpowiedział “Naszej Polsce” płk Krzysztof Dusza, dyrektor Gabinetu Szefa SKW. Trzeba dodać, że polskie wojskowe służby specjalne podlegają nie tylko ministrowi obrony narodowej Bogdanowi Klichowi, który nota bene figurował na pierwotnej liście pasażerów, o czym - znów jako pierwsi - informowaliśmy na portalu NaszaPolska.pl.  Ich zwierzchnikiem jest premier, czyli Donald Tusk. Kto jeszcze odpowiadał za przygotowanie lotu? Przedstawiciele rządu, politycy, generałowie wskazują przemiennie na MON i Kancelarię Premiera. - Organizatorem była Kancelaria Prezydenta RP - odpowiedziała "Naszej Polsce" Beata Żmijewska, radca Szefa KPRM z Centrum Informacyjnego Rządu. Dlaczego minister Klich zrezygnował z lotu do Smoleńska wraz z prezydentem? Zapytaliśmy o to służby prasowe MON. Do dnia zamykania numeru nie otrzymaliśmy odpowiedzi na to pytanie. Wyjaśniliśmy także, że pierwotnie prezydent Kaczyński planował podróż do Smoleńska pociągiem, razem z rodzinami katyńskimi. Kto i dlaczego mu to odradził?

TAWS
Do katastrofy doszło z powodu zbyt niskiej trajektorii lotu. Jednak dlaczego namiary z wieży kontrolnej rosyjskiego lotniska, przyrządy pokładowe, a zwłaszcza system TAWS nie uchronił naszej delegacji od śmierci? Przy katastrofach lotniczych, według specjalistów, nigdy nie ma jednego powodu rozbicia samolotu. Najczęściej nakłada się na siebie około siedmiu błędów. Tymczasem od 2005 r. nigdy dotąd nie doszło do katastrofy samolotu wyposażonego w supernowoczesny system nawigacji Terrain Awareness and Warning System (TAWS), bowiem od tego roku system ten obligatoryjnie montowany jest na wszystkich nowo wyprodukowanych samolotach linii komercyjnych. Początkowo sugerowano przedwczesną awarię TAWS, jednak już w trakcie śledztwa ogłoszono, że system działał poprawnie do końca. Następnie w mediach pojawiły się komentarze suponujące niedokładność map w systemie TAWS starego i małego lotniska wojskowego w Smoleńsku, jednak - według naszych ustaleń - TAWS zawiera bardzo dokładne mapy świata ze szczególnym pietyzmem uwzględniające właśnie rosyjskie lotniska wojskowe uznawane za strategiczne z powodu zagrożenia wojskowego. - TAWS, korzystający z ustalenia własnej pozycji przy pomocy sygnałów GPS w połączeniu z radiowym pomiarem wysokości, informuje o położeniu samolotu bardzo precyzyjnie. Jest niezawodny - powiedział nam Marek Strassenburg-Kleciak. Istnieją dwa sposoby zaatakowania od zewnątrz systemów opierających się na obliczaniu własnej pozycji na podstawie sygnału GPS (np. TAWS). Mowa o technice "meaconing", polegającej na przesunięciu sygnału nadawanego z satelity oraz "spoofing", czyli zwiększeniu mocy i sfałszowaniu sygnału satelitarnego. Jednak oba te sposoby potwierdzałyby jedynie tezę o celowym spowodowaniu katastrofy Tu-154M pod Smoleńskiem. Eksperci unijni od dawna wskazywali na te słabe punkty nawigacji GPS. W Unii Europejskiej wdrażany jest program NavWar mający zapobiegać takim atakom. System ma być uruchomiony w 2018 roku.

ABW uprawdopodobnia szokujący film
Wydaje się, że najbardziej dramatycznym materiałem dotyczącym rozbicia się Tu-154M jest amatorski film nakręcony tuż po katastrofie. Słaba jakoś obrazu - nagranego telefonem komórkowym - pozwala dostrzec kilka osób chodzących wokół zgliszczy. Rejestrator dźwięków wychwycił huk palb (nie ma pewności, czy były to strzały z broni, czy spowodowane wysoką temperaturą wybuchy amunicji w uzbrojeniu pracowników BOR-u). Według internautów na filmie słychać m.in. następujące słowa: (…) 00:47s UCHADZI TUDA 00:50s UBIJAJ TUDA 00:51s BOŻE MÓJ, BOŻE – zawołanie 00:53s STRELAJ 00: 54s CO JEST? – głos starszego mężczyzny 00:55s słychać przeładowanie broni 00:57s strzał. (…) Materiał wzięła pod uwagę Wojskowa Prokuratura Okręgowa z Warszawy badająca sprawę. 27 kwietnia Agencja Bezpieczeństwa wewnętrznego sporządziła dla prokuratury analizę filmu, z której wynika, że "W trakcie badań nie znaleziono dowodów na dokonywanie ingerencji w ciągłość zapisów (...)". Obraz filmowy sugeruje, że osoby, które przeżyły katastrofę były dobijane strzałem z broni palnej. Należy w tym momencie wziąć pod uwagę informację, jaką na początku posiadali dziennikarze, informując, że trzy osoby przeżyły katastrofę. Czy były to osoby, które potem zastrzelono, pozbywając się świadków? Na to pytanie również nie znamy odpowiedzi. Przeciwnicy autentyczności filmu lub jego interpretacji wskazującej na dobijanie pasażerów argumentują, że profesjonalne służby bezpieczeństwa, jak Federalna Służba Bezpieczeństwa (dawna KGB), które mogłyby organizować zamach, nie dopuściłyby do tak amatorskiej likwidacji pasażerów. Tymczasem warto wziąć pod uwagę pewną hipotezę. Mobilne przenośne radiolatarnie ze Smoleńska można było zainstalować w miejscu fałszującym umiejscowienie pasa do lądowania tak, aby po wyłączeniu stacjonarnego oświetlenia nowy - wirtualny pas był przesunięty np. 70 metrów w lewo i około 1000 metrów "do przodu". Złe ustawienie mobilnych radiolatarni mogło być spowodowane nie celowym zamiarem, ale błędem strony rosyjskiej, jednak trudno podejrzewać, że ktoś do takiego błędu dzisiaj się przyzna. W każdym razie, według niektórych publicystów, umiejętności polskiego pilota mogły być tak duże, że - próbując poderwać tupolewa raz jeszcze w górę - rozbił się w innym miejscu niż przewidywali zamachowcy. To tłumaczyć ma pospiesznie wykonywane strzały. Być może to przesadzona hipoteza, jednak czy ktoś bierze ją pod uwagę, aby przynajmniej ją zweryfikować? Dziennikarzom udało się jedynie udowodnić, że lampy i żarówki w stacjonarnym oświetleniu lotniska w Smoleńsku były wymieniane dopiero 8 godzin po tragedii przez rosyjskich wojskowych i milicjantów. Akcję "modernizacji" oświetlenia lotniska sfotografował białoruski dziennikarz Siergiej Serebro i opublikował na swoim blogu.

Zgliszcza jak po bombie?
Zdjęcia katastrof lotniczych z udziałem Tu-154 ukazują rozbite samoloty w podobnym stanie zachowania jak polski Tu-154M. Jednak tamte leciały na 200 metrach wysokości lub z prędkością 175 km/h. Nawet wtedy śmiertelność wśród pasażerów nie wynosiła 100 proc. Rządowy tupolew z prezydentem Kaczyńskim leciał nad samą ziemią z prędkością minimalną. Niektórzy świadkowie katastrofy mówili, że widzieli wybuch jeszcze przed zderzeniem Tu-154M z drzewami i ziemią. W przypadku polskiej katastrofy większość konstrukcji została rozrzucona na obszarze 700-800 metrów, a tylko 24 z 96 ofiar udało się zidentyfikować bezpośrednio przez rodziny. Trudno też dać wiarę Sergiejowi Szojgu, rosyjskiemu ministrowi obrony cywilnej, który oświadczył, że większość ciał została spalona. Przy niewielkiej ilości paliwa pod koniec lotu oraz po analizie zdjęć nawet rosyjski wicepremier Sergiej Iwanow musiał przyznać, że nie było dużego pożaru. Jednak pod uwagę należy wziąć fakt, że przed upadkiem Tu-154M był obrócony o 180 stopni, co zdaniem niektórych ekspertów mogło tłumaczyć dotkliwsze rozbicie samolotu. Pozostajemy więc z kolejnymi pytaniami bez odpowiedzi.

Kłamstwa rosyjskiego kontrolera
Obecnie można podejrzewać, że wszystko, co powiedzą rosyjscy kontrolerzy lotów, będzie tylko zgrabnie ułożonymi zeznaniami pod tezę, że katastrofa była jedynie tragicznym wypadkiem spowodowanym przez polskiego pilota. Na szczęście zanim obsługę wierzy kontrolnej w Smoleńsku zatrzymała siłą (sic!) rosyjska milicja, rosyjski portal life.ru zdążył dotrzeć do Pawła Plusnina, kontrolera lotów z lotniska pod Smoleńskiem, który jako ostatni rozmawiał z polską załogą. To, co wtedy powiedział Plusnin, jest arcyważnym dowodem w sprawie wskazującym jednoznacznie na kłamstwa ze strony rosyjskiego kontrolera lotów.  - Oni powinni podawać KWIT (wysokość), ale go nie przekazywali - mówił Paweł Plusnin. Na pytanie, dlaczego piloci nie podali tej informacji, odpowiedział, że "słabo znali język rosyjski". Pomijając fakt, że nawigator, czekając na tej rangi delegację, powinien porozumiewać się w jeżyku angielskim, trzeba pamiętać, o czym zaświadczają polscy koledzy  pilota Protasiuka pilotującego Tu-154M, że znał on świetnie rosyjski. A więc Plusnin najprawdopodobniej kłamał.

Rosyjska łapa na śledztwie
Na pomysł powołania międzynarodowej komisji śledczej ds. katastrofy rzecznik rządu Paweł Graś odpowiedział w dość przerażający sposób: "Nie bardzo wiadomo, co nowego mieliby wprowadzić zagraniczni eksperci do zrozumienia przyczyn katastrofy". Dla opisania stanu rzeczy i możliwości polskich prokuratorów należy przytoczyć dwie wypowiedzi. W imieniu prokuratury wojskowej płk Ireneusz Szeląg powiedział: "Mimo że braliśmy udział w czynnościach procesowych w Smoleńsku, to stanowią one dowody w postępowaniu karnym prowadzonym przez stronę rosyjską i bez jej zgody nie możemy upubliczniać ich treści". Za to prokurator generalny Andrzej Seremet stwierdził, że "gospodarzem" śledztwa jest rosyjska prokuratura i to w jej dyspozycji są wszelkie dowody rzeczowe. I trudno do końca winić Rosjan o zawłaszczenie śledztwa i dowodów, ponieważ polski rząd nie wystąpił do strony rosyjskiej z prośbą o przejęcie dochodzenia. Jak informują liczni eksperci prawa i praktyki lotniczej, istniała możliwość skorzystania z konwencji z Chicago lub zawarcie porozumienia polsko-rosyjskiego ws. katastrofy smoleńskiej tak, abyśmy byli gospodarzem śledztwa. Gabinet Tuska nie uznał jednak tego za konieczne i wciąż podkreślał wiarę w dobre chęci Rosjan i gesty współczucia wyrażone przez Putina i Miedwiediewa, które miały zostać uznane za rękojmie prawidłowego przeprowadzenia dochodzenia. Gdyby strona polska zdobyła się na próbę przejęcia śledztwa, Rosjanie musieliby zaczekać z wydobyciem czarnych skrzynek do momentu przylotu naszych ekspertów. Hans Dodel w rozmowie z “Naszą Polską” potwierdził, że zawartość czarnych skrzynek można nagrać na nowo. Otwiera się je i analizuje zawsze w obecności ekspertów z międzynarodowych linii lotniczych. Takie są zasady od samego początku stosowania czarnych skrzynek w lotnictwie. Fakt, że nie dopuszczono nikogo "postronnego" do ich pierwszej analizy, wygląda na zacieranie śladów.

Mało tego, pozwolono, aby Rosjanie zabezpieczyli inne dowody. Pamiętać należy, że samolotem leciał prezydent RP, szef BBN, prezesi IPN i NBP... Zawartość ich telefonów, laptopów i innych urządzeń mogła bez wątpienia stanowić łakomy kąsek dla obcych służb specjalnych, zwłaszcza rosyjskich. Trudno zaś dać wiarę stronie rosyjskiej, że żadne z tego typu urządzeń nie ocalało, bowiem zdjęcia z miejsca katastrofy pokazują bardziej delikatne przedmioty, które zachowały się niemal w całości. Od początku śledztwa polski rząd bez przerwy chwalił ekspertów pracujących w Rosji nad badaniem przyczyn katastrofy pod Smoleńskiem. Tymczasem Edmund Klich, szef Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych, przerywając prorosyjską laudację, powiedział w końcu o "braku jakiekolwiek pomocy ze strony rządu". Mówił też, że był zmuszany do współpracy z prokuratorami. - Nie mieliśmy żadnego wsparcia. Na moją prośbę do ministra Bogdana Klicha, że nie mam jeszcze tłumacza, dostałem odpowiedź: "o co pan robi tam od trzech dni? To pan powinien go sobie załatwić". Dalej pan minister Klich, powołując się na swoje rozporządzenie, zmuszał mnie wprost do współpracy z polską prokuraturą. Kiedy mówiłem: “panie ministrze, ja nie mogę współpracować z prokuraturą, bo strona rosyjska ma do mnie pretensje”, odpowiadał: "ja tego nie przyjmuję do wiadomości" - relacjonował Edmund Klich. - Zasady są jasne. Projekt raportu (o przyczynach katastrofy) przygotowuje strona rosyjska, a my mamy 60 dni na odpowiedź i to wszystko. Oni mogą te nasze uwagi uznać albo nie - dodał. Warto też zapamiętać inne zdanie szefa państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych: - Ja wiem, jaki jest tego wszystkiego cel i kto robi larum. Ludzie, którzy są odpowiedzialni za tę katastrofę, chcą zwalić wszystko na pilotów...

Winą obarczyć pilota!
Nie trzeba było długo czekać, by to się sprawdziło. Pierwsza odpaliła dziennikarskie race "Gazeta Wyborcza", która po ataku na pogrzeb prezydenta na Wawelu insynuowała, że to Lech Kaczyński zmusił pilota do lądowania. Oczywiście winę ponosiliby więc zarówno prezydent, jak i lotnik, który miał ulec żądaniom zwierzchnika sił zbrojnych. Oczywiście “GW” nie podała żadnych poważnych argumentów za taką rekonstrukcją zdarzeń. W sukurs organowi michnikowszczyzny przyszła stacja TVN24, która 28 kwietnia "dowiedziała się nieoficjalnie", że urządzenia ostrzegawcze Tu-154M działały. Piloci mieli 30 sekund – tyle trwał sygnał ostrzegawczy przed gwałtownym zbliżaniem się do ziemi. Według ustaleń TVN24, mowa o systemie EGPWS (Enhanced Ground Proximity Warning System). Jest to urządzenie, które ostrzega przed zbliżaniem się do ziemi i sugeruje, że jest jeszcze czas na poderwanie maszyny do góry. Dźwięk ostrzegawczy jest słyszalny na rejestratorze umieszczonym na jednej z czarnych skrzynek. Jeśli to prawda, to piloci popełnili ogromny błąd - poinformowała telewizja TVN24. Tymczasem eksperci, jak Piotr Abraszek z miesięcznika "Nowa Technika Wojskowa", podważają zasadność zarzutów stacji. "Nasza Polska" o skomentowanie rewelacji TVN24 poprosiła ekspertów z zagranicy. – Fakt, że urządzenia ostrzegawcze Tu-154M działały, nie przesądza o winie pilota, a na pewno nie wyklucza tezy o zamachu na elektronikę samolotu. EGPWS włącza się na pewnej wysokości nad poziomem terenu, przy której pilot przygotowuje się do lądowania, więc jest dla niego oczywiste, że taki sygnał usłyszy. Jeśli wysoce prawdopodobny atak elektroniczny zmanipulował wskazania wysokości, to pilot zamiast spodziewanego pasa startowego zobaczył ziemię – usłyszeliśmy od ekspertów.

Komu zależało?

Badając sprawę tragicznej katastrofy Tu-154M, należy antycypować pomyłkę polskiego pilota, złe warunki atmosferyczne, awarię urządzeń pokładowych i naziemnych, błędy rosyjskich kontrolerów lotów, a także zaniedbania polskich służb specjalnych, resortów... a w końcu  również możliwość zamachu. Czy władze rosyjskie byłyby do tego zdolne? A czy nie były zdolne truć prezydenta Ukrainy Wiktora Juszczenki dioksynami? Czy zabójstwa Aleksandra Litwinienki czy Anny Politkowskiej to taka odległa przeszłość? Pytanie, czy istniały realne powody, by taką operację FSB miała przeprowadzić. Należy też odważnie zapytać o ewentualną możliwość zorganizowania zamachu przez polskie służby, takie jak byłe Wojskowe Służby Informacyjne. Pamiętajmy, że prezydent Lech Kaczyński i Aleksander Szczygło szef BBN znali treść aneksu do raportu o WSI, w którym miały znajdować się m.in. materiały obciążające kandydata do fotelu prezydenta Bronisława Komorowskiego (autor niniejszego artykułu jako pierwszy dziennikarz ujawnił "Protokół przesłuchania świadka” Bronisława Komorowskiego zeznającego w prokuraturze nt. aneksu do raportu o WSI, co nadało bieg tzw. aferze aneksowej - dop. redakcja "NP"). W tym świetle można zadać pytanie o cel przeszukania przez ABW mieszkania Zbigniewa Wassermanna, który mógł posiadać niezwykle cenną wiedzę dotyczącą afery hazardowej, w którą uwikłani są główni politycy PO. Podobnie Janusz Kurtyka, prezes Instytutu Pamięci Narodowej, niewątpliwie dysponował wiedzą niebywale niewygodną dla wielu ważnych polityków w kraju. Czy to wszystko miało związek z katastrofą Tu-154M? Cisza nad pytaniami o Smoleńsk jest bardzo wymowna.


Na koniec warto przypomnieć incydent z wizyty Lecha Kaczyńskiego w Gruzji, kiedy to kolumna, w której jechali prezydenci Polski i Gruzji, została ostrzelana. Wówczas marszałek Komorowski zauważył jedynie, że będzie to miało negatywny wpływ na relacje polsko-rosyjskie, a całość zajścia skwitował haniebnym zdaniem: "Jaka wizyta, taki zamach". Dzisiaj, w odniesieniu do katastrofy pod Smoleńskiem, ironiczne słowa Komorowskiego nabierają być może nowego sensu.

Robert Wit Wyrostkiewicz
"Nasza Polska" patronuje inicjatywie uruchomienia strony internetowej w całości poświęconej katastrofie pod Smoleńskiem. Strona o adresie www.smolenskgate.pl jest obecnie w budowie.

Za: http://np.wolnapolska.pl/index.php/component/content/article/49-rok/1020-ledztwo-qnaszej-polskiq-smoleskgate


Smoleńskgate – skandaliczne obrazy cz. II – Robert Wit Wyrostkiewicz

- Uzależnienie śledztwa polskiej prokuratury od przekazywania dowodów przez stronę rosyjską i sprowadzenie działań członków komisji badania wypadków lotniczych do recenzentów pracy ich rosyjskich partnerów świadczy, delikatnie mówiąc, o braku wiary w możliwość nawiązania z Moskwą równoprawnych stosunków. To kompromitacja dla władz niepodległego państwa – powiedział “Naszej Polsce” Michał Likowski, ekspert lotniczy i dziennikarz “Skrzydlatej Polski”. Poczucie zniesmaczenia oddaniem śledztwa Rosjanom jakie podziela większość Polaków próbował nieudolnie studzić premier Tusk w sejmie oraz ministrowie Klich i Cichocki. W sprawie afery, którą nazwaliśmy “Smoleńskgate” pojawia się tak dużo pytań, a zwłaszcza dowodów na kłamstwa, uchybienia i “zasypywanie” śledztwa przez stronę rosyjską i polską, że trudno całościowo objąć i skomentować dezinformacje i kłamstwa, które serwują politycy i media w czym celuje stacja TVN i “Gazeta Wyborcza”. Dlatego tym razem poruszymy kilka wybranych kwestii, które niech posłużą za obrazki starań rządu, aby katastrofy Tu-154 nie wyjaśnić.

Tusk zasypuje śledztwo
Na czele polskiej komisji ds. katastrofy stanął Edmund Klich, doświadczony ekspert i przewodniczący Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych. Jednak po oświadczeniu, że rząd nie pomaga w wyjaśnieniu przyczyn katastrofy, a Rosjanie blokują dostęp do informacji ekipa Tuska szybko zamieniła Edmunda Klicha na Jerzego Millera, ministra spraw wewnętrznych. Od tej pory dochodzenie idzie wspaniale… Miller był specjalistą na wszelkich stanowiskach. Pracował w samorządzie, ministerstwie finansów, rolnictwie, dowodził też NFZ, a Tusk namaścił go na ministra MSWiA. Teraz został szefem komisji ds. katastrofy, chociaż w odróżnieniu od Edmunda Klicha pan Miller wie pewnie tyle o katastrofach lotniczych co kot napłakał. Co ustalił rząd i polska prokuratura wojskowa? O czym z duma poinformował Tusk Polaków? Przede wszystkim powiedział, a właściwie skłamał, że śledztwo prowadzą Rosjanie, ponieważ takie jest prawo. Otóż nie. “Nasza Polska” pisała już, że tzw. konwencja chicagowska, na którą do znudzenia powołują się politycy PO daje możliwości większego udziału w tym przypadku strony polskiej. Na bazie tej konwencji Polska mogła sama zabezpieczać miejsce i wszelkie przedmioty należące do ofiar katastrofy (zwłaszcza telefony, laptopy, nośniki pamięci, dokumenty). Wszystko jednak “przytulili” Rosjanie, a warto podkreślić, że telefony prezydenta, generałów i ministrów były zaawansowane technologicznie, miały dostęp do Internetu, do poczty mailowej, mogły zawierać w sobie skany dokumentów i dokumenty w plikach tekstowych oraz informacje poufne, tajne lub wrażliwe ze względu na bezpieczeństwo państwa. Czy FSB, czy każdy inny wywiad na świecie, nie skopiowałby takich danych? Odpowiedź jest prosta. Dzięki zaufaniu Tuska do strony rosyjskiej wywiad naszego wschodniego sąsiada dysponuje już bez wątpienia tymi materiałami. Nie mam co do tego wątpliwości.

Mało kto zauważył, że śledztwo nie jest prowadzone zgodnie z literą konwencji z Chicago. Dokument ten zabrania przekazywania przez gospodarza śledztwa czarnych skrzynek, a jedną z nich, najmniej istotną, otrzymała Polska. A więc jeśli tu strona rosyjska złamała konwencję, nie ma powodów by sądzić, że nie mogłaby w całości odstąpić od konwencji. Zwłaszcza, że dokument ten dotyczy lotnictwa cywilnego, a Tu-154M należał do floty wojskowej podległej MON. Jednak o przekazanie Polsce śledztwa władze w naszym kraju po prostu nie wystąpiły. Tusk podczas konferencji w Sejmie przekonywał, że strona Rosyjska udostępnia nam wszystko co może i jest bardzo wrażliwa na nasze prośby. Tymczasem najważniejsze dowody w sprawie: zapis czarnych skrzynek, wyniki obdukcji ofiar, protokoły przesłuchań, a nawet zarekwirowane dziennikarzom filmy i zdjęcia, to wszystko do dzisiaj nie zostało Polsce przekazane, a nie zapominajmy, że nie mówimy o katastrofie szybowca z aeroklubu, ale katastrofie, w której zginął prezydent Polski wraz z dowództwem wojska polskiego i najważniejszymi osobami w państwie. Póki co Rosjanie od miesiąca odczytują czarne skrzynki i informują, że po odczytaniu rozpoczną procedurę czyszczenia szumów… Pozostaje pytanie, dlaczego odczyt czarnej skrzynki, którą jak pisaliśmy powołując sie na zdanie ekspertów, można w każdej chwili sfałszować, trwa tak wyjątkowo długo? Nie trapi to Pawła Grasia, rzecznika rządu oraz ministra Klicha, którzy nie widzą sensu w powoływaniu międzynarodowej komisji do wyjaśnienia przyczyn katastrofy. Oczywiście “udział osób trzecich”, czyli zamach, jest hipotezą najmniej podnoszoną i najchętniej wyszydzaną. W wypowiedzi dla “Naszej Polski” dosadnie skomentował to Michał Likowski ze “Skrzydlatej Polski”: “Kwestia zamachu nie została w ogóle podniesiona, nie tylko przez polityków, urzędników, ale nawet wiodące media. Tymczasem w takich krajach jak USA, Rosja czy Wielka Brytania, w przypadku dużych katastrof, nie tylko lotniczych, pierwszym badanym tropem, jest podejrzenie o zamach. Nie twierdzę, że katastrofa prezydenckiego Tu-154M była taką zbrodnią, jednak brak otwartego podniesienia takiej możliwości wpisuje się w ciąg działań polskich władz, cechujących się – trudno mi znaleźć inne słowa – swoistym strachem w stosunku do wschodniego sąsiada. Podobnie zresztą jak w przypadku nie zwrócenia się do krajów NATO o pomoc w dochodzeniu przyczyn katastrofy.”

Ciąg dalszy zamieszania z TAWS
Na początku odium zła spadło na przestarzały samolot z lat 70. Nie brano pod uwagę, że samolot posiadał m.in. supernowoczesny system nawigacji satelitarnej i ostrzegania TAWS, który od roku 2005 montowany jest powszechnie w samolotach i jeszcze nigdy (!) nie zawiódł. Od tego czasu nigdy nie rozbił się samolot wyposażony w ten system. Strona rosyjska oświadczyła, że TAWS działał do końca. Jednak według Hans Dodel, niemiecki ekspert, oficer Bundeswehry i autor książki “Satellitennavigation” w rozmowie z “Nasza Polską” informował, że system można zakłócić np. przez zamachowców z odległości do 100 km od urządzenia. Zwracała na to uwagę już wcześniej UE, ale nikt nie wziął na poważnie takiej możliwości. W ostatnich dniach pojawiły się dwie manipulacje dotyczące TAWS. Znaleźli się eksperci, którzy poinformowali za pośrednictwem mediów o braku danych w TAWS mało znanego i wojskowego lotniska w Smoleńsku. – To nieprawda. Trzeba rozróżnić TAWS cywilny i wojskowy. Polski samolot należał do floty wojskowej. Te bazy danych bardzo precyzyjnie uwzględniały lotniska wojskowe, zwłaszcza w Rosji – powiedział nam Marek Strassenburg-Kleciak odpowiedzialny za analizy strategiczne i rozwój systemów trójwymiarowej nawigacji w koncernie Harman Becker. – Poza tym system jest aktualizowany przez szczegółowe zdjęcia satelitarne, które nanoszą strukturę całej ziemi. Mówienie o tym, że Smoleńsk był czarna dziurą w tej bazie danych to tak, jakby zrobić zdjęcie twarzy i oświadczyć, że mamy twarz, ale nie ma na niej wiadomości o nosie – dodał Kleciak. Coraz częściej, pomimo oświadczenia o sprawności TAWS do końca lotu, podnosi się możliwość uszkodzenia systemu przed rozbiciem. Sprawę będą wyjaśniać (szkoda, że dopiero teraz) amerykańscy eksperci z firmy Avionics. – Cały system zmieściłby się w skrzynce wielkości paczki po zapałkach. Z powodów bezpieczeństwa i trwałości jest on wbudowany w dużo większy format, ponieważ układy scalone są tak wysoko wyspecjalizowane, że musza przetrwać temperaturę – 80 stopni i + 180. Do tego musza przetrwać katastrofę samolotu zderzającego się z ziemią z prędkością 200 km/h i działać dalej poprawnie! – powiedział nam Kleciak. Jednak wszystkie hipotezy zdają się być dobre, byle nie mówić o zaniedbaniach w przygotowaniu lotu i ewentualnym zamachu.
TVN splagiatował “Naszą Polskę”

“Nasza Polska” już dzień po katastrofie dotarła do listy pasażerów Tu-154M, która krążyła po dziennikarskich mailach. Za naszym portalem NaszaPolska.PL informacje powieliło kilkaset stron internetowych, a wiadomość o liście przedrukowała za nami “Gazeta Polska”. Publikowaliśmy następnie kompletna listę pasażerów pytając Służbę Kontrwywiadu Wojskowego dlaczego tak ważny dokument nie był przynajmniej poufny? SKW odpowiedziała, że… nie odpowie. Pytaliśmy MON, co spowodowało, że minister Klich (nr 5 na ujawnionej przez nas liście pasażerów) zrezygnował w ostatniej chwili z lotu. Do dzisiaj nie otrzymaliśmy odpowiedzi. Tymczasem TVN24 “dotarła do informacji”, czyli do listy dawno przez nas opublikowanej i jedynym wnioskiem dziennikarzy pro “peowskiej” stacji telewizyjnej było ustalenie, że za skład listy odpowiadała kancelaria prezydenta. A więc dalej chodzi jedynie o obwinianie prezydenta, pilota, w najgorszym wypadku sprzętu. A dlaczego TVN nie dodał, że za bezpieczeństwo lotu odpowiadał rząd, wojsko i służby specjalne? Czy tylko dlatego, żeby odpowiedzialność za katastrofę przenieść z ekipy Tuska na śp. Lecha Kaczyńskiego?

Archeolodzy po czasie
Minister Kancelarii Premiera Michał Boni zapowiedział, że archeolodzy UMCS z Poznania pojadą do Smoleńska, by prowadzić badania na miejscu katastrofy prezydenckiego Tu-154M. Uczelnia od razu oświadczyła, że nic o tym nie wie, a Boni wyjaśnił, że to jednak PAN będzie prowadziła akcję a z UMCS pojedzie jeden wolontariusz, to należy przyjrzeć się skandalicznej sytuacji związanej z nie zabezpieczeniem przez Polskę terenu katastrofy. Pomijając kłamstwa po rozbiciu rządowego tupolewa o rzekomym zniszczeniu wszystkich cennych przedmiotów jak telefony, laptopy itp. (zdjęcia wraku uwidaczniały nie zniszczone bardziej kruche przedmioty) i fakt, że do tych materiałów od początku miała dostęp strona rosyjska (czytaj FSB), należy uświadomić sobie, że jeszcze niedawno polscy dziennikarze oraz Polacy odwiedzający miejsce tragedii informowali, że las pod lotniskiem w Smoleńsku nie jest zabezpieczony. Widziano tam ludność lokalną, która do reklamówek zbierała osobiste rzeczy ofiar. Dziennikarze bez problemu dochodzili do porozrzucanych szczątków samolotu. Co na to pełniący funkcję prezydenta Bronisław Komorowski? – Nie dostrzegłem przejawu braku szacunku ze strony rosyjskiej, jeśli chodzi o dochowanie staranności (przy zabezpieczaniu miejsca katastrofy – dop. redakcji) – stwierdził podczas konferencji marszałek Sejmu. Dopiero dzisiaj, 6 maja, miejsce ma zacząć patrolować rosyjska milicja. Jednak misja archeologów nadal ma sens. Użycie detektorów metali pozwala odszukać w trawie czy w ziemi najmniejsze części samolotu i nie tylko. Przy użyciu sondy wysokoczęstotliwościowej wykrywaczy metali można z powodzeniem odszukać np. zagubioną kartę SIM, która może zawierać ważne dane dla bezpieczeństwa państwa, a która dotąd być może nie została odnaleziona przez Rosjan. Niestety, polski rząd zaczyna o tym myśleć miesiąc po katastrofie.

Robert Wit Wyrostkiewicz


Michał Likowski, ze “Skrzydlatej Polski” o bezczynności rządu Tuska ws. katastrofu Tu-154M w wypowiedzi dla ”Naszej Polski”:

“Coraz bardziej frustrujący jest stan nieudzielania przez polskie władze szczegółowych informacji o przebiegu lotu i samej tragedii. Doświadczenia innych katastrof lotniczych pokazują, że podstawowe informacje są dostępne już po kilku dniach. Wtedy pojawiają się również pierwsze, najbardziej prawdopodobne tezy, dotyczące przyczyn. W przypadku katastrofy smoleńskiej dostępne były wszystkie, najważniejsze dane: stan pogody, zapisy rejestratorów lotu, wymiana korespondencji z wieżą kontroli lotów, znaleziono wszystkie elementy wraku. Nawet tłumacząc się koniecznością utrzymania dobrych stosunków z Rosją, nie sposób wytłumaczyć faktu całkowitego lekceważenia przez władze obywateli naszego kraju. Mamy prawo poznać szczegóły tej tragedii. Zresztą nie tylko my, sa również rodziny ofiar, są parlamentarzyści. Tymczasem środowa konferencja prasowa premiera i o dzień późniejsze wystąpienie w Sejmie, wspólnie z m.in. ministrem obrony, Bogdanem Klichem, nie wniosło praktycznie nic, poza zapewnieniami, że rząd działa sprawnie. Tyle, że nie można tej tezy w żaden sposób skonfrontować z faktami. Faktów w zasadzie nie znamy.

Obraz doskonałej pracy przedstawicieli polskich władz i służb burzy fakt rezygnacji z prac w wojskowej komisji badania przyczyn wypadku pana Edmunda Klicha, szefa Państwowej Komisja Badania Wypadków Lotniczych. Ten niezależny, bardzo doświadczony specjalista zrezygnował, podając za przyczynę brak wsparcia ze strony władz, a wręcz uniemożliwianie pracy przez zabieranie tłumaczy i członków jego grupy, na rzecz prac prokuratury wojskowej, oraz bałagan w działaniach. Bezpośrednio oskarżał ministra obrony Bogdana Klicha. Obecnie reprezentantem Polski, obserwującym działania rosyjskiej komisji, jest Jerzy Miller, szef MSWiA. Od kiedy na czele polskiego zespołu stanął polityk rządzącej partii, działania wszystkich organów ponownie przedstawiane są jako wzorowe i wzajemnie się dopełniające…”


Za: Za: konserwatyzm.pl (" Robert Wit Wyrostkiewicz: "Smoleńskgate - skandaliczne obrazy cz. II"")


Za: http://www.bibula.com/?p=21645