Z dr. inż. Bernardem Twarogiem, hydrologiem, zastępcą dyrektora ds. naukowo-badawczych Instytutu Inżynierii i Gospodarki Wodnej Politechniki Krakowskiej, rozmawia Mariusz Bober
Skala obecnej powodzi podobna jest do tej z 1997 roku?
- Jest gorzej. Wówczas takiego kataklizmu, jaki nastąpił podczas pamiętnej powodzi, w dorzeczu Wisły nie było. Gorsza sytuacja była wtedy w dorzeczu Odry. Natomiast to, co dzieje się obecnie w zlewni Wisły, jest porównywalne do powodzi z 1934 r. i tej z 1997 r. razem wziętych.
Można się było przygotować na taki atak żywiołu?
- Sam fakt wystąpienia dużych ilości wody w korytach rzek to konsekwencja przede wszystkim obfitych i długotrwałych opadów, za małej retencji zlewni oraz uszczelnienia zlewni dokonanej przez człowieka, co nie zostało zrekompensowane naturze, np. poprzez budowę suchych zbiorników, które opóźniłyby reakcję zlewni, czyli szybkie przybieranie wody w korytach rzek. Dzięki temu byłoby jej tam mniej i przybierałaby dużo wolniej.
Gdyby to zrobiono wcześniej, udałoby się uniknąć zalania części Krakowa, Sandomierza i innych miejscowości?
- To, że pękają wały na Wiśle przy dużym przyborze wody, świadczy, że ich stan techniczny nie był najlepszy. Wysoki poziom wód utrzymywał się bowiem stosunkowo krótko i gdyby wały były odpowiednie, powinny wytrzymać napór wody. Kraków już od dawna "lobbuje" za rozwiązaniami w postaci budowy polderów i zbiorników powyżej miasta, a więc w górnym biegu Wisły. Chodzi tu przede wszystkim o budowę zbiornika Świnna-Poręba na rzece Skawa rozpoczętą w 1984 roku, ale wciąż wstrzymywane są środki na dokończenie inwestycji.
Realizacja "Programu dla Wisły" to wystarczające zabezpieczenie?
- Na ochronę przeciwpowodziową w zlewni górnej Wisły należy patrzeć jak na system, który musi wykazać się efektywnością. Poprawnie działający składa się z osłony hydrometeorologicznej oraz obiektów hydrotechnicznych, w tym obwałowań. Dodatkowo należy wspomnieć o regulacjach prawnych i administracyjnych (procedura inwestycyjna), instrumentach finansowych (kredyty, ubezpieczenia i dotacje) oraz edukacji przeciwpowodziowej. Poszczególne elementy traktowane rozłącznie nie wystarczą. Dopiero sprawne zarządzanie całym systemem pozwoli na skuteczne zminimalizowanie ryzyka powodziowego w zagrożonych korytach rzek. Rozwiązania zwiększające ochronę przeciwpowodziową są od dawna znane ekspertom. Problem stanowi jedynie uruchomienie zaplanowanych inwestycji.
Jak można poprawić bezpieczeństwo przeciwpowodziowe w dorzeczu Wisły w krótkim czasie?
- Trzeba działać co najmniej na dwóch frontach: zwiększyć retencję w zlewniach oraz ograniczyć potencjalne straty powodziowe poprzez restrykcje w zabudowie obszarów zagrożonych. W przypadku budowy zbiorników suchych czy retencyjnych oraz modernizacji i budowy obwałowań problem polega na szybkim wyznaczeniu odpowiedniego terenu i przeprowadzeniu procedury inwestycyjnej, w tym wywłaszczeń (takie możliwości daje planowana specustawa). Chciałbym jednak zaznaczyć, że Unia Europejska bardzo restrykcyjnie traktuje kwestię budowy dużych zbiorników retencyjnych. Właściwie sprzeciwia się podobnym inwestycjom, uznając, że zbyt mocno ingerują one w środowisko naturalne.
Część ekspertów uważa, że efektywniejsza jest budowa mniejszych zbiorników na dopływach dużych rzek...
- To prawda. Zresztą obecnie praktycznie niemożliwe jest już znalezienie lokalizacji na budowę dużego zbiornika retencyjnego w zlewni górnej Wisły ponad te, które były planowane w latach poprzednich. Poza tym budowa takich zbiorników jest niezwykle kosztowna, dlatego jeśli już się podejmuje ich realizacji, to w taki sposób, by pełniły wiele funkcji, np. oprócz zadań przeciwpowodziowych zaopatrywały w wodę pitną czy też służyły do produkcji prądu.
Woda zalała drogi, mosty, a nawet zagroziła elektrowni w Połańcu...
- Ten zakład jest jednym z kluczowych obiektów dostarczających energię, a więc strategicznym. Dlatego właśnie takie miejsca powinny być w pierwszej kolejności zabezpieczone przed zalaniem. Jeśli zaś chodzi o zabezpieczenie dróg, to wszystkie powinny posiadać odprowadzenie wód opadowych. Każda powódź w pewien sposób weryfikuje zarówno system zarządzania, proponowane rozwiązania, jak i wartości przepływów, na które projektuje się obiekty inżynierskie, w tym mosty oraz urządzenia służące ochronie przeciwpowodziowej. Tak będzie i w przypadku obecnej powodzi, która ma rozmiary kataklizmu.
NIK wskazała, że struktury państwowe nie przygotowały planów działań kryzysowych...
- Jednym z zadań państwa jest ochrona obywateli przed różnego rodzaju kataklizmami, w tym przed powodzią. Dlatego jest określona struktura zarządzania gospodarką wodną i sytuacjami kryzysowymi. Po powodzi z 1997 r. pojawił się projekt Banku Światowego, w ramach którego wybranym jednostkom samorządowym została udzielona pomoc przy likwidacji skutków powodzi oraz realizacji planów ochrony przeciwpowodziowej. Tego typu działania miały też prowadzić pozostałe jednostki samorządowe: starostwa i gminy. Jeśli jednak na szczeblach wojewódzkim i centralnym nie zostały stworzone takie plany, cały system nie działa efektywnie. W ten sposób korzyści z zainwestowanych wcześniej środków nie są w pełni odczuwalne.
Dziękuję za rozmowę.
Za: http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20100524&typ=my&id=my12.txt