Dziś poważnie i mentorsko - ostrzegam!
Czy postawa niepodległościowa jest anachronizmem?
Czy takie nastawienie jest reakcją obronną wobec świata, którego się nie pojmuje i tym samym obawia?
Być może „niepodległościowość” jest tylko pustym frazesem, generowanym przez tych, którzy posługują się jedynie powierzchownym sztafażem pojęć i apelują do najprostszych emocji?
Może żądanie stawiania na niepodległościowość jest jedynie obciachem i starą kurtyną zasłaniającą pustą scenę?
Dlaczego zajmuje się akurat postawą niepodległościową?
Uważam bowiem, że termin „nastawienie niepodległościowe” najbardziej uniwersalnie opisuje spoiwo wiążące środowiska od tradycyjnej katolickiej bazy (utożsamianej, niesłusznie, jedynie ze środowiskami Radia Maryja), poprzez republikanów, na sekularnie usposobionych konserwatystach kończąc.
Najbardziej zajadły polski spór toczy się pomiędzy zwolennikami populistycznej, mocno zwulgaryzowanej, myśli globalistycznej i modernistycznej, a upraszczaną i często jedynie deklaratywną, postawą tradycyjnie pojmowanej identyfikacji Polaków, jako wyraźnie wyodrębnionej wspólnoty.
Bieda z tak definiowanym sporem polega jednak na tym, że łatwo można z tak ogólnej konstatacji wyprowadzać stare kalki w postaci sporu: pomiędzy nowym i starym, opozycji pomiędzy modernizacją i stagnacją, walki między moralistami i libertynami, czy wreszcie ciągnącego się od trzech stuleci sporu między patriotami i kosmopolitami.
Jeśli uwzględnimy doświadczenia polskiego społeczeństwa z caratem, narodowym socjalizmem i rusokomunizmem opis zaczyna się gmatwać i uciekać w pozaracjonalne sfery.
Zacznę więc od początku: Czy niepodległościowość jest dziś anachronizmem?
Owszem, jeśli uwierzymy w redukcyjny opis jakim operują dzisiejsze media głównego nurtu w Polsce.
Jest to jednak opis niebezpiecznie zideologizowany i pozbawiony uczciwości.
Bycie niepodległościowcem nie neguje przecież postawy otwarcia na nową rzeczywistość społeczną i technologiczną. Można być konstruktorem rakiet kosmicznych i jednocześnie szanować własną tożsamość i tradycję swojego narodu.
Niepodległościowiec jasno definiuje swoją postawę wobec państwa. Obok tradycyjnie konserwatywnych funkcji państwa jako „nocnego stróża” i „strażnika wolności” niepodległościowiec wymaga od swego państwa zabezpieczenia wartości i tradycji na których konstytuuje się pojęcie jego korzeni, historii i wspólnoty.
Niepodległościowiec wymaga także klarownego rozliczania się państwa z funkcji „strażnika godności i honoru polskości” na arenie międzynarodowej.
Takie rozumienie niepodległościowości nie hamuje tendencji modernizacyjnych, a nawet dodaje im nowej energii. Wspólna idea wyzwala pozaekonomiczną witalność, wspólnota działa lepiej niż globalna wzmocnienia.
Czy niepodległościowość jest reakcją obronną tych, którzy nie zdążyli na pociąg?
Teraz mamrotają pustą litanię „Bóg, Honor, Ojczyzna”, aby egzorcyzmować świat, którego nie pojmują i w którym czują się coraz bardziej wyobcowani.
Czy ktoś jednak uznał, że Polskość jest z definicji zacofana?
Czy bycie Polakiem i dbanie o polskie interesy wyklucza uczestnictwo w ekonomicznym i cywilizacyjnym sukcesie?
Czy postęp dokonuje się jedynie poprzez proporcjonalną rezygnację z afirmowania własnej tradycji i historii, obyczaju, języka?
Czy w końcu Polskość jest dziś balastem i obciachem?
Polskość i jej afirmowanie wynika przecież bardziej z radosnego przeżywania wspólnoty, z dojrzałej samoidentyfikacji i z poczucia własnej wartości, które są najlepszymi przesłankami powodzenia i efektywności.
Polak nie musi się niczego bać, Polak może być konsekwentny i skuteczny w prezentowaniu wartości swojej wspólnoty.
„Polak – niepolak”, ktoś bez korzeni, albo co gorsza z postsowieckimi korzeniami, to modelowe wcielenie lęków, kompleksów i agresji.
„Polak – niepolak” to dopiero istota zagubiona, chwiejna i podatna na najbardziej szalone nowinki.
Bycie „Polakiem – niepolakiem” jest postawą krańcowo rezygnacyjną, podległą i w konsekwencji prowadzącą do klęski. Stawianie siebie z definicji w rzędzie tych z drugiego planu jest w istocie smutnym dziedzictwem rusokomunistycznej przemocy mentalnej.
Ludzie bez korzeni nigdy nie stworzą dojrzałego społeczeństwa z jego bogatą tkanką obywatelską i enterprenerską.
Ludzie mediów z natury alienują się ze swoich środowisk i bardziej są podatni na przelotne mody pseudointelektualnego salonu, stąd też złudne wrażenie, że większość opinii w publicznym dyskursie odrzuca a priori (per fas et nefas) wartość patriotyzmu, szacunku dla tradycji i narodowych symboli.
Czy „niepodległościowość” jest pustym frazesem, populistycznych wytrychem ukrywającym pustkę realnego programu funkcjonowania nowoczesnego państwa Polaków?
Tu niestety odpowiedź nie może być tak oczywista i jasna jak w poprzednich wypadkach.
Istnieje spora kasta ludzi uprawiających politykę, których logika i konsekwencja ogranicza się jedynie do populistycznego głoszenia mocno brzmiących haseł. Zważywszy na dotychczasowe doświadczenia z tymi postaciami można wątpić, czy za fasadą haseł stoi precyzyjny i realny program działań.
Narodowy i antynarodowy – dwa populizmy żywiące się własną płycizną.
Odpowiedzialny patriotyzm wiedzie tylko i wyłącznie ku tytanicznej pracy nad modernizacją organizacji i gospodarki państwa Polaków. Każde inne polityczne wykorzystanie patriotycznego sztafażu – symboliki i języka – jest jedynie próbą żerowania na naszych emocjach.
Jak te rozważania przekładają się na dzisiejszą polską politykę i ewentualne wybory w październiku?
Nie odpowiem – ktoś kto potrafi dokończyć ten luźny ciąg rozważań i znajdzie logiczną jego destylację, jest w stanie samodzielnie ocenić konkretnych kandydatów i podjąć decyzję.
Nigdy nie byłem dobrym suflerem, a w tej szczególnej sytuacji bardziej interesuje mnie pole dyskusji niż miałka agitacja, której efekty i tak nie byłyby trwałe.
Najwyższy czas, aby dyskusja, zamiast piarowskich humbugów, zaczęła opisywać realny kształt Polskiej Niepodległości.
Witold Gadowski
Za: http://wgadowski.salon24.pl/339548,niepodleglosc-jako-pole-dyskusji