Referendum 6 września 2015 r. zaistniało niespodziewanie, a jego pytania są mało precyzyjne. Jest jednak mocarnym faktem politycznym, o konsekwencjach potencjalnie bogatych i dalekosiężnych. Wykorzystajmy w pełni tę szansę naprawy państwa, jaka w nim jest.
Przez ponad 10 lat Sejm blokował obywatelskie inicjatywy referendalne. Decyzja o Referendum 6 września uwidoczniła jednak, że grupa rządząca zdawała sobie sprawę z obywatelskiej chęci i potrzeby tego narzędzia ustrojowego.
Dopiero widmo klęski wyborczej skłoniło Prezydenta B. Komorowskiego do rzucenia na szalę wyborczą swego ostatniego dukata - macie oto referendum, doceńcie to. Politycy obozu władzy od początku nie kryli jednak swych oczekiwań – jak zwykle Polacy zlekceważą referendum , frekwencja nie przekroczy 50%, a więc da się utrzymać kontrolę nad zaprzęgiem. Ten fakt stanie się wygodnym polityczny precedensem, ułatwiającym partiom w Sejmie nadal ignorować obywatelskie żądania referendum. Tak jak to się działo w minionym dziesięcioleciu wobec żądań dot. ordynacji wyborczej i innych spraw ustrojowych, późniejszego wieku emerytalnego, obowiązku szkolnego dla 6-latków.
Referendum 6 września uchyla nieco furtkę w płocie, oznaczającym partiokratyczną kontrolę nad społeczeństwem. Czy wykorzystamy tę szansę, czy wejdziemy w tę bramę?
Niejeden obywatel mówi – „to nic nie da. ONI znowu nas wykiwają. Ja w to nie wchodzę, Nie będę udawał, że wierzę w sukces tej procedury demokracji.”
Tu aż się prosi przypomnieć pogląd Peryklesa – obywatel, który nie bierze udziału w pracy dla państwa NIE JEST TYLKO bierny. On jest BEZUŻYTECZNY.
6 września wejdziemy tam tłumnie, podkreślając ten zasadniczy fakt – Naród jest w swoim państwie Suwerenem. Chce mieć to narzędzie oddziaływania – referendum – zawsze gotowe do użytku, nie odda go.
Udział w Referendum, w tym i w następnych, to poparcie narastającego postulatu patriotycznej prawicy polskiej – jeśli jest pół miliona podpisów obywateli pod żądaniem, to referendum musi się odbyć, a jego wynik jest wiążący dla prac legislacyjnych Sejmu. Takie jest nasze żądanie, takie ma być prawo.
Specjalnie podkreślam tę wartość immanentną i ponadczasową, rzec można „wartość własną” instytucji ustrojowej, jaką jest referendum. Trzeba, by ten instrument był zawsze gotowy do użycia, co najmniej jako metoda bezpośredniej korekty niektórych rozwiązań parlamentarnych.
Ale podkreślę coś jeszcze - w Referendum 6 września pytanie nr 1 dotyczy sprawy dobrze już określonej – jak chcemy wybierać reprezentację do rządzenia naszym krajem?
Czy, jak dotychczas, głosować w kilkuset-tysięcznych okręgach wyborczych na kilkuset-osobowe listy ustalane przez szefów partii,
- czy chcemy wybierać konkretnych kandydatów wyłonionych lokalnie w małych jednomandatowych okręgach wyborczych (JOW).
Pytanie referendalne nr 1 jest mało precyzyjne, ale jeśli większość weźmie udział i powie TAK, to proces wprowadzania nowej ordynacji wyborczej do Sejmy będzie musiał być rozpoczęty.
Znajdziemy wtedy sposób, aby wygrana postulatu JOW w Referendum zamieniła się w „równą dla wszystkich wyborców pełną swobodę kandydowania do Sejmu w 460 jednomandatowych okręgach wyborczych”.
Większość mediów przyjęła ostatnio filozofię ośmieszania Referendum 6 września, zniechęcania obywateli do udziału – najlepiej niech będzie nieważne. Nie dajmy się nabrać na ten lep ironii i niefrasobliwego humorku.
Referendum uchyla furtkę do prawdziwej demokracji i Dobrego Państwa, i musimy tam wszyscy wejść. Mając (obligatoryjne) referendum i system wyborczy JOW będziemy jako Naród mogli skutecznie rządzić naszą własnością – państwem polskim.
Złowrogie projekty ustrojowe - wnioski legislacyjne środowisk dewiacyjnych, podobne do nich dyrektywy UE, rujnujące naszą kulturę, tradycję i mentalność – przestaną się panoszyć w polskim ustawodawstwie.
System JOW wymiecie te śmieci.
Andrzej Czachor, Ruch Obywatelski JOW, opubl. tyg.„Nasza Polska”, nr 35, 1 IX 2015