Quis custodiet ipsos custodes?
[łac., któż pilnować będzie samych strażników?]
Diabeł jak zwykle, tkwi w szczegółach. Każde referendum jest warte tyle ile warte i jak są sformułowane pytania zadawane obywatelom.
Wysłuchałem wczoraj lewym uchem płomiennego jak zawsze przemówienia prezydenta Dudy. Płomienne przemowy do ludu to jedyna kwalifikacja prezydencka dr Dudy, cała reszta to śmiech na sali i pewnie trafnie ujął to kabareciarz Górski, wiecznie czekający pod drzwiami prezesa na Nowogrodzkiej.
Wczoraj jednak wydarzyła się rzecz niezwykła i niebywała - prezydent wyskoczył przed szereg (?) z dość kuriozalną propozycją referendum w sprawie zmiany konstytucji. Osobiście jestem zdania, że nie jest to jego samodzielna inicjatywa i bez błogosławieństwa z Nowogrodzkiej się nie obyło, w takie cuda nie wierzę. Wygląda to raczej na marną próbę "upodmiotowienia" PiSowskiego notariusza jako samodzielnego prezydenta. Możliwe, że prezes stwierdził, iż trzeba by trochę poprawić wizerunek dr Dudy. Jak było naprawdę pewnie się ne dowiemy ale nie ma to większego znaczenia.
Sam pomysł referendum na pierwszy rzut oka brzmi sensownie - oto Naród czyli Suweren wypowie się w demokratyczny sposób co o tym sądzi. Diabeł jednak, jak zwykle, tkwi w szczegółach. Każde referendum jest warte tyle ile warte i jak są sformułowane pytania zadawane obywatelom. Tego jednak prezydent nie zdradził. Nie powiedział także kto będzie ewentualnie te pytania układał a jest to sprawa zasadniczej wagi. Może najpierw trzeba przeprowadzić referendum wstępne w sprawie wyboru pytań do referendum zasadniczego? Pytania się mnożą. Wygląda mi to jednak na zabieg czysto medialny, wszyscy wiemy co władza robi z takimi konsultacjami ludowymi, jeśli są korzystne to akceptuje z radością, jeśli nie to albo zlewa albo robi następne "konsultacje".
W mediach a zwłaszcza w blogosferze podniósł się niczym nieuzasadniony entuzjazm, że oto teraz "dobra zmiana" wchodzi w kulminacyjną fazę i wreszcie PiS pogoni ostatecznie wszelkie komusze złogi, które majstrowały przy uchwalaniu obecnej konstytucji. Nic bardziej mylnego! PiS nie został dopuszczony do koryta, żeby robić krzywdę jakiemuś komuchowi, starczy spojrzeć ile prominentnych stanowisk w partii zajmują przedstawiciele tego wrażego plemienia. Dlatego komuchy z innych partii też mogą spać spokojnie i śmiać się z podniecenia pisowskiej lemingozy.
Żeby zmienić konstytucję należy trzymać się przepisów obowiązującej ustawy zasadniczej a te mówią wyraźnie - do zmiany konstytucji, czy to w całości czy tylko poszczególnych zapisów potrzebna jest większość konstytucyjna w Sejmie, 2/3 głosów. A takiej większości PiS nie ma i już nigdy mieć nie będzie. Referendum nie jest tu do niczego potrzebne ani wiążące.
Nachodzi mnie jednak pewna smutna refleksja. Coraz częściej przebąkuje się o konieczności wprowadzenia w Polsce euro. Takie głosy dochodzą ze strony opozycji, wspomina o tym także super-minister Morawiecki. Jak widać w takiej zasadniczej dla Polski sprawie istnieje zgoda ponad podziałami. Tak zwykle bywa w sejmowych głosowaniach nad ustawami dla Polski niekorzystnymi ale zgodnymi z interesem banksterów i NWO. PiS z PO mogą uprawiać pyskówki na temat spraw drugorzędnych jeśli jednak dochodzi do głosowania nad rozwiązaniami globalistów to wszystkie rączki w górę. Czyżby ta zmiana konstytucji nie miała przypadkiem jednego, głównego celu - wprowadzenia w Polsce euro? Bez zmiany choć tego jednego zapisu jest to niemożliwe, póki co.
Żeby sprawa nie wyglądała od razu podejrzanie wypuszcza się taką kaczkę w postaci referendum. Osobiście, choćby z tego powodu, wolałbym, żeby nikt przy konstytucji nie majstrował. Obecna konstytucja nie jest doskonała i przydałoby się zmienić niektóre zapisy. Jeśli więc władza tak bardzo chce się wsłuchać w głos ludu to pytania referendalne powinny być precyzyjne i każde powinno dotyczyć konkretnego artykułu. Jeśli pozwolimy majstrować przy całej konstytucji odpowiadając na pytanie ogólne typu - "Czy jesteś za zmianą konstytucji?" to możemy obudzić się pewnego pięknego dnia z ręką w nocniku.