W czasach saskich Polska nazywana była „karczmą zajezdną” w której „biwakowały pułki saskie, pruskie i rakuskie”. Obecnie wchodzimy coraz głębiej w okres saskiej recydywy, która tak samo zakończy się rozbiorem Polski i ustanowieniem na resztówce, już dzisiaj nazywanej „polskim terytorium etnograficznym”, jakiejś Generalnej Guberni, w ramach której naród tubylczy znajdzie się pod kuratelą starszych i mądrzejszych. W tym celu nie tylko toczy się intensywna kampania propagandowa, mająca przyzwyczaić opinię światową do tego, że Polacy, jako organiczni antysemici, zarówno dla swojego dobra, jak i dla dobra ogólnego, powinni znaleźć się pod polityczną kuratelą, ale również tubylcze, pożal się Boże „władze”, testowane są na okoliczność, czy już można nasrać im na głowy, czy lepiej jeszcze trochę poczekać. Takim testem jest rajd ukraińskich dzieci szlakiem Stefana Bandery.
Twórcą teoretycznych podstaw ukraińskiego nacjonalizmu był Dymitr Doncow, według którego masami „czerni” powinna kierować świadoma elita, uznająca „dobro narodu”, czyli w praktyce – własne panowanie nad „czernią” - za wartość najwyższą.
Z tej ideologii wnioski praktyczne wyciągnął Stefan Bandera, który – podobnie jak Adolf Hitler – uznał, iż narody konkurencyjne, tzn. przede wszystkim Polaków, trzeba zwyczajnie wymordować i po kłopocie. I tak się właśnie stało w roku 1943, kiedy to członkowie Ukraińskiej Powstańczej Armii, zwani „banderowcami”, przeprowadzili zaplanowaną wcześniej i wykonaną z niespotykanym okrucieństwem operację eksterminacji ludności polskiej na wschodnich kresach Rzeczypospolitej. Obecnie banderowcy posłużyli się dziećmi, które „szlakiem Stefana Bandery” mają przejechać z Ukrainy m.in. przez Polskę do Monachium, gdzie jest grób człowieka uznawanego przez nich za bohatera.
Władze III Rzeczypospolitej, mimo protestów organizacji kresowych i patriotycznych, schowały głowy w piasek. Pokazuje to, iż Polska znowu jest karczmą zajezdną, z którą można zrobić już wszystko – a skoro można, to tylko patrzeć, jak zacznie być robione. I jeszcze jedno; zarówno przedstawiciele ministerstwa spraw zagranicznych, jak i ministerstwa spraw wewnętrznych twierdzili, iż o rajdzie nic nie wiedzieli. Oczywiście jak zwykle kłamali, co udowodnił im ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski. Ale gdyby jakimś cudem, sprzeciwiając się swej naturze, mówili prawdę, to byłoby to kolejny dowód, że tajne służby III RP, a w szczególności Agencja Wywiadu oraz Służba Wywiadu Wojskowego, nie wykonują obowiązków, za które wyciągają od Rzeczpospolitej pieniądze. Inna sprawa, że obowiązków tych nie spełniają też marionetki będące formalnie ich zwierzchnikami. W ten oto sposób tragedia ludności polskich Kresów Wschodnich w roku 1943 kończy się groteską.
Komentarz · „Dziennik Polski” (Kraków) · 2009-08-07
Stanisław Michalkiewicz
www.michalkiewicz.pl
Stałe komentarze Stanisława Michalkiewicza ukazują się w „Dzienniku Polskim” (Kraków).