Powracamy do naszych rozważań o zgubnej roli Piątej Kolumny w najnowszych dziejach Polski, zwanej najzupełniej fałszywie „Trzecią RP"1, aby wyjaśnić wątpiącym, że „Trzecia erpe" to faktycznie „Pierwsza Peerel".
Jak wiemy, owa „Trzecia erpe" wytonila się jako bękart gorbaczowowsko-reaganowskiej „pierestrojki", zaplanowanej i mistrzowsko rozegranej już 25 lat temu. Aby poznać kuchnię tego przewrotu, owej „aksamitnej rewolucji" - wystarczy przeczytać książkę byłego agenta KGB Władimira Bukowskiego: Moskiewski proces - niestety, 730 stron, nakład wyczerpany.2 Bukowski przez wiele miesięcy jako agent „zachodu" buszował w archiwach Kremla. Wykonał fotokopie tysięcy dokumentów - właśnie na nich opiera historię dwóch dekad demontażu ZSRR.
Nowością tej „rewolucji bez rewolucji" była jej bezkrwawość, jeśli nie liczyć ponad 100 oficjalnie rozpoznanych i zapewne dwa razy tyle skrytobójczych mordów politycznych popełnionych w czasach 1980-1998 w samej tylko Polsce. Ta prawie bezkrwawość była swoistym fenomenem w dotychczasowej praktyce żydomasońskich przewrotów. Każdy kolejny, poczynając od Rewolucji Francuskiej, zwykle kosztował życie paru milionów gojów, a rewolucja żydobolszewicka - kilkadziesiąt.
Właśnie PRL wybrano do roli detonatora owej „dekompozycji", „transformacji", „aksamitnej rewolucji". Polska nadawała się do roli jak żaden inny kraj Sowłagru. Bierny opór przeciwko „ubolszewieniu" w tym buntowniczym, katolickim kraju był najstarszy, najsilniejszy, najwytrwalszy. Chłopstwo nigdy nie „zracjonalizowane", nie ukołchozowione. Kościół katolicki nie rozbity, nie zepchnięty do katakumb. Armia zawsze niepewna co do wykonania rozkazu totalnej rozprawy z braćmi i ojcami żołnierzy. I co równie ważne - zachodnie służby specjalne, zwłaszcza CIA i jej bliźniaczy Mosad, posiadały pełne rozeznanie wywiadowcze, od wojskowego, gospodarczego, aż po cywilne nastroje. I wszędzie - swoich ludzi - na wszystkich kluczowych stanowiskach.
Jak również wiemy, oszustwo „polskiej" pierestrojki rozpoczęło się w Gdańsku od strajków Stoczni. Pretekst był groteskowy: protest przeciwko zwolnieniu z pracy robotnicy Anny Walentynowicz oraz dołożone niejako „na dokładkę" żądania socjalne, z czasem wzmocnione aspiracjami politycznymi i żądaniami „wolnych" związków zawodowych. Wybór Gdańska, wielkiej załogi Stoczni, nie był przypadkowy: bezpośredni styk agentura] ny i propagandowy z Zachodem poprzez przemysł okrętowy, kontakty handlowe i nie całkiem „handlowe". Masakra w Gdańsku 70. była pochodną tego samego terytorialnego wyboru - poprzez przemysł stoczniowy, kooperację i wiele innych naturalnych nici produkcyjno-handlowych, Gdańsk miał bezpośrednie „wyjście" na Europę zachodnią, z pominięciem skansenu pod nazwą NRD - jednej wielkiej Łubianki oddzielonej od wolnego świata tylko murem berlińskim.
Preteksty do rozruchów niemal zawsze były wręcz groteskowe. Wiosną 1968 roku - prowokacyjna formuła inscenizacji Dziadów przez Kazimierza Dejmka. Strajki sierpniowe w Gdańsku poprzedził strajk lipcowy w WSK Świdnik koło Lublina, który przeszedł do historii jako „strajk boczkowy" - bo w przyfabrycznym spożywczym wprowadzono sprzedaż boczku na kartki.3
Potem szło gładko: przepychanki z robotnikami reprezentowanymi przez syjonistyczną agenturę zachodu i wschodu - Geremków, Wałęsów, Mazowieckich. Następnie - 13 grudnia - stan wojenny, osobliwa wojna jaruzelsko-polska. Czas stanu wojennego, potem sześć lat przygotowań do oszustwa pod nazwą „Okrągły Stół". Trzeba sobie, teraz już z pewnym trudem uzmysłowić, że od sierpnia 1980 do „Okrągłego Stołu" w 1989 roku upłynęło 10 lat. Tyle obie strony - Zachód i Wschód potrzebowały do spotkania ich agentów w Magdalence i przy „Okrągłym Stole". Stalin w 1944 roku na pół roku zastygł nad Wisłą, każąc wykrwawić się powstańczej Warszawie. Świat oburzał się, lecz byt to świat jak zwykle naiwnych gojów: ta półroczna zwłoka była niezbędna do tego, aby Zachód i Wschód w zsynchronizowanych postępach obydwu ofensyw, mogły spotkać się u bram Berlina w jednakowym czasie, niemal co do dnia jednakowym.
I tak jak musieli zwalniać tempo wschodniej ofensywy, zaryć się w okopach prawobrzeżnej Wisły, aby zejść się ze swoimi pobratymcami na gruzach Berlina, tak opóźniano, uzgadniano bezkrwawe erozyjne działania w ZSRR ofensywą syjonizmu zachodniego na Polskę, aby obie nienawidzące polskich „roboli" strony mogły spotkać się tajnie w Magdalence, a potem, już oficjalnie - na posiedzeniu plenarnym, czyli przy „Okrągłym Stole". Nie ma przesady w porównaniu Poczdamu z „Okrągłym Stołem". Ani wtedy, ani potem nie mogli spotkać się w Moskwie, na Kremlu. Byłoby to szyte zbyt grubymi nićmi. Teraz wybrali stolicę Polski. W Poczdamie zabalsamowano układ sił na całe pół wieku. Przy „Okrągłym Stole" zabalsamowano „Europę Jutra" na czas równie nieokreślony. Może za 20,30 lat znów zasiądą do jakiegoś „Okrągłego Stołu". Tym razem gdzieś w Kazachstanie, Afganistanie, Gruzji czy na Ukrainie.
Przy „Okrągłym Stole" spotkali się ci sami: Piąta Kolumna prosowiecka i Piąta Kolumna syjonistyczna. Ci pierwsi znajdowali się w historycznym odwrocie, niestety, w odwrocie na z góry upatrzone i uzgodnione z tamtymi pozycje. Nie dlatego w odwrocie, że Żydów było mniej niż po „stronie solidarnościowej"4, choć odgrywali, na czele z M. Rakowskim5 (nazwisko pierwsze nieznane), wciąż rolę wodzirejów w tym kontredansie: mieli w swoich rękach propagandę i sitę: SB, MO, ORMO, ZOMO, w odwodzie specjalne jednostki wojska. Sowieciarze oficjalni byli w odwrocie jako formacja ideowa, nacyjna i komunistyczna. Rządowa to Stolzman-Kwaśniewski, Kiszczak, Kozakiewicz, Miodowicz, Ciosek, Gieysztor, Ozdowski i reszta.
Mebel, czyli stół, był okrągły i słusznie, że okrągły - nie było tam żadnej „strony". Był jeden antypolski krąg agentów, zdrajców, sługusów, karierowiczów, ateistów, koszernych talmudystów: jedna zwarta Piąta Kolumna antypolonizmu.
Strona dopominająca się współwładzy, czyli tzw. „opozycja demokratyczna" inaczej zwana „stroną solidarnościowo-opozycyjną", była nacyjnie jednolita aż do bólu, jednolita w tych samych proporcjach, jak nacyjnie jednolita była władza po rewolucji żydobolszewickiej: kilkunastu Rosjan, Litwinów etc. - i ponad 470 Żydów; i jak nacyjnie jednolita była żydosowiecka władza w Polsce po 1945 r.
Stronę „opozycyjną" stanowiło 58 osobników, z czego 47 to Żydzi. Paru obecnych wśród nich Polaków nie miało nic do gadania. Przyszli jako figuranci gadać to, co ustalono już dawno i zaklepano na tajnych posiedzeniach Sanhedrynu w Magdalence. Jednym z nich byt goj (?) Wałęsa. Z jakim skutkiem tam zaistniał jako rzekomy lider „strony solidarnościowej", dowiedzieliśmy się i przekonali po latach, w trakcie i po zakończeniu jego prezydentury. Wymieńmy tylko skład posiedzeń plenarnych „Okrągłego Stołu" po stronie „solidarnościowej":
Stefan Bratkowski, Zbigniew Bujak, Władsław Findeisen, Władysław Frasyniuk, Bronisław Geremek, Mieczysław Gil, Aleksander Hall, Jacek Kuroń, Władysław Liwak, Tadeusz Mazowiecki, Jacek Merkel (podobno Polak), Adam Michnik, Alojzy Pietrzyk (Polak), Edward Radziewicz (Polak), Henryk Samsonowicz, Grażyna Staniszewska, Andrzej Stelmachowski, Stanisław Stomma, Klemens Szaniawski, Jan Józef Szczepański, Edward Szwajkiewicz, Józef Ślisz, Witold Trzeciakowski, Jerzy Turowicz, Lech Wałęsa, Andrzej Wielowieyski.
Bez komentarza...
Zachowano ten sam schemat i metodologię „obrad", jakie towarzyszyły wszystkim kongresom syjonistycznym w XIX i XX wieku, a potem obradom wszystkich Komitetów Centralnych partii komunistycznych na czele z KC PZPR: oficjalne „ble - ble" czyli „ple - ple" w obradach „plenarnych i podzespołach", podczas gdy wszystkie główne tezy i zadania zostały ustalone i napisane już przedtem, tajnie, w ścisłym paroosobowym gronie.
Ten schemat zastosowano przed i w trakcie „Okrągłej Komedii" - strategię ustalono na tajnych naradach w Magdalence.
Zwróćmy uwagę, że nie istnieją żadne protokoły „obrad w Magdalence. Z kolei przy „Okrągłym Żłobie" zarówno obrady plenarne, jak i w „podzespołach" były jedynie realizacją z góry przyjętych w Magdalence tez, jedynie w trakcie obrad modelowanych o nieistotne szczegóły.
Spisek kierował się żelazną propagandową strategią - do końca udawać, że jest to kompromis „komunistów" z „opozycją demokratyczną", do końca pozostawiać takie właśnie złudzenia co do przejęcia władzy przez zwycięską „Solidarność", natomiast w praktyce konsekwentnie realizować zmowę agentów międzynarodówki syjonistycznej. Cel zmowy zaczął wyłazić na wierzch powoli, rok za rokiem. Po dziesięciu latach widać wszystko gołym okiem. Tajne ustalenia z Magdalenki i „Okrągłego Stołu" Naród poznał na własnej skórze, we własnych portfelach i własnych żołądkach: grabież majątku narodowego przez bezlitosne uprzednie zapędzenie kluczowych dziedzin gospodarki w bankructwa za sprawą bandycko i nagle podniesionych o 100 stóp procentowych.
Agentura „demokratyczna", „opozycyjna" w skutkach swojego działania była i jest znacznie groźniejsza od frakcji jawnie komunistycznej. Na ogół wiemy, że niczego dobrego nie możemy spodziewać się po starych agentach Moskwy w rodzaju Stolzmana-Kwaśniewskiego, Millera, Oleksego oraz ich satelitów, dziś niepodzielnie okupujących Sejm i władze. Nie musimy się nawet „spodziewać" - widzimy gołym okiem. Realizują to samo, co niszczycielsko realizowała koalicja żydokomuny pod nazwą AWS-UW Zrozpaczone, zdesperowane społeczeństwo w wyborach 2001 roku wyrzuciło za burtę żydokomunę AWS-UW. Zawiodło się już po kilku miesiącach - teraz już wiedzą, że to ta sama sitwa realizująca ten sam dyktat syjonistycznej mafii spod znaku finansów i międzynarodowych korporacji, ten sam cyniczny antypolonizm i ten sam filosemityzm i ta sama prywata, ta sama złodziejska pazerność, jaką komuniści demonstrowali w okresie swoich pierwszych współrządów wraz z pożal się Boże „Polskim" Stronnictwem Ludowym.
Do przeglądu agentury „demokratycznej", swoistej agentury w agenturze, wybierzemy z konieczności tylko kilku. Każdy z nich jest jednak wzorcowym przykładem tej agentury w agenturze. Poprzestańmy na niektórych. Są to: Stolzman-Kwaśniewski, Tadeusz Mazowiecki, Andrzej Olechowski, Lech Wałęsa, Urban i Jan Olszewski. Te nazwiska wyczerpują pełny zakres pojęcia „demokracja", a zwłaszcza „prawica". (...)
Kolektywizm faszyzmu, bolszewizmu i globalizmu
W poprzednich fragmentach użyłem kilkakrotnie sformułowań: „eurofolksdojcz", „eurofaszysta". To nie są werbalne prowokacje, barwne neologizmy. W ich semantyce mieści się - niestety - tragiczna prawda historyczna, rdzeń tych trzech tragicznych dla świata totalitaryzmów - ich wspólne faszystowskie i bolszewickie korzenie wsparte na jednym, centralnym, globalistycznym kolektywizmie.
Kolektywizm tych trzech totalitaryzmów to nieuchronna dla każdego totalitaryzmu logika władzy, dominacji, okupacji.
Kolektywizm tych trzech totalitaryzmów manifestował się i manifestuje w równie nieuchronnej logice unifikacji: wszystko pod jeden strychulec, połączone, ujednolicone, wspólne, scentralizowane, drobiazgowo opracowane do posłusznego wykonania przez masy bezosobowych fantomów. Stąd rdzeń wszystkich unii: Sowiet Union, Unites States, Unia Europejska, Unia Walutowa, Unia Gospodarcza, Unia Wolności. Europę i świat z jednakową krwawą zaciekłością unifikowała Trzecia Rzesza, unifikował Sowiet Union, unifikuje Unia Europejska, unifikuje faszyzm globalny rozpisany na przeróżne programy i globalne instytucje.
Tylko nieliczni Anglicy wiedzą, że prekursorem tak dopracowanego, strategicznego faszyzmu byli szacowni myśliciele i działacze spod znaku słynnego Królewskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych z siedzibą przy Chatham House w Londynie. Jego mózgiem i szefem był brytyjski historyk żydowskiego pochodzenia Arnold Toynbee. Od 1925 roku, a więc od zarania faszyzmu i nazizmu w wydaniu niemieckim. Toynbee aż do 1955 roku był dyrektorem badań w Instytucie. Napisał dwunastotomowę dzieło A Study of History, wydawane przez wydawnictwo Oxford w ciągu lat 1934-1961.
Jego program to nieprzerwany ciąg ataków na ideę państwa narodowego. W nim upatrywał wszelkie zło Europy i świata. To państwa narodowe są zarzewiem wojen. Trzeba na państwach narodowych - dowodził - wvmusić zrzeczenie się suwerenności, likwidację narodowych armii (zbrojeń), co pozwoli skończyć z permanentną międzynarodową anarchią. Czyli Unia Europejska 70 lat później akuratnie przepisana z jego dyrektyw!
Toynbee glosił te uczone niszczycielskie idiotyzmy w czasach, kiedy dojrzewał faszyzm hitlerowski, sprzymierzony z faszyzmem bolszewickim, Toynbee byt jednym z prekursorów utajniania istotnych celów łaszyzmu, bolszewizmu i wszelkich totalitarnych kolektywizmów. Z największym cynizmem pisał: zaangażowaliśmy się (oni, globaliści) w rozmyślny, wspierany i skoncentrowany wysiłek dla wymuszenia ograniczeń wobec suwerenności i niezależności suwerennych i niezależnych państw.
Z niedoścignionym cynizmem Toynbee informował spiskowców:
(...) obecnie pracujemy w tajemnicy, ale z całą mocą, żeby wyrwać tę tajemniczą siłę polityczną - zwaną suwerennością - z pazurów lokalnych państw narodowych na świecie.
I w następnym zdaniu mamy coś porażającego, lecz stanowiącego jakby pierwsze przykazanie wszelkich totalitaryzm ów, zwłaszcza globalizmu:
Cały czas zaprzeczamy naszymi ustami temu, co robią nasze ręce.6
Mamy dziś spuściznę kilku pokoleń, które mówiąc tłumom co innego, wytrwale ryły i nadal ryią pod ich suwerennością narodową. Ich ideowi, a także nacyjni dziadkowie byli tak samo opętani żądzą władzy, jak ich synowie ze współczesnej „Europy zjednoczonej". Oni żądali już 70 lat temu wtadzy totalnej, a ich syn Jacques Delors, francuski Żyd, przechwalał się na konterencji TUC; w Berlinie, że:
(...) wkrótce 80 procent decyzji rządowych podejmowanych będzie w Brukseli.
Czvż nie był to głos prawdziwego faszysty? - pytał autor Eurofaszyzmu w natarciu.
Jacoues Delors to zresztą czynny byty faszysta, hitlerowski kolaborant. Należał w czasie okupacji, pod rządami kolaborantów Vichy, do młodzieżówki „Companions de France" - francuskiego odpowiednika „Hitlerjugend". Takim samym młodzieżowym kolaborantem Vichy był Zyd i mason Francois Mitterand - późniejszy prezydent, podobnie jak Delors budowniczy Europy po neofaszystowsku, jednoczonej na gruzach suwerenności państw narodowych, włącznie z władnym państwem.
Program brytyjskiego zakamuflowanego faszyzmu pod wodzą Toynbeego i szeregu innych spiskowców przeciwko narodom, w tym własnym, polifonicznie nakładał się w idei i w czasie z faszyzmem hitlerowskiego nazizmu. Amerykańska dziennikarka Dorothy Thompson spędziła sporo czasu w roku 1940 w Niemczech, rozmawiaiąc z nazistowskimi teoretykami o ich planach dotyczących Europy. Wtedy już Polska nie istniała, ale istniał Union Sovieticus. W „Herald Tribune" pisała 31 maja 1940 roku:
Zmiany terytorialne nie dotyczą ich (jej rozmówców - H.P.), ponieważ nie będzie „Francji" czy Anglii" z wyjątkiem grup językowych (...)
Pisała tak w 1940 roku, ale jeszcze przez następne owa lata przemysł amerykański będzie wspomagał machinę wojenną Rzeszy, czemu kres położy dopiero przystąpienie USA do wojny. W kontekście dzisiejszych spadkobierców hitlerowskiego i brytyjskiego eurofaszyzmu niesłychanie ważne, wręcz rozstrzygające jest następujące zdanie, wydobyte od jej nazistowskich rozmówców:
Żaden naród nie będzie kontrolował własnych finansów ani systemu gospodarczego, ani tradycji.
Naziści utopią świat w oceanach krwi, przegrają wojnę, aie ich następcy nie zmienią ani przecinka w tej faszystowskiej, teraz już globalistycznej strategii totalitarnego zniewolenia narodów i całych kontynentów.
Oto Hans Tietmeyer - dyrektor Centralnego Banku Niemiec powiedział dla „Fourth World Review" (nr 77-78,1996, s. 7) - a więc pól wieku po klęsce hitlerowskiej wersji eurofaszyzmu:
Waluta europejska doprowadzi do oddania suwerenności polityki finansowej i płacowej, jak również suwerenności w zakresie polityki monetarnej. Złudą jest sądzić, że państwa utrzymują samodzielną politykę podatkową.
No i co? - chciałoby się zapytać naszych sprzedawczyków. Znów - idzie im jak po sznurku, tak jakby w stu procentach realizowali testament faszystów nazistowskich, a teraz realizują własny, udoskonalony iaszyzm bez krwi i trupów. Suwerenność polityki finansowej państw unijnych nie istnieje, polityka płacowa nie istnieje i nie istnieje ich suwerenna polityka podatkowa. Cóż więc pozostało z fundamentów suwerenności państw narodowych?
„Prawa człowieka" - ten pusty szyderczy frazes? Zostały landy, folklor, język i stare fotografie dziadków poległych i pomordowanych w walce z tym samym nieśmiertelnym faszyzmem!
Polska jeszcze nie „weszła", (już... „weszła" - polonica.net) lecz oni już są w Polsce od dawna w tych trzech fundamentalnych wykładnikach suwerenności - finansowej, podatkowej, płacowej. Zorganizowali to tak mistrzowsko, że bodaj co drugi Polak popatrzy z politowaniem na każdego, kto zacznie mówić o okupacji, o eurofaszyzmie, o Piątej Kolumnie, o piątym rozbiorze Polski!
Zorganizowali w ten sposób, ze oni formalnie nie rządzą Polską. Oni rządzą tymi, którzy rządzą Polską - oto cała tajemnica socjotechniki syjonistycznego neofaszyzmu. Faszyzm klasyczny rządził za pomocą bomb, czołgów, egzekucji, pacyfikacji. Poniósł totalną klęskę. Teraz trzeba to totalnie odwrócić na ich korzyść, z pełnym wszakże poszanowaniem dla testamentu ich przegranych dziadków i ojców. Piłka w grze. Polscy eurofolksdojcze, agenci Piątej Kolumny, doskonale wyczuwają ideologię i życzenia ich europejskich mentorów i panów. Jeszcześmy nie „weszli", a Balcerowicz już zaczął mówić o konieczności korelowania siły złotówki z siłą euro. Dlatego tak z pozoru fanatycznie, w istocie sabotażowo dusi złotówkę do wartości dolara, natomiast jego władcy z Unii Europejskiej windują euro do wartości dolara".
Były premier Francji powiedział o tych krajach Unii Europejskiej, które dopiero dołączają do wspólnej waluty:
Wspólny rynek nie może działać, jeśli euro współistnieje z walutami podlegającymi konkurencyjnej dewaluacji.
Tak oto spełnia się w Dtaktyce nieubłagana logika globalnej kolektywizacji, czyli totalnej unifikacji. W polskim języku, a zwłaszcza w bolesnej praktyce gospodarczej z czasów PRL, wlecze się za nami zawężone znaczenie „kolektywizacji". Oznaczata ona praktycznie tylko kolektywizację w rolnictwie, tak znienawidzoną przez polskich rolników, że nigdy nie dali się całkiem zapędzić do kołchozów. Słowo i znaczenie kolektywizacji zostało teraz zastąpiona przez kolektywizm, czyli totalną unifikację wszystkiego i wszystkich. Rządzący Europą socjaldemokratyczny Sanhedryn realizuje idee swoich przodków-twórców rewolucji bolszewickiej - Marksa, Lenina, Trockiego. Właśnie korporacyjny charakter hitlerowskiego kapitalizmu i jego rzekomej sprzeczności - narodowego co prawda, ale socjalizmu to nieodzowne składniki morderczej mikstury, którą faszyzm nazistowski poczęstował Europę i pół świata.
Teraz nie ma dla neofaszystów spod znaku unijnego eurofaszyzmu większej obrazy niż nazywanie ich tak właśnie - eurofaszystami, neofaszystami. Gwałtownie temu zaprzeczają, protestują, wypierają się, ponieważ to oni anektowali na własną wyłączność te słowa do dyskredytowania, do obrażania ich przeciwników! Neofaszyta! To ten i ci, którzy domagają się suwerenności własnych państw. Neofaszyści to ci, którzy, jak np. Le Pen we Francji lub J. Haider w Austrii powiedzieli i nadal mówią imigrantom: „Łódź jest pełna!".
A już gatunkiem najbardziej odrażającym w randze neofaszystowskich troglodytów są ci wszyscy, którzy mają czelność mówić i pisać prawdę o przywódczej roli międzynarodowego syjonizmu spod znaku pieniądza, mediów i wtadzy. Ci wszyscy, którzy na gruncie polskim mają czelność mówić i pisać, że wyrzucenie karmelitanek, a potem krzyży z Auschwitz było brutalną inwazją syjonizmu na suwerenne państwo polskie, na skrwawiony skrawek jego ziemi. Neofaszystowscy troglodyci to ci, którzy mieli czelność wykazać monstrualne kłamstwa J. T. Grossa w sprawie Jedwabnego. Neofaszyści to ci, którzy nadal utrzymują, że tzw. „pogrom kielecki" był żydowską prowokacją NKWD-UB.
Kolektywizm rozumiany jako kolektywizacja nie jest monopolem żydobolszewików po rewolucji 1917 roku. W Niemczech w 1925 roku kartele, dziś nazywane konsorcjami lub korporacjami, kontrolowały 93 procent górnictwa, 95 proc. stali i 87 proc. elektryczności. Mieli więc Niemcy praktyczny kolektywny socjalizm, a że hitlerowcy nazwali ten kolektywizm socjalizmem narodowym, to już ich sprawa. Trocki zmierzał do kolektywizmu międzynarodowego, Lenin mówił o rządzie światowym, oczywiście komunistycznym w czasach, kiedy ojcowie dzisiejszych socjaldemokratów biegali w krótkich spodenkach. Cóż z tego, że kolektywizacja, a ściślej nacjonalizacja oznaczała własność państwową, a w Niemczech hitlerowskich własność korporacyjną, „kapitalistyczną", prywatną.
Dziś Polacy oburzają się na łatwość, z jaką polskojęzyczni komuniści, niegdyś fanatyczni wrogowie zachodniego korporacjonizmu, nagle, po krótkiej przerwie w szatni Magdalenki i „Okrągłego Stołu", wyszli ponownie na scenę w kostiumach socjaldemokratów, a na szyderstwa i krytykę tej mimikry odpowiadają ustami super-komucha i niedawnego wroga zachodniego imperializmu - Longina Pastusiaka, że tylko krowa nie zmienia poglądów!
Pastusiak, Michnik, Geremek, Miller, Kuroń, Oleksy, Mazowiecki, Balcerowicz, Wiatr, Kwaśniewski - ten faktyczny Komitet Centralny schyłku PZPR - wcale nie zmienił poglądów, niczego się nie wyrzekli. Nie podeptali ideałów ich tatusiów z krwi lub ideologii KPR PKWN, UB-SB, Oni nadal realizuią socjalizm, korporacjonizm. tylko już nie jaskrawo (krwawo) czerwony, lecz zaledwie różowy, socjaldemokratyczny, europejski, ucywilizowany. W zamian za to ich wzrok sięga głębiej i dalej: ponad narodami, ponad kontynentami, ałe zawsze kolektywnie, w sposób totalnie ujednolicony. Ich tatusiowie z krwi lub ideologii byli Piątą Kolumną ich pobratymców spod znaku Berii, Kaganowicza, Stalina, Bermana. Oni przyjęli po nich dowodzenie po krótkich przerwach na 1968 rok i stan wojenny. Powrócili do wtadzy po „Okrągłym Stole', przy którym zasiedli sami swoi, bo stół nie miał kantów, choć okazał się jednym syjonistyczno-sowieckim kantem.
Oni doskonale widzą i wiedzą, co i po kim dziedziczą, co i komu zawdzięczają, ale obrażają się śmiertelnie, jeśli ich nazwać eurofaszystami albo - co gorsze, choć znacznie dokładniejsze - Piątą Kolumną.
Neofaszyzm dzisiejszych agentów Piątej Kolumny oraz ich zachodnich mocodawców wcale nie oznacza tradycyjnej treści słowa faszyzm. Jest to faszyzm w strukturach gospodarczych i społecznych (w mniejszym znaczeniu w wartościach duchowych), łączący socjalizm państwowy z kapitalizmem korporatystycznym - dokładną ilustrację tego układu mamy w Polsce „posierpniowej". Ten praktyczny neofaszyzm to połączenie najgorszych (bandyckich, żydo-bolszewickich, mafijnych) elementów zarówno socjalizmu, jak i kapitalizmu, w którym powszechna korupcja, nepotyzm, polityczny zamordyzm, pogarda dla narodu, okupacja władzy, mediów, finansów, gospodarki - pozwoliła wykreować kolektywistyczne państwo okupacyjne. I tylko ta okupacyjność państwa przez agentów Piątej Kolumny może zostać uznana za element wyróżniający to polskie państwo korporacyjne, państwo chwilowe, przejściowe z unii sowieckiej do Unii Europejskiej.
Najgorszą obecnie formą współczesnego korporacjonizmu jest interkontynentalny ekspansjonizm - bezkrwawa (na razie) postać neofaszyzmu z ludzką twarzą. Jego docelowy przystanek to globalizm: jedno światowe państwo, jeden światowy naród bez narodów, jeden pieniądz, jeden parlament, jedna armia, jeden rząd i oczywiście jedna „religia" bez religii. W tej globalnej perspektywie Unia Europejska to prekursorski, lecz prowincjonalny zaścianek, poletko doświadczalne na żywych jeszcze wolnych narodach, kulturach, obyczajach, państwach.
Unia Europejska jest klasycznym imperialnym tworem neofaszystów o totalitarnej mentalności spod znaku New Age i jak zawsze bywało w historii każdej zwycięskiej tyranii, wije sobie stryczek jeszcze przed wejściem na szczyty swego powodzenia.
Od kilku wieków niektóre państwa europejskie krwawo zwalczają separatyzmy mniejszości narodowych, takich jak irlandzka, walijska, baskijska, bretońska, flamandzka, szkocka i innych. Słowu „separatyzm" nadano obecnie odrażającą postać „terrorystycznego nacjonalizmu". Natomiast w tych państwach, w których nie występuje ten wojujący separatyzm mniejszości takich jak Polska, sztucznie kreuje się rzekomy nacjonalizm całego narodu-gospodarza, śmiertelne zagrożenie dla mniejszości; w perspektywie międzynarodowej zagrożenie dla demokracji, tolerancji, wolności. Nacjonalizm polski, nacjonalizm francuski czy austriacki siłą rzeczy nic może być nacjonalizmem separatystycznym - tym słownym wytrychem nie sposób pacyfikować patriotyzmu narodów-gospodarzy swojej Ziemi.
W ramach Unii Europejskiej czeka nas pojawienie się prawdziwych separatyzmów całych narodów, a nie mniejszości narodowych. Polacy, Hiszpanie, Austriacy, Niemcy, Francuzi czy Włosi niepostrzeżenie stają się mniejszościami narodowymi we wspólnym „narodzie europejskim". Odruchy separatystycznej samoobrony będą manifestować się może łagodniej niż bomby IRA czy ETA, ale ta wirówka nonsensu pod nazwą Unii Europejskiej będzie nieubłaganie działać odśrodkowo, bo takie jest prawo wirówki. To nieuniknione. Przymusowe zlepki narodów ograbione z ich suwerenności zawsze rozpadały się od środka, jeżeli nawet nie wdawały się w militarne awantury z innymi zlepkami tego typu. Związkowi Sowieckiemu udawało się trzymać podbite narody w ryzach tylko dzięki terrorowi - i mimo pozorów ..zimnej wojny" - cichemu poparciu zachodu na zasadzie powojennego status quo. Konstytucja ZSRR „gwarantowała" republikom „wyjście" z Sowłagru. Powstająca „konstytucja" Unii Europejskiej będzie gwarantować samo zlikwidowanym państwom - landom. Nigdy nie odbywa się to dobrowolnie, pokojowo i niech nikt nie powołuje się - dla przykładu na „pokojowy" rozpad ZSRR - nad tym rozpadem pracował euroamerykański syjonizm, a fizycznym taranem były miliony Polaków przez dziesięć lat poddanych terrorowi sowieckiej Piątej Kolumny pod wodzą Jaruzelskiego i jego paladynów.
Łagier europejski rozpadnie się na tej samej zasadzie niezniszczalnego pragnienia wolności jednostek i narodów. Z tych nieuchronnych praw i lekcji historii wynika równie nieuchronnie pytanie. Jaki krajobraz pounijnych gruzów ukaże się oczom wyzwolonych narodów „bywszej" Unii Europejskiej?
Jakie „demony nacjonalizmów" sprawią, ze ten globalistyczny bękart zemrze śmiercią niemal naturalną albo rozpadnie się z hukiem?
I jak z tych wydarzeń wyjdzie Polska? Czy nawet po rozpadzie Unii nadal pozostaniemy landem niemieckim, podczas gdy odrodzone narody europejskie znów będą cieszyć się wolnością, a ich państwa suwerennością?
W perspektywie nadchodzących dziesięcioleci są to pytania kluczowe dla naszego bytu narodowego po upadku tej kolejnej totalilamej utopii.
Fragment książki Henryka Pająka "Z Łagru do Eurołagru"
Fragment książki Henryka Pająka "Z Łagru do Eurołagru"
Przypisy:
1. Jest to ta sama PRL od czasów Bermanów, Minców i Bierutów, teraz zarządzana przez ich ideowych i nacyjnych synali i wnuków. Czwarte pokolenie „Kwaśniewskich", „Borowskich", Fejginów i „Zambrowskich" właśnie kończy zachodnie uczelnie. Poznają tam tajniki marketingu takich prywatyzowanych przedsiębiorstw, jak „Trzecia RP".
2. Wydanie polskie: VOLUMEN, 1998, ISBN: 83-886857-96-x.
3. „Okartkowanie" boczku w całej Polsce było celową prowowacją rządową!
4. Zob.: Okrągły Stół. Kto jest kim. W-wa 1998.
5. Osobiście nieobecny przy Stole.
6. Cytat z: Rodney Atkinson: Eurofaszyzm w natarciu (tytuł oryginału: Europes Full Cirle), wydanie brytyjskie 1996, wyd. polskie: RETRO, Lublin 199-8, s. 86. Przekład: dr Jerzy Wieluński.
7. TUC - Trade Union Congress - brytyjskie stowarzyszenie związkowców. J. Delors (ur. 1935): członek Partii Socjalistycznej, 1979 - deputowany do Parlamentu Eutooeisklego; 1995 przew. Komisji EWG (od 1993 Unii Europejskiej).
8. W styczniu 2003 euro nawet przewyższyło wartość dolara.
Za: http://www.polonica.net/