Bitwa Warszawska 1920 r. – Naczelny Wódz Józef Piłsudski dokonał Cudu Nad Wisłą pokonując przeważające siły bolszewików. Każde dziecko o tym wie ale nie ma w tym słowa prawdy. Żadnego "cudu" nie było – była ciężka praca dowódców, żołnierzy i radiowywiadu; siły Armii Czerwonej były mniej więcej takie same jak polskie; Józef Piłsudski nie był w trakcie bitwy Naczelnym Wodzem bo dzień przed jej rozpoczęciem złożył dymisję i opuścił Warszawę udając się najpierw do kochanki i córek pod Tarnów a potem do kwatery w Puławach i nie brał udziału w walkach. Twórcą planu i głównodowodzącym w bitwie był generał Tadeusz Rozwadowski.
Bitwa Warszawska czyli decydująca bitwa wojny polsko – bolszewickiej rozegrała się w dniach 13 – 16 sierpnia 1920 r. Kilka tygodni wcześniej Piłsudski przechodzi psychiczne załamanie, widzi klęskę, chce sobie strzelić w łeb (zresztą nie pierwszy i nie ostatni raz) w czym powstrzymał go min. gen. Rozwadowski. Bolszewicy nacierają, Piłsudski 12 sierpnia składa dymisję na ręce premiera Wincentego Witosa, w obecności wicepremiera Ignacego Daszyńskiego i ministra spraw wewnętrznych Leopolda Skulskiego. Treść dymisji (pisownia oryginalna):
Belweder, 12. VIII. 1920 r.
Wielce Szanowny Panie Prezydencie!
Przed swym wyjazdem na front, rozważywszy wszystkie okoliczności nasze wewnętrzne i zewnętrzne, przyszedłem do przekonania, że obowiązkiem moim wobec Ojczyzny jest zostawić w ręku Pana, Panie Prezydencie, moją dymisję ze stanowiska Naczelnika Państwa i Naczelnego Wodza Wojsk Polskich.
Powody i przyczyny, które mnie do tego kroku skłoniły, są następujące:
1) Już na jednym z posiedzeń R.O.P. miałem zaszczyt wypowiedzieć jeden z najbardziej zasadniczych powodów. Sytuacja, w której Polska się znalazła, wymaga wzmocnienia poczucia odpowiedzialności, a przeciętna opinia słusznie żądać musi i coraz natarczywiej żądać będzie, aby ta odpowiedzialność nie była czczym frazesem tylko, lecz zupełnie realną rzeczą. Sądzę, że jestem odpowiedzialny zarówno za sławę i siłę Polski w dobie poprzedniej, jak i za bezsiłę oraz upokorzenie teraźniejsze. Przynajmniej do tej odpowiedzialności się poczuwam zawsze i dlatego naturalną konsekwencją dla mnie jest podanie się do dymisji. I chociaż R.O.P., gdy tę sprawę podniosłem, wyraziła mi pełne zaufanie i upoważniła w ten sposób do pozostania przy władzy, nie mogę ukryć, że pozostają we mnie i działają z wielką siłą te moralne motywy, które wyłuszczyłem przed R.O.P. parę tygodni temu.
2) Byłem i jestem stronnikiem wojny "a outrance" z bolszewikami dlatego, że nie widzę najzupełniej gwarancji, aby te czy inne umowy czy traktaty były przez nich dotrzymane. Staję więc z sobą teraz w ciągłej sprzeczności, gdy zmuszony jestem do stałych ustępstw w tej dziedzinie, prowadzących w niniejszej sytuacji, zdaniem moim, do częstych upokorzeń zarówno dla Polski, a specjalnie dla mnie osobiście.
3) Po prawdopodobnym zerwaniu rokowań pokojowych w Mińsku pozostaje nam atut w rezerwie – atut Ententy. Warunki postawione przez nią są skierowane przeciwko funkcji państwowej, którą od prawie dwu lat wypełniam. Ja i R.O.P., rząd czy sejm, wszyscy mieliby do wyboru albo zostawić mnie przy jednej funkcji, albo usunąć zupełnie. Co do mnie wybieram drugą ewentualność. Jest ona bardziej zgodna z godnością osobistą i jest praktyczniejsza. Pozostawienie mnie na jednym z urzędów zmniejsza mój autorytet i tak silnie poderwany i doprowadza z konieczności do powolnego zniszczenia tej siły moralnej, którą dotąd jeszcze reprezentuję dla walki i dla kraju. Biorę następnie pod uwagę mój charakter bardzo niezależny i przyzwyczajenie do postępowania według własnego zdania, co z warunkami, postawionymi przez ententę nie zgadza się. Wreszcie przeczy to systemowi, któremu służyłem w Polsce od początku swojej pracy politycznej i społecznej, której podstawą zawsze była możliwie samodzielna praca nad odbudowaniem Ojczyzny, ta bowiem wydawała mi się jedynie wartościową i trwałą. Obawiam się więc, że przy pozostawieniu przy funkcjach przodujących oraz przy moim charakterze i przyzwyczajeniach wyniknąć mogą ze szkodą dla kraju tarcia mniejsze i większe, które nie będąc przyjemne dla żadnej ze stron, wszystko jedno skończyć by się musiały moim usunięciem się.
Wreszcie ostatnie. Rozumie dobrze, że ta wartość, którą w Polsce reprezentuję nie należy do mnie, lecz do Ojczyzny całej. Dotąd rozporządzałem nią jak umiałem samodzielnie.Z chwilą napisania tego listu uważam, że ustać to musi i rozporządzalność moją osobą przejść musi do rządu, który szczęśliwie skleciłem z reprezentantów całej Polski.Dlatego też pozostawiam Panu, Panie Prezydencie, rozstrzygnięcie co do czasu opublikowania aktu mojej dymisji. Również Panu wraz z Jego Kolegami z Rządu pozostawiam sposób wprowadzenia w życie mojej dymisji i wreszcie oczekiwać wówczas będę rozkazu Rządu co do zużytkownia moich sił w tej czy innej pracy. Co do ostatniego proszę tylko nie krępować się ani wysoką szarżą, którą piastuję ani wysokim stanowiskiem, które posiadam. Nie chciałbym bowiem mnożyć swoją osobą licznej rzeszy ludzi, nie układających się w żaden system, czy to z powodu kaprysów i ambicji osobistej, czy to z powodu słabości charakteru polskiego, skłonnego do wytwarzania najniepotrzebniejszych funkcji dla względów osobistych.
Proszę Pana Prezydenta przyjąć zapewnienie wysokiego szacunku i poważania z jakim pozostaję.(-) Józef Piłsudski
Jak czytamy wyżej Piłsudski, przekonany o klęsce wojny, rezygnuje, żeby nie być przeszkodą na drodze ewentualnej pomocy dla Polski ze strony państw Ententy. "Z chwilą napisania tego listu" Piłsudski zrzeka się funkcji Naczelnika Państwa i Naczelnego Wodza Wojsk Polskich tak więc w dniu 12 sierpnia 1920r. głównodowodzącym de iure staje się gen. Rozwadowski. Jednak Witos chowa dymisję do sejfu – decyzja ta była słuszna, informacja o rezygnacji Naczelnego Wodza gdy wróg u bram to praktycznie porażka.
Po złożeniu dymisji Piłsudski informuje, że jedzie samochodem z adiutantem Aleksandrem Prystorem do kwatery w Puławach skąd miał dowodzić, zgodnie z planem Rozwadowskiego, kontruderzeniem znad Wieprza. Jednak nadkłada kilkaset kilometrów żeby odwiedzić kochankę Aleksandrę Szczerbińską i dwie córki, które przebywały w majątku Bobowa pod Tarnowem. Szczerbińska opisała to w pamiętnikach w 1960 r.:
Gdy żegnał się z nami, przed wyjazdem do Puław, był zmęczony i posępny. Ciężar olbrzymiej odpowiedzialności za losy kraju przygniatał go i sprawiał mękę. Ja w tym czasie znajdowałam się w okolicy Krakowa, dokąd mnie wyewakuowano razem z Wandą i Jagodą, która kilka miesięcy przedtem przyszła na świat. Mąż przyjechał z Aleksandrem Prystorem, pożegnał się z dziećmi i ze mną tak jak-gdyby szedł na śmierć.
Dygresja: wówczas jeszcze Szczerbińska nie była żoną Piłsudskiego – została nią dopiero 21 października 1921r. po śmierci pierwszej żony Dziadka – Marii Piłsudskiej de domo Koplewskiej primo voto Juszkiewiczowej, która do końca życia nie zgodziła się na rozwód. To właśnie Koplewska była przyczyną konfliktu Dmowski – Piłsudski. Roman się zakochał w Koplewskiej a Józek mu ją zdmuchnął sprzed nosa. Warto o tym pamiętać :)
Rozpoczęta 13 sierpnia bitwa trwa – Piłsudski po wizycie w Bobowej mógł przybyć do Puław najwcześniej 14 sierpnia. Gen. Rozwadowski, nie mając świadomości o złożonej przez Piłsudskiego dymisji, cały czas śle raporty o sytuacji na froncie do Naczelnego Wodza. Jednak wszystkie rozkazy w tym najważniejszym momencie podpisuje jedynie gen. Rozwadowski – już 9 sierpnia wydaje wszystkim dowódcom armii – w tym samemu Piłsudskiemu jako dowodzącemu planowanym kontruderzeniem – specjalny rozkaz operacyjny nr 10000; to Rozwadowski pełen optymizmu i wiary w zwycięstwo wizytuje oddziały na froncie i dodaje otuchy żołnierzom; to jego plany przebiegu bitwy są realizowane. Piłsudski siedzi w Puławach i przygotowuje zaplanowane na 17 sierpnia kontruderzenie. W obliczu korzystnego obrotu sytuacji kontruderzenie zostaje przyspieszone o jeden dzień. Dowództwo sztabu prawdopodobnie chciało bardziej przyspieszyć kontrofensywę ale nie można było się skontaktować z Dziadkiem bo wiadomo gdzie był. 16 sierpnia Naczelny Wódz rusza w bój i... trafia w próżnię. Sam tak opisał swoje "natarcie":
„Dnia 16 rozpocząłem atak, o ile w ogóle atakiem nazwać to można. Lekki i bardzo łatwy bój prowadziła przy wyjściu tylko 21. dywizja. Inne dywizje szły prawie bez kontaktu z nieprzyjacielem. Cały dzień spędziłem w samochodzie, zbierając ciągle dane i wrażenie moje oraz mych podwładnych. Nie mogę nie powiedzieć, że tego dnia wieczorem, gdy wszystkie dywizje przebiegły już po dobrych trzydzieści kilka kilometrów ku północy, główną zagadką, którą chciałem sobie rozstrzygnąć, była tajemnica tzw. mozyrskiej grupy. Właściwie nie było jej wcale. Przecież była to jakaś apokaliptyczna bestia, przed którą cofały się przez miesiąc liczne dywizje. Wydawało mi się, że śnię. Jako wynik, do którego doszedłem, był pogląd, że czeka mnie gdzieś jakaś zasadzka. Dzień 17 sierpnia nie przyniósł mi żadnego wyjaśnienia tych zagadek. Szukałem go teraz na prawym skrzydle. Spędziłem znów cały dzień w samochodzie, szukając śladów tajemnicy i choć pozoru zasadzek. Dobrze po południu zastałem w Łukowie dowódcę 21. dywizji wraz z jego sztabem, festynującego wesoło po tak wspaniałym marszu. Gdy dowódcy brygad i niektórych pułków mnie otoczyli przy stole, wszyscy w jeden głos twierdzili, że właściwie nieprzyjaciela nie ma. Nie rozumiałem właściwie, gdzie jest sen, a gdzie prawda. Czy śniłem wtedy, gdy jakaś zmora dusiła mnie jeszcze tak niedawno swą nieprzepartą siłą ustawicznego ruchu, zbliżającego potworne łapy do śmiertelnego ścisku gardła, czy śnię teraz, gdy pięć dywizji swobodnie i bez oporu przebiega śmiało te same przestrzenie, które jeszcze tak niedawno w śmiertelnej trwodze odwrotu oddawały nieprzyjacielowi?"
Niestety Dziadek się spóźnił. 15 sierpnia nastąpił zwrot w bitwie i polska armia zaczęła odzyskiwać utracone wcześniej pozycje. 16 sierpnia Armia Czerwona była już w odwrocie. 18 sierpnia w Warszawie Witos oddaje Piłsudskiemu akt dymisji, przezornie robiąc sobie wcześniej odpis, który ginie w niewyjaśnionych okolicznościach podczas zamachu majowego w 1926 r. Piłsudskiemu wraca dobry nastrój i od tej pory wszem i wobec powtarza za Zagłobą: "Jam to, nie chwaląc się, sprawił!".
Nie ulega wątpliwości, że Naczelny Wódz ani nie dowodził Bitwą Warszawską ani się w niej nie nawalczył. Do dzisiaj spór dotyczy tego, kto był autorem koncepcji bitwy zatwierdzonej przez Naczelnego Wodza w nocy z 5 na 6 sierpnia 1920r. Zwolennicy Marszałka przypisują jemu całość planu, który realizował Szef Sztabu gen. Tadeusz Rozwadowski, jednak moim zdaniem to Rozwadowski wszystko obmyślił i zrealizował. Trzeba pamiętać o stanie psychicznym Piłsudskiego pod koniec lipca. Dziadek chciał się zabić, przechodził załamanie, miał duże huśtawki nastrojów a tu wróg się zbliża – co by było gdyby Naczelny Wódz strzelił sobie w łeb? Klęska murowana więc trzeba jakoś Dziadka wspierać, podtrzymywać na duchu, dawać mu jakieś zadania, które ciężko schrzanić, a które mogą dawać mu satysfakcję. I wygląda na to, że Rozwadowski tak działał: dał mu do wyboru dwa plany bitwy – Dziadek wybrał kontrę znad Wieprza ale pokreślił trochę i osłabił ofensywę północną więc Rozwadowski trzy dni później zmienił ostatecznie dziadowskie modyfikacje wzmacniając północną 5 armię Sikorskiego – to trochę zabawne: Naczelny Wódz coś modyfikuje po czym Szef Sztabu całkowicie to olewa i robi swoje – jasno widać kto tu rządzi. Rozwadowski był żołnierzem z krwi i kości, wykształconym i doświadczonym. Piłsudski to wojak - amator.
Warto jeszcze wspomnieć o naszym wywiadzie i kryptologach, którzy złamali bolszewickie szyfry. Dzięki temu nasza armia wiedziała dokładnie co się dzieje u wroga i miało to bardzo duży wpływ na ostateczne zwycięstwo:
nieprzyjaciel sam informował dokładnie nasze dowództwo o swym stanie moralnym i materialnym, o swych stanach liczebnych i stratach, o swych ruchach, o osiągniętych zwycięstwach i poniesionych klęskach, o swych zamiarach i rozkazach, o miejscu postoju swych dowództw i rejonach dyslokacyjnych swych dywizji, brygad i pułków.
Najsmutniejsze jest to, co piłsudczyzna zrobiła z generałem Rozwadowskim po zamachu majowym (zachęcam do poczytania losów gen. Rozwadowskiego) oraz to, że po dziewięćdziesięciu latach od tej zwycięskiej bitwy nie doczekaliśmy się w Warszawie godnego upamiętnienia obrońcy Stolicy i Ojczyzny generała Tadeusza Rozwadowskiego.
Chwała bohaterom 1920 roku! Chwała generałowi Tadeuszowi Rozwadowskiemu!