Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
 
                                                    Świat się zmienia. Mam nieodparte przeczucie, że era socjalizmu jako światowego zjawiska się kończy.

         Pius XI w 1931r. w encyklice Quadragesimo anno napisał „Socialismus religiosus, socialismus christianus pugnantia dicunt: nemo potest simul catholicus probus e esse et veri nominis socialista” (Religijny socjalizm, chrześcijański socjalizm to pojęcia wewnętrznie sprzeczne: nikt nie może być równocześnie szczerym katolikiem i prawdziwym socjalistą). Czterotomowa Encyklopedia Powszechna PWN z roku 1976, a więc z okresu panowania socjalizmu w Polsce, definiuje socjalizm jako: „Ideologię społeczną, która na gruncie krytyki ustroju kapitalistycznego głosi program zniesienia  stosunków społecznych opartych na prywatnym władaniu środkami produkcji oraz postuluje zbudowanie ustroju społecznego, w którym społeczna własność podstawowych środków produkcji, oddanie ich pod kontrolę społeczeństwa i wykorzystanie w celu racjonalnego zaspokojenia jego potrzeb – stanie się ekonomiczną podstawą zniesienia podziałów klasowych i wyzysku człowieka przez człowieka, a zarazem zasadniczą przesłanką przemian prowadzących do realizacji zasad sprawiedliwości i równości społecznej.” Natomiast komunizm zdefiniowany jest tak: „Ideologia społeczna, która – uznając zasadę rzeczywistej równości socjalnej wszystkich członków społeczeństwa za podstawę sprawiedliwego ustroju społecznego – głosi program zniesienia stosunków społecznych opartych na prywatnej własności środków produkcji, klasowym podziale społeczeństwa i wyzysku człowieka przez człowieka, oraz postuluje zbudowanie społeczeństwa bezklasowego opartego na społecznej własności środków produkcji i równym podziale dóbr, jako na zasadniczych przesłankach realizacji zasad egalitarnych we wszystkich dziedzinach życia społecznego.” Nie widzę różnic w tych definicjach. Komunizm to socjalizm tylko trochę bardziej.

Rewolucje

         Istnieją na świecie siły, które stale chcą zmieniać istniejący ład drogą rewolucyjną. Monarchizm obalono w imię republikanizmu. Republikanizm zwalczano liberalizmem, a liberalizm socjalizmem. Socjalizm zastąpił komunizm. Potem była próba zastąpienia komunizmu jeszcze bardziej rewolucyjną jego formą, trockizmem. Z reguły w końcu rewolucje zjadają swoje dzieci: Stalin zlikwidował Trockiego. Nawet w pewnym momencie wystąpił przeciwko Żydom, którzy tak dzielnie wspomagali Rewolucję Październikową. Marks pisał o zastąpieniu feudalizmu kapitalizmem, a potem marzył o zastąpieniu kapitalizmu socjalizmem.

         Wszelkie rewolucje mierzą czas od ostatniego przewrotu. Wcześniejszą historię chcą wymazać z pamięci. Brak im historyzmu, gotowości do uznania ciągłości dziejów.

         Na przełomie XIX i XX wieku byli również w Polsce zwolennicy rewolucji socjalistycznej (Piłsudski). Liczono na to, że w ramach rewolucji społecznej w Rosji uda się uzyskać niepodległość Polski. Gdy wreszcie przyszła, to wcale nie dzięki socjalizmowi, tylko dzięki klęsce Niemiec. Co prawda Rewolucja Październikowa wyłączyła Rosję z udziału w konferencji pokojowej, co uczyniło Polskę partnerem zwycięzców po wschodniej stronie Niemiec i dało poparcie dla zjednoczenia trzech zaborów, ale sama w sobie była bardziej zagrożeniem dla nas niż pożytkiem. Pozwoliła Niemcom zawrzeć pokój z Rosją (w Brześciu Litewskim), co umożliwiło przerzucenie wojska z frontu wschodniego do Francji i dało perspektywę niemieckiego zwycięstwa. Na szczęście było już za późno, bo Ameryka włączyła się do wojny i Niemcy musiały przegrać. Bez klęski Niemiec nie byłoby niepodległości Polski.

         Mimo uzyskania niepodległości ciągotki socjalistyczne pozostały w Polsce, jak zresztą w całej ówczesnej Europie. Wyzbyliśmy się ich dopiero po wojnie z bolszewikami w 1920 r., gdy zobaczyliśmy jak ta rewolucja wygląda na terenach już przez bolszewików zajętych. Dopiero zamach majowy (a więc znowu rewolucja z poparciem socjalistów) przywrócił rządy socjalistyczne, ale Piłsudski już, jak sam twierdził, „wysiadł z czerwonego tramwaju”. Rewolucji społecznej i gospodarczej nie było.

         W Polsce socjalizm został osadzony dopiero na bagnetach sowieckich. Nie było dla niego poparcia w narodzie. Mimo władzy socjalistycznej uzależnionej od Sowietów, potrafiliśmy ten socjalizm paraliżować. Chłopi wymusili dekolektywizację. Drobni przedsiębiorcy „zielone światło dla rzemiosła”. Zbiorową wolą narodu obroniliśmy Kościół, wymusiliśmy wypuszczenie prymasa Wyszyńskiego na wolność, uruchomiliśmy punkty katechetyczne we wszystkich parafiach. Nie daliśmy się wciągnąć w sowieckie wojny kolonialne (Angola, Nikaragua), jak Czesi czy Niemcy z NRD. Przed ideologią komunistyczną broniliśmy się dowcipami i informacją drugiego obiegu. Nawet członkowie partii byli w większości koniunkturalistami, jak się mówiło „praktykujący, ale nie wierzący w socjalizm”. Wielu myślało, że tylko wchodząc do PZPR można coś pożytecznego zrobić dla Polski. Po cichu odrzucali socjalizm jako system.

         Gdy przyszły na to warunki geopolityczne (zmiany w Rosji, przegrana Sowietów w wyścigu zbrojeniowym i ekonomicznym z USA), dokonaliśmy dekomunizacji bez rewolucji, pokojowo.

         Dzisiaj pozostałości po PZPR, czyli SLD, to partia, która już nie dąży do socjalistycznej gospodarki czy rewolucji społecznej. Ogranicza się do walki z nauką Kościoła i gromadzi pogniewanych na Kościół. Słabnie jako siła polityczna.

Twórcy socjalizmu

         Pomysły socjalne w stylu „zabrać bogatym i dać biednym” istniały zawsze, że wspomnę choćby Janosika z jego legendą. „Naukowy socjalizm” zwykle kojarzony jest z Fryderykiem Engelsem i Karolem Marksem. Engels to Niemiec, syn fabrykanta włókienniczego, a więc kapitalisty. Działał głównie w Anglii. Marks to syn rabina z Niemiec, ale ateista, żyjący i pracujący w Londynie. We wspólnym „Manifeście Komunistycznym” na wstępie ogłaszają, że cała przeszłość to historia walki klas. Widzieli nędzę klasy robotniczej w intensywnie uprzemysławiającej się Anglii i przewidywali bunt tej klasy przeciwko kapitalistom. Spodziewali się, że w jego wyniku powstanie bezpaństwowe, bezklasowe społeczeństwo, które określali jako komunistyczne. Poprzedzać je miała, dyktatura proletariatu jako forma przejściowa. Wzywali, by proletariusze wszystkich krajów łączyli swe siły w celu obalenia rządów kapitalistów. Był to więc program ponadnarodowy i dodajmy ponadwyznaniowy. Marks był Żydem i wśród Żydów znajdywał najwięcej popleczników, ale wśród Żydów ateistów, bo był to też program walki z wszelką religią.

Żydostwo a socjalizm

         Jak słusznie zauważa Feliks Koneczny, zarówno Judaizm jak i cywilizacja żydowska były przed i będą po socjalizmie; są czymś dużo trwalszym niż socjalizm. Spróbujmy zestawić cechy socjalizmu z cywilizacjami łacińską i żydowską, wśród których powstał.

 

Cywilizacja łacińska

Socjalizm

Cywilizacja żydowska

Personalizm

Kolektywizm

Gromadność

Historyzm

Anty-historyzm

Brak historyzmu

Aposterioryzm

Aprioryzm

Aprioryzm

Indukcja

Dedukcja

Dedukcja

Prawo z etyki

Posłuszeństwo etyką

Etyka z prawa

Dostosowywanie prawa do życia

Dostosowywanie życia do formułek

Dostosowywanie życia do Prawa

Wyroki sprawiedliwe

Wyroki zgodne z prawem

Wyroki zgodne z Prawem

Istnieje filozofia prawa

Brak filozofii prawa

Brak filozofii prawa

Stabilizuje

Rewolucjonizuje

Wspiera rewolucje

Tolerancja religijna i chęć nawracania

Zwalcza religie, ale najmniej żydowską

Zwalcza religie obce

Wszyscy maję równą rolę

Wybraństwo swoich

Wybraństwo tylko żydów

Zwalczanie socjalizmu

Promocja socjalizmu

Promocja socjalizmu u gojów, nie u Żydów

Kierownictwo chrześcijańskie

Kierownictwo ateistyczno-żydowskie

Kierownictwo żydowskie

 

         Jak widzimy, socjalizm bardziej pasuje do cywilizacji żydowskiej niż do naszej, ale oczywiście nie jest z nią tożsamy. Jest, jak to określa Koneczny, jakby odrębną kulturą w ramach cywilizacji żydowskiej, lub sektą w ramach judaizmu, jakimś zboczeniem mało prawowiernym, ateistycznym, ale zawierającym wiele elementów pochodzenia żydowskiego.

Filozofia marksistowska w zaniku

         Kiedyś, nie tylko w krajach socjalistycznych, ale na całym świecie, było na uniwersytetach dużo katedr filozofii marksistowskiej. Dzisiaj przestały być modne.

         Na filozofię  marksistowską składa się „materializm historyczny” Marksa i „socjalizm naukowy” Engelsa, czyli materializm dialektyczny. Materializm został wzięty od Feurbacha, a dialektyka od Hegla. Myślenie dialektyczne polega na kwestionowaniu wszystkiego, to założenie, że wszystko ma swoją przeciwność oraz, że z nieuniknionej konfrontacji tych przeciwności wyłania się synteza, który to proces jest motorem postępu. Nie ma prawdy absolutnej. Wszystko się zmienia poprzez konfrontacje. Oto dialektyczny determinizm. Według filozofii marksistowskiej prawda absolutna nie istnieje. Tymczasem świat stale poszukuje tej prawdy, jest zmęczony konfrontacjami, rewolucjami, potrzebuje wiarygodnego punktu odniesienia, który nie ulegnie modyfikacji po następnym ataku na niego.

         Materializm historyczny to interpretowanie dziejów jako konfrontacji sił społecznych, jako walki klas. Jest to nadawanie filozofii i nauce charakteru klasowego. Chodzi nie tylko o interpretację przeszłości, ale i o kształtowanie przyszłości. Zakłada się, że z konfrontacji klas w końcu wyłoni się społeczeństwo bezklasowe. Tak więc filozofia marksistowska jest teorią walki klas, nie jest więc ściśle filozofią, która próbuje interpretować świat, ale prądem ideowym, który chce go zmieniać. Stąd poparcie dla wszelkich rewolucji, poparcie dla ruchu feministycznego, dla walki z tradycyjną rodziną itd. Jednak w kręgu filozofii marksizm okazał się ślepym zaułkiem – nie wiedzie do poznania prawdy, skoro jedyną prawdą to praktyka społeczna.

         W marksizmie być to znaczy być w ruchu, w sensie materialnym. Ruch jest zawsze w relacji do innych bytów materialnych oraz w jakimś wymiarze czasowym. Byt poza obrębem czasu jest dla marksisty niedorzecznością. Religia to tylko opium dla ludu. Stąd programowy ateizm, akceptacja ewolucjonizmu Darwina, odrzucanie wszelkich norm moralnych, konfrontacja z wszelką religią.        

Ateizm się nie sprawdził

         Już wielokrotnie ogłaszano śmierć Boga, ale ateizm się nie sprawdził. Wiedzie do amoralności, do braku norm. Człowiek potrzebuje transcendencji. Czuje, że nie jest sam we wszechświecie, że jest czymś więcej niż materią, że istnieje jakaś siła, która po naszej śmierci wynagrodzi dobro, a ukarze zło. Człowiek szuka Boga i w tych poszukiwaniach nieraz sam go stwarza, wymyśla. Bóg jednak nie tylko jest, ale i objawił się nam, najpierw w Starym Testamencie, a potem w Nowym, dołączając do nas i dzieląc nasz los, by okazać swą solidarność, a ponadto zbawić nas i odkupić nasze grzechy. Poczucie winy, sumienie, odpowiedzialność, pragnienie wyższego dobra, sprawiedliwości, miłości – to wszystko naturalne znamiona człowieczeństwa nie do pomyślenia bez wiary w nadprzyrodzoność.

         Odejście od wiary do ateizmu występuje we wszystkich religiach, ale z reguły jest tylko tymczasowe. Każdy człowiek odczuwa potrzebę nadprzyrodzoności i zwykle w końcu powraca do wiary.

         Dotyczy to nie tylko jednostek, ale i całych społeczeństw. W obliczu tych realnych pragnień natury ludzkiej, żaden ateizm długo nie wytrwa w ludzkich wspólnotach. Musi przyjść powrót do transcendencji i odrzucenie ateizmu. To pierwsza i główna przyczyna schyłkowości socjalizmu.

Teologia wyzwolenia nie sprawdziła się

         Były próby łączenia socjalizmu z wiarą katolicką w ramach tzw. teologii wyzwolenia. Chodziło o taką interpretację nauki Jezusa Chrystusa jakoby był On pierwszym rewolucjonistą walczącym o prawa uciśnionych, o sprawiedliwość społeczną, o równość. Prąd ten pojawił się w Ameryce Łacińskiej wśród lewicującego duchowieństwa w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych ubiegłego stulecia.

         Dosyć zgrabnie poradził sobie z tym Jan Paweł II filozoficznie przygotowany do walki z komunizmem. Już w czasie swej pierwszej wizyty zagranicznej w Meksyku na spotkaniu CELAM (konferencji episkopatów Ameryki Łacińskiej) w Puebla (28.I.79), Jan Paweł II powiedział wyraźnie, że do wyzwolenia człowieka nie jest potrzebne angażowanie systemów ideologicznych. Dużo mówił o wyzwoleniu, ale od grzechu, od złego, od nienawiści, o potrzebie przebaczenia i zgody. Ostrzegał, by nie redukować wyzwolenia „tylko do wymiaru ekonomicznego, politycznego, społecznego i kulturowego ani do wymogów jakiejś strategii praktyki czy krótko terminowych rozwiązań.” Tekst tego przemówienia nagrany na taśmę rozdał wszystkim uczestnikom.

         Nieco później Kongregacja Doktryny Nauki pod kierownictwem kardynała Ratzingera ostrzegła przed marksistowską interpretacją zbawienia w kontekście walki klas. Uznała za szczególnie niebezpieczne dla doktryny katolickiej akcentowanie „grzechu społecznego”, czyli zastępowanie grzechu indywidualnego i odpowiedzialności zań winą tkwiącą w grzesznych strukturach społecznych. Również nie do przyjęcia dla Kościoła była teza o przynależności duchowieństwa do klasy żerującej na niedoli klas niższych.

         Te zdecydowane działania Kościoła praktycznie zlikwidowały teologię wyzwolenia, przynajmniej wśród duchowieństwa, a bez liderów duchownych straciła ona impet.

Ekonomia socjalistyczna się nie sprawdziła

         O tym, że ekonomia socjalistyczna się nie sprawdziła wiemy wszyscy. Jej podstawową tezą była wspólna własność środków produkcji – wspólna, czyli państwowa. Doprowadziło to do przerostu biurokracji i spowodowało nagminność korupcji, kradzieży mienia państwowego (niczyjego) wraz z brakiem poczucia winy.

         Kolektywne uprawianie ziemi się nie sprawdziło. Polska jako pierwszy kraj zarządzany socjalistycznie odrzuciła kolektywizację i powróciła do prywatnej gospodarki rolnej. Również PGR-y, czyli dawne folwarki magnackie, po transformacji albo uległy likwidacji, albo trafiły w prywatne ręce.

         Podobny proces przechodzi obecnie gospodarka rolna w Rosji i w innych krajach post-Sowieckich. W Izraelu, głośne kiedyś kibuce jako wzorcowe gospodarstwa socjalistyczne, dawno przestały funkcjonować zamieniając się w prywatne lub w parki.

         ZSRR upadł, bo przegrał wyścig ekonomiczny z USA; socjalizm przegrał z kapitalizmem. Wyścig zbrojeń wymagał silnego zaplecza gospodarczego, a tego kraje socjalistyczne nie potrafiły zapewnić na wystarczającym poziomie.

         Transformacja w Rosji i w krajach byłego bloku socjalistycznego polega głównie na prywatyzacji przedsiębiorstw państwowych. Ta prywatyzacja była i jest pod ostrą krytyką kręgów narodowych, ale nie z zasady, lecz z powodu metody polegającej głównie na sprzedaży kapitałowi obcemu, nie czekając na wykreowanie kapitału rodzimego. Najgorsze było to, że często sprzedawano tylko rynek, a nie wytwórczość. Często zakład, którego produkcję sprzedawano na terenie całej byłej RWPG, nabywca zamknął i przejął jego rynek dla swojej produkcji spoza Polski. Taka prywatyzacja była dla nas szkodliwa i stąd opór przeciwko niej. Podkreślam jednak – nie chodzi o sprzeciw wobec prywatyzacji jako takiej, tylko o sprzeciw wobec prywatyzacji na warunkach godzących w interes Polski i polskiego pracownika.

         Polityka fiskalna socjalistyczna zakłada, że zabezpieczeniem dla waluty są moce produkcyjne kraju. To prowadziło do nierealnych kursów walut. Pamiętamy czasy, gdy za dolara można było w Polsce kupić 50-krotność tego co w USA. Waluta musi mieć oparcie w złocie lub w zgromadzonych twardych walutach i do tego doszły wszystkie kraje po transformacjach. Nawet ciągle komunistyczne Chiny przeszły na gospodarkę kapitalistyczną, a dla swej waluty (nadal niewymienialnej) mają zabezpieczenie w dolarach.

Opiekuństwo nie sprawdziło się

         Państwo socjalistyczne, nacjonalizując środki produkcji, przejęło też na siebie obowiązek opieki nad swymi pracownikami, czyli nad wszystkimi obywatelami, skoro wszystko stało się państwowe. To państwowe opiekuństwo okazało się niewydolnym. Mamy jeszcze pozostałości tego w postaci takich instytucji jak ZUS, NFZ, KRUS itd. Nie ze wszystkiego łatwo jest się wycofać, bo przecież pozostają ludzie już nie dokładający do gospodarki (emeryci, renciści), a zdani na to obiecywane im kiedyś opiekuństwo. Obecnie szuka się dróg odciążenia państwa od tych obowiązków. Próbuje się znaleźć rozwiązania, które przybliżyłyby nas do sytuacji wzorcowej, czyli do tego co jest w USA, kraju najsprawniejszym gospodarczo. Aż dziw bierze, że tam teraz próbuje się wprowadzać wzorce socjalistyczne (słynne „Obamacare”). Jednak reakcja społeczeństwa była natychmiastowa. Już po dwóch latach rządów socjalisty Obamy Kongres zmienił oblicze i przywraca tradycyjne porządki.

         Namiar państwowego opiekuństwa wiedzie do lenistwa, nieróbstwa, cwaniactwa itd. Trzeba ludzi uczyć stać na własnych nogach i na państwo się nie oglądać, a państwo niech jak najmniej przeszkadza.

 

Struktura społeczna się nie sprawdziła

         Nie da się ukryć, że wszelkie próby zorganizowania społeczeństw na modłę komunistyczną nie powiodły się. Ludzie wciśnięci w życie kołchozowe, skoszarowani na modłę wojskową, są w stanie tak żyć tylko w systemach totalitarnych cywilizacji turańskiej, czyli pod rządami jedynego władcy (chana, cara, pierwszego sekretarza), którego wolą tak właśnie się życie organizuje. Cywilizacja turańska funkcjonuje na modłę wojskową, w trybie rozkazodawczym. Władca może być dobrodziejem swego ludu, ale i także jego zmorą. Jeżeli nakaże wszystkim żyć w koszarach, to tak będą żyć. Ten tryb organizacji życia społecznego funkcjonuje dziś jeszcze tylko w Korei Północnej. Pewno długo tam nie potrwa. Rosja ma władcę, który dziś tego nie wymaga. Chińczycy też się zorientowali, że nie tędy droga i od życia skoszarowanego odeszli. Mają swoją metodę patriarchalnej organizacji życia zbiorowego. W Europie Środkowej za czasów komunistycznych ten tryb nigdzie się nie przyjął. Ludzie kurczowo trzymali się choćby cząstkowego prawa do własności, do prywatności życia rodzinnego, do wspólnot pozarządowych.

         Do dziś mamy problemy z ludnością po-PGR-owską, właśnie zorganizowaną w czasach PRL w trybie komunistycznym. Ludziom tym brak zdolności do samodzielności, do samoorganizacji, do gospodarowania na swoim. Czekają na opiekę państwową, na ekonoma, który rozda im robotę i przejmie odpowiedzialność za ich los, ale jest to problem kurczący się. Coraz więcej młodego pokolenia wyzwala się z mentalności PGR-owskiej.

         Klasa robotnicza coraz bardziej jest świadoma, że strajkami może zniszczyć pracodawcę, stąd więc rzadziej odwołuje się do tej metody walki o lepsze warunki pracy. Raczej przenosi się do innych zakładów pracy, czyli działa rynek pracy, a napór bezrobocia hamuje ochotę do strajkowania.

         Hasło „proletariusze wszystkich krajów łączcie się” już nie funkcjonuje. Nie ma solidarności klasy robotniczej poprzez granice państw. Ostatni raz odwołano się do tego hasła, gdy „Solidarność” na swym Zjeździe w hali Oliwii jesienią 1981 r. wezwała robotników innych krajów RWPG do przyłączenia się do walki o wolne związki zawodowe. Ciekawe, że wykorzystano tu owo hasło właśnie do walki z systemem komunistycznym. W czasach PRL zdarzało się jeszcze, że sterowane przez państwo organizacje zawodowe wysyłały wsparcie, również materialne, strajkującym robotnikom np. we Francji, ale wówczas cała Polska się z tego śmiała, bo nas nie  obchodziły pretensje robotników francuskich, choćby komunistów, o ich warunki pracy. Ta solidarność była w programie PZPR, ale nie było jej realnie w życiu.

         NSZZ „Solidarność” nadal istnieje, ale nie odczuwam, by w jego programie była solidarność międzynarodowa, a myślę, że i międzyzakładowej jest niewiele. Dziś już coraz rzadziej pracodawcą jest państwo, a strajkowanie przeciwko prywatnemu właścicielowi jest ryzykowne, bo a nuż zbankrutuje.

         Ten zanik solidarności robotniczej wynika też z większego zróżnicowania społeczeństwa. Widzimy lepiej zarabiających i chcemy ich dogonić przydatnością naszej pracy, a nie wymuszaniem równości. Bezklasowość i równość to fikcja. Zwykle polega na pilnowaniu, by inny lepiej nie zarobił, a nie na podnoszeniu własnych walorów pracowniczych. Ludzie wolni są dźwignią postępu – właśnie dzięki staraniom o lepsze zarobki. Gdyby ze starań nie miało nic wynikać, to by tych starań nie było. Natychmiast pojawiają się, gdy powstaje realna nadzieja, że zaowocują polepszeniem bytu.

         W dziedzinie społecznej socjalizm przegrał na całej linii.

Degeneracja

         Obserwujemy degenerację partii socjalistycznych, a przynajmniej ich programów. Dziś główne motywy ich programów to obrona mniejszości seksualnych, swobody obyczajowej, feminizm, walka z Kościołem, gromadzenie różnych niezadowolonych. Nie ma już w ich programach, a na pewno nie ma woli realizacji tradycyjnych celów pochodzących z ideologii Marksa. Nacjonalizacja środków produkcji, walka klas, sprawiedliwość społeczna, solidarność proletariacka, to wszystko hasła odstawione do lamusa. Pozostała walka z tradycyjną moralnością.

         Tylko, że ta walka była zawsze. To nie wynalazek marksizmu. Widzimy, jak wokół tej postawy mogą się tworzyć formacje polityczne w innych obszarach niż socjalistyczne (np. Ruch Poparcia Janusza Palikota). Libertynizm istniał zawsze jako forpoczta wszelkiej walki z Kościołem Katolickim i jego nauką. Promocja tej mentalności często jest ukryta np. w organizacjach masońskich i im podobnych. Jej wspólnym mianownikiem jest antyklerykalizm.

         Praktycznie do tego tylko sprowadza się dzisiaj ideologia socjalistyczna. Nie ma to nic wspólnego z jej definicją podaną na początku. Nie sposób określić to inaczej jak degeneracja.

###

         Reasumując socjalizm uznać wypada za jedną wielką pomyłkę historyczną.

Za: OPOKA  W KRAJU  75(96)  Kórnik kwiecień 2011 pod redakcją Macieja Giertycha