Polscy prokuratorzy badają wszystkie możliwe wersje przyczyn i okoliczności zaistnienia katastrofy lotniczej na lotnisku Siewiernyj, w tym prawidłowość postępowania osób odpowiedzialnych za kierowanie ruchem lotniczym - potwierdzili wczoraj w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" przedstawiciele Prokuratury Generalnej i Naczelnej Prokuratury Wojskowej.
- Wszystkie wątki, które się pojawiły, są odnotowywane i podlegają procesowej weryfikacji - mówi płk Zbigniew Rzepa, rzecznik prasowy Naczelnej Prokuratury Wojskowej, pytany, czy badany jest wątek, że przyczyną katastrofy polskiego Tu-154M mogła być chęć uniknięcia kolizji z rosyjskim samolotem. - Jeżeli coś wyszło, jest badane, żadna z tych informacji nie jest pozostawiona sama sobie - podkreślił prokurator.
Hipoteza, że lot prezydenckiego samolotu mógł kolidować z rejsem rosyjskiego iła, pojawiła się po tym, jak stwierdzono, że godzina katastrofy jest wcześniejsza, niż to pierwotnie podawano, i do wypadku mogło dojść co najmniej kilkanaście minut wcześniej. A jak wiadomo z doniesień po tragedii, na lotnisku Siewiernyj próbował wcześniej lądować rosyjski wojskowy transportowiec. Czas tej próby również nie jest precyzyjnie określony. Podawane są wartości od piętnastu minut do pół godziny przed przyjętą na 8.56 polskiego czasu godziną katastrofy tupolewa. Podawane są również informacje o kilkakrotnym podejściu Iła-76 do lądowania (co zarazem tłumaczyłoby, dlaczego na początku pojawiały się relacje świadków mówiące o rzekomych wielokrotnych próbach podchodzenia do lądowania samolotu z prezydentem Lechem Kaczyńskim i 95 innymi osobami na pokładzie). Czy podczas jednej z tych prób mogło dojść do niebezpiecznego zbliżenia się obu samolotów?
Doktor inżynier Ryszard Drozdowicz z Politechniki Szczecińskiej podkreśla, że podejście do lądowania krążących nad lotniskiem samolotów regulują ścisłe procedury, których piloci muszą bezwzględnie przestrzegać, ponieważ ich niezachowanie grozi wypadkiem. - Jest to ścisła procedura, która to reguluje, musi być ona bezwzględnie przestrzegana, a pełną odpowiedzialność za procedurę kolejności lądowania ponosi kontrola lotów - wskazuje.
Drozdowicz przyznaje, że owszem, dochodzi do kolizji w sytuacjach, kiedy kilka samolotów oczekuje na lądowanie, ale "są to sytuacje bardzo specjalne, np. nie ma kontaktu wzrokowego, nie ma radaru, są fatalne warunki w powietrzu, zerowa widoczność w nocy lub mgła". Inżynier jest zdania, że nawet przy założeniu, że oba samoloty mogły się spotkać w powietrzu, nie to było przyczyną katastrofy. - Wtedy podejmuje się nadzwyczajne środki, np. nakazuje się zmianę kursu i zmianę wysokości lub bezwzględnie lądowanie maszynie, która może to natychmiast zrobić - mówi Drozdowicz. Uważa, że przyczyna była zupełnie inna i wynikała z awarii Tu-154, a warunki meteorologiczne nie były wówczas krytyczne.
Z kolei inny ekspert, Grzegorz Hołdanowicz, redaktor naczelny miesięcznika "Raport - Wojsko, Technika, Obronność", stwierdza, że mogło dojść w takiej sytuacji i do katastrofy, oczywiście przy założeniu, że te samoloty spotkały się w powietrzu w tym samym czasie. Hołdanowicz podkreśla, że zbliżenie musiałoby być w tej samej minucie, ponieważ przerwa czasowa już kilku minut powoduje, że np. turbulencje wywoływane przez silniki odrzutowe przestają mieć znaczenie. Drozdowicz zwraca ponadto uwagę, że obie maszyny są podobnej wielkości: 50 m rozpiętości skrzydeł u Iła-76 i 40 m rozpiętości u Tu-154.
Obaj eksperci wskazują, że potwierdzenia takich przypuszczeń można szukać na zapisach czarnych skrzynek i zapisach rozmów rosyjskiego Iła-76 z wieżą kontrolną. Prokurator Rzepa, pytany, czy przesłuchano pilotów rosyjskiego transportowca w przedmiocie okoliczności ich lądowania na Siewiernym, odpowiedział, że nie wie, ale dodał, że "prawdopodobnie będą przesłuchani".
Prokuratorzy przyznają ponadto, że "co do czasu katastrofy w chwili obecnej nie można jeszcze podać oficjalnie godziny, w której nastąpiło zderzenie samolotu z ziemią, gdyż nadal trwają prace przy odczytywaniu rejestratorów samolotu Tu-154M o numerze bocznym 101".
Zenon Baranowski
1. Czy wojskowy Ił-76 próbował podchodzić do lądowania (drugi raz) niemal równocześnie z polskim Tu-154M?
2. Czy była to wojskowa wersja Ił-76 typu AWACS A-50, zwana latającym radarem, naszpikowana elektroniką zdolną zakłócać pracę urządzeń całego lotniska?
3. Czy normalną procedurą jest zezwolenie na rozpoczęcie podejścia do lądowania w bliskiej koincydencji czasowej, w trudnych warunkach pogodowych, dwóm dużym odrzutowcom?
4. Dlaczego Ił-76 wykonał manewr paralelny do tego, który zrobił Tu-154M? Świadkowie mówią o niskim locie z dużym przechyleniem na lewe skrzydło, bardzo blisko ziemi.
5. Czy to rutynowa procedura, że służby zabezpieczające są na miejscu dosłownie chwilę przed lądowaniem polskiej delegacji? Według oficjalnej wersji rosyjskiej, Iłem-76 lecieli funkcjonariusze FSB, którzy mieli zabezpieczać polską delegację. Zgodnie z planem Tu-154M miał lądować o godz. 8.30.
6. Czy rutynową procedurą w Rosji jest, że do zabezpieczenia wizyt międzypaństwowych funkcjonariusze służb używają potężnej maszyny transportowej wykorzystywanej np. w Afganistanie?
7. Czy takim iłem przyleciała do Smoleńska rosyjska ochrona w trakcie wizyty premiera Donalda Tuska?
8. Dlaczego kontrolerzy lotów w Smoleńsku, widząc że Tu-154M ma kłopoty z lądowaniem, nie ściągnęli wszystkich służb ratowniczych?
Akcję uruchomiono kilkanaście minut po katastrofie.
Za: http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20100428&typ=po&id=po01.txt
Nadesłał: "Jacek"