Cały świat z niepokojem spogląda od kilku dni w stronę elektrowni jądrowej Fukushima I, w której po piątkowym trzęsieniu ziemi nastąpiła eksplozja. Zniszczyła ona m.in. dach nad jednym z reaktorów i doprowadziła najprawdopodobniej do stopnienia jego prętów paliwowych. Rzecznik japońskiego rządu Yukio Edano podkreśla, że obecnie podejmowane są działania mające na celu zapobiec powtórzeniu się tego w dwóch (z sześciu) kolejnych reaktorach. - W przeciwieństwie do reaktora nr 1 wentylowanie i wstrzykiwanie wody podjęliśmy tam już na etapie wstępnym - zaznaczył rzecznik. Tymczasem jak poinformowała wczoraj po południu japońska agencja Jiji, powołując się na operatora elektrowni - firmę TEPCO, w reaktorze nr 2, gdzie doszło wcześniej do awarii systemu chłodzenia, poziom wody chłodzącej bardzo się obniżył i pręty paliwowe są już całkowicie odsłonięte. To oznacza, że nie można wykluczyć ich stopienia, co zwiększa ryzyko uszkodzenia osłony i w efekcie radioaktywnego wycieku. Przedstawiciel TEPCO - Takako Kitajima mówi, że w następstwie awarii systemu chłodzącego pracownicy elektrowni przygotowują się do wtłoczenia do reaktora nr 2 wody morskiej, a także podjęta miała zostać kolejna próba zmniejszenia w nim ciśnienia.
Kilka godzin wcześniej w reaktorze nr 3 także doszło do dwóch wybuchów, ale na szczęście - jak poinformowała Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej - nie została uszkodzona sama osłona reaktora. W wyniku eksplozji rannych zostało 3 pracowników, a 7 kolejnych uznaje się za zaginionych. Nad reaktorem unosi się także chmura dymu, w związku z czym osobom mieszkającym w promieniu 20 km od elektrowni polecono pozostanie w domach. Gubernator Tokio Shintaro Ishihara polecił ciągłe monitorowanie poziomu radioaktywności w rejonie metropolii, gdzie obecnie wynosi on 751,2 mikrosiwertów na godzinę i jest nieco większy niż dawka otrzymywana podczas prześwietlenia promieniami Roentgena w gabinecie lekarskim.
Powodzeniem zakończyło się natomiast chłodzenie dwóch reaktorów w pobliskiej elektrowni Fukushima II. W innej elektrowni - Onagawa, leżącej w prefekturze Miyagi, 120 kilometrów na północny wschód od Tokio, ogłoszono też pierwszy, najniższy, stopień zagrożenia po tym, jak poziom radioaktywności wokół elektrowni przekroczył dopuszczalne limity. Z kolei w elektrowni w Tokai nie działa jedna z dwóch pomp systemu chłodzenia.
Może być jeszcze gorzej
Zdaniem francuskiego ministra ds. przemysłu, energetyki i gospodarki cyfrowej - Erica Bessona, sytuacja po wybuchach w japońskiej elektrowni atomowej Fukushima jest "niepokojąca" i nie można wykluczyć scenariusza katastrofy nuklearnej. - Mamy do czynienia z poważnym wypadkiem nuklearnym, skoro doszło do wycieków radioaktywnych, lecz nie ma katastrofy - powiedział Besson na antenie rozgłośni France Inter, zastrzegając jednak, że taki scenariusz nie jest nieprawdopodobny. - Nie można go całkowicie wykluczyć - dodał. Francuski minister wyjaśnił, iż "katastrofą byłoby stopienie się rdzenia reaktora i przede wszystkim rozerwanie osłony, w której umieszczony jest reaktor". Pojawiają się też pytania o stan techniczny wszystkich pozostałych japońskich elektrowni atomowych, ponieważ m.in. reaktor nr 1, nad którym w sobotę zerwało dach, został uruchomiony 40 lat temu i pierwotnie miał zostać wyłączony w lutym tego roku, ale jego licencję użytkową przedłużono o kolejne 10 lat.
Wszystkie cztery elektrownie atomowe działające w północno-wschodniej Japonii zostały automatycznie wyłączone w momencie wstrząsu. Tymczasem - jak informuje PAP - zaspokajają one jedną trzecią japońskich potrzeb energetycznych. Prądu pozbawionych jest ponad 2 mln japońskich gospodarstw domowych, zaś 1,4 mln nie posiada dostępu do bieżącej wody. Sytuacja ta utrzyma się jeszcze przez kilka tygodni, bo ma być wprowadzone niespotykane dotychczas w kraju racjonowanie energii w otaczającym Tokio regionie Kanto. Przerwy w dostawach, które mają potrwać aż do kwietnia, mogą dotknąć około 45 mln ludzi.
Wydarzenia w Japonii wystraszyły Niemców, gdzie od kilku dni spekulowano o tym, że rząd nie przedłuży pracy 17 niemieckich siłowni atomowych. Mają być one wyłączone w 2021 roku, a władze chciały ten termin odroczyć o 12 lat. Jeszcze bardziej radykalne kroki podjęli Szwajcarzy. Helweci poinformowali, że zawieszają projekty modernizacji istniejących elektrowni atomowych i budowy trzech nowych reaktorów.
Największy kryzys od wojny
Jak podkreśla premier Japonii Naoto Kan, piątkowe trzęsienie ziemi i towarzyszące mu tsunami ściągnęło na kraj najpoważniejszy kryzys w jego powojennej historii. - Jesteśmy poddawani sprawdzianowi, czy my, Japończycy, możemy przezwyciężyć kryzys - powiedział premier na konferencji prasowej, którego słowa cytuje japońska agencja Jiji. Kan dodał, że obecnie rząd podejmie zdecydowane działania przeciwko spekulacyjnym posunięciom na rynkach finansowych. Wczoraj też po raz pierwszy od piątku w pełni funkcjonowała japońska giełda. Z kolei Bank Japonii dokonał największej operacji finansowej w swojej historii, skierowując na rynki gigantyczną sumę 7 bln jenów (ok. 85,5 mld USD) w celu uspokojenia sytuacji i wsparcia narodowej waluty. - Podejmujemy wszystkie możliwe działania w celu zapewnienia stabilności rynków finansowych - powiedział rzecznik banku, dodając, że jest to "najpoważniejsza z dokonanych przez bank operacji".
Jednak pomimo tych starań notowania na tokijskiej giełdzie rozpoczęły się wczoraj od dużych spadków. Inwestorzy masowo wyprzedawali akcje prawie wszystkich przedsiębiorstw, zwłaszcza branży motoryzacyjnej. Firmy te bowiem w związku z olbrzymimi zniszczeniami i problemami w dostawach prądu wstrzymały pracę w większości swoich fabryk. I tak Toyota zamknęła od piątku trzy fabryki, Nissan - cztery, zaś Honda - dwie. W ocenie specjalistycznej firmy AIR Worldwide, koszty kataklizmu wyniosą dla towarzystw ubezpieczeniowych około 35 mld dolarów, co będzie poważnym ciosem dla i tak osłabionej gospodarki japońskiej, którą wyprzedziła już gospodarka Chin.
Plaże pełne ofiar
Japońska Narodowa Agencja Policyjna poinformowała w niedzielę, że ustalona do tej pory liczba zabitych lub zaginionych w następstwie piątkowej katastrofy sejsmicznej przekracza już 3 tys. osób. Wczoraj jednak agencja Kyodo podała, że na wybrzeżach prefektury Miyagi, w północno-wschodniej części Japonii, znaleziono kolejne 2 tys. wyrzuconych przez morze ciał. Około 1 tys. ciał morze wyrzuciło na brzeg na półwyspie Ojika, a kolejnych tysiąc w mieście Minamisanriku, gdzie miejscowe władze nie mogą skontaktować się z blisko 10 tys. ludzi, czyli ponad połową mieszkańców. Jak dodaje Kyodo, oficjalna liczba ofiar nie uwzględnia też około 200-300 ciał w stolicy prefektury Miyagi - Sendai, których do tej pory nie udało się wydobyć, gdyż zostały uwięzione w trudno dostępnych miejscach pod gruzami. Telewizja NHK, powołując się na jednego z przedstawicieli policji, podkreśla, że zginąć mogło nawet 10 tys. ludzi. Jak informują media, wczoraj potwierdzono też śmierć w Japonii pierwszego obywatela Korei Płd. Z kolei chińscy dyplomaci w dalszym ciągu nie mogą skontaktować się ze 100 praktykantami z miasta Ishinomaki w prefekturze Miyagi. Kyodo podaje, że na razie nie ustalono, co stało się z około 2,5 tys. turystów, którzy przebywali na obszarach dotkniętych przez wstrząsy. Wśród tej liczby znajduje się też 11 Polaków, z którymi nadal nie udało się skontaktować polskim służbom konsularnym. MSZ podkreśla, że największe obawy żywi w przypadku dwóch naszych obywateli (na stałe mieszkających w Japonii), którzy przebywali bezpośrednio w rejonie kataklizmu. Z pozostałymi 254 przebywającymi w Japonii Polakami nawiązano już kontakt.
Od piątkowego kataklizmu w Japonii odczuwane są także wtórne wstrząsy sejsmiczne, jednak już o znacznie mniejszej sile. Te, które wczoraj rano nawiedziły północno-wschodnią Japonię, miały 5,8 st. w skali Richtera i były silnie odczuwalne w Tokio, gdzie kołysały się wysokie budynki, oraz na terytorium otaczającej stolicę Japonii prefektury Ibaraki. Epicentrum wstrząsów znajdowało się pod dnem morskim w odległości 150 km na północny wschód od stolicy Japonii. Wskutek tego nieco podniósł się też poziom morza, ale jak uspokajają służby meteorologiczne, nie ma zagrożenia falami tsunami.
Marta Ziarnik
Za: Nasz Dziennik, Wtorek, 15 marca 2011, Nr 61 (3992)