Ze Stanisławem Piętą, posłem PiS, rozmawia Anna Ambroziak
Wielu niejasnościom związanym z katastrofą prezydenckiego samolotu pod Katyniem towarzyszy równocześnie silna presja mainstreamowych mediów, by rozpatrywać tylko jedną z hipotez: błąd pilota.
- Każdy ma prawo dzielić się swoimi wątpliwościami. Znam historię. I to nie tylko historię stalinowską, ale także najnowszą historię Rosji. I wiem, do czego są zdolne władze rosyjskie. To, co się dzieje, to jakiś dramatyczny paradoks: Rosjanie, z którymi spotykaliśmy się w Smoleńsku, reagowali bardzo dobrze. Ale władza rosyjska to już co innego. Tu trzeba być ostrożnym. Mam takie nieodparte wrażenie, że nawet gdyby prezydencki samolot został zestrzelony ogniem artylerii przeciwlotniczej, to i tak byśmy się dowiedzieli, iż była to wina pilotów. Chcę podkreślić także to, co zrobiono z polskimi dziennikarzami. Otóż zaraz po wyjściu z zespołu cmentarnego, usłyszeliśmy, że były przypadki odbierania dziennikarzom aparatów fotograficznych i wszelkich zebranych notatek. Zdziwiło nas to i oburzyło. Nie potrafię sprecyzować, kto nam to wszystko powiedział - byliśmy wówczas w stanie skrajnego załamania. Ale doskonale pamiętam, że dotarła do nas taka informacja. Jedno jest pewne - istnieje sporo niewiadomych, przede wszystkim w kwestii przyczyn katastrofy. Pojawiły się na ten temat różne wersje. Padały nawet bezpodstawne sugestie, że to pan prezydent miał naciskać, by załoga czym prędzej lądowała. Dziwiło nas też to, że jako przyczynę katastrofy podano zachmurzenie - przecież rano widoczność była idealna.
Słyszałem też z ust dziennikarzy, którzy lądowali nieco przed katastrofą prezydenckiego samolotu, że mgły na lotnisku nie było, a jeśli nawet, to w śladowych ilościach. Mało wiarygodne wydaje mi się też obarczanie winą pilotów. Grono posłów, którzy mieli okazję latać z panem prezydentem i zdążyli poznać załogę prezydenckiego samolotu, twierdzi zgodnie, iż wykluczone jest to, by pilot w sytuacji kiedy istnieje choćby cień ryzyka, decydował się na lądowanie, narażając na niebezpieczeństwo głowę państwa i pozostałych pasażerów. Wokół tej tragedii wciąż piętrzą się niejasności. Musimy pamiętać o jednym: wiemy tyle, ile nam przekaże strona rosyjska. To Rosjanie zabrali ciała do Moskwy.
Jeszcze raz powtarzam - jest duża sfera niejasności. Historia uczy nas podchodzić z dużą dozą ostrożności do tego, co twierdzą rosyjskie władze. Nikt z nas nie jest Panem Bogiem, nikt z nas nie wie, jak było naprawdę. Ale odbieranie aparatów fotograficznych było bardzo symptomatyczne. Na pewno nie jest to standardowe zachowanie.
W swoim przemówieniu prezydent Lech Kaczyński miał mówić właśnie o potrzebie zbadania wszystkich okoliczności zbrodni katyńskiej.
- Rosjanie niekoniecznie musieli być zainteresowani dobudowywaniem przez prezydenta Kaczyńskiego nowych elementów obchodów poza tymi, które już wcześniej pan Putin i pan Tusk sprezentowali swoim narodom. Cieszę się, że doszło do tego spotkania obu premierów. Ale bądźmy szczerzy - to spotkanie miało charakter wybitnie wizerunkowo-propagandowy. Z punktu widzenia polityki polskiej nie uzyskaliśmy nic. Rosjanie ani nie przeprosili za Katyń, ani nie uznali tej zbrodni za ludobójstwo. Nie pokazali ani jednej strony dokumentów związanych ze zbrodnią na polskich oficerach. Jeżeli więc szanujemy pamięć o naszych pomordowanych oficerach i chcemy, by ich ofiara nie poszła na marne - to, na miłość boską, postępujmy tak, aby miało to właściwy wymiar! Nie układajmy scenariuszy pod jakieś cele wizerunkowo-propagandowe!
Ale zwykli Rosjanie reagują bardzo spontanicznie.
- Zwykli ludzie głęboko nam współczują. Ale perfidia władzy rosyjskiej jest nam dobrze znana. Warto tu pamiętać o historii związanej z zamordowaniem w Londynie pułkownika Aleksandra Litwinienki, który ujawnił fakty wysadzania bloków mieszkalnych przez funkcjonariuszy Federalnej Służby Bezpieczeństwa po to, by znaleźć pretekst do wojny z Czeczenią. Pamiętajmy o czeczeńskich kobietach i dzieciach, które ginęły pod rosyjskimi bombami, o ofiarach w Gruzji. Za dużo wiemy, za dużo pamiętamy, żeby teraz tak gładko połykać niektóre wyjaśnienia strony rosyjskiej.
Dziękuję za rozmowę.
Nasz Dziennik, 2010-04-21
Za: http://www.radiomaryja.pl/artykuly.php?id=104446