Witam.
Ten artykułu zdaje się być nie na miejscu, biorąc pod uwagę jego tytuł i umiejscowienie na portalu prawicowym. Wiemy jednak, a raczej każdy, co bardziej zorientowany w aksjologii wie, że od każdej normy w ekstremalnych sytuacjach występują wyjątki. Dzisiaj panuje owa ekstremalna sytuacja.
W Biblii jest napisane, że Bogu trzeba oddać, co Boskie, a cesarzowi, co cesarskie. Co jeśli cesarz chce tego, co Boskie? Co, jeśli cesarz stara się przejąć naszą prywatność, pracę, oszczędności, nauczanie, itd.? Czy to nadal jest cesarz, czy może złodziej?
Wiemy, że w społeczeństwie nie może funkcjonować samowola, bo z wolności zostaną nici. Wiemy też, że wolność może być ograniczana wtedy i tylko wtedy, jeśli jest do tego konieczność – powodowana jakąś wyższą fundamentalnie przyczyną. Wyłania nam się obraz normalności, gdzie ludzie nie kolidują swoją wolnością w cudzą, a odbierany „z góry” obraz rzeczywistości nie szkicuje fałszu. Czy wolno nam być biernymi w sytuacji, gdy normalność jest niszczona? Zdaje się, że nie, ale zbadajmy pod kątem moralnym i logicznym kilka najbardziej powszechnych możliwości.
1. W historii wielokrotnie mieliśmy do czynienia z rewolucją. Praktycznie zawsze kończyło się to klęską, patrząc przez pryzmat czasu. Najbardziej znaną i kontrowersyjną jest tzw. rewolucja Francuska. Lewacy i obecne unijne środowiska uważają ją za synonim nowoczesności i postępu. Prawica uważa ją za szkodliwą i bezsensowną. Na co wskazują fakty? Oczywiście, na rzecz prawicy. Podczas rzeczonej rewolucji ginęło średnio 17 tysięcy osób rocznie, z czego około jedna trzecia bez wyroku. Jej bezpośrednim efektem było dojście do władzy Napoleona Bonaparte, który przeprowadził najazd na sporą część Europy, po czym został przez tą Europę podbity. Następnie przywrócono dynastię sprzed rewolucji i w zasadzie po rewolucji pozostał rozjuszony lud w całej Europie, mnóstwo strat i tragedia zamordowanych ludzi oraz ich rodzin. Łatwo się na to patrzy siedząc sobie dzisiaj przy komputerze, ale nie można sobie pozwolić na zbyt odruchowe zapominanie, jak wielką i bezmyślną rzezią była ta rewolucja. Na owe czasy była to skala porównywalna z Holocaustem w kontekście lat czterdziestych XX wieku. Rzecz jasna, tam też powodem byli przodkowie dwudziestowiecznych narodowych socjalistów i dzisiejszych socjaldemokratów unijnych. Rewolucja charakteryzuje się tym, że podjudzona, duża grupa ludzi robi coś „na hura”, bo „im się należy”. Jest to najgorsza forma dążenia do normalności – jest przerostem formy nad treścią.
2. Innym sposobem jest pucz. Pucz różni się od rewolucji skalą i jakością. Organizuje go zazwyczaj wąska grupa ekspertów, którzy w lepszy lub gorszy sposób przejmują władzę wbrew prawu, robiąc to z minimalnym, potrzebnym zapleczem i rozgłosem. Wiele puczów pasowało do wymagań, jakie stawia piramida wartości przed uczynkami, które mają aspiracje do bycia uznanymi za dobre. Trudno jednak sklasyfikować jednoznacznie pucz, jako dobrą normę moralną, bo jest to raczej nazwa grupy pewnych działań, niż precyzyjne określenie wynikające ze schematu logicznego czy moralnego. Jeśli chcemy stwierdzić, co można by linowo uznać za normę, to trzeba by ująć to tak: Jeżeli podmiot charakteryzujący się wysoką moralnością jest w posiadaniu środków niezbędnych do przejęcia władzy, oraz ma pewność, że przejęcie ów zostanie wykonane bez zabójstwa, lub, że ryzyko zabicia określonej osoby jest konieczne, dla uniknięcia terroru skutkującego mordami, to ma powinność do urządzenia puczu. Jak wiadomo, obwarowanie „ma pewność” jest niesprawdzalne, więc w praktyce taki zamach stanu należy oceniać indywidualnie w każdym przypadku, zatem niestety - już po fakcie.
3. Trzecim sposobem, jaki chciałem tu ukazać, jest tzw. oddolna inicjatywa. Różne są jej rodzaje i nazwy własne, np. „praca u podstaw”, „strajk włoski”, „podziemie”, itd. W kontekście dzisiejszego tekstu, chciałbym przedstawić koncepcję, wedle której najlepszym rozwiązaniem ku czynieniu rzeczywistości normalną, jest niepłacenie podatków i sprzeciwianie się przymusowym usługom. Analizując, co jest potrzebne, aby władza publiczna spełniała swoje funkcje, każdy racjonalny człowiek dochodzi do wniosku, iż jest to służba utrzymania porządku, prawodawstwo i administracja. Są jeszcze pewne marginalne – dyskusyjne sfery, ale nie chcę wchodzić tutaj w szczegóły, bo nie w tym sęk.
Ilość i sposoby ściągania z nas podatków są dziś tak skonstruowane, że władza z pewnością pomimo wszelkich, nawet najbardziej wymyślnych obchodzeń przepisów ściągnie z nas więcej, niż potrzeba. Naszym działaniem będziemy zatem hamować to, co władza wyczynia poza swoje optimum – nikomu więc nie zaszkodzimy. Takie działanie w formie masowej musiałoby przynieść efekt w zbankrutowaniu władzy, a zatem w zmianie ustroju, czyli to, o co nam chodzi.
Czemu jednak określiłem w tytule tak wydawałoby się pragmatyczne działanie, cnotą? Cnota jest to działanie bezinteresowne, dla idei samej w sobie. Takie działanie często charakteryzuje się heroizmem i gotowością do poświęceń. Trzeba bowiem wiedzieć, że świadome działanie pod prąd systemu, nie jest czymś łatwym, gdyż system zaprojektowany jest tak, aby siedzieć w nim, a nie z nim walczyć. Na przykład, w normalnych warunkach pracując u kogoś na podstawie uzgodnień werbalnych nic się nie dzieje. W socjaldemokracji pracujemy wtedy nielegalnie i przez pewną część zindoktrynowanego społeczeństwa możemy być uważani jako margines lub wręcz złodzieje – co jest kuriozum. Przykładów jest oczywiście mnóstwo i w każdym z nich, poza korzyściami pieniężnymi, jest jednak wielkie ryzyko, czasem nawet bardzo wielkie. Do tego dochodzi niekiedy niewygoda, dyskomfort psychiczny, itp., bo to, że człowiek wie, iż robi dobrze, nie oznacza, że nie działają na jego psychikę różne niuanse. Żeby możliwie skutecznie nie płacić podatków, przymusowych opłat „za nic” i nie stosować się do przymusowych usług, trzeba naprawdę mieć sporo samozaparcia, odwagi, ale także idei w głowie.
Ja sam oczywiście nie jestem hipokrytą i stosuję się do opisanego sposobu na hamowanie patologii władzy, więc z całą stanowczością, staram się żyć poza systemem. Niektórym jednak może przyjść do głowy, że działanie takie jest na zasadzie „oko za oko”, że okradanie złodzieja nie jest wytłumaczeniem dla procederu kradzieży – a tak właśnie przedstawia to dzisiejsze socjaldemokratyczne państwo.
Wielokrotnie słyszałem wypowiedzi w pro rządowych mediach, że np. „nie donosząc do urzędu skarbowego na „nieuczciwych obywateli”, sami przyczyniamy się do okradania państwa”. Patrząc jednak z jakiegokolwiek innego punktu widzenia, niż interesy socjaldemokratycznych rządów, trudno obronić takie stanowisko. Po pierwsze, aksjomat, że to, co wybierze większość, ma być jakkolwiek respektowane przez resztę z definicji jest aprioryczny. Logika mówi, że „dyskusja”, jako taka, jest z definicji logiczna; jakościowa. Czy 1% społeczeństwa uważa, że np. eutanazja jest zła, czy też 99% tak twierdzi, nie zmienia to normatywnego stanu w tej sprawie. Władca, który nie jest „dzieckiem ludu”, nie odwołuje się do argumentów typu: „bo X% tak uważa”. Dla socjaldemokratów to jest podstawowe kryterium w dyskusjach, jak i rządzenie ich samych oficjalnie z tego wynika. Po drugie, wybierane demokratycznie władze w rzeczywistości nie biorą się z woli ludu, tylko z indoktrynacji tegoż ludu. Parafrazując, wola ludu jest zależna od siły i kierunku propagandy, a nie jakość władzy, od woli ludu. Demokracja, zwłaszcza ta „nowoczesna”, tylko sprawia wrażenie tego, czym z punktu widzenia definicji jest. Po trzecie, zakładając, że zmiana systemu nie jest możliwa, mamy przymus wybierania kogoś, bo jak z niego zrezygnujemy, to nic się nie zmieni - demokracja będzie trwać dalej za przyczyną innych ludzi. Władza nie jest więc i pod tym kątem z „woli” ludu. Obaliłem mit, jakoby socjaldemokratyczna władza była na nasze własne życzenie i miała prawo nam nakazywać. Jest to zazwyczaj zgraja spryciarzy i cwaniaczków, których działalność nie różni się wiele od mafijnej. Definiując dzisiejsze państwa jako agresora, który wykorzystując niedoskonałości z przeszłości, przejął władzę nad naszym życiem, należy się przed nim bronić i dążyć do jego obalenia.
Podsumowując, mamy powinność moralną robienia na złość rządowi, który rości sobie władzę nad naszą prywatnością. Nie powinniśmy uczestniczyć w działaniach rewolucyjnych z uwagi na cnotę pokory. Statystyczny człowiek nie ma możliwości wiedzieć, na ile jego roszczenia (jeśli takowe posiada) są dobre, więc udział w działaniach rewolucyjnych, chuligańskich, opresyjnych, itp. należy z definicji uznać za niedobry, bo nie da się wziąć personalnej odpowiedzialności za tego typu działanie. Jeśli natomiast, mam zdefiniować stanowisko osoby, która jest związana z rządzeniem, ma środki, koncepcję i niezbędne zaplecze, to muszę stwierdzić, iż kluczową kwestią jest moralność takiego człowieka, a zatem tego typu inicjatywa jest z definicji nieprzewidywalna, ale jak najbardziej, może być ona dobra. Najpewniejszym sposobem, który dotyczy zarówno statystycznego człowieka, jak i najwybitniejszych jednostek, jest unikanie płacenia podatków. Można uznać to za cnotę, gdyż ma charakter podobny do działalności konspiracyjnej – jest ryzykowne i wymaga sprytu – przy odpowiednio wysokim poziomie zaawansowania.
W normalnym systemie nikt nie robi łaski, że nie zabiera od nas haraczu od każdych, zarobionych pieniędzy, że nie karze nas za bezwypadkową jazdę samochodem, że nie zmusza do odkładania u niego pieniędzy, że nie zabiera nam pieniędzy na przymusowe leczenie, które uzna za wystarczające, itd. W normalnym systemie są oczywiście podatki, ale wtedy jak na ironię walczą z nimi lewicowcy, których najbardziej fundamentalną cechą jest głupota i dążenie do zła. Dzisiaj lewicowcy zbudowali swój świat, w którym pomimo techniki XXI wieku, ludzie harują non stop, bo są zindoktrynowanymi materialistami, a reszta pije i ćpa nic nie robiąc – to jest właśnie lewica, czyli urzeczywistnienie bezsensowności i patologii.