Jeżeli dla opisu wydarzeń ostatnich dni posłużymy się znaną metaforą trojki pędzącej w zamieci i ściganej przez stado wilków to niewątpliwie Tusk jest woźnicą. Nie wiemy za to dokładnie, kim są jaśnie państwo. Woźnica wyrzucił już z sanek, wprost w paszcze wilków tłustego, przerażonego kuchcika. Widząc to lokajczyk sam wskoczył w śnieg. Nie wiadomo, kto będzie następny. Być może jaśnie państwo wyrzucą woźnicę, albo sanki się wywrócą. Nie martwmy się. Jaśnie państwo mają w odwodzie inne sanie i na pewno się uratują.
W czasie jednej z poprzednich kampanii wyborczych SLD reklamowała się za pomocą plakatów przedstawiających ogromną mapę Polski, nad którą pochylają się z troską trzej panowie w berecikach z antenką (będących rzekomo znakiem rozpoznawczym klasy robotniczej). Jak Polska długa i szeroka dopisywano na tych plakatach dowcipne hasła. Na przykład:”Co by tu jeszcze zepsuć panowie?” (w wersji cenzuralnej).
Przed ostatnimi wyborami, na podobnym plakacie reklamującym tym razem PO ktoś dopisał: „Co by tu jeszcze ukraść panowie?” Pamiętał widać, jaką opinią cieszył się w społeczeństwie Kongres Liberałów (zwany powszechnie, dla tej opinii właśnie, Kongresem Aferałów), z którego wyłoniła się Platforma.
Obecność Olechowskiego wśród założycieli tej partii była czytelnym sygnałem, że wbrew lustracyjnej retoryce obietnic wyborczych, Platforma będzie chronić interesy elit wyłonionych z PRL-owskich służb specjalnych, a w zamian jej członkowie też będą mogli kręcić sobie lody, choć nie koniecznie wielkie.
Znaczenie „afery hazardowej” nie polega na rozmiarze strat, jakie mógł ponieść budżet w wyniku korzystnego dla właścicieli salonów gier zapisu ustawy. Uświadommy sobie, że 500 milionów to dokładnie kwota, jaką z kieszeni podatnika podarowała Gronkiewicz koncernowi ITI na remont stadionu i nikt się tym specjalnie nie przejmował. Korzyści lobbystów też nie są oczywiste. Jakieś darmowe wczasy, a może tylko koniaczek. Im mniejsze są te korzyści tym trudniej zrozumieć, dlaczego ryzykowali oni karierę polityczną dla przysłużenia się znajomym. Dlaczego okazali się tak tani.
Za czasów przodującego ustroju wielokrotnie mieliśmy okazję wstydzić się za przedstawicieli ludu pracującego polskich miast i wsi. Wstydziliśmy się, że nie znali żadnego języka - w tym własnego, że nie umieli poprawnie jeść nożem i widelcem, że na bankietach rzucali się na jedzenie tak jakby wypuszczono ich właśnie z gułagu. Najbardziej zawstydzające było jednak to, że gotowi byli sprzedać państwowe tajemnice albo podpisać niekorzystny dla kraju kontrakt za rajstopy albo buteleczkę Chanel-5 dla żony.
Teraz wstydzimy się za panów z PO. To wstyd, że państwowi dygnitarze kłamią jak małe dzieci, że pozwalają się rugać niezwykle wulgarnymi słowami przez "biznesmenów" spod ciemnej gwiazdy, że się im tłumaczą, że na ich zawołanie, na gwizdnięcie, są gotowi pędzić na jakiś cmentarz czy stację benzynową.
Dziennikarze i publicyści zaszokowani byli podobno językiem ujawnionych przez Rzeczpospolitą rozmów. Niech nie udają, że prywatnie mówią innym językiem. To rzeczywiście przykre, że jest to obecnie język elit, ale nie o język tu chodzi, lecz o knajacki sposób bycia i myślenia uniemożliwiający patrzenie na różne problemy z punktu widzenia zbiorowości szerszej niż „trzej przyjaciele z boiska”.
To chyba miał na myśli Kaczyński zestawiając wychowanie na gdańskim podwórku z wychowaniem w inteligenckim, żoliborskim domu.
Zarządzanie boiskiem to szczyt możliwości intelektualnych i moralnych Tuska. Nawet Spółdzielnią Pracy Zbędny Trud („Świetlik” - potem „Gdańsk”) kierował jego inteligentniejszy kolega Maciej Płażyński. Tusk ma w sobie tyle z męża stanu, co Jolanta Kwaśniewska z damy. To tylko kiepskie podróbki.
Zgodnie ze starą anegdotą, gdy zapytano Cygana, co by zrobił gdyby został królem ten odparł: „Najadłbym się słoniny, ukradłbym coś i uciekł”. Ostatnie wydarzenia dowodzą, że jest to mentalność naszych elit władzy.
Iza Falzmann
Za: http://dakowski.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=1422&Itemid=138438434263