Krzysztof Świątek 11-08-2013 rp
Mieszkańcy Warszawy rządy obecnej prezydent odczuli na własnej skórze. Boli ich, że ukochanym miastem rządzi taka osoba – pisze publicysta.
Mariusz Ziomecki w „Rzeczpospolitej” z 17 lipca, w artykule „Polityk w tarapatach”, w kontekście kolejnych podwyżek cen biletów komunikacji miejskiej i informacji, iż prezydent Warszawy dojeżdża do ratusza prywatnym autem, trafnie zauważył, że „nic tak nie uwiarygodnia polityki jak gotowość decydentów do osobistego poddawania się wprowadzanym restrykcjom”.
Pani prezydent ma powód, by unikać miejskich autobusów i tramwajów. To strach przed mieszkańcami
Hanna Gronkiewicz-Waltz nie wie nawet, ile aktualnie kosztuje bilet 20-minutowy, czym skompromitowała się przed słuchaczami radiowej „Jedynki”. Ma jednak powód, by unikać miejskich autobusów i tramwajów – to strach przed mieszkańcami, od których usłyszałaby codziennie sporo cierpkich słów.
Na wyliczenie pełnego katalogu grzechów Hanny Gronkiewicz-Waltz nie starczyłoby miejsca w jednym wydaniu „Rzeczpospolitej”, więc litościwie ograniczę się do siedmiu głównych.
I. Życie w stolicy stało się strasznie drogie
Od początku urzędowania Hanna Gronkiewicz-Waltz podnosi podatki i opłaty za co tylko się da – od opłat za wodę, czynsze komunalne, wywóz śmieci, abonament za parkowanie, po lokalne podatki i bilety komunikacji.
W sierpniu 2011 pani prezydent zaplanowała aż trzy tury podwyżek cen biletów ZTM i dwie już zrealizowała. W niespełna 2,5 roku bilet jednorazowy podrożeje o niemal 100 proc. – z 2,8 zł w sierpniu 2011 do 5,2 zł w styczniu 2014. Dobowy – z 9 zł do 18, a na II strefę – z 14 do 30 zł.
Tym samym 24-godzinny bilet w stolicy Polski przebije ceną dobowy bilet w stolicy Niemiec! W Berlinie przez cały dzień można podróżować w obu strefach za 6,5 euro. Tyle, że stolicę Niemiec oplata siatka kilkunastu linii S-bahnów i U-bahnów, czyli naziemnego i podziemnego metra, które w godzinach szczytu kursuje co minutę.
W Warszawie – jak żartują mieszkańcy stolicy – co pewien czas mamy dwie linie metra, bo tę jedyną rozdziela się na dwie części, a pomiędzy puszcza autobusy zastępcze. Warto przy okazji wspomnieć o niedawno ujawnionym paradoksie – ceny biletów w Warszawie drastycznie rosną, a dochody miasta z tego tytułu dramatycznie maleją. Wpływy ze sprzedaży biletów (porównując okresy od stycznia do maja 2012 i 2013 roku) spadły aż o 16 mln zł.
Wielu warszawiaków – po porównaniu kosztów lub w odruchu obywatelskiego protestu – przesiadło się z autobusów i tramwajów do aut lub na rowery. Także w zimie w tym roku widać było sporo cyklistów. Niektórzy żartują, że kolejne podwyżki to prozdrowotny program miasta.
Owszem, w Warszawie wprowadzono system wypożyczania rowerów miejskich. Tylko urzędnicy zapomnieli o drobnym szczególe – o ścieżkach rowerowych. W stolicy strach jeździć rowerem po centrum. Chyba, że chodnikami.
Za kadencji Hanny Gronkiewicz-Waltz wprowadzono skandalicznie wysokie podwyżki podatku od wieczystego użytkowania gruntu sięgające nawet 1500–2000 procent! Mieszkańcy Śródmieścia, którzy dotąd płacili ok. 100 zł rocznie, nagle mieli przełknąć 1200–1500 zł. A ponieważ wielu się zadławiło, ruszyła lawina odwołań do Samorządowych Kolegiów Odwoławczych.
I mieszkańcy wygrywają. Aby zawyżyć cenę gruntu rzeczoznawcy miasta sięgali bowiem po transakcje z najdroższych ulic i innych stref. Miasto zamiast uznać błędy, odwołuje się do sądów. Oznacza to nękanie mieszkańców, którzy teraz będą musieli uczestniczyć w uciążliwej procedurze procesów sądowych i za nie zapłacić. I co najważniejsze – miasto ewidentnie teraz liczy na proceduralną grę, która łatwo może zakończyć się porażką mieszkańców, wystarczy np. że przegapią jakiś termin złożenia pisma procesowego.
Kiedy kilka lat temu w Urzędzie Dzielnicy Śródmieście pytałem urzędnika jak ma sobie poradzić z nową wysokością podatku emeryt, dla którego 1200 zł to więcej niż jedna emerytura, w odpowiedzi padła odpowiedź: „A gdzie jest powiedziane, że w Śródmieściu mają mieszkać emeryci?”. Tak się tylko składa, że część tych emerytów to uczestnicy Powstania Warszawskiego, z czego ów urzędnik nawet nie zdawał sobie sprawy.
II. Arogancja władzy
Pani prezydent i jej urzędnicy nie liczą się ze zdaniem mieszkańców. Hanna Gronkiewicz-Waltz powinna zapisać się na warsztaty z dialogu społecznego i obywatelskiego do prof. Piotra Glińskiego, specjalisty w tym zakresie. Na takich zajęciach dowiedziałaby się czym są konsultacje z obywatelami i na czym polega współudział mieszkańców w podejmowaniu decyzji.
Co z tego, że np. w Śródmieściu odbywały się „konsultacje” z udziałem burmistrza Wojciecha Bartelskiego (PO) dotyczące rozszerzonej strefy płatnego parkowania i likwidacji miejsc parkingowych. Spotkania miały burzliwy przebieg, mieszkańcy zgłaszali dziesiątki uwag, a burmistrz – wobec braku argumentów – kulił się coraz bardziej na krześle. A potem uwagi zignorował.
Podobnie rzecz się ma z planami zagospodarowania przestrzennego. O tym jak władze miejskie kompletnie nie liczą się z lokalnymi społecznościami opowiadał niedawno w Radiu Tok FM mieszkaniec tej dzielnicy, dziennikarz „Dziennika Gazety Prawnej” Rafał Woś. „Wyłożono plan zagospodarowania przestrzennego dla Wierzbna – części Mokotowa. Żadna z uwag mojej wspólnoty nie została uwzględniona, natomiast uwzględniono wszystkie uwagi inwestorów” – relacjonował. „Warszawski samorząd nie rozumie swojej roli. Nie stoi po stronie obywatela, w ogóle się z nim nie liczy”.
Arogancja władzy to także sowite nagrody, jakie przyznaje urzędnikom pani prezydent. Jest to forma kampanii wyborczej i budowanie zaplecza PO liczącego (razem z rodzinami) dziesiątki tysięcy osób.
III. Niedotrzymane obietnice
Ciężko w Internecie dogrzebać się programu kandydatki na prezydenta Warszawy z rekomendacji PO z 2006 roku, ale można. Czego Hanna Gronkiewicz-Waltz wówczas nie obiecywała… Choćby zbudowanie sieci obwodnic Warszawy i modernizację dróg wylotowych na Gdańsk, Białystok, Siedlce, Lublin, Kraków i Poznań. Owszem, w bólach udało się doprowadzić A2 do stolicy, ale obwodnic nie ma, a np. trasa wylotowa na Kraków jest jedną z najbardziej zakorkowanych przez cały tydzień.
„Nawiążemy z przedsiębiorcami rzeczywisty dialog, a nie tylko grę pozorów jak do tej pory” – czytamy. Drobni przedsiębiorcy – kupcy z KDT – przekonali się jak wygląda taka rozmowa. Dialogowała z nimi pani prezydent przy użyciu pałek i gazów łzawiących. Notabene – handlowców wygoniła, ale nie potrafiła dogadać się w sprawie zabudowy pl. Defilad.
Obiecywała też obniżanie lokalnych podatków (co dziś wydaje się gorzkim żartem), wybudowanie trzech mostów i poprawę bezpieczeństwa w transporcie miejskim.
IV. Nierozwiązane sprawy dekretu Bieruta
„Reprywatyzacja jest kosztowna, ale konieczna zarówno z punktu widzenia moralnego, jak i rozwoju miasta. Nieruchomości odebrane z naruszeniem dekretu oddamy w naturze lub, jeżeli zaszły nieodwracalne zmiany na tej nieruchomości (zburzenie, sprzedaż), wypłacimy sprawiedliwe odszkodowanie” – pięknie kreśliła swoje plany wiceszefowa PO w wyborczym programie.
A jak wygląda życie? Setki ciągnących się latami spraw w sądach. Zwrot bezprawnie zawłaszczonego majątku jest kosztowny, ale przecież pani prezydent jest wiceprzewodniczącą PO, bliską współpracownicą premiera i mogła przygotować projekt ustawy, który przewidywałby współudział państwa w zaspokojeniu słusznych żądań odszkodowawczych mieszkańców.
Co ważne – miasto robi wiele, by procesy trwały latami, a jego urzędnicy są głusi na próby mediacji. Miasto jest potężnie zadłużone, więc nie chce wypłacać odszkodowań. Sądowe batalie to prawdziwa zmora mieszkańców.
V. Na pasku deweloperów
Tu, aby nie być gołosłownym, posłużę się osobistym doświadczeniem. Kiedy w 2011 roku przy ul. Nowolipie (w Śródmieściu) pojawił się deweloper chętny wybudować budynek mieszkaniowy, Zakład Gospodarowania Nieruchomościami natychmiast wypowiedział umowy najmu garaży (znajdujących się na terenie, który chciał zająć deweloper).
Sęk w tym, że część z garaży była wybudowana ze środków własnych przez obecnych najemców lub członków ich rodzin, a takie nieruchomości ustawa z 1997 roku nakazywała samorządom oddawać bezpłatnie na własność, zaś grunty pod nieruchomościami – w użytkowanie wieczyste. Szło więc o spore pieniądze, a miasto od wielu lat czyniło wiele, by przepisów ustawy nie wypełnić.
Postanowiono jednak z najemcami mającymi tytuł prawny do własności garaży negocjować. Ja zostałem zaproszony na spotkanie do ZGN Śródmieście, gdzie byłem pytany, za ile zrzekłbym się wszelkich praw do garażu.
W negocjacjach uczestniczyłem ja oraz trzy urzędniczki ZGN. Na pytanie: gdzie jest przedstawiciel dewelopera, usłyszałem odpowiedź: my go reprezentujemy...
Można też wskazać co najmniej kilka inwestycji, gdzie mieszkańców sąsiadujących budynków w znaczącym stopniu odcięto od dostępu do światła dziennego z racji zbyt bliskiego położenia wznoszonych apartamentowców.
VI. Paraliż komunikacyjny
„Zamierzamy energicznie podjąć działania zmierzające do szybkiego ukończenia budowy I linii i uruchomienia budowy II i III linii w systemie partnerstwa prywatno-publicznego. W ciągu nadchodzących kadencji doprowadzimy metro na Bemowo, a po drugiej stronie Wisły na Gocław i Targówek” – to znowu cytat z programu wyborczego kandydatki Gronkiewicz-Waltz. Nie określiła co prawda, ile tych kadencji potrzebuje, ale już wiadomo, że przed końcem obecnej na pewno II linii nie będzie, a o III można śnić.
Nie rozwijam tematu chaosu komunikacyjnego (równolegle przeprowadzanych bez głowy remontów), o tym pisze się sporo. Światłe rozwiązania miejskiego inżyniera ruchu pana Janusza Galasa przyprawiają warszawiaków o palpitacje serca. Ale on trwa na stanowisku.
VII. Sowiecki styl
Miasto to nie tylko materia, ale i duch. Jego genius loci tworzą ludzie. Tego ducha Hanna Gronkiewicz-Waltz tłamsi. Zamiast podejść poważnie do inicjatywy budowy pomnika ofiar katastrofy smoleńskiej, wysyła patrole straży miejskiej i służby z Zarządu Oczyszczania Miasta do gaszenia zniczy zapalanych pod Pałacem Prezydenckim.
Zamiast usuwać z nazw ulic komunistycznych dygnitarzy, przeznacza ok. 2 mln zł na renowację Pomnika Braterstwa Broni, popularnie nazywanego pomnikiem „czterech śpiących”, a wzniesionego ku chwale Armii Czerwonej. Choć przeciwko powrotowi pomnika na pl. Wileński protestuje Światowy Związek Żołnierzy AK i Komitet Katyński.
To tylko krótki katalog wybranych grzechów. Z pewnością warszawiacy mogą dorzucić kolejne do tej listy i zamienić ją w litanię. Jest paradoksem, że lider partii, która ma w nazwie słowo „obywatelska” zniechęca do wzięcia udziału w referendum. A sama zainteresowana nazywa je „awanturą polityczną”.
Liderzy Platformy Obywatelskiej nagle zapomnieli o swoim wiodącym haśle – aktywności społeczeństwa obywatelskiego. Panie premierze, obywatele powstali, chcą zająć się sprawami swojej małej ojczyzny i na tym właśnie polega obywatelska dojrzałość.
Autor jest zastępcą redaktora naczelnego „Tygodnika Solidarność”
Za: http://dakowski.pl//index.php?option=com_content&task=view&id=10110&Itemid=138438434240