Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
 
Przyznaję, że wyniki wczorajszych wyborów w Polsce zakończyły się bez większych niespodzianek i zaskoczyły jedynie niezbyt rozsądnych obserwatorów życia politycznego w naszym kraju. To, że Platforma Obywatelska te wybory wygra było pewne na długo przed dniem 7 czerwca, a niewiadomą pozostawała jedynie przewaga jaką uzyska nad Prawem i Sprawiedliwością. Wynik PO może budzić respekt, ale nie zapominajmy, że został on osiągnięty przy bardzo niskiej frekwencji, a zwłaszcza przy sporej absencji elektoratu z polskiej wsi. Jest to dowód na to, że PO jedyny elektorat na jaki może liczyć, posiada w dużych miastach, a i tam jest zmuszona dzielić go z innymi ugrupowaniami, a więc w kolejnych wyborach przy zdecydowanie wyższej frekwencji na powtórzenie takiego wyniku jak w obecnych Donald Tusk może jedynie pomarzyć.

Jednak nie tylko niska frekwencja wyborcza, zwłaszcza wśród mieszkańców wsi, przyczyniła się do sukcesu PO. Również ciąg dalszy taniej propagandy sukcesu, na którą ku mojemu ubolewaniu wciąż dają się nabierać przeważnie młodzi i wykształceni Polacy, miała wpływ na dobry wynik partii Tuska. To właśnie w okresie kampanii wyborczej rząd ogłasza niezwykle socjalistyczny plan antykryzysowy czym udaje mu się uciszyć protesty związków zawodowych ( tzw. przestojowe, czy pomoc w spłacie kredytów itd. to zwykły socjalizm godzący w zdrowy rozsądek ). Następnie jesteśmy epatowani w mediach rzekomym sukcesem jakim ma być wzrost PKB na poziomie 0,8 %. Przedstawiciele rządu jak mantrę powtarzają hasło, że w całej Europie PKB jest na poziomie ujemnym, a u nas na dodatnim. Oczywiście, żaden z dziennikarzy nie zadał sobie nawet odrobiny trudu, aby tą rządową propagandową szczekaczkę zatkać przypomnieniem, że przecież rządowe plany przewidywały wzrost PKB do poziomu 4,8%, a więc tak naprawdę nie ma żadnego sukcesu tylko spadek z zakładanego poziomu aż o 4 % i to tylko w pierwszym kwartale.

Szkoda, że dziennikarze niechętnie drążyli kwestię sprzedaży polskich stoczni, które wcale sprzedane być nie musiały, gdyż inne państwa należące do UE mają w głębokim poważaniu groźby Brukseli i same decydują o tym w jaki sposób wspierać swój przemysł stoczniowy. Rozumiem, że stocznie w Polsce zostały doprowadzone do ruiny przez nieudolność kolejnych ekip rządzących, ale można było wdrożyć plan restrukturyzacji, sprywatyzować w publicznym otwartym przetargu konkretnemu kontrahentowi, najlepiej gdy byłby to Polski kapitał, a nie inwestorowi, o którym nawet rząd nie miał większego pojęcia. ( propos stoczni słyszałem dość ciekawą teorię, że prawdopodobnie w niedługim czasie staną się one własnością państwa niemieckiego, i powiem szczerze, że są przesłanki, aby tej tezy zupełnie nie przekreślać ).

Platforma Obywatelska, za radą swoich speców od PR –u prowadziła kampanię wyborczą w sposób wręcz prostacki, zupełnie uciekając od rzeczowej debaty na argumenty. Liczyło się tylko robienie wielkiego show. Kandydaci PO przechwalali się w wyborczych spotach jak to wiele zdziałali w europarlamencie, chociaż dla osób śledzących wydarzenia w Brukseli te osiągnięcia już tak znaczącymi nie były, a z ich dostrzeżeniem można mieć spore problemy. Słusznie jeden z kontrkandydatów Jacka Saryusza Wolskiego doradził mu, aby najpierw coś zrobił, a później się chwalił.

Jednak najbardziej debilne, ale jak widać skuteczne, okazało się wpajanie Polakom przekonania, że tylko w dużej frakcji w europarlamencie można bronić interesów Polski. Jeśli zestawimy to z wypowiedziami polityków PO, którzy zawsze podkreślają, że naszym interesem jest dobro UE, to otrzymujemy doskonały materiał do kabaretu. Jak pokazuje rzeczywistość póki co to interes unijny jest zazwyczaj sprzeczny z interesem Polski, a polscy europosłowie zrzeszeni w wielkich frakcjach socjalistów, chadeków i liberałów, są tylko wiernymi potakiwaczami głosującymi zgodnie z wytycznymi szefów frakcji. No, ale niestety taka tania i naiwna propaganda okazała się skutecznym narzędziem do wygrania wyborów i zyskania dużej przewagi nad konkurencją.

Wynik Prawa i Sprawiedliwości, wbrew wypowiedziom Jarosława Kaczyńskiego, który próbując zaklinać rzeczywistość powoływał się na poprzednie eurowybory, w których PiS miało gorszy wynik, twierdził jakoby obecny wynik nie był zły, oznacza klęskę tej partii. Jest ponadto dowodem na to, że znalazła się ona w niebezpiecznej fazie marazmu, z którego nie potrafi znaleźć wyjścia. Obecnie partia braci Kaczyńskich zalicza się do frakcji lewicowej, choć w odróżnieniu od lewicy postkomunistycznej, należy ją umieścić w nurcie piłsudczykowskim. Próby przedstawiania jej przez Jerzego Roberta Nowaka i Krzysztofa Kawęckiego na antenie Radia Maryja jako partii prawicowej wydały się mało wiarygodne nawet dla tzw. „moherowego elektoratu”. Klęska PiS –u, a zwłaszcza kandydatów startujących z list tej partii, ale wspieranych przez Radio Maryja, pokazuje dobitnie, że ojciec Rydzyk jest kiepskim politycznym strategiem, a wszelkie jego inicjatywy polityczne kończą się spektakularną klęską, jak choćby wynik tworu o nazwie bodajże Naprzód Polsko !

Jednak panowie Nowak i Kawęcki zaszkodzili nie tylko PiS –owi, ale pomogli przede wszystkim Platformie Obywatelskiej właśnie tym usilnym stawianiem Prawa i Sprawiedliwości w roli polskiej prawicy. Liczenie na reformy wewnątrz partii braci Kaczyńskich, na jakiś katolicko – konserwatywny przewrót na jej szczytach jest liczeniem na cud. Jednak panowie nadal obstają przy swoim torując drogę do władzy właśnie platformersom.

Wielu moich znajomych z Ligii Polskich Rodzin liczyło na dobry wynik Libertasu, choć żadnych racjonalnych podstaw ku temu nie było. Pierwszym zasadniczym błędem było tworzenie pod szyldem międzynarodowej frakcji koalicji z tzw. Partią Regionów, czyli renegatów z Samoobrony z Filipkiem na czele. Jeśli dodać do tego fakt, że na holenderskich listach Libertasu znaleźli się zieloni, a w jednym z państw kampanię miały robić modelki w stroju toples to za ogromny sukces tego ugrupowania należy uznać przekroczenie 1% poparcia. Strzałem samobójczym była jednak przede wszystkim próba promowania się poprzez osobę Wałęsy. I chyba można stwierdzić ironicznie, że Wałęsa za pieniądze Ganleya pogrzebał Libertas. Niezrozumiałe było dla mnie również zachowanie Libertasu, który nawet w pewnym momencie zaczął atakować Unię Polityki Realnej.

Od oddania głosu na Libertas odwiodła mnie również osoba lidera na łódzkiej liście pana Borysiuka. Jego życiorys nie trudno znaleźć w wyszukiwarce, polecam. Ta porażka jest niestety dowodem na to, że czas Ligii Polskich Rodzin, a raczej nieudolnych prób jej reaktywacji dobiega końca. Niestety nie można obecnej porażki zrzucać na barki wrogiej telewizji, bo przecież LPR ma w mediach publicznych wciąż jeszcze ogromne wpływy. Atak na Libertas nastąpił ze strony toruńskiej rozgłośni ojców Redemptorystów, ale to było do przewidzenia i należało być na taki atak przygotowanym.

Wynik zbliżony do Libertasu osiągnęła Unia Polityki Realnej, choć przy nieco mniejszych nakładach finansowych. Również i ten wynik nie jest zaskoczeniem, gdyż niestety rzeczowe i merytoryczne argumenty przedstawiane przez UPR nie spotykają się z uznaniem Polaków, którzy wciąż wolą nabierać się na socjalistyczne mrzonki zamiast zaufać zasadom wolnego rynku. A przecież to chyba UPR jest najskuteczniejszą partią w historii polskiego parlamentaryzmu, gdyż mając tylko dwóch posłów przeforsowała projekt lustracji na początku lat 90. Mało kto niestety dziś o tym pamięta.

Nieco lepszy wynik od Libertasu i UPR –u osiągnęła Prawica Rzeczpospolitej Marka Jurka. Niestety nasuwa się przykra refleksja, że gdyby te trzy siły wystąpiły razem, pod jednym szyldem to zapewne znalazłyby się w europarlamencie, ale niestety znów górę wzięły osobiste ambicje czy dawne urazy. I w konsekwencji mamy do czynienia z porażką trzech partii zamiast ze zwycięstwem jednej.

Niedzielne wybory udowodniły wszystkim niedowiarkom, że lewica, ta postkomunistyczna, to polityczny żywy trup, który niebawem ulegnie fizycznemu rozkładowi. Mówienie przez liderów SLD o sukcesie to czarny humor, zwłaszcza mając na względzie, że Sojusz osiągnął o wiele gorszy wynik niż w poprzednich wyborach. Cieszy powolne staczanie się w kierunku politycznego śmietnika lewicy postkomunistycznej, której bardzo daleko do PO, a i do PiS –u też kawał drogi.

Warto przy omawianiu niedzielnych wyborów zwrócić uwagę na żenująco niską frekwencję wyborczą zarówno w Polsce jak i w całej UE. Jest to dowód na to, że obywatele państw członkowskich UE zdają sobie dobrze sprawę z tego, że ich głos o niczym nie przesądza, najlepszym dowodem jest kwestia referendum w sprawie traktatu konstytucyjnego, który miał być wyrzucony do śmieci jeśli zgody na jego ratyfikowanie nie wyrazi choćby jedno państwo. Sprzeciwili się Francuzi, Hiszpanie i Irlandczycy, a więc szacowna Bruksela mając gdzieś głos narodów postanowiła prowadzić dalej proces ratyfikacji, a w państwach, które odrzuciły traktat nasilić propagandę, stosować różne naciski i wymuszać kolejne referenda. Ludzie stracili zaufanie do elit politycznych i samej instytucji UE.

Na szczególną uwagę zasługuje bardzo niska frekwencja na Słowacji, która dość dotkliwie odczuwa skutki wejścia do strefy euro, co powinno i naszym rządzącym dać do myślenia.

Jednak wybory w innych państwach europejskich napawają optymizmem, gdyż sporo mandatów udało się ugrać tzw. skrajnej prawicy, choć skrajna w większości przypadków jest ona tylko w lewackich i pseudoliberalnych mediach. W Wielkiej Brytanii drugą siłą jest eurosceptyczna partia narodowa podobnie w Holandii. Swoje wyniki niemal podwoiła Liga Północna, w Austrii partia Heidera, w Finlandii bardzo dobry wynik ugrupowania Prawdziwi Finowie, na Węgrzech tamtejszych nacjonalistów, czyli nie jest tak źle i można z optymizmem patrzyć w przyszłość z nadzieją, że brukselski nowotwór będzie skutecznie redukowany, aż skona.

Podsumowując te niedzielne eurowybory można stwierdzić, że w Polsce nic nowego, czyli bardzo źle. Zastanawia mnie jak to jest, że Polacy pewnym polityko mówią w jednych wyborach won, gdyż byli oni nieudolni, nie spełnili swoich obietnic, skompromitowali się, a za kilka lat ci sami politycy powracają dzięki głosom tych samych wyborców jako wielcy zwycięzcy… Im dłużej myślę nad tym przykrym fenomenem tym smutniejsza nachodzi mnie refleksja, zgodna ze słowami poety, iż Polak przed szkodą i po szkodzie……

Paweł

http://prostowoczy.blog.onet.pl/