Nie zaś: Głosowanie: Kiedy, ile dni?
Mirosław Dakowski
Przez me®dia „przetacza się” obecnie - daleko poza znudzenie widza i słuchacza - tsunami dywagacji i dyskusji na wielu szczeblach, kiedy pozwolą nam „dać głos” i czy takie „prawo” będziemy mieli aż dwa dni? Oznajmiają nam, kiedy i gdzie wypowiedział swe głębokie przemyślenia na ten temat „Bronek” a kiedy - „Donek”, czy inny Ogonek.Ta wrzawa ma przykryć prosty fakt, że „konsument” czy „obywatel” jest grupom rządzącym potrzebny tylko tego dnia, by „dał głos” na nich. Potrzebował tego „głosu” nawet agent Wolski (ksywa: „Jaruzel”), nawet w latach osiemdziesiątych. Wtedy chodziliśmy nocą po Warszawie z wiaderkiem kleju do tapet i rozklejali karty z rysunkiem siedzącego pieska i napisem: „daj GŁOS!”. Kwaśny paradoks polega na tym, że kiedyś robiłem to równocześnie, w jednej akcji, z kolegą Bonim - TW Znak. Obecnie jest „szarym ministrem (eminencją)” w rządzie kombinującym, jakby to wydobyć z ludzi więcej szczeknięć uwiarygodniających System. Bo zwykli ludzie w miarę upływu lat, a wraz z „rozwojem postępu” zrozumieli lub odczuwają, że od nas nic więcej obecnie nie zależy. Więc wolą na wycieczkę. A „postępowa opinia” w UE chciałaby uwiarygodnienia rządzącej kliki frekwencją wyborczą.
Zupełnym milczeniem okryta jest sprawa najważniejsza
Po 89-tym narzucono nam twór socjalistyczny: sposób wyboru p.t. „ordynacja proporcjonalna”. Wymyślili ją socjaliści w XIX wiecznej Belgii, którzy w sposób naturalny do parlamentu nie mogli się dostać. Zadziałał slogan „sprawiedliwości”.
Celem systemu narzuconego Polsce przez „drogiego Bronka” (Geremka) i jego mocodawców jest samo-powielanie się kasty politycznej. To jest tych grup, na „lansowanie” których ci zza kulis zawsze jakieś pieniądze znajdą i wydadzą. Przy tym pieniądze – i polecenia - docierają też do oddanych sobie a „wylansowanych” dziennikarzy. [Tu nie mogę nie przytoczyć: „ach, jak on mnie lansował...! dwie godziny mnie lansował” - marzycielsko wspomina jakaś Stokrotka].
Piszę ten, moim zdaniem ważny tekst we frywolnym stylu, by pokazać, jak proste a często prostackie są narzucone nam, Polakom, owieczkom, inteligentom (nie dotyczącego Ciebie określenia nie bierz pod uwagę), mechanizmy samo-powielania się kasty rządzących, czy raczej uchodzących za rządzących.
Czytam gorące dyskusje (
http://www.niepoprawni.pl/blog/411/odpowiedz-na-dyletanckie-rozwazania-juranda-o-jowach
) jakie niedogodności może przynieść JOW w takich stanach Kanady, gdzie więcej reniferów niż wyborców. Panowie, nami rządzą Rychu, Zdzichu, Miro, Kuna, czy może Wiatr i Żagiel, czy widzicie to?? Chcę tu wykazać, że prostota JOW może ich... bardzo osłabić.
Odwieczny system wybierania odpowiednich ludzi na odpowiedzialne posady, ciągle obecny np. w Wielkiej Brytanii i hamujący tam ekscesy „postępu”, jest prosty: Kto zdobył najwięcej głosów - wygrywa. W Wielkiej Brytanii znany jest więc jako „Pierwszy na Mecie”, First past the Post (FPTP) .
A ordynacje nazwane myląco i urągliwie „proporcjonalnymi”, a potocznie partyjniackimi powodują, przy skomplikowanym systemie przeliczania głosów wyborców na ilość miejsc w parlamencie zupełną nieprzejrzystość i nienaturalność tego przeliczania. Jest to tym bardziej mylące wobec zmiennych reguł tego przeliczania, „podzielników” wyssanych z palca jakiegoś kombinatora itp. Dlaczego na przykład ilość głosów na kandydata jakiejś partii w kolejnym kroku obliczeń należy dzielić przez 1.3, nie zaś przez π ? To nie ponury żart, lecz ilustracja absurdów tych odmian ordynacji.
Prawo Ciesielskiego
Według matematyka Krzysztofa Ciesielskiego ordynacja proporcjonalna winna się raczej nazywać paradoksalną, a to dlatego, że kryją się w niej pułapki, trudne do przewidzenia, a silnie wpływające na końcowy podział mandatów. „Prawo Ciesielskiego” zostało opublikowane wielokrotnie, np. w książce „Otwarta księga” Przystawy i Lazarowicza w 1999 roku. Więcej na temat różnych ordynacji i ich skutków dla sprawności rządzenia, Czytelnik może znaleźć na mej stronie, w dziale JOW-młot na partyjniactwo.
By było „sprawiedliwie”.
Pomysł pierwotny postępowców był taki, by głosy przeliczane na mandaty dzielić „proporcjonalnie” do sumy głosów przypadających na kandydatów poszczególnych partii. By było to „sprawiedliwie”. Okazało się to iluzoryczne, a nawet wykazano matematycznie (prawo Ciesielskiego, zob. Grzech pierworodny, ordynacja a panaceum), że w każdym z tych licznych przepisów istnieją matematyczne pułapki, mogące np. przy specyficznym wzroście ilości głosów zmniejszyć ilość mandatów dla konkretnej partii.
Jest to przemilczane przez polityków stojących na czele istniejących partii. Bo w systemach partyjniackich to oni ustalają kolejność na listach, a „owieczki” stawiają krzyżyk zwykle przy pierwszym na liście. Nazywają to bezczelnie „miejsca mandatowe”.
Potem proponowano, by „sprawiedliwie” (!!) zwiększać ilość kobiet, które przecież się do parlamentów nie garną. A dlaczego by, w ramach „sprawiedliwości”, nie uwzględniać wagi kandydata, czy koloru włosów?
A może wybierać spektrum posłów z całego dostępnego zakresu IQ? Ten ostatni wymóg byłby o tyle „kontrowersyjny”, że wielu poważnych obserwatorów dowodzi, iż poziom IQ posłów wybranych z „ordynacji partyjniackiej” jest zdecydowanie niższy, niż średnia u przechodniów na ulicy. Na pewno jednak obecnie, w parlamentach pochodzących z ordynacji „proporcjonalnej”, jest zdecydowana nad-reprezentacja mafiozów, obcych agentów, złodziei, kłamców itp. Związane to jest z faktem, że w koalicjach partyjnych dobro narodu nie jest najważniejsze ani decydujące, lecz dobro kolegów i sił wspierających, a decyduje nie Prawda, lecz „arytmetyka sejmowa”.
Takie patologie ulegają radykalnemu zmniejszeniu przy ordynacji jednomandatowej. Nie tylko w Europie. Ordynację JOW ma przeszło sześćdziesiąt państw.
Prawo Duverger’a
Nieprawdą jest to, co często mówią niedouki spośród obecnych polityków, że JOW-y możliwe byłyby w kraju, gdzie już są dwie silne partie, ale nie u nas. ..
Prawo Duverger’a mówi, że przy pierwszym zastosowaniu ordynacja JOW powoduje gromadzenie się wybranych posłów w grupy. Jest to naturalne, bo posłowi zależy, by mógł być skuteczniejszym. To prawo jest znane od wielu dziesięcioleci i potwierdzone doświadczalnie. [Por. Factors in a Two-Party and Multiparty System" ]
Więc przy pierwszym zastosowaniu JOW w danym kraju powstają dwie partie główne, trzecia - pretendująca do stania się z czasem jedną z dwóch głównych. Jest też w parlamencie wiele mniejszych partii, broniących interesów mniejszych grup. Są posłowie niezależni (naprawdę!) wybrani dzięki swym zaletom (dla wyborcy, nie dla szefa jakiejś partii!). Oni często stają się później filarami którejś z głównych partii, ku zadowoleniu ich bezpośrednich wyborców z okręgu.
Zwykle partia zwycięska, przy np. 35 % głosów (gdyby podsumować dla całego kraju, ale ta informacja tam nie ma większego znaczenia), uzyskuje ponad 50% mandatów, jej przywódca przedstawia swój gabinet Królowej i zostaje premierem na drugi dzień po wyborach. Podaję przykład Wielkiej Brytanii, gdzie ten system sprawdził się przez stulecia.
A np. w Belgii („królestwo” ordynacji proporcjonalnej) są ciągłe, od dziesięcioleci, kryzysy gabinetowe, brak rządów przez wiele miesięcy. Ostatnio zdenerwowani Belgowie urządzili „rewolucję frytek”, bo rekordowo długi jest już okres bez-rządu czy nierządu, bo koalicja wielu partyj nie może powstać ani rozpocząć działania.
Potem, również w Polsce, zawsze zwala się klęski rządu i niespełnione obietnice na „koalicjanta”. W Niemczech takim „obrotowym koalicjantem” była przez dziesięciolecia FDP (Freie Demokratische Partei), w Polsce to ZSL (pardon, teraz nazywa się PSL i „sięga do tradycji”...). PJN?
Bierni, mierni, nieczytelni. Byle u koryta. Takich możliwości „wożenia się” ordynacja JOW nie daje. I dlatego ci, co są już pod skrzydłami prezesa dużej partii (i jego ew. niejawnych opiekunów) tak bardzo JOW zwalczają.
O kurzej ślepocie polityków „klasy partyjniackiej” świadczy fakt, że nawet ci posłowie, którzy w czasie kampanii przyrzekali walkę o JOW, ciągle o tym zapominają, gdy już są w sejmie. Mówi mi taka jedna była sojuszniczka: Zobaczyłam , że ta ordynacja proporcjonalna jest jednak sprawiedliwa: Dostałam się przecież do sejmu. Jestem już drugą kadencję.... Jakim kosztem - i co wyborcy mają z jej obecności w sejmie i z głosowań według „ściągawki” szefa partii - nie mówi. O tym nie myśli.
Tu uściślenie, dla obrony przed dyżurnymi politologami czy konstytucjonalistami:
W konstytucji Kwaśniewskiego (1997) ustalono, że wybory do Sejmu będą „proporcjonalne”. Oczywiście, w ramach gmatwania i rozbudowy niejasności, nie zdefiniowano pojęcia „proporcjonalne”. Ale, co ważniejsze, w konstytucji pojęcie to odnosi się do wyborów, nie zaś do sposobu przeprowadzania wyborów, czyli ordynacji.
Ponieważ publicyści usłużni władzy celowo te dwie sprawy, a cztery pojęcia plączą, zwracam uwagę Czytelników, że różnica pojęciowa między wyborami a ordynacją jest taka, jak między mlekiem i krową. To pierwsze jest produktem drugiego, ale nie jest przecież z nim tożsame!
Dlatego argumentacja niektórych ekspertów i polityków, że do wprowadzenia ordynacji jednomandatowej trzeba by zmienić konstytucję, a „na to, niestety, nie mamy potrzebnych 2/3 w sejmie” są, łagodnie traktując ich wiedzę i IQ, nie trafione.
Dla wyczyszczenia pola dyskusji : „A w senacie jest ordynacja większościowa, a skutki widzimy: Partia zwycięska „bierze” senat, a dostaje się też pojedynczy oszust podatkowy, byle na skalę „rozdawnictwa kiełbas wyborczych i piwa”. Odpowiadam: W senacie jest ordynacja dwu- , trzy- i cztero- mandatowa. Pozatem jeden okręg obejmuje wielokrotnie większy obszar i pięciokrotnie więcej wyborców , niż do sejmu. To uniemożliwia kampanię wyborczą tanią, bezpośrednią, „na rowerze”. Oddziaływanie takiej ordynacji jest zupełnie różne od jedno-mandatowej. Szerzej wyjaśniłem to w artykule Fizjologia cielęcia a cielę dwugłowe
Ordynacja „mieszana” albo wybory dwustopniowe, jak we Francji, to wybiegi polityków partyjniackich. Skupiają szkodliwe cechy oby rodzajów ordynacji. Omówione są np. na mej stronie w dziale JOW-młot na partyjniactwo .
Ciągłe wahania i dylematy ekspertów przypominają mi następujące zdarzenie sprzed paru lat, które z pewnym zażenowaniem opiszę:
Na Wydziale Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego , u prof. Jadwigi Staniszkis, koło naukowe studentów zorganizowało warsztaty o roli ordynacji w życiu politycznym.
Zaprosili kilku znanych z TV dyżurnych specjalistów. Omawiano zady i walety (pardon, oczywiście odwrotnie..) ordynacji d’Hondta, Saint Lagüe, ich odmian i współczynników, westminsterskiej (to JOW) itp. Prof. Rychard (Anatol? Antoni?) opisał młodym uczonym socjologom ordynacje jednomandatowe - też w wielu wariantach. Wszyscy spece nie mogli się zdecydować, która ordynacja jest lepsza dla Polski. Chyba nawet o tym nie radzono, lecz o cechach i niuansach poszczególnych wariantów. I wątpliwościach ich dotyczących. Długa i uczona dyskusja.
Gdy wreszcie przyszła moja kolej, trochę już zniecierpliwiony, najpierw przytoczyłem rozmówkę prostytutek: Tirówa: „A ty, Wiola, gdzie teraz pracujesz? W.: „A, ja to pracuję wśród intelektualistów..” T.: No iii? W.: No, przyćmione światło, gra mocart, potem biorę penisa do ręki..” T.: A co to penis? W.: Też taki ch..., tylko mientki”. Sala się ucieszyła, bo było to po paru godzinach uczonej dyskusji, uczeni specjaliści - mniej. Po dyskusji, już w trakcie rozmów prywatnych, jedna z wiodących socjolożek powiedziała mi, że moja przypowieść adekwatnie opisała postawę politologów w Polsce.
Prostota i naturalność JOW
Wyjaśniłem prostotę i naturalność JOW: Nie musisz być najmądrzejszy, by wybrać uczciwego, odważnego i takiego, co potrafi bronić naszych interesów. Szczególnie, jeśli znasz go z dziada-pradziada. W małym okręgu zwykle tak bywa. Okręg jednomandatowy w Polsce, przy 460-ciu posłach to ok. 62 tys. wyborców, można go objechać na rowerze. A jeśli kandydat nie sprawdzi się - przy następnych wyborach rozsądny wyborca zdecyduje: wont, następny będzie się bardziej starał...
Angielscy Members of Parliament w Polsce zawsze nerwowo reagowali na propozycję konferencji w sobotę: „przecież muszę w weekend być w moim biurze, tam czekają wyborcy i ich sprawy, a od nich zależy mój los”.
Posłom tak wybranym kłamstwo, lenistwo, działanie na szkodę wyborców, rozmówka biznesowa z gangsterem na cmentarzu itp. po prostu się nie opłaca: zostaje nieubłaganie rozliczony.
To sposób NATURALNY. Tak wybierano od ZAWSZE, w kręgach wojów przed tysiącleciem; pamiętają państwo „daj kreskę Dowejce” pod koniec księgi czwartej Pana Tadeusza?
Jak to więc wprowadzić? Plan „Szarego”
Antoni Heda „Szary”. Od 1993r do końca - aktywny i skuteczny działacz Ruchu Jednomandatowych Okręgów Wyborczych.
Ok.1997 w czasie gorączkowych narad jak wprowadzić JOW do sejmu w Polsce, „Szary” postanowił:
„Urządzimy skurwysynom konklawe (język miał – w ważnych i decydujących chwilach – wojskowy) : Otoczymy na wiosnę (gdy meteo przewidzą dobrą pogodę) budynek sejmu w milion ludzi, odetniemy IM wodę i elektryczność - i poczekamy żądając, by uchwalili ordynację JOW. Będziemy się zmieniać. Nam kobiety będą donosić kanapki i piwo, a oni... dostaną g...”. Ależ Antoni, oni rzucą wojsko, rozgonią nas! Na nas wojsko?? na mnie? serdecznie roześmiał się „Szary”. I miał rację. Niestety, nie zdążył wykonać tego planu. Sił zabrakło - i ludzie się skundlili. Dziś (21. II. 2008) chowaliśmy ciało „Szarego”. Jego Duch pozostał z nami. Czekamy teraz na Wykonawcę. Szukamy.
Więcej zob.: Plan „Szarego”
Można też rozpropagować „bojkot aktywny”: Pójść na wybory, karty wyborcze (naprawdę to są książeczki!) zabrać - i przesłać do Centrali. W czasie poprzednich wyborów ja gromadziłem te karty. Jeśli ruch będzie powszechny, to zmianę ordynacji wymusimy.
Doceńcie łagodność tych propozycji. Polacy są łagodni. Do czasu!
Ruch na rzecz JOW ma stronę www.jow.pl , tam mnóstwo pomysłów, argumentów, artykułów – i książek na ten, kluczowy dla polityki, temat.
Ja rozsyłam chętnym (gratis) znaczki „pocztowe” do naklejania na listy ( i płoty) z najprostszym a w pełni oddającym nasze żądania hasłem:
Żądamy 100% JOW do Sejmu
[nie 50%, nie do senatu, panowie manipulatorzy i oszuści polityczni!]
Ostatnie dwadzieścia lat wykreowały już w Polsce jakby kastę, powiązane między sobą dziedziczne klany uważające, że to ONI mają „tym narodem” rządzić. I strzyc. I doić. Lub zmniejszać populację, jeśli IM zawadza.
Dopuścimy?
Za: http://dakowski.pl//index.php?option=com_content&task=view&id=3108&Itemid=138438434285