Weszliśmy już głęboko w nowy rok 2011, nawet dzień zdążył wydłużyć się o ponad trzy godziny. Brzemię starego roku 2010 ciąży jednak na wyobrażeniach o wydarzeniach. które może nam przynieść przyszły czas, zanim zegary wybiją kolejny początek roku. Niezwykły był ten miniony rok, pełen dramatów uświadamiających nam, jak niewiele od nas zależy i jak bardzo musimy być przygotowani na dalszy ciąg tego, co najwyraźniej się już zaczęło.
Przygotować się na wydarzenia, których nie jesteśmy w stanie sobie wyobrazić, to zadanie zahaczające o metafizykę. Ludzie głęboko wierzący słusznie szukają pomocy Boga, ale znając Jego zamysł wobec człowieka, którego świadomie obdarował wolną wolą, muszą odnaleźć swoje własne miejsce w tym nieznanym, które ma się dziać. Warto więc, mimo trudności, odwołać się do wyobraźni, ocenić znaki czasu i wyznaczyć drogę postępowania.
Nie jestem już dzisiaj tak bardzo pewien zasięgu własnej wyobraźni i możliwości właściwej oceny znaków czasu. To wszystko, co się dzieje, jest tak wypełnione dramatyzmem, że łączy się w jeden potężny i trudny do przeniknięcia chaos. Pogrążona w chaosie Polska zdaje się ginąć, a Naród oddala się coraz bardziej od ideału, jakim jawił się przez krótką chwilę marzeń w trudnym do zapomnienia czasie Solidarności 1980 roku. Mimo braku pewności, intuicja podpowiada mi, że to co ma się dziać, zogniskuje się wokół dziejowego wydarzenia jakim jest katastrofa smoleńska.
Nieprawda! Nie można uspokajać się tak fałszywie, nie wolno dla świętego spokoju rezygnować z dociekania prawdy. Zwłaszcza dlatego, że ważnej prawdy trzeba szukać z uporem i z cierpliwością. Nawet gdyby miała to nie być jeszcze ta prawda, która przynosi wyzwolenie, jej brak pogłębia nasze zniewolenie.
Mam wielki szacunek dla wszystkich, którzy starają się poskładać dostępne fragmenty informacji o katastrofie i szukają nieustannie nieznanych wcześniej, a skrywanych faktów, by rozważać wszelkie hipotezy, włącznie z tymi najbardziej egzotycznymi. Obok niegasnącego strumienia tekstów pojawiających się na stronach internetowych, szczególne uznanie budzi ciągła obecność tematu katastrofy w Naszym Dzienniku i w Gazecie Polskiej. Słusznie oba pisma umacniają swoje pozycje na rynku medialnym. Dojrzewają też zespoły rzetelnych i kompetentnych dziennikarzy, drążących z imponującą odwagą i ofiarnością drogę do prawdy. Dla mnie najważniejszym przesłaniem tych wysiłków jest to, że waga pełnego wyjaśnienia katastrofy jest tak wyraźnie doceniona i zaznaczona.
Jednocześnie w wielu miejscach toczy się walka o ukrycie prawdy. Dezinformacja towarzysząca wyjaśnianiu katastrofy, z niezwykłą brutalnością uprawiana przez stronę rosyjską, a tylko w trochę bardziej zakamuflowany sposób przez oficjalne czynniki w Polsce, jest tylko małym fragmentem tej walki. Ewidentnemu zacieraniu śladów i w gruncie rzeczy bezprawnemu utrzymywaniu pod wyłączną kontrolą Rosji wszelkich materialnych dowodów istotnych dla wyjaśnienia katastrofy, zdają się sekundować polskie władze przyjmujące z porażającą niefrasobliwością zachowanie Rosjan. Fakt, że polski rząd w tak rażący sposób sprzyja ukryciu prawdy, zadziwia świat i niezwykle utrudnia jakąkolwiek pomoc z zewnątrz w rozwikłaniu tajemnicy smoleńskiej. Niejako automatycznie, rządzący Polską politycy, których władza tak znacząco wzmocniła się w wyniku katastrofy, sami stają się ważnym elementem tej strasznej tajemnicy.
Walka z prawdą obejmuje też liczne grono indywidualnych uczestników, na czele z niezwykle zaangażowanymi, aktywnymi, wszędzie obecnymi i w natrętny sposób promowanymi ekspertami. Po tej stronie uczestniczą też obojętni na prawdę publicyści, a zwłaszcza anonimowi blogerzy i komentatorzy internetowi, którzy prześcigają się w neutralizacji skutków dociekliwych i trafnych tekstów w sprawie katastrofy. W tym ostatnim przypadku zadziwia pracowitość i żarliwość, z jaką niektórzy internetowi komentatorzy zwalczają wszelkie wątki sugerujące wersję zamachu. Można odnieść wrażenie, że są w szczególny sposób osobiście zainteresowani, by prawda nie zburzyła ich bardzo ustabilizowanych sympatii politycznych i nie wywróciła tych specyficznych poglądów na rzeczywistość w Polsce, które pozwalają im tkwić w dotychczasowych układach, odnosić osobiste korzyści i gasić głos sumienia.
Oderwę się od wnikania w kocioł toczącej się walki o prawdę smoleńską, by powrócić do konkluzji, którą przedstawiłem już wcześniej w tekście z 30 lipca. Chodzi o generalny wniosek, że mamy do czynienia z zaplanowaną zbrodnią, a nie z nieszczęśliwym, tragicznym wypadkiem losowym. Ten wniosek jest tak pewny, jak wszystko, co przyjmujemy za prawdziwe w naszej historii, mimo że bywa wciąż osnute mgłą skrywanych tajemnic, jak zbrodnia katyńska. Paradoksalnie pewność tę dają nam sami Rosjanie własnym postępowaniem, które jednoznacznie wskazuje na ich sprawstwo. Wszystkie dotychczas poznane fakty związane z katastrofą wskazują na zamach, ale wciąż wszystkie one są niepewne i podważalne. Jedyne fakty pewne i ważne, to zachowanie rosyjskich i polskich władz w sprawie wyjaśnienia katastrofy, począwszy od 10 kwietnia 2010. Te fakty są pewne, bo wiemy o nich z bezpośredniej obserwacji i prowadzą do twardych wniosków, które wynikają z tego zachowania. W każdym swoim elemencie związanym z dezinformacją, z niszczeniem dowodów, z procedurą śledztwa i z ograniczaniem dostępu do dowodów, zachowanie to wskazuje na sprawców, którzy w przemyślany sposób blokują możliwość odkrycia prawdy. Nawet gdyby przyjąć, że mieliśmy do czynienia z tragicznym wypadkiem losowym, i tak z jakichś powodów Rosjanie zachowują się, jakby chcieli nam wyraźnie przekazać: Tak, zrobiliśmy to, co było w interesie Rosji, ale wy Polacy nigdy nie poznacie prawdy, niczego nam nie udowodnicie, wszystkie elementy w pełni kontrolujemy.
Jest to demonstrowane w tak bezpośredni i bezczelny sposób, że trwająca już ponad 10 miesięcy gra pozorów i udawanie, że ktoś tutaj coś istotnego bada, ktoś prowadzi jakieś śledztwo, jest urąganiem rozumowi i poniżaniem godności narodowej Polaków. Rosjanie przekazują nam czytelny sygnał, że likwidując w bezprecedensowy sposób czołową elitę Polski, wypowiedzieli nam wojnę. Grają w otwarte karty, nie cofną się przed niczym i pójdą dalej, gdy Polska się nie podda, a okoliczności pozwolą. Mimo tragicznej wymowy sytuacji, której treścią jest wydarzenie o charakterze casus belli, trzeba przyjąć to wyzwanie i postępować tak, jakby Rosjanie przyznali się do zbrodni.
Moim zdaniem ten wniosek dyktuje najbardziej praktyczny, oczywisty i dostępny dzisiaj dla każdego sposób podejścia do sprawy katastrofy smoleńskiej. Podejście to z upływem czasu w pełni nabrało cech racjonalności i tym bardziej narzuca się w sytuacji, gdy większość z nas nie ma, ani czasu, ani kompetencji, ani możliwości weryfikacji faktów, by wchodzić w pogłębione analizy. Należy mianowicie przyjąć, że 96 ofiar katastrofy smoleńskiej zginęło w zamachu, prawdę o jego szczegółach i o jego sprawcach świadomie ukrywają władze Rosji, a polskie władze akceptują taką sytuację. Nie wiemy, czy uda się w przyszłości ujawnić i udowodnić pełną prawdę, ale wiemy, że Rosjanie dowodowego ujawnienia tej prawdy nie chcą i jej pilnie strzegą.
Takie stanowisko w Polsce powinno być dzisiaj powszechnie przyjęte i głośno wyrażane przez wszystkich. Powinno budować potężny głos opinii publicznej słyszalny bardzo wyraźnie poza granicami Polski. Jako jedyne i wystarczające uzasadnienie tego stanowiska trzeba podawać zachowanie władz rosyjskich od momentu katastrofy, aż po dzisiaj i dalej. Uzasadnieniem winna być sekwencja pytań, z których każde kolejne wymaga coraz bardziej nienaturalnych i naciąganych odpowiedzi. Jest tych całkiem elementarnych pytań, które dotąd pozostają bez odpowiedzi tak wiele, że nie spróbuję nawet ich wymienić. Każde z nich jest ciężkim oskarżeniem strony rosyjskiej i kompromitacją polskich władz, które po prostu udają, że wszystko jest w porządku i odwołują się do polskiego śledztwa. To śledztwo ma rzekomo ujawnić prawdę, nie mając dostępu do podstawowych materiałów dowodowych i opierając się o strzępy niewiarygodnej informacji przefiltrowanej przez dobrą wolę Rosjan, którzy trzymają wszystko pod kontrolą.
Gdyby Polska miała prawdziwie polskie, cieszące się powszechnym autorytetem władze, sytuacja też byłaby bardzo trudna. Wojna nieformalnie jest wypowiedziana, ale nie można jej wprost przyjąć i ruszyć z husarią pod Kłuszyn. Jednak w tej całkiem odmiennej sytuacji, przy powszechnej i głośnej opinii publicznej uznającej, że mieliśmy do czynienia z zamachem, takie władze Polski miałyby mocny argument w międzynarodowych układach. Tak mocny, że zmuszający Rosję do zmiany sposobu postępowania. Przy całym sceptycyzmie co do możliwych reakcji międzynarodowej klasy politycznej, odpowiednie nagłośnienie sprawy mogłoby wywołać o wiele ważniejsze poruszenie społeczeństw, a nawet poruszenie niektórych odłamów społeczeństwa rosyjskiego. Jest to jedna z wielu trudnych sytuacji, które od wielu lat przeżywamy. Wymagają one naszej wewnętrznej mobilizacji, która przecież tak łatwo może się oprzeć na prostym widzeniu spraw takimi, jakimi są, bez poszukiwania całkiem sztucznych wyjaśnień.
W tym przypadku prosta konkluzja o chęci ukrycia prawdy przez Rosjan, opierająca się na jednym tylko fakcie, że trzymają i nie chcą oddać naszych czarnych skrzynek i wraku samolotu, ma moc wystarczającą do oskarżeń. A przecież dziesiątki podobnych i jeszcze bardziej wymownych faktów nadają tej konkluzji moc dowiedzionej prawdy.
Ktoś może zapytać, właściwie dlaczego ja to wszystko dzisiaj piszę? Przecież to jest oczywiste; już wielu autorów to powiedziało w inny, może bardziej lapidarny, sposób.
Rzeczywiście, można mieć wątpliwości, czy trywialne podsumowanie jest potrzebne. Chciałbym, by okazało się trywialne, napisałem je jednak w obawie przed tym, co może nastąpić w najbliższym czasie, bo tę oczywistą konkluzję trzeba utrwalić, zanim ktoś podejmie próbę omotania jej w manipulacyjne mgły.
Co więc nastąpi w najbliższym czasie?
Wynika to z rozważenia możliwych sposobów postępowania w najbliższej przyszłości osób, którym zależy na odsunięciu sprawy katastrofy smoleńskiej w zapomnienie i utrzymanie zaprogramowanej wersji losowego wypadku spowodowanego przez nieodpowiedzialną załoga, którą poddano naciskom. Można oczekiwać następującej sekwencji prawdopodobnych wydarzeń:
Po awanturze i kontrowersjach związanych z raportem MAK i spektaklami konferencji prasowych, zostanie ogłoszony raport J.Millera podtrzymujący wersję rosyjską. Raport sformułuje oskarżenia wobec niektórych organizatorów wizyty, pilotów, gen. Błasika..., ale uzupełni listę oskarżonych o kontrolerów lotu z wieży smoleńskiej. Nastąpi głośny protest strony rosyjskiej, głównie ze środowisk kojarzonych z MAK. Protest ten w krótkim czasie zostanie zneutralizowany wystąpieniem ze strony przedstawiciela Komitetu Śledczego dopuszczającym możliwość winy kontrolerów. Ktoś przedstawi stanowisko w imieniu Putina, które zabrzmi mniej więcej tak: " Bardzo współczujemy Polakom tej tragedii i rozumiemy ich ból i naturalną potrzebę szukania współwinnych. Wychodząc naprzeciw tym potrzebom i wiedząc, co się stało, możemy przyznać, że lepiej by było, gdyby kontrolerzy zabronili lądowania na lotnisku Siewiernyj. Mieli przecież wątpliwości i dlatego porozumieli się z przełożonymi, którzy polecili, by pozwolić na lądowanie jeśli tylko jest to możliwe i nie niesie zbędnego ryzyka. Chodziło przecież o ważną wizytę i o uniknięcie jakichkolwiek oskarżeń o utrudnienia. Niestety okazało się, że była to nietrafna decyzja i trzeba było zastosować rygorystyczne zasady. W tym sensie czujemy, że jest jakaś cząstka winy po naszej stronie i ubolewamy, że tak się stało."
Dalej nastąpi w Polsce wielka medialna reakcja polityków, dziennikarzy, publicystów i ekspertów, którzy z zachwytem przyjmą oświadczenie Rosjan. Będą pieśni o kolejnym nowym otwarciu w stosunkach z Rosją, o dramatycznej demonstracji zmiany postępowania Rosjan, o słuszności linii politycznej rządu, który wykazał mądrą cierpliwość i wybrał najbardziej właściwą drogę wyjaśnienia tego nieszczęśliwego wypadku. Nastąpią zdecydowane działania rządu, który wyciągnie konsekwencje wobec ludzi odpowiedzialnych za złe przygotowanie organizacyjne wizyty i zaniedbania w 36-tym pułku - będzie dymisja min.B.Klicha, może Arabskiego i kilku innych urzędników. Media zrobią taką oprawę wydarzeniom, że wrażenie euforii będzie trudne do przeoczenia.
Prawda pozostanie jednak prawdą do wyjaśnienia i naszym obowiązkiem jest strzec się przed jej zagubieniem.
Od dnia 1-go maja bł. Jan Paweł II poprowadzi nas za rękę i będzie nam o wiele, o bardzo wiele łatwiej.
Sursum corda!!!!
R.Broda
Za: O roku ów....., w którym dzieją się najważniejsze sprawy
R.Broda –zapisek164 – 28 lutego 2011