Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 
św. Benedykt "Módl się i pracuj" - mówi się, że to zdanie odróżnia benedyktynów od innych zakonów. Choć nie jest ono zapisane w regule, to przecież stanowi jej główne przesłanie i ukierunkowuje na modlitwę, pracę oraz na szacunek do drugiego człowieka. Można dodać jeszcze jedno zdanie: "nie bądź smutny!" Czasami mówi się nawet: "módl się i pracuj w radości serca". To są punkty, wokół których będę koncentrować nasze rozważania.

Dlaczego taki temat konferencji? Ponieważ modlitwa i praca są ważne, nie tylko w zakonie benedyktyńskim, ale w ogóle. Nie widzę wspólnoty, zgromadzenia zakonnego czy osób konsekrowanych, które chciałyby i mogłyby oderwać się od hasła "modlitwa i praca". To jest bardzo chrześcijańska idea.

Benedykt żył w ciekawych czasach. Kończyła się starożytność, a rozpoczynało się - chociaż ludzie jeszcze o tym nie wiedzieli - średniowiecze. Podobnie jak dzisiaj na przełomie tysiącleci, wszyscy odczuwamy i widzimy, że to, co dokonuje się na naszych oczach, jest nie tylko zmianą daty, ale jakąś wielką zmianą w postawach ludzi, w ich mentalności, w rozwoju technicznym. Dzieje się coś nowego. Benedykt, zdając sobie sprawę z tego, że z jednej strony pogaństwo wali się w gruzy, a z drugiej, kultura w związku z wędrówką ludów pogańskich, dzikich, koczowniczych niosła ze sobą również treści pogańskie, a w najlepszym razie heretyckie, postawił sprawę bardzo jasno: niczego nie należy przedkładać nad Chrystusa. Jakże pięknie zgadza się to z tym, co na początku trzeciego tysiąclecia mówi Ojciec Święty: "Na nowo zacząć od Chrystusa".

Zaczynać od Chrystusa

Dzisiejsze pogaństwo ma inny charakter, ale w swej istocie jest takie samo - człowiek albo nie wierzy w Boga, albo żyje tak, jakby Boga nie było. Nawet dla wielu chrześcijan po wyjściu z kościoła nie ma większego znaczenia to, że Bóg rzeczywiście istnieje. Wystarcza im płytka, często dewocyjna religijność. "Niczego nie przedkładać nad Chrystusa". Jeśli połączy się to stwierdzenie z przykazaniem, które przypomina Jezus: Będziesz miłował Pana Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całym swoim umysłem i całą swoją mocą (Mk 12,30), widzimy, że koresponduje to ze słowami Jana Pawła II: "Nie trzeba lękać się świętości".
Dla mnie osobiście jest to wielkie zadanie, wskazane nam przez Papieża. Okazuje się bowiem, że nieszczęściem człowieka jest to, że nie jest święty. Przyczyną całej biedy współczesnego świata, biedy współczesnych katolików czy chrześcijan jest to, że zatrzymujemy się na progu świętości i dalej nie chcemy iść.

Kiedyś miałem zaszczyt zeznawać w procesie beatyfikacyjnym Hanny Chrzanowskiej, znanej w środowisku krakowskim pielęgniarki, nadzwyczajnej osoby, z którą współpracowałem w latach sześćdziesiątych. Odpowiadałem na pytania związane z jej postawą. Na każde z nich mogłem śmiało odpowiadać twierdząco. Pomyślałem sobie, że gdybym tak musiał ocenić siebie samego, na wiele pytań nie mógłbym pozytywnie odpowiedzieć. Zapytałem siebie: dlaczego? Na co ja czekam? Gdybym miał osiemnaście lat, byłoby to jeszcze zrozumiałe. Ale jeśli ma się lat siedemdziesiąt i jest się mnichem - jest to zastanawiające.

Modlitwa

Modlitwa jest relacją z Bogiem, która z czasem będzie się przekształcała w to, o czym pisał św. Paweł: "Już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus" (por. Ga 2,20). Reguła św. Benedykta jako pierwsze stawia kandydatowi do zakonu pytanie, czy naprawdę szuka Boga. Nie jest to jednak pytanie tylko dla kandydata do benedyktynów, ale dla każdego kandydata do nieba, kandydata do świętości. Każdy, kto pragnie prawdy, trwałych wartości, szuka właśnie modlitwy. Wystarczy popatrzeć, jakie jest dzisiaj zapotrzebowanie na różnego rodzaju szkoły modlitwy, np. te oparte na rozważaniu Pisma Świętego.

Pismo Święte, mądrze interpretowane przez Nauczycielski Urząd Kościoła, można porównać z oddechem. Wciągam w siebie coś, co podaje mi Pan Bóg, aby moja osobista modlitwa była natchniona Pismem Świętym i podtrzymywała we mnie to, co najzdrowsze, najlepsze. "Słowo Boże jest ostrzejsze niż wszelki miecz obosieczny, przenikające aż do rozdzielenia duszy i ciała, stawów i szpiku, zdolne osądzić pragnienia i myśli serca" (por. Hbr 4,12). Oddziela w człowieku to, co dobre od tego, co złe, aby mógł zwracać się do Boga jak umiłowane, czyste dziecko Boże. Czy będzie to modlitwa oparta na szkole biblijnej, czy na szkole św. Ignacego, czy będzie to szkoła karmelitańska, czy dominikańska - wszędzie znajdziemy to głęboko chrześcijańskie stwierdzenie: "Nie przedkładać niczego nad Chrystusa".

Każdy człowiek, który chce żyć autentycznie, wie, że jeśli nie ożywi swojej modlitwy, wszystko co czyni, będzie skazane na niepowodzenie. Bo modlitwa to żywa więź z Bogiem, która ma doprowadzić do takiego stanu, w którym właściwie zawsze trzeba się modlić i nigdy nie ustawać.
Jeden z apoftegmatów, które są dobre nie tylko dla mnichów, ale również dla każdego człowieka szukającego Boga, opowiada o tym, jak do starego Abby przyszedł młody adept i powiedział: "Idę na pustkowie i będę medytował. Nad czym mam myśleć?" Abba wziął Psalm 1 i przeczytał: Szczęśliwy mąż, który nie idzie za radą występnych, nie wchodzi na drogę grzeszników i nie siada w kole szyderców, lecz ma upodobanie w Prawie Pana, nad Jego Prawem rozmyśla dniem i nocą (Ps 1,1-2). Uczeń podziękował i odszedł. Wrócił po dwóch latach, powiedział, że już to rozumie i zapytał, co ma czynić dalej.

Na tym tle my wydajemy się pośpiesznie połykać setki wersetów dziennie. Nie chodzi jednak o to, aby je połykać, ale aby przeżuwać. Z tych wielu tekstów zawsze coś pozostaje w nas. I potem, kiedy wraca się do normalnego życia, Pan Bóg podsuwa nam, czy to w prywatnej modlitwie z Chrystusem, przed Najświętszym Sakramentem, w celi czy przy pracy, te słowa, które są nam potrzebne właśnie w tym momencie.

Jest jeszcze jedna bardzo ważna zasada: módl się tak, jak potrafisz, a nie tak, jak nie potrafisz. Niektórzy ludzie za wszelką cenę chcą opanować określony rodzaj modlitwy. Próbuj spokojnie, przyjdź na jedno czy drugie spotkanie, czasem zamknij się w "izdebce". Nie rezygnuj z poświęcania czasu Panu Bogu, z poświęcania czasu na to, co nazywa się pobożnymi ćwiczeniami, pacierzem, modlitwą ustną. Jeśli pragniesz świadomie kierować ku Bogu swoje słowa lub słowa powiedziane Bogu w gorącości serca przez kogoś innego, to nawet gdy twoje myśli są trochę rozbiegane - spokojnie i cierpliwie jak ziarno gorczycy, które rzucone w glebę rośnie i staje się drzewem, rośnie też twoja zdolność modlitwy, możliwość wpływania na rozwój twego życia wewnętrznego oraz na innych. Wielu rozmodlonych ludzi takich jak Matka Teresa, Ojciec Święty bardzo mocno oddziałuje na innych, nawet nie słowami, ale samym przykładem.

Praca

Znów powróćmy do czasów świętego Benedykta. Wiemy, jak trudno było wtedy z pracą. Panował system niewolniczy, w którym pracowali tylko niewolnicy. Szanujący się Rzymianin zajmował się zabawą, polowaniami, wojnami lub administrowaniem podbitych prowincji. Jeśli ktoś miał talent, to pisał. Nauczanie zaś było zajęciem godnym niewolnika. Benedykt natomiast przyjmował do swojego klasztoru ludzi najrozmaitszych: osoby z wysokiego stanu, kapłanów, ludzi zwyczajnych i niewolników. Bardzo jasno stawia tę kwestię: praca ręczna jest w życiu konieczna, a próżnowanie jest wrogiem duszy. Dlatego mnisi mają wyznaczony czas na modlitwę, czytanie i pracę ręczną. Tak jest do dzisiaj. Pracy intelektualnej towarzyszy praca ręczna: sprzątanie własnej celi, całego wnętrza budynku. To wszystko robią mnisi, młodsi i starsi. Nawet ci bardzo starzy patrzą, gdzie mogą się przydać.

Praca jest bowiem sposobem na odnawianie oblicza ziemi i na spełnianie polecenia Bożego: "Czyńcie sobie ziemię poddaną" (por. Rdz 1,28). Wynalazki, wszystko, co ułatwia pracę, jednocześnie bardzo komplikuje życie społeczne i sytuację na rynku pracy. Bo gdyby każda praca była wykonywana ręcznie, bez żadnych automatów i udogodnień, zatrudnienie miałyby olbrzymie ilości ludzi. Pamiętamy z nauki historii, jaką rewolucją było wprowadzenie maszyny parowej. Zakłady, które wcześniej potrzebowały bardzo wielu osób, zaczęły potrzebować ich znacznie mniej. Dlatego doszło do powstania proletariatu, który później doprowadził do Rewolucji Październikowej. Obecnie poszliśmy jeszcze dalej: tam, gdzie pracowało dwa tysiące osób, teraz pracują trzy - tak daleko zaszedł postęp techniczny. Narzekamy, że już niedługo co piąty Polak będzie bezrobotny, w Niemczech jest około pięć milionów bezrobotnych. Globalizacja i postęp techniczny na świecie sprawią, że będzie coraz mniej pracy. Jeśli nie można dać człowiekowi chleba, to daje się igrzyska, Wielu wysila się, by dostarczyć ludziom rozrywki, aby oderwać ich od trudnych problemów. Są jednak miejsca, gdzie brakuje ludzi do pracy, gdzie jest ich za mało. Tyle że tych, którzy stracili pracę, nie przygotowuje się do objęcia nowych stanowisk.

Modlitwa i praca

Pracę można traktować jako rodzaj modlitwy. Jeśli jestem blisko Chrystusa, jeśli nad Chrystusa nie przedkładam niczego, to całe moje życie powoli zmieni się w świecę spalającą się dla Boga, która nie tylko wydaje ciepło, blask i siłę, ale również przekształci rzeczywistość. Trzeba używać światła, którym jest kontakt człowieka z Bogiem. Praca bez Boga to całkowite zatracenie się, pracoholizm, wyzysk człowieka przez człowieka, niszczenie drugiego. Szczytem tego były obozy pracy w systemach totalitarnych. Przeciwieństwem powinna być humanizacja pracy, o której mówił ksiądz Tischner w swoich kazaniach solidarnościowych. Z kolei modlitwa bez pracy może być czczą dewocją. Modlitwa i praca muszą więc ściśle się łączyć, musi być między nimi równowaga.

Bezrobocie

Co zrobić, kiedy nie ma pracy? Czy bezrobocie może być podstawą naszej modlitwy? Czasem musi być. Jednak najpierw trzeba powiedzieć o tych, którzy nie chcą pracować, bo są tacy, którzy bez tysiąca złotych nawet nie myślą zaczynać. Tym, którzy nie chcą pracować, trzeba podsuwać słowa świętego Pawła: "Kto nie chce pracować niech też nie je" (por. 2 Tes 3,10), bo to jest pasożytowanie.

A ci, którzy nie mogą pracować? Jaka ma być ich modlitwa? Przede wszystkim wytrwała. W końcu doprowadzi ona do tego, że coś się uda, coś "zaskoczy". Czytam wiele wydawnictw związanych z ruchem baptystów czy zielonoświątkowców. Bardzo mocno akcentują oni sukces w oparciu o wiarę. Podają przykłady, że ich zaufanie przynosi owoce nawet na płaszczyźnie materialnej. Ilu zaczynało w Ameryce od pucowania butów, a skończyło na tym, że zostali milionerami? Jak przełożyć to na dzisiejsze warunki? W jakim kierunku musi pójść mój zapał podsycany przez nadzieję pokładaną w Bogu, aby można było o mnie powiedzieć: "wszystko, cokolwiek czyni, na dobre wychodzi"?

Jest jednak druga strona medalu. Sukces nie jest imieniem Boga. Rozwiązanie tego problemu nie jest łatwe. Zasadniczo człowiek powinien osiągnąć sukces. Jeśli ma rodzinę, musi mieć przecież pieniądze na jej utrzymanie, musi mieć pracę, dobre zarobki, musi znaleźć dobre miejsce w życiu. Ale jak zaufać Panu Bogu, jeśli tego sukcesu się nie osiąga? Gdzie jest Bóg w sukcesie, a gdzie jest w braku sukcesu? Jest to problem bardzo głęboki i mówiąc szczerze, nie widzę tu gotowych rozwiązań. Trzeba je dopiero wypracować. Religia jest na ciężkie, trudne czasy. Takie czasy się zbliżają. Chrystus przyszedł po to, by wtedy kiedy ludzie pytają: "Co z nami będzie?", powiedzieć: "Odwagi! Ja jestem, nie bójcie się!" (por. Mt 14,27).

Sytuacja świata

Pozostał jeszcze jeden ważny problem. To wszystko zło, które dzieje się obecnie, nie jest w stu procentach zależne od ludzi, ani tych najbardziej zdolnych, utalentowanych i obrotnych, ani tych najbardziej wierzących, ani tych, którzy są nieudacznikami, mięczakami. Po prostu w dużej mierze zależy od systemu całego świata. Jeśli zachwieje się Argentyna czy Azja, od razu mamy kłopoty, najpierw na giełdzie, a zaraz potem w życiu gospodarczym i społecznym.
Istnieje wiele praw, które nie pozwala rozwijać się drobnej przedsiębiorczości. A tak obiecywano nam tworzenie się klasy średniej, która doprowadzi do stabilizacji. Nasze państwo, niezależnie od tego, czy będzie w Unii Europejskiej, czy poza nią, ma prawo do tego, aby być rządzone sprawiedliwie.

Modlitwa o pracę, modlitwa o to, aby było inaczej, abyśmy "swoich pożytków zapomniawszy mogli służyć ojczyźnie", będzie też modlitwą o naszą roztropność w dziedzinie społecznej i politycznej. To trudna sprawa. Nachalne mieszanie się do polityki, z pewnością nie przystoi Kościołowi, ale jego obowiązkiem jest troska o człowieka. W trosce o ludzi Ojciec Święty w Christifideles laici mówi, że nie wolno katolikowi uchylać się od polityki i nie wolno jej zostawiać w rękach wrogów człowieka, których wykorzystuje szatan. Nie wolno! Trzeba się troszczyć o dobro wspólne. Zawsze w tym względzie mamy jakieś możliwości.

Czy polska rzeczywistość modlitwy i pracy udała się Panu Bogu? O ile udała się ludziom, o tyle udała się i Panu Bogu. Bóg działa przez człowieka, Bóg działa przez nas. Oczywiście, takie spotkanie jak nasze w czasie tej sesji nie rozwiąże problemu bezrobocia, ale może rzucić światło na mroki naszej rzeczywistości. Niech nikt nie zamyka w sobie tego światła. Niech nie będzie tak, jak w tej nienajmądrzejszej piosence dla dzieci: "Panie Jezu, zabierzemy Cię do domu, Panie Jezu nie oddamy Cię nikomu". Raczej śpiewajmy: oddamy Cię, będziemy się Tobą dzielili ze wszystkimi, będziemy nawracać wszystkich i zmieni się oblicze tej ziemi.

O. Leon Knabit OSB
jest benedyktynem, mnichem Opactwa Tynieckiego, znanym z prowadzenia ciekawych programów telewizyjnych.

Za: http://www.katolik.pl/index1.php?st=artykuly&id=670