"Benedykt XVI ma nadzieję, że obudzi się i ujawni potężna siła wiary ukryta w ludzkich sercach. Atmosfera przełomu w Europie jest już wyczuwalna"
Z Peterem Seewaldem, autorem wywiadu rzeki z Ojcem Świętym Benedyktem XVI "Światło świata", rozmawia Bogusław Rąpała Ksiądz arcybiskup Rino Fisichella w czasie watykańskiej prezentacji książki "Światło świata" stwierdził, że skondensowano w niej myśli Papieża, jego troski i cierpienia z ostatnich lat. Co szczególnie leży na sercu Benedyktowi XVI? Czy z ogółu jego wypowiedzi przebija jakieś jedno główne przesłanie skierowane do współczesnych ludzi? - Tak. Jest to ostrzeżenie i napomnienie skierowane do świata. Papież przestrzega głównie przed zakłamaniem i zatruwaniem ludzkich umysłów. Kiedy z naszego życia znika Bóg, który najlepiej nas zna, kocha i o nas się troszczy, wtedy tak naprawdę zatracamy podstawę i istotę naszego jestestwa. Dlatego obecnie najważniejszym zadaniem, które stoi przed Kościołem, jest ponowne wydobycie na światło dzienne niedającego się niczym innym zastąpić priorytetu Boga. Wydaje mi się, że w tym momencie dziejowym, w którym przyszło nam żyć, coś się rzeczywiście w tej kwestii zaczyna dziać. Kilka tygodni temu byłem w Madrycie, Mediolanie i Paryżu, gdzie odbywały się prezentacje mojej nowej książki. Wszędzie tam zauważałem pewien rodzaj nerwowości, jaką daje się odczuć przed wyruszeniem w daleką drogę, jakby atmosferę przełomu. Widać, że bardzo wielu ludzi nie chce już żyć tak jak do tej pory, ale pragnie na nowo przyjąć i poważnie przeżywać swoją chrześcijańską tożsamość. Jako katolicy chcą być po prostu bardziej autentyczni. Do tego dochodzi przekonanie, że przeciwnicy Ojca Świętego przekroczyli dopuszczalne granice krytyki i posunęli się za daleko. Posługując się polityką dezinformacji i karykaturami, stanowczo przesadzili, co wywołało skutek odwrotny od zamierzonego. W efekcie dziś ludzie mówią: dosyć! Jakie ważne tematy dominowały w Pańskiej rozmowie z Ojcem Świętym? - W "Świetle świata" jest mowa o kryzysie Kościoła, ale także o dramatycznych problemach społeczeństwa. I o tym, jaką postawę wobec tych kwestii powinien zająć człowiek wierzący. Wywiad jest również swego rodzaju bilansem dotychczasowych osiągnięć pontyfikatu Benedykta XVI, które - moim zdaniem - są za mało zauważane. Z tych wszystkich elementów wyłania się obraz Ojca Świętego, jego osobowości, ale również pasterskiej posługi, jaką sprawuje, a która w dzisiejszych czasach zyskuje nowe znaczenie.
To bardzo ważne, aby zrozumieć powagę naszej sytuacji. Musimy zacząć dostrzegać, że stoimy przed zmianą perspektywy, która wpłynie również na zmianę naszego sposobu myślenia. Patrząc na stopień przestrzegania przez ludzi przesłania zawartego w Ewangelii, widać wyraźnie, że nasze życie toczy się nie tylko i wyłącznie tak, jakbyśmy żyli po Chrystusie, ale coraz bardziej zaczyna przypominać życie ludzi, którzy jeszcze Chrystusa nie znają. Jakie momenty w trakcie Pańskich spotkań z Ojcem Świętym były szczególnie poruszające? Co najbardziej zapadło Panu w pamięć z czasu spędzonego z Benedyktem XVI w Castel Gandolfo? - Szczególnie duże wrażenie wywarło na mnie to, że Papież na wszystkie sprawy i problemy, przed którymi staje, zawsze próbuje patrzeć w pewnym stopniu oczyma Boga. Tego Boga, którego chrześcijanie znają jako Boga Miłości, który nikogo nie przekreśla. Książka opisuje osobistą wiarę Papieża. Myślę, że wielu katolików chciałoby znać odpowiedź na pytanie: jak wierzy Papież... - W trakcie naszych rozmów doskonale można było wyczuć bardzo głęboką, osobistą relację Papieża z Panem Bogiem. Benedykt XVI dostąpił łaski dostrzeżenia i przyjęcia Światła Świata i chce je przekazywać. Chce dzielić się doświadczeniem wiary z innymi. Czyni to w szczególności poprzez prostotę swojej wiary, którą widać w Jego życiu. Rozum i pobożność tworzą w Jego osobie fascynującą symbiozę. To niezwykle porusza serce. Muszę się przyznać, że widząc kierunek, w jakim zmierza nasze społeczeństwo, byłem bardzo pesymistycznie nastawiony, kiedy udawałem się na spotkanie z Ojcem Świętym. Jednak później miałem możliwość nauczenia się czegoś niezwykle ważnego, mianowicie tego, że człowiek-chrześcijanin, którego myślenie nakierowane jest na Jezusa Chrystusa, patrzy w przyszłość nie z obawą, ale z nadzieją. Według Benedykta XVI, społeczeństwo Zachodu stoi na rozdrożu: albo będzie ulegać dalszemu zeświecczeniu, albo na nowo odkryje Boże wezwanie. Co zamierza uczynić Papież, aby zachęcić ludzi do kroczenia drogą Bożych Przykazań? - To trudne pytanie, ponieważ Kościół i społeczeństwo znajdują się bez wątpienia w okresie ogromnego przełomu. Kościół musi zająć na nowo pozycje i jeszcze wyraźniej niż dotychczas zaakcentować swoje stanowisko, ponieważ ma coś niezwykle ważnego do przekazania. Chrześcijaństwo to wybitnie rozsądna propozycja, oparta na ewangelicznym przesłaniu, pozwalającym znaleźć odpowiedź na najtrudniejsze pytania naszych czasów. Chrześcijaństwo jest z jednej strony objawieniem, a z drugiej - propozycją uzdrowienia i ratunku. Trzeba tylko nauczyć się patrzeć, aby móc tę chrześcijańską ofertę na nowo dostrzec i odkryć. Benedykt XVI ma nadzieję, że obudzi i ujawni się potężna, wewnętrzna siła wiary, która tkwi w ludziach. Potrzebne jest tylko przekonanie, że ten skarb ukryty w ludzkich sercach i umysłach na nowo zostanie wydobyty na powierzchnię. I mówię to bez żadnej przesady. A będzie to możliwe tylko wtedy, gdy ludzie zaczną wprowadzać w swoje życie wartości chrześcijańskie. Skąd 83-letni Ojciec Święty czerpie siłę do wypełniania swojej trudnej posługi? - Przede wszystkim ze swego całkowitego zawierzenia Bożej Opatrzności. W tym, co robi i mówi, jest niesamowicie autentyczny. Mówi to, co myśli, i robi to, co mówi. W swojej pracy jest niezwykle zdyscyplinowany i wydajny. Naturalnie, że w tym wieku ma się już pewne dolegliwości, ale Benedykt XVI nie jest człowiekiem, który łatwo daje za wygraną. Potrafi bardzo szybko zregenerować swoje siły. Jest osobą doskonale zorientowaną w życiu Kościoła, rzeczywistości politycznej, trudnych kwestiach społecznych. Nie jest tzw. molem książkowym zaszytym w bibliotece, tak jak go niejednokrotnie przedstawiano. Myślę, że nie ma drugiej osoby, która - jak on - każdego dnia poznawałaby tak wielu ludzi ze wszystkich możliwych krajów świata. Liberalne kręgi liczyły na to, że ks. kard. Joseph Ratzinger jako Papież zmieni podejście w wielu kwestiach - teologicznych i moralnych. Gdy Ojciec Święty ani na jotę nie odstąpił od doktryny wiary i moralności, wielu dziennikarzy, polityków i ludzi kultury przypuściło zaciekły atak na jego osobę. - Joseph Ratzinger jest niewygodny. Jego słowa są wymagające, a przez niektórych odbierane wręcz jako prowokujące. Jednak historia pokaże, że miał rację, a prawda, którą głosi, jest ponadczasowa i nieprzemijająca. To, że jest niedoceniany lub atakowany, bierze się również ze sposobu przedstawiania jego wypowiedzi w mediach, które traktują je bardzo wybiórczo, pozbawiają kontekstu, a przez to wypaczają lub zmieniają ich sens. Jako przykład mogę podać sytuację sprzed kilku tygodni: tygodnik "Spiegel" całkowicie pominął informację o ukazaniu się książki "Światło świata". Przyczyny tego postępowania są czysto ideologiczne. A warto podkreślić, że o tym wydarzeniu informowały media na całym świecie. Przez takie sformatowanie wielu mediów ich odbiorcy mają zdecydowanie mniej informacji na temat życia Kościoła i pytań dotyczących wiary. A ten przekaz, który do nich dociera, jest nierzadko jawnym materiałem propagandowym. Takie dziennikarstwo jest prymitywne i bez klasy. To świadczy o tym, że w wielu środkach przekazu brakuje intelektualnego potencjału oraz zawodowego profesjonalizmu. Dla mnie jako dziennikarza to bardzo przykra obserwacja, a odbiorca jest już po prostu zmęczony i znudzony takim sposobem przekazywania informacji. Jak określiłby Pan swoje obecne relacje z Ojcem Świętym? To przyjaźń czy relacja uczeń - mistrz? - Naszą relację można bardzo łatwo opisać. Chociaż jesteśmy zaprzyjaźnieni, to przede wszystkim jestem dziennikarzem, który mu towarzyszy. Papież interesuje mnie jako dziennikarza, ale również oczywiście jako katolika. Służę mu swoimi dziennikarskimi możliwościami. I w tym widzi Pan swoją rolę? - Rolą dziennikarza jest również zachowanie pewnego profesjonalnego dystansu. Nie można go nigdy zatracić. W końcu nie jestem rzecznikiem prasowym Benedykta XVI. Ale swoje zadanie widzę właśnie w tym, aby towarzyszyć Benedyktowi XVI w czasie jego pontyfikatu i czynić go bardziej zrozumiałym. To nie tajemnica, że wiele zachodnioeuropejskich środków masowego przekazu jest bardzo krytycznie, a niejednokrotnie wrogo nastawionych do Kościoła. Widoczna jest w nich skłonność do stosowania dezinformacji i manipulacji. Przez tę bardziej lub mniej świadomą dezinformację, połączoną z ogromem informacji, jakie do nas docierają, powstaje niewyraźny lub fałszywy obraz Benedykta XVI i jego pontyfikatu. Stwierdził Pan w jednym z wywiadów, że spotkanie z Papieżem to było Pańskie życiowe przeznaczenie. Jak te spotkania wpłynęły na Pańskie życie, na podejście do religii katolickiej i do świata w ogóle? - Oczywiście, spotkania z Benedyktem XVI wywarły na mnie bardzo duży wpływ. Mój powrót do Kościoła rozpoczął się wprawdzie dużo wcześniej i zbiegł się z przygotowaniami do pierwszej książki będącej wywiadem z ks. kard. Josephem Ratzingerem, zatytułowanej "Sól ziemi". Podczas tych przygotowań przez prawie rok zajmowałem się wiarą katolicką. I to małe studium wiary bardzo pomogło mi lepiej zrozumieć katolicyzm, a odpowiedzi ówczesnego ks. kard. Ratzingera brzmiały bardzo przekonująco. Byłem szczęśliwy, że możliwe jest znalezienie odpowiedzi na problemy naszych czasów, patrząc na świat przez pryzmat wiary. Joseph Ratzinger to niesamowity człowiek i nadzwyczajny myśliciel. Uważam, że nawet jeśli nie do końca zgadzamy się z tym, co mówi, to nie wolno jego stanowiska ignorować. Dziękuję za rozmowę.
Za: Nasz Dziennik, Boże Narodzenie, 24-26 grudnia 2010, Nr 300 (3926)