Dziś mamy wiek XXI i inne jest myślenie – także nad Wisłą. Nowe są priorytety. Pojęcie narodu stopniowo eliminuje się ze świadomości, nie śpiewa się już też Żeby Polska była Polską. Po wejściu w życie Traktatu Lizbońskiego„nowoczesność” polegać ma m.in. na tym, by za najwłaściwszą uznać w Europie suwerenność podzieloną, ograniczoną, której – co musi pobudzić od razu do głębszego zastanowienia się – jedynie Niemcy potrafiły się przeciwstawić zachowując u siebie zasadę wyższości ustawodawstwa własnego parlamentu nad ustawodawstwem unijnym.
Dla pełnej akceptacji tej nowej sytuacji politycznej potrzebny jest „nowy Polak”. Taki, który za dużo nie myśli i do którego nie pasowałby już nawet sam tytuł książki Jana Pawła II: Pamięć i tożsamość.
Takiego nowego Polaka należy odpowiednio wychować, ukształtować, najlepiej jeszcze w trakcie nauki szkolnej. Miał rację Jan Zamoyski pisząc: zawsze takie Rzeczypospolite będą, jakie ich młodzieży chowanie. A więc wychowuje się młodzież na nową modłę. Ogranicza się do dużo skromniejszych, niż kiedyś, wymiarów naukę historii i innych przedmiotów humanistycznych, odpowiednio formuje adresowane do młodego pokolenia przekazy medialne. A z tego, że większość mediów nie należy już do Polaków duża część obywateli, m.in. tych młodych właśnie, nawet nie zdaje sobie sprawy.
Są już wspaniałe efekty. Kuba Wojewódzki, popisujący się w TVN chamstwem i wulgarnością, robiący grepsy w rodzaju wtykania polskiej flagi w ekskrementy, uważany jest przez młodzież za jeden z jej głównych autorytetów (taki był wynik przeprowadzonych niedawno badań).
Wszystko idzie na tyle dobrze, że już sami uczniowie mogą w „postępowych działaniach edukacyjnych” przejmować pałeczkę, by wpływać na rówieśników. Któregoś przedpołudnia trafiłem do Teatru Jaracza, gdzie dla widowni wypełnionej uczniowską bracią jedna ze szkolnych formacji pieśni i tańca prezentowała spektakl nawiązujący w swym kształcie do musicalu – trochę dialogów, trochę piosenek i tańca. Akcja widowiska, notabene ze scenariuszem przygotowanym przez emerytowaną już chyba redaktorkę łódzkiego dodatku do „Gazety Wyborczej”, rozgrywała się na podwórku stanowiącym metaforę współczesnej Europy (kościoła, oczywiście, z tego podwórka nie mogło być widać).
Po odsłonięciu kurtyny na trzepaku wisiało coś, co przypominało polską flagę – płachta biała obok czerwonej. Tkaniny te szybko jednak zostały zdjęte i rzucone w kąt, mogący oznaczać śmietnik. Przyszła kolej na taniec – włoski, szkocki, francuski – w tym ostatnim przypadku był to zresztą kankan, w którym dziewczynki lat około dwunastu zadzierały, w geście raczej nieadekwatnym do ich wieku, spódnice. Dla okrasy polski taniec też był. Nie podaję nazwy zespołu, nazwisk realizatorów, mam nawet szacunek do pracy włożonej w to wszystko przez dzieci, którymi jacyś nauczyciele kierowali, a może należałoby powiedzieć – manipulowali. Chodzi mi o problem. Pamiętam czasy, gdy przynajmniej w niektórych szkołach udawało się realizować programy patriotyczne, gdy symbole narodowe otaczano należną im czcią. Teraz dominują inne treści, inne obyczaje. Łatwo się domyślić, co w omawianym spektaklu było eksponowane. Stanowiąca główny akcent „wielkiego finału” - wielka flaga unii europejskiej. Ją potraktowano z namaszczeniem.
Kto ty jesteś – pytał w Katechizmie polskiego dziecka Władysław Bełza…
Janusz Janyst
Aspekt Polski nr 146/2009
Strona : Aspekt Polski
przesłał Artur Kozos