Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
 
„Jeżeli ta sprawa budzi we mnie pewien niepokój, to właśnie dlatego, że tu nagle teraz Kamiński [szef IPN Łukasz Kamiński – przyp. red.] i kierownictwo IPN, w tym taki człowiek jak prof. Friszke, nagle zdecydowali się skupić uwagę publiczną na Wałęsie. Wałęsa jest punktem straconym, jest pozycją nie do obrony, więc skoro nie da się go obronić to się go poświęca. Uznali, ze „Wałęsę oddajemy”, ale nadal ukrywają informację na temat tego co się znajduje w pozostałych materiałach. A ja uważam, że Lech Wałęsa w tej chwili jest już postacią nieinteresującą, co najwyżej w sensie sensacyjnym dla pism brukowych. Powiedziałbym nawet, że to informacja „dla głupich”. A robi się tą sztuczna sensację, żeby zasłonić innych – mówi w rozmowie z Izabelą Kozłowską Krzysztof Wyszkowski

Izabela Kozłowska Tygodnik Solidarność: Kim dla pana był Lech Wałęsa w okresie walki z komunizmem? 

Krzysztof Wyszkowski: Kiedyś był przyjacielem. W pewnym czasie nawet bliskim.

Przyszedł do mnie kiedyś, do mojego mieszkania, w czasie kiedy prowadziliśmy głodówkę a mój brat siedział w więzieniu i tam prowadził głodówkę. To był moment pewnego napięcia psychicznego i emocjonalnego. No i w tym momencie zapukał taki przestraszony człowieczek i zaproponował wysadzanie komend milicji w powietrze, mordowanie milicjantów granatami. Uznałem, że to biedny, bardzo nierozumny człowiek, ale może dobrze chce. No i niestety się nim zaopiekowałem. A później przez całe lata, nie zdając sobie sprawy, że to człowiek który pracuje na dwie strony, współpracowałem z nim, aż do wyboru na prezydenta.

A kiedy i w jakich okolicznościach zorientował się pan, że z Wałęsą jest coś nie tak?

 

Sygnałów było bardzo wiele, ale proszę pamiętać, że środowiska niepodległościowe i antykomunistyczne nie miały żadnego przeszkolenia kontrwywiadowczego, byliśmy zwykłymi naiwniakami, tak jak każdy przeciętny człowiek. Tak jak słyszymy w telewizji, że ludzie dają się nabierać „na wnuczka”, podobnie naiwnie myśmy się dawali nabierać agentom. Szczególnie jeżeli było to dobrze przygotowane a ci ludzie umiejętnie pozorowali swoją chęć działania.

Pamiętam, że Wałęsa pierwszego dnia od razu poszedł do kościoła, trochę zdziwiony i nieufny do tego typka, spytałem czy do tego kościoła dotarł, odbywały się tam akurat modlitwy w intencji mojego brata, powiedziano mi wtedy, że tak dotarł i modlił się bardzo skupiony, przyznaję, że takie rzeczy robiły wówczas na nas wrażenie uwiarygadniające.

Pamiętam też w 79′ roku była taka ważna historia, kiedy dowiedzieliśmy się, że do mieszkania Wałęsy, który mieszkał wtedy na Stogach, przyszło dwóch funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa z wódką i że kiedy wypili ta wódkę, Wałęsa z jednym z nich, poszedł, jak to się kiedyś mówiło, „na melinę” i tam dokupili jeszcze pół litra. Ja zapytałem Wałęsę o tę sprawę. Był wystraszony, przyznał się bez żadnych oporów, ględził coś chaotycznie choć pokornie.

Więc były takie sygnały. Jednak przyznaję szczerze, dawaliśmy się nabierać właśnie jak starsze panie „na wnuczka”

Jak Pan odebrał sprawę „Szafy Kiszczaka” i częściowe ujawnienie informacji na temat ukrytych w niej dokumentów TW Bolek?

W sensie naukowym, faktograficznym sprawa jest od dawna oczywista. To dla mnie nie podlega żadnej dyskusji co do agentury Wałęsy w latach 70′. Oczywiście dobrze, że te dokumenty zostały ujawnione, ale nie jest to dla mnie żadna nowość w sensie merytorycznym.

Ważniejszy jest fakt, że IPN broni się przed ujawnieniem, że Lech Wałęsa współpracował ze Służbą Bezpieczeństwa po 76′ roku, już może nie jako agent „Bolek”, ale nadal była to współpraca. Przecież 14 sierpnia 80′ roku, kiedy przyszedł na strajk, to było też zorganizowane przez SB. Wprowadzał go agent „Kolega”, nazwijmy go w skrócie Jurek K., w ostatniej chwili, kiedy już się okazało, że strajk wybuchł i potrzebny jest ktoś, kto panuje nad tym buntem. W tym momencie „Kolega” wprowadził Wałęsę na polecenie Służby Bezpieczeństwa do stoczni. Wałęsa biegiem zdążył się jeszcze zapisać na przewodniczącego komitetu strajkowego. I to było charakterystyczne, bo uczciwi ludzie zwykle nie pchają się w takich sytuacjach żeby być na czele. A Wałęsa odwrotnie. Czekał pod stocznią, gdyby się strajk nie udał wróciłby do domu, ale jak dostał sygnał, że ma wchodzić, wtedy wszedł i natychmiast ogłosił się przewodniczącym.

IPN powinien badać współpracę Wałęsy ze Służbą Bezpieczeństwa również po tym okresie. Sam się do tego przyznawał. W latach 80-81′ również spotykał się z szefostwem SB. Po 13 grudnia poparł wprowadzenie stanu wojennego, oddał się do dyspozycji i tylko dlatego, że władze komunistyczne, że nie trzeba Solidarności „odtwarzać w formie robotniczej”, tylko w ogóle można ją zlikwidować, po kilku miesiącach trzymania Wałęsy „w zapasie” pod Warszawą, odesłano go do Arłamowa. I tam w Arłamowie, w listopadzie, napisał swój pokorny adres do Jaruzelskiego „Kapral Wałęsa”. To były wszystko rzeczy ohydne, odrażające. Ja wtedy napisałem do niego list, który przekazała moja przyjaciółka, bo ja się ukrywałem. On wiedział, że zdradził, chodziło tylko o ratowanie interesu publicznego. Namawiałem go do tego żeby się wycofał, nie afiszował z tą zdradą. Chodziło mi o to żeby nie pogłębiać upadku ducha ludzi Solidarności. W 1982 to było ważne.

I tak to trwało. Później z kolei, po Okrągłym Stole, myśleliśmy nie o tym, żeby ujawniać agenturę w Solidarności, tylko o tym jak obalić Jaruzelskiego. Uznaliśmy, że bierzemy Wałęsę i przy jego pomocy, używając go jak bili w bilardzie, tutaj do rozbijania układu. W tym czasie stała się rzecz nieprawdopodobna, która do dzisiaj ma konsekwencje dla Polski, Tadeusz Mazowiecki zechciał sam zostać prezydentem. Od tego momentu przestałem z nim współpracować, ponieważ miałem dość jego prymitywizmu.

On w stosunku do mnie był zawsze pokorny, uległy, „Krzysiu, ty wiesz lepiej”, pisałem mu wywiady, oświadczenia, których on nawet nie czytał. To mnie przez długi czas utrzymywało w takim przekonaniu, że skoro mam na niego wpływ, to warto z nim współpracować. Dzisiaj żałuję tej swojej naiwności.

Czy w pana ocenie proces ujawniania dokumentów z tzw. „Szafy Kiszczaka” przebiega prawidłowo?

To jest rzecz drugorzędna, ważne żeby te dokumenty poznać. Jeżeli ta sprawa budzi we mnie pewien niepokój, to właśnie dlatego, że tu nagle teraz Kamiński [szef IPN Łukasz Kamiński – przyp. red.] i kierownictwo IPN, w tym taki człowiek jak prof. Friszke, nagle zdecydowali się skupić uwagę publiczną na Wałęsie. Wałęsa jest punktem straconym, jest pozycją nie do obrony, więc skoro nie da się go obronić to się go poświęca. Uznali, ze „Wałęsę oddajemy”, ale nadal ukrywają informację na temat tego co się znajduje w pozostałych materiałach. A ja uważam, że Lech Wałęsa w tej chwili jest już postacią nieinteresującą, co najwyżej w sensie sensacyjnym dla pism brukowych. Powiedziałbym nawet, że to informacja „dla głupich”. A robi się tą sztuczna sensację, żeby zasłonić innych. IPN oczywiście takich rzeczy nie bada, nie prowadzi śledztw, a przecież to jest jego obowiązkiem. Właśnie Kiszczak w 89′ i 90′ roku, kiedy był wicepremierem w rządzie Tadeusza Mazowieckiego, to właśnie on i jego aparat prowadzili wielką akcję tworzenia partii politycznych, wyszukiwania zdolnych młodych ludzi, którzy chętnie wezmą pieniądze i staną się reprezentantami tego układu sowieckiego na nowe czasy.

Kiszczak działał na zlecenie KGB, na zlecenie Związku Sowieckiego w owym czasie, później w interesie Rosji. Wszyscy ci ludzie, którzy wystartowali dzięki SB, którzy są kreaturami SB, osoby i środowiska wytworzone do polityki przez Służbę Bezpieczeństwa, są uzależnieni od sponsorów, a sponsorem głównym było KGB, Służba Bezpieczeństwa była tylko terenowym lokalnym oddziałem służb sowieckich. A jak się doda do tego jeszcze niemieckie służby i służby innych krajów, które chciałyby Polskę traktować przedmiotowo, rozgrywać tu sprawy, pilnować żeby Polacy się nie buntowali, które chciałyby obrabować Polskę, bo Polska w ostatnim okresie została obrabowana z majątku narodowego, otrzymujemy międzynarodowy układ, który nie musi być wrogi Polsce, bo np. Amerykanie nie chcieli żeby jakiś bunt Polaków utrudnił im rozładowanie problemu Związku Sowieckiego, ale w którym Polska miała pełnić rolę służebną. Geopolityka.

Więc lepiej się było dogadać z agentami KGB w Polsce, niż pozwolić Polakom na niepodległość i rządzenie się samym.

Czy po latach walki, również na sali sądowej, o prawdę o Lechu Wałęsie, odczuwa Pan satysfakcję?

Nie, satysfakcję odczułem kiedy wyborcy, wbrew totalnemu zakłamaniu przez absolutnie dominujące media, przede wszystkim TVN, Polsat, radia, Gazeta Wyborcza, prawie wszystkie możliwe gazety i rozgłośnie, które oszukiwały Polaków, pomimo to wybrali wreszcie ludzi, którzy chcą dla Polski niepodległości i dobrobytu, którzy nie będą Polski zdradzać i rozkradać. To jest wydarzenie, które mnie cieszy.

A to, że jeszcze się okazuje, że Wałęsa był agentem, no to naturalny efekt. To nieprzypadkowo pani Kiszczakowa przyniosła te materiały w pierwszą rocznicę Okrągłego Stołu po śmierci męża. Czekam aż IPN podejmie śledztwo w sprawie tworzenia przez Kiszczaka partii politycznych i wyposażenia w środki finansowe przez Służbę Bezpieczeństwa. To jest kwestia, ujawnienie tej agentury. Wałęsa jest już starym człowiekiem, który do końca będzie udawał niewiniątko, bo tak wyszkolono. Przechodził szkolenie kontrwywiadowcze, Służba Bezpieczeństwa swoich szpicli uczyła, że nie wolno się przyznawać, co jest absolutnym nakazem. I on wypełnia to polecenie do dzisiaj. Ale tak jak mówię, Wałęsa jest już nieinteresujący.

Czy gdyby kiedykolwiek Wałęsa się przyznał, byłby mu pan w stanie przebaczyć?

Jak pani sięgnie do internetu, to ja pisałem do niego listy tego rodzaju, że Lechu ja ci pomogę, ja się tobą zaopiekuję, ja cię będę bronił. Przecież znam żonę, dzieci. Ileś lat znajomości. I z takiej litości, współczucia dla człowieka, który co ma zrobić? Pójść do piekła? To tak jak było tych Dwóch Łotrów, z których jeden przed śmiercią powiedział „wierzę” i w ostatniej chwili uratował się od piekła. A drugi do końca złorzeczył. No więc życzę Wałęsie żeby nie był jak ten drugi, który z jakąś skamieniałą  podłością, odrzucił zbawienie, odrzucił prawdę, żeby był chociaż jak Kiszczak, który do pewnego momentu trzymał teczki jako polisę ubezpieczeniową, żeby szantażować i żeby nikomu nie przyszło do głowy wsadzać go do więzienia. To się wybroniło, Jaruzelski itp. a Wałęsa był przecież świadkiem obrony na procesie Jaruzelskiego, to się udało. Natomiast fakt, że Kiszczak polecił zonie przekazanie tego archiwum, wtedy kiedy był już chory, z trudnością mówił, to pokazuje, że nawet Kiszczak wolał być tym dobrym Łotrem i w ostatniej chwili przekaże Polakom i polskiej opinii publicznej prawdę o tym, że przez ostatnie 26 lat byli kierowani przez zdrajców.

Wiele osób idzie nadal w zaparte, broniąc Wałęsy…

Głupich nie sieją. Cała ta akcja obrony Wałęsy, to jest akcja obrony ludzi służb specjalnych. To reszta, wielu musi bronić Wałęsy, np. na zasadzie „wszyscy zawsze wiedzieli”, żeby uwaga opinii publicznej nie skierowała się na nich samych. Kłóćcie się o to czy Wałęsa był czy nie był, czy był prawdziwy, czy nieprawdziwy, analiza pisma i inne bzdury. Zajmujcie się  bzdurami, po to żeby nie zająć się tym układem, którego częścią był Wałęsa, który stworzył Kiszczak.

Z „Szafy Kiszczaka” trzeba wyprowadzić wniosek, że to Kiszczak, Jaruzelski i ich ludzie zbudowali III RP i kierowali nią do ubiegłego roku, a w dużym stopniu kierują nią do dzisiaj.

Dziękuję za rozmowę

Izabela Kozłowska

Źródło:  http://www.tygodniksolidarnosc.com/pl/14642/60/c/krzysztof-wyszkowski-dla–ts—afera-z–bolkiem–jest-dla-glupich–wazni-sa-inni.html

Za: http://www.polishclub.org/