Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
Fragment książki ks. prof. Michała Poradowskiego "Problemy II Soboru Watykańskiego"
Drugi Sobór Watykański rozpoczął swe obrady kiedy zaistniało już niebezpieczeństwo ewentualnej wojny nuklearnej. Szybkie zastosowanie energii nuklearnej do celów wojennych, a więc do fabrykowania bomb atomowych spowodowało zaniepokojenie na całym świecie możliwego zniszczenia wszystkich cywilizacji, a nawet w ogóle życia biologicznego na planecie Ziemi. Zrzucona bomba atomowa na Nagasaki (Japonia), pod koniec drugiej wojny światowej i jej przeraźliwe skutki potwierdziło te przypuszczenia, stąd też, nic dziwnego, że rozpoczęto rewizję dotychczasowej polityki międzynarodowej, szukając rozwiązań pokojowych, a nie wojennych, jak to było dotychczas w ciągu niemal całej historii. Zrozumiano, że w ewentualnej wojnie atomowej nie będzie zwycięzców i zwyciężonych, lecz powszechne zniszczenie, stąd też nic dziwnego, że masoneria - podobnie jak inne stowarzyszenia międzynarodowe - rozpoczęła akcję zbliżenia się do swych dawnych przeciwników, a głównie do Kościoła katolickiego, w poszukiwaniu rozwiązań wszelkich ewentualnych konfliktów na drodze pokojowej. Niestety, masoneria me wyrzekła się swego prozelityzmu, lecz wręcz przeciwnie, gdyż przenikając do środowiska kościoła katolickiego usiłowała nadal pozyskać autorytety Kościoła dla swych postulatów. W okresie bezpośrednio przedsoborowym, a zwłaszcza w czasie obrad soborowych, wciągnęła w swe szeregi najgłówniejszych biskupów i kardynałów, co widać z listy 124 pracowników Watykanu, a ogłoszonej wkrótce po Drugim Soborze Watykańskim w prasie włoskiej, na podstawie "Masonic Register of Italy". Z listy tej widać, że ogromna większość dygnitarzy Kościoła katolickiego wstąpiła do masonerii w latach 1956-1960, a więc w przededniu Drugiego Soboru Watykańskiego (DSW), dlatego też znaczna ilość ojców soborowych to masoni, działający niewątpliwie na Soborze według masońskiej ideologii i według konkretnych zleceń lóż, do których przynależeli. Najważniejszą sprawą dla Soboru była reforma liturgii, a właśnie przewodniczącym odnośnej Komisji był mason Abp Bugnini. Włoskie czasopismo "30 Giorni", ściśle związane z Watykanem, podawało wiele konkretnych danych co do tego, że Abp Bugnini przynależał do masonerii i że, co najważniejsze, reformował liturgię mszalną według konkretnych wskazówek masonerii. Odnośną korespondencję między Abpem Bugninim i jego lożą, co do reformy liturgii Mszy Świętej, podało czasopismo włoskie " 30 Giorni" w numerze 6 (w języku angielskim) z roku 1992. Oto odnośne teksty:

List z dnia 14 lipca 1964 roku:

" Drogi Buan (Bugnini): informuję cię o Twoim zadaniu, które Rada Braci zleciła Tobie, w porozumieniu z Wielkim Mistrzem Masonerii i Książętami Tronu Masońskiego. Nakazujemy Ci szerzenie dechrystianizacji przez wprowadzenie nieuzgodnionych obrządków i języka liturgicznego, oraz skłócenia księży, biskupów i kardynałów jednego przeciwko drugiemu. Językowe i obrządkowe zamieszanie jest zwycięstwem dla nas, ponieważ językowa i obrządkowa jedność była siłą Kościoła Katolickiego... Wszystko to należy dokonać w przeciągu 10-ciu lat".

Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna

„Całym sercem i całą duszą należymy do Rzymu katolickiego, stróża wiary katolickiej oraz tradycji niezbędnych do jej zachowania, do wiecznego Rzymu - nauczyciela mądrości i prawdy.
Natomiast odrzucamy i zawsze odrzucaliśmy przynależność  do Rzymu o tendencji neo-modernistycznej  i neo-protestanckiej, która wyraźnie zarysowała  się  podczas Soboru Watykańskiego II, a następnie we wszystkich reformach z niego wynikających.

Wszystkie te reformy przyczyniły się i wciąż mają bezpośredni wpływ na destrukcję Kościoła: niszczenie kapłaństwa, unicestwienie Najświętszej Ofiary i Sakramentów, na zanik życia zakonnego, na nauczanie naturalizmu i teilhardyzmu na uniwersytetach, seminariach, w katechizmach - nauczanie wywodzące się z liberalizmu i protestantyzmu wielokrotnie potępiane przez uroczyste magisterium Kościoła.    
Żadna władza, nawet najwyższa w hierarchii, nie może zmusić nas do porzucenia lub umniejszenia wiary katolickiej, jasno wyrażonej i głoszonej przez magisterium Kościoła od ponad dziewiętnastu stuleci. „Ale gdybyśmy my lub Anioł z Nieba głosił wam Ewangelie różną od tej, którą wam głosiliśmy - niech będzie przeklęty” (Gal.1,osiem). Czyż nie to powtarza nam dzisiaj Ojciec Święty? A jeżeli w słowach lub czynach, albo też w aktach dykasteriów dałoby się dostrzec jakieś sprzeczności, to wybieramy wówczas to, czego zawsze nauczano i zamykamy uszy na niszczące Kościół nowinki.

Ocena użytkowników: 4 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka nieaktywna
Wpadły mi w ręce wydruki dokumentów z teczki konfidenckiej biskupa lubelskiego. Chociaż jego oficer prowadzący zapewnił go, iż ta teczka została kompletnie zniszczona, więc agent może się czuć bezpieczny, wszelako w moskiewskim archiwum rosyjskich tajnych służb przetrwaly niektóre kopie i duża liczba oryginałów wywiezionych z Polski, co zezwala odtworzyć renegackie dossier hierarchy lubelskiego.

Pracował dla Rosjan przez kilkadziesiąt lat, a zawartość obciążających go papierów potwierdza tezę, że każdy kto usilnie zwalcza lustrację, kto rzuca jej kłody, próbuje ośmieszyc, zdezawuować − niewątpliwie był tajnym współpracownikiem reżimowej bezpieki. Niżej krótka historia tej współpracy:

Wojciech Skarszewski urodził się w 1742 roku. Od młodości lubił publikować artykuły na temat bieżących spraw politycznych tudzież kościelnych, zawsze bowiem pragnął rozgłosu jako myśliciel−mentor, a publicystyka dawała tu szerszą arenę popisu niż ambona. Właśnie piórem zwrócił uwagę ambasady rosyjskiej. By go nie spłoszyć − do werbunku wyznaczono księdza, Kajetana Ghigiottiego, elewa Watykanu i pupila Petersburga (Ghigiotti był etatowym szpiegiem na rosyjskim żołdzie). Później będą dyrygowali Skarszewskim oficerowie rosyjscy wyznaczeni przez ambasadora Bulhakowa. Dzięki nim robił blyskawiczną karierę, znalazł się w kręgu faworytów zaprzedanego Petersburgowi króla Stanisława Augusta (roku 1787 król udekorował go Orderem sw. Stanisława, zwanym przez patriotów “orderem zdrajców”) i wiosną 1791 otrzymał sakrę biskupią wraz ze stanowiskiem biskupa lubelskiego. Tego samego roku torpedował jak tylko mógł uchwalenie Konstytucji 3 Maja (jeszcze podczas decydujacej sesji, własnie 3 maja, gardłował przeciwko Ustawie Rządowej), rok później zaś stał się jednym z architektów Konfederacji Targowickiej. W prosty sposób wabił do niej tych posłów, którzy złożyli przysięgę na Konstytucję 3 Maja − mianowicie mocą swej biskupiej władzy uwalniał każdego zdrajcę od tej przysięgi, deklarując, iż była nieważna z gruntu.

Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna

Felieton    specjalnie dla www.michalkiewicz.pl    24 grudnia 2009

Wśród kryteriów, przy pomocy których możemy oceniać publicystykę, ważne miejsce zajmuje wnikliwość i aktualność. Im bardziej publicystyka jest wnikliwa i im dłużej nie traci na aktualności, tym lepiej. Dlatego też pozwalam sobie przedstawić Państwu mój felieton napisany i opublikowany w tygodniku „Najwyższy Czas” 18 grudnia 1999 roku, a również umieszczony w książce „Polska ormowcem Europy”, gdyż, jak się wydaje, nie tylko nie stracił on na aktualności, ale nawet jakby zyskiwał. Życzę przyjemnej lektury.

Stanisław Michalkiewicz

Rok 1999 powoli dobiega końca. Zbliża się rok 2000, rok wyborów prezydenckich. W związku z tym poszukiwania „naturalnego kandydata prawicy” wchodzą w decydującą fazę. Goszczący na zjeździe „Solidarności” we Władysławowie były prezydent Lech Wałęsa zaproponował, żeby „naturalnych kandydatów prawicy” było kilku zamiast jednego. Mieliby oni stanąć do wyborów w pierwszej turze i wtedy okazałoby się, który kandydat jest bardziej „naturalny”, a który mniej. Wtedy, w drugiej turze, cały elektorat powinien poprzeć kandydata „naturalniejszego” i w ten oto sposób wybory prezydenckie byłyby wygrane. Mimo tak obiecujących perspektyw pan Marian Krzaklewski nie okazał jednak entuzjazmu dla tego pomysłu i po staremu wolałby, żeby „naturalny kandydat prawicy” był jeden. Wtedy bowiem cały elektorat zagłosowałby na niego od razu i w ten oto sposób wybory prezydenckie byłyby wygrane.

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
Z amerykańskim lekarzem Johnem Bruchalskim, niegdyś propagatorem aborcji, antykoncepcji i in vitro, a po nawróceniu w Guadalupe - metod naturalnego planowania rodziny, rozmawia Mariusz Bober
Przez lata zalecał Pan swoim pacjentom stosowanie antykoncepcji, aborcji, zapłodnienia in vitro. Nie miał Pan wówczas wątpliwości, czy są one godziwe?
- Człowiek naszych czasów oczekuje od społeczności medycznej wykorzystywania nowoczesnej technologii do podnoszenia poziomu zdrowia pacjentów. Wierzyłem, że używanie doustnych środków antykoncepcyjnych, wykonywanie aborcji i tworzenie embrionów metodą in vitro może uczynić kobiety szczęśliwszymi, zdrowszymi, a rodziny i społeczeństwa - silniejszymi.

Długo trwał Pan w tym przekonaniu?

- Polecałem antykoncepcję i pozostałe "metody" od 1985 do 1990 roku. Najpierw, gdy byłem jeszcze studentem, potem już jako lekarz odbywający specjalizację.