Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna

Ulmowie z Markowej† † †
Otwarte 17 marca bieżącego roku we wsi Markowa „
Muzeum Polaków Ratujących Żydów Podczas II Wojny Światowej im. Rodziny Ulmów”, choć powstało o wiele lat za późno to i tak wywołało gwałtowne ataki ze strony Niemiec wspieranych przez część środowisk żydowskich.

† † †

„Mówienie – jak to uczynił prezydent Duda w dzień otwarcia placówki – o setkach tysięcy Polaków, którzy pomogli Żydom, może wzbudzić w Jerozolimie podejrzenie o wykorzystanie owego tragicznego, ale i nietypowego przypadku rodziny Ulmów do przedstawienia w lepszym świetle zachowania Polaków w czasie Holokaustu” – mogliśmy przeczytać w niemieckim dzienniku Frankfurter Allgemeine Zeitung.

 

Jak widzimy nie tylko potomkowie ludobójców, ale także ich ofiar podważają heroizm i wynikające w dużej mierze z chrześcijańskiej religijności poświęcenie Polaków gotowych oddać życie za swoich żydowskich sąsiadów. Komentująca tekst z FAZ stacja Deutsche Welle dodała: „Dyrektorka przyznającego ten tytuł instytutu Jad Waszem Irena Steinfeldt zaznacza bowiem, że choć liczba Polaków w porównaniu z innymi krajami jest najwyższa, to jednak w obliczu trzech milionów polsko-żydowskich ofiar jest raczej niska”. Nikt nie dodaje, że przytłaczającej większości żydowskich ofiar nie dało się uratować gdyż kompletnie niezasymilowani z naszym narodem nie znali nawet polskiego języka. Tych ludzi nie dało wtopić się w polski tłum zaopatrując w sfałszowane metryki, świadectwa chrztu i kenkarty. Mimo to Polaków, którzy oddali życie ratując Żydów liczy się w tysiące, a liczbę tych, którzy im pomagali szacuje się nawet na ponad milion. Według spadkobierców niemieckich katów oraz środowisk żydowskich to o wiele za mało. Nie podają nam jednak jakiegoś ujętego cyframi statystycznego wzorca odwagi i człowieczeństwa. Nie potrafią wskazać ani jednego przykładu do naśladowania wziętego z historii własnych narodów. Oni niczym niemieccy oprawcy na rampie w Birkenau podnoszą nam poprzeczkę na taką wysokość, abyśmy nawet stając na palcach nie trafili podczas tej selekcji na stronę ludzi zasługujących na podziw, wdzięczność i podziękowanie.

Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
9 maja 1794 roku przywódcy konfederacji targowickiej zostali publicznie powieszeni w Warszawie.
Na początku maja oddziały Tadeusza Kościuszki obozowały pod Połańcem w dzisiejszym województwie świętokrzyskim. Warszawa i Wilno były w rękach powstańców. Nie funkcjonował jeszcze rząd powstańczy, choć Kościuszkę uznawano za najwyższego naczelnika polskich wojsk.

W Warszawie władzę sprawowała Rada Zastępcza Tymczasowa, powołana 19 kwietnia, pod kierownictwem prezydenta Ignacego Wyssogoty-Zakrzewskiego i generała Stanisława Mokronowskiego. Rada miała zabarwienie konserwatywne. Nie potrafiła wykorzystać zapału warszawian do powstania i odnosiła się z pogardą do zwykłego ludu. W opozycji do rady pozostawał rewolucyjny klub jakobinów domagający się przykładnego ukarania targowiczan i sprzedajnych posłów Sejmu Czteroletniego.

Opieszałość i kunktatorstwo RZT doprowadziły w pewnym momencie do przesilenia. Podburzony przez jakobinów tłum wyległ na ulice Warszawy. Czołową rolę w urabianiu rewolucyjnych nastrojów odegrał przybyły właśnie z obozu Kościuszki kurier, major Maciej Mirosławski, który podburzał plebs do wystąpień, nadużywając imienia Naczelnika. 8 maja jakobini zażądali natychmiastowego osądzenia zdrajców.
W nocy w Warszawie rozeszła się pogłoska o ucieczce króla. Lud ogarnęło wzburzenie. W nocy jakobini wystawili szubienice na ulicach. 9 maja tłum wtargnął do Ratusza Staromiejskiego, gdzie obradowała Rada Zastępcza Tymczasowa. Nie było wyboru. Należało przychylić się do żądań wzburzonych warszawian. Presja tłumu zgromadzonego na Rynku Starego Miasta była zbyt silna. 

Wieszanie zdrajców, 9.05.1794Wieszanie zdrajców na Rynku Starego Miasta w Warszawie,9 maja 1794 roku;obraz Jean-Pierre'a Norblina (1745-1830)

Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna

zolnierze wykleciSłowo z racji odsłonięcia i poświęcenia tablicy pamiątkowej żołnierza NSZ majora Witolda Szpatowicza.

Obowiązek pamięci

NON POSSUMUS. Nie możemy zapomnieć o ofierze Polaków i Polek walczących za „wolność naszą i waszą”.  Nie możemy! To chrześcijańska postawa wobec biblijnej Pamięci זִכָּרוֹן (zikkaron). Pamięci nie będącej jedynie pamięcią bierną, magazynem informacji, ale PAMIĘCI będącej KATALIZATOREM w budowaniu cywilizacji wolności, w budowaniu suwerennego narodu, który był marzeniem tych Niezłomnych, Żołnierzy Podziemia Niepodległościowego, których na czele z Majorem Witoldem Szpatowiczem dziś wspominamy. Bohaterów, którzy są godni narodowych panteonów, gdyż zawsze Polskę mieli w serce, na myśli i na bagnetach.

Słodko i zaszczytnie jest umrzeć dla Ojczyzny

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna

21 czerwca 1945 roku z centrum Polski, ze Zwierzyńca pod Szczebrzeszynem, wyruszyła niezwykła wyprawa. Zdobytą na komunistach ciężarówką odjechali na zachód polscy partyzanci dowodzeni przez por. Tadeusza Kuncewicza ps. Podkowa.

Por. Tadeusz Kuncewicz pseud. Podkowa (pierwszy z prawej) z batalionem zbornym 27. Wołyńskiej Dywizji Piechoty AK, Szczebrzeszyn, 30 lipca 1944 r.
/Z archiwum Narodowego Archiwum Cyfrowego.

Trasa miała zakończyć się w amerykańskiej strefie okupacyjnej Niemiec, a jej długość mogła wynosić aż 1000 km. Co skłoniło tych ludzi, wywodzących się z AK, do tak ryzykownego i desperackiego rajdu? Kim był przewodzący im porucznik „Podkowa”?

„Umrzeć w bitwie, z rąk KBW lub agentów bezpieki? To groziło im na każdym kroku. Także śmierć na torturach w czerwonej katowni. I bezimienny pochówek w zbiorowej, anonimowej mogile” – tak los tych ludzi podziemia, którzy nie godzili się na nową rzeczywistość Polski, narzuconą przez Związek Radziecki, opisuje Szymon Nowak w książce „Oddziały Wyklętych”, opublikowanej przez Wydawnictwo Fronda. Przedstawiamy jej fragmenty.

Ucieczka ku wolności. Oddział Armii Krajowej por. Tadeusza Kuncewicza „Podkowy”

Tadeusz Kuncewicz urodził się w 1916 roku w Fastowie niedaleko Kijowa. Był synem maszynisty kolejowego Stanisława i Anny z domu Mijakowskiej. Po zakończeniu I wojny światowej i odzyskaniu przez Polskę niepodległości rodzina Kuncewiczów przeniosła się do Stanisławowa.

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna

Dlaczego hasło „Nie przepraszam za Jedwabne!” powinno zostać zastąpione hasłem „Niech za Jedwabne przepraszają Niemcy!”?

Jedwabne przygotowania

Niech za Jedwabne przepraszają Niemcy!
Niech za Jedwabne przepraszają Niemcy!

Przygotowania do tegorocznych obchodów rocznicy „pogromu” w Jedwabnem (10.VII.1941) rozpoczęły się jeszcze w roku 2012, premierą filmu „Pokłosie”. Sam film był jednak tylko cząstką szerszego, niezwykle agresywnego programu socjotechnicznego, opisanego w tekście “Pokłosie” jako narzędzie prania mózgów w polskich szkołach (gorąco polecamy lekturę). Także w roku 2013 zadbano o należyte przygotowanie, racząc polskiego widza kilka tygodni przed rocznicą serialem „Unsere Mütter, unsere Väter” i „debatą”, w trakcie której ponownie wmawiano Polakom sprawstwo mordu w Jedwabnem. Bez jakiejkolwiek reakcji ze strony prof. T. Szaroty z Instytutu Historii Polskiej PAN. Przekaz, jaki „poszedł w ciemny lud” jest oczywisty – wykorzystując olbrzymią oglądalność „debaty” stworzono wrażenie, że polskie sprawstwo i polska odpowiedzialność są bezdyskusyjne. O ile Żydowi – Szewachowi Weissowi, wmawiającemu Polakom Jedwabne trudno się dziwić, o tyle dziwić się można milczeniu prof. Szaroty. Ale są i profesorowie, którzy nie milczą w kwestii Jedwabnego. Oto w wywiadzie dla wydania specjalnego Focus-a z okazji rocznicy powstania w Getcie Warszawskim prof. K Jasiewicz stwierdza (w zupełnym oderwaniu od faktów!):

Bo ja głęboko jestem przekonany, ze za zbrodnią w Jedwabnem i innymi pogromami nie stoi chęć zdobycia pierzyn i nocników żydowskich, nawet mniej jest tam odwetu za różne podłości żydowskie (a było ich sporo w latach 1939 -1941 na terenie łomżyńskiego i we wszystkich innych miejscach, gdzie Żydzi mieszkali) – stoi tam wielki strach przed nimi. I ci zdesperowani mordercy być może w duchu mówili sobie: robimy rzecz straszną ale może wnuki nasze będą nam wdzięczne. Myślę, ze jest możliwa taka interpretacja, choć ona ze zbrodni nie rozgrzesza.
 
Źródło: Wywiad z prof K. Jasiewiczem, „Żydzi byli sami sobie winni?”, Focus Historia Ekstra 2/2013, s. 34 .

Prof. Jasiewicz za inne, prawdziwe stwierdzenia zawarte w tym wywiadzie został zdjęty ze stanowiska w PAN. Za oszczerstwa pod adresem polskich ofiar stalinizmu, niesłusznie skazanych za niemiecką zbrodnię w Jedwabnem nikt K. Jasiewicza do odpowiedzialności nie pociągnął. W mediach nie zawrzało. A ogłupieni Polacy nawet nie wiedzą, że powinno.

Źródła nie znaleziono