Sławentyn – ukraińska wioska w powiecie podhajeckim, w województwie tarnopolskim. Piękne, zielone, wyżynne tereny z pasącymi się krowami i mroczny, gęsty las otaczają całą wioskę.
Moja 20-letnia wtedy prababcia Anna Holchauzer z domu Buczek z mężem, rodzicami, rodzeństwem i dwójką małych dzieci, 3-letnią Janinką i 5-letnim Bolkiem, mieszka w jednym z bogatszych gospodarstw w Sławentynie. W domu niczego jej nie brakuje.

Prababcia (trzecia od lewej), dziadek Bolek – syn prababci (pierwszy od lewej w pierwszym rzędzie). Lata 60. XX w.
„W domu było i mięso, i słonina w beczułeczce, i mąka, bo przecież mój mąż był młynarzem. A na strychu mieliśmy pełno pierzyn, bo przecież i gęsi, i kaczki były – opowiada prababcia. – Pamiętam, że jakoś jak się rozpoczęła wojna, mój mąż mówi do ojca: »Tato, pojedziemy i weźmiemy mąki, bo nie wiadomo, czy młyny nie będą zamknięte, bo przecież wojna«. I pojechali. Przywieźli pełny wóz mąki. Nawet nie zdjęli jej potem z wozu... Zrobiłam kolację, a mama poszła do sklepu. Na stole już poukładane było, mąż mój przyjechał i mówię tak do niego: »Mąkę później poznosimy, zjemy kolację wpierw«. Ale tak coś długo mamy nie widzę. Wyleciałam, bo jej tak długo nie ma, a z mamą byłam mocno związana. Pobiegłam aż do studni i patrzę – idzie! I mówię: »Mamo, gdzie byłaś tak długo?«. A ona: »Ty wiesz co, coś niedobrego będzie, bo Ukraińcy stoją tak w kupkach... Zawsze się kłaniali, witali, a teraz nic, tylko stoją i patrzą, i to z widłami i ze szpadlami. Co oni w nocy będą kopać?«”.

BOHATEROWIE NIEZŁOMNI
Postulatem idei narodowej jest wiara w naród, w jego wartości, w jego moc twórczą. Nie można być narodowcem, gdy się w swój naród nie wierzy. Nie dokona się niczego wielkiego, jeżeli najsłuszniejsze nawet hasła i plany nie uruchamiają sił narodu, nie budzą ich i nie mnożą.




