Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna

Gdyby prześledzić ewolucje celów polskiej prezydencji na przestrzeni ostatnich dwóch lat, łatwo dostrzec, że niewzruszone pozostają tylko dwa priorytety: relacje ze wschodnimi sąsiadami oraz sprawy bezpieczeństwa europejskiego. Nietrudno też zauważyć, że pod tymi tematami kryją się sprawy, których realizacja leży przede wszystkim w interesie putinowskiej Rosji.
Najbardziej widoczna zmiana polega na porzuceniu przeglądu Strategii Morza Bałtyckiego, którą  jeszcze w roku 2009 wymieniano wśród podstawowych celów polskiej prezydencji. Dotyczyła ona wspólnej koncepcji działania ośmiu państw basenu Morza Bałtyckiego. W ramach tej strategii planowano szereg ważnych dla Polski inwestycji np. budowę autostrady Gdańsk - Brno, linii kolejowej Gdańsk-Warszawa-Brno czy połączeń Rail Baltica i Via Baltica oraz wdrożenie „Planu połączenia rynków energii krajów bałtyckich” w celu zwiększenia liczby połączeń Łotwy, Litwy i Estonii z sieciami europejskimi. Jak każde działania integracyjne państw byłego Bloku Sowieckiego, również ten projekt był postrzegany przez Rosję jako zagrożenie dla jej interesów, głównie energetycznych. W perspektywie planów dotyczących budowy autostrad morskich, projektu oczyszczenia Bałtyku czy zintegrowanej polityki morskiej państw „ósemki”, Strategia Morza Bałtyckiego  mogła zagrozić Nord Streamowi - sztandarowej inwestycji rosyjsko-niemieckiej. Kolidowała również z koncepcją eksterytorialnego korytarza Moskwa – Berlin, w której planuje się budowę linii kolei magnetycznej, biegnącej przez terytorium Polski i Białorusi.

Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna

Komentarz    „Dziennik Polski” (Kraków)    22 czerwca 2011

Wbrew entuzjastycznym zapewnieniom stręczycieli do Unii Europejskiej i walutowej, przynależność do strefy euro wcale nie gwarantuje bezpieczeństwa. Grecja, której dług publiczny poszybował w górę niczym balon zerwany z uwięzi, otrzymała propozycję nie do odrzucenia: albo reformy, albo bankructwo. Reformy oznaczają drastyczną redukcję wydatków rządowych, co przy utrzymaniu procedur demokratycznych wydaje się niepodobieństwem. Z kolei odstąpienie, choćby czasowe, od tych procedur byłoby przyznaniem, że ta cała demokracja jest do chrzanu - więc również nie wchodzi w rachubę - bo przecież właśnie dzięki demokracji lichwiarska międzynarodówka dysponuje kilkoma miliardami niewolników, którym się wydaje, że w swoich krajach są suwerenami.

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
                         *Co pokazuje pokazucha na KUL? * Demokracja policyjna ante portas

                        *Czy Bambo z Ickiem przechytrzą Ali Babę? * W UE: skąd wziąć real...

  Rektor KUL, widać, wszedł w buty swego poprzednika, zmarłego abp Życińskiego i urządził „pokazuchę”: koło naukowe studenckie – zawieszone, jego opiekun – odwołany, plus nabożeństwo ekspiacyjne, głównie dla tych, co oklaskiwali ocenę postaci zmarłego dokonaną przez p.Grzegorza Brauna („kłamca i łajdak”). Wszystko to z ponad miesięcznym opóźnieniem, na sygnał dany z żydowskiej gazety dla Polaków... Można mniemać, że ocena abp Życińskiego zawarta w słowach p.Grzegorza Brauna zgorszyła niektórych „maluczkich”, ale wolno i sądzić, że z kolei innych „maluczkich” zgorszyła ta rektorska pokazucha.

  Zgorszenie nie jest w tej kwestii nowe: kiedy abp Życiński oczerniał uczciwych, prawych i odważnych „maluczkich”, imputując im „prymitywizm moralny”  i niemal publicznie ich wyklinając tylko dlatego, że ujawnili wieloletniego TW na KUL, w osobie Jerzego Kłoczowskiego oraz byli zwolennikami dopełnienia lustracji – było wielkie zgorszenie. Zwłaszcza, że tego zgorszenia dopuszczał się człowiek zarejestrowany przez wiele lat jako TW „Filozof”, którego teczkę podwładni gen.Kiszczaka  wyczyścili. Zgorszenie w tej sprawie, co gorsza, będzie się chyba kontynuować pośmiertnie, bo i prezydium Episkopatu opublikowało oświadczenie potępiające „sposób oceny postawy kościelnej i społecznej zmarłego Pasterza”, w jaki dokonał tej oceny p.Grzegorz Braun oraz stwierdzające, że „oszczerstwo to obciąża sumienie” nie tylko p.Brauna, ale i „tych, którzy zgadzają się na tego typu wypowiedzi, a nawet je nagłaśniają”. Odnoszę wrażenie, że bardzo wiele sumień  jest w ten sposób „obciążonych”( w domyśle: grzechem?), chyba znacznie więcej, niż „nie obciążonych”... Czy dostaną z tego grzechu rozgrzeszenia w konfesjonałach? Czy może zależeć to będzie od tego, u kogo będą się spowiadać?... Rzecz jednak w tym, że kiedy „Filozof” za życia dopuszczał się swych skandalicznych, publicznych, oszczerczych i niszczących oskarżeń wobec uczciwych, prawych i odważnych osób, z entuzjastycznym poparciem tych, co z tymi oszczerstwami się „zgadzali a nawet je nagłaśniali” ( żydowska gazeta i lobby b.konfidentów) – prezydium Episkopatu milczało, co mogło wywoływać zgorszenie maluczkich w postaci szerzącego się przekonania, że prezydium Episkopatu najzwyczajniej boi się gazety żydowskiej i jej ówczesnego episkopalnego faworyta – abp Życińskiego, któremu akurat wolno „ranić i niszczyć” swym słowem maluczkich. Stąd najnowsze oświadczenie prezydium Episkopatu brzmi ciągle gorszącą nutą; słychać nie odosobnione opinie, że idzie bardziej o „korporacyjną solidarność”, niż o prawdę i sumienie. No ale co jednych maluczkich gorszy – innych maluczkich pewnie buduje... Ot, poważne pęknięcie...

 Jak to pisał Stanisław Lem? „Postępując cierpliwie i metodycznie nawet conclave doprowadzić można do ludożerstwa”...

 Cierpliwość i metodyczność widać właśnie w budowaniu demokracji policyjnej. „Dane o prywatnych rozmowach obywateli są u nas najgorzej chronione w całej Europie” – informują media. Najnowsze dyrektywy prokuratora generalnego mobilizują podległe mu organa do tropienia „mowy nienawiści” i „antysemityzmu”,  postulowane zmiany w prawie medialnym godzą głównie w Radio Maryja, kibice karani są sądownie są za wyrażanie swych opinii o rządzie (wkrótce przyjdzie kolej na studentów?), z telewizji publicznej już wymieciono opozycję, nie ustają próby ograniczenia wolności internetowej, a Pakt dla Kultury jest zwykłą rządową próba kupienia sobie poparcie „podskakiewiczów pod kulturę”... Więc demokracja korupcyjno-policyjna – jako ostateczny produkt osławionej transformacji ustrojowej?...Czy nasi wysłannicy na bliski Wschód i do Afryki Północnej – pp. Borusewicz, Sikorski i Wałęsa, stręczący Arabom „okrągłe stoły” - ostrzegli tamtejszych „demokratów” o żałosnym końcu spodstolnych transformacji?...

 Tymczasem wygląda na to, że Amerykanie podzielili się rolami z UE. Mając na karku (i na kasie) Irak i Afganistan, plus Izrael na utrzymaniu –  rozgrywanie Afryki Północnej pozostawiają UE, czuwając dyskretnie z tyłu i ubezpieczając operacje „Rekolonializacja”. Zasię na Bliskim Wschodzie nolens volens muszą grać pierwsze skrzypce, bo inaczej pieniądze amerykańskiego lobby żydowskiego nie wesprą kongresmanów i senatorów w ich kampaniach wyborczych, no a kto raz zaprzeda duszę..., pardon: kto raz weźmie ten szmal, temu już trudno urwać się z krótkiej smyczy.

 Właśnie Barak Obama dał do zrozumienia, że uznałby państwo palestyńskie i to w granicach sprzed 1967 roku, więc sprzed izraelskiego zaboru. Zaraz też izraelski premier Netanjahu oburzył się na Murzyna, co zapewne podniosło nieco notowania Murzyna w świcie arabskim, i o co zapewne obydwóm chodziło. Aliści cała propozycja Baraka Obamy brzmiała nieco inaczej: otóż skłonny on byłby uznać państwo palestyńskie w granicach sprzed 1967 roku ale pod warunkiem, że świat arabski nacisnąłby najpierw na Syrię, by pozbyła się prezydenta Beszara El Asada.

 Powiadają słusznie, że słabsi powinni w kontaktach z Amerykanami żądać zapłaty z góry. Toteż „świat arabski” powinien odwrócić tę propozycję Murzyna: niech Ameryka najpierw uzna niepodległą Palestynę w granicach sprzed 1967 roku, a dopiero potem „świat arabski” będzie te biedną Syrię naciskał względem „straszliwego El Asada... I zaraz się okaże, że to tylko „Bambo” z „Ickiem” chcieli przechytrzyć „Ali Babę”.

 Oddanie Afryki Północnej, z jej ropą i rynkiem zbytu w pacht Unii Europejskiej staje się szczególnie pilne: Grecja zażądała dodatkowych miliardów „pomocy unijnej”, bo jak nie, to „grób, baronowo, trup, baronowo, plajta, krach”! Straus –Kahn, który był zwolennikiem niemal nieograniczonego udzielania pomocy – akurat „zgwałcił pokojówkę”. Też się wybrał, akurat miał kiedy... Kto wie, czy za Grecją nie podąży Portugalia... Hiszpania (tam się dopiero dzieje!)... wreszcie i Polska. Będą nowe rozbiory, podziały i „transformacje ustrojowe” u bankrutów? Pewnie tak, ale na razie UE potrzeba forsy, forsy i raz jeszcze forsy. Przede wszystkim potrzeba forsy! Wirtualne biliony, wpompowane w „ratowanie przed kryzysem” dopominają się o jakiś real gotówkowy, choćby cząstkowy, bo smarowanie gospodarki samym wirtuałem na dłuższą metę nie wystarcza.

 Świat się męczy nie od dzisiaj, ale obserwujemy chyba nową jakość tej odwiecznej męki: mękę całkowicie pustego pieniądza w skali globalnej. Ta nowa męczarnia nie może pozostać bez konsekwencji.

 Marian Miszalski

 

Za: http://marianmiszalski.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=265&Itemid=138438434

Ocena użytkowników: 4 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka nieaktywna

Felieton    tygodnik „Najwyższy Czas!”    24 czerwca 2011

Co się dzieje z tymi wszystkimi cywilami? W Tunezji wiadomo; mieli tam tyrana, który wszystko sam pozjadał, więc dla tamtejszych młodych, wykształconych nic już nie zostało. A jak nic już nie zostało, to wiadomo - zbuntowali się przeciwko tunezyjskiemu tyranowi. W sukurs pośpieszyli im tyrani z Francji i Italii. Oni też grabią swoich cywilów na potęgę, ale co innego cywile tunezyjscy, czy, dajmy na to - libijscy, a co innego hiszpańscy, czy greccy.

Musi być jakaś zagadkowa różnica, bo o ile w obronie libijskich cywilów przed tamtejszym tyranem Muammarem Kaddafim NATO ciska bomby i strzela strzałami, a do cywilów tunezyjskich i egipskich wysyła a to naszego Kukuńka, a kiedy już nacieszą się Kukuńkiem - to wtedy wysyła ministra Sikorskiego. Z nim dopiero mają uciech co niemiara; a to zrobi marsową minę, a to nauczy demokracji, słowem - jedna przyjemność goni drugą.

Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
Realizacja priorytetów polskiego przewodniczenia Unii Europejskiej jest mglista i niepewna, za to koszty, które polscy podatnicy już częściowo ponieśli i będą musieli jeszcze ponieść, są bardzo realne. Szacuje się, że zabawa ta będzie kosztować 430 mln zł, które zostaną wydane m.in. na organizację ponad 150 spotkań, konferencji i innych imprez dla unijnych polityków i urzędników.

Nie łudźmy się, że prezydencja w Unii Europejskiej przyniesie Polsce jakieś realne korzyści. Po pierwsze dlatego, że państwo obejmujące prezydencję nie ma takich możliwości prawnych, gdyż prezydencja, oprócz znaczenia propagandowego, daje wyłącznie możliwość podejmowania działań organizacyjnych w ramach Rady Unii Europejskiej, polegających na przygotowaniu nieformalnych spotkań ministerialnych czy posiedzeń grup roboczych. Po drugie, skoro polscy politycy nie robią porządku na własnym podwórku, to dlaczego mieliby posprzątać na podwórku unijnym? Po trzecie, nawet jeśli by chcieli, to bez zgody Angeli Merkel, kanclerz Niemiec, i Nikolasa Sarkozy´ego, prezydenta Francji, takiej możliwości i tak nie mają.