Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
Romuald Traugutt
To był jeden z najsmutniejszych dni w historii Warszawy. W piątek, 5 sierpnia 1864 r., na stokach Cytadeli Rosjanie zamordowali na szubienicy przywódców Powstania Styczniowego, członków Rządu Narodowego: Romualda Traugutta, Jana Jeziorańskiego, Rafała Krajewskiego, Józefa Toczyskiego i Romana Żulińskiego. Zbrodnię obserwowało 30 tysięcy rodaków, na zmianę płacząc, modląc się i śpiewając „Święty Boże”…

Do tego traumatycznego wydarzenia będzie się odwoływał Józef Piłsudski – znawca historii Powstania Styczniowego, opiekun jego weteranów. Termin wymarszu z Krakowa I Kompanii Kadrowej (6 sierpnia 1914 r.) upamiętniał 50. rocznicę egzekucji.

Romuald Traugutt, ostatni dyktator Powstania, był najstarszy z zamordowanych, miał lat 38. Aresztowany przez policję rosyjską 10 kwietnia 1864 r. nie wydał tajemnic rządu. Przed śmiercią ucałował krzyż. Prymas Tysiąclecia był orędownikiem jego beatyfikacji. Sprawa jest otwarta.

Józef Toczyski miał lat 36, kierował Wydziałem Skarbu. Już jako 20-latek zesłany był na Sybir za działalność niepodległościową.

Roman Żuliński miał 30 lat, był nauczycielem i znanym już matematykiem.

Rafał Krajewski miał lat 29. Był absolwentem Szkoły Sztuk Pięknych w Warszawie, architektem, kierował Wydziałem Spraw Wewnętrznych. W śledztwie był bity, głodzony, zamknięty w lochu.

Jan Jeziorański miał 28 lat, kierował Wydziałem Komunikacji.

Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna

Warszawa 1944, kapitulacja powstania. Gen. Bór-Komorowski i gen. SS von dem Bach-Zelewski.

Spór ten przetoczył się w tym roku (2011) przez łamy wielu gazet i fora internetowe, przybierając wyjątkowe nasilenie. Jego detonatorem stała się jedna krótka wypowiedź ministra spraw zagranicznych, Radosława Sikorskiego, który zamieścił na społecznościowym portalu Twitter taki oto wpis: „Powstanie Warszawskie było narodową katastrofą”. Wywołało to z miejsca niezwykle gwałtowną, żywiołową, można by nawet rzec histeryczną reakcję zapamiętałych jego czcicieli, szczególnie tych skupionych około PiS-u. Sygnał do niej dali warszawscy radni tej partii, dla których takie postawienie sprawy jest niedopuszczalnym naruszeniem jakowejś narodowej świętości: „Z najwyższym oburzeniem przyjmujemy słowa wiceprzewodniczącego PO, godzące w pamięć o Powstaniu Warszawskim" (w tych kręgach używa się zawsze w odniesieniu do tego wydarzenia dużych liter, dla uwypuklenia jego szczególnej rangi i doniosłości, choć reguły ortograficzne języka polskiego wcale tego nie wymagają, podobnie ma się sprawa z Marszałkiem Piłsudzkim; (Piłsudski przyp.red.) w zwykłych wypadkach ten stopień wojskowy pisze się z małej litery – podkr. moje – J.W.). „Nazywanie Powstania katastrofą uznajemy za niedopuszczalne. Podważanie sensu heroicznego zrywu powstańców, atak na ich dowódców przywołuje w pamięci praktyki władz komunistycznych, które nie powinny mieć miejsca w Wolnej i Niepodległej Rzeczypospolitej”. A więc, zdaniem pisowskich aktywistów mamy teraz właśnie szczęśliwy czas wolności i niepodległości, podczas gdy za „komuny” Polska była całkowicie zniewolona – warto na wstępie tą wykładnię polskich dziejów odnotować, bo doskonale oddaje ona panującą w tym środowisku mentalność.
(...)
W sukurs wymienionym pisowskim prominentom przyszły niektóre eksponowane postacie z kręgów kombatanckich. Wedle samego prezesa Związku Powstańców Warszawskich, gen. Zbigniewa Ścibor-Rylskiego: „Takie słowa nie powinny paść z ust ministra. Powstanie musiało wybuchnąć, nie było od niego odwrotu. A historia pokazała, że nasz trud był słuszny i ofiary poniesione przez powstańców i ludność cywilną nie poszły na marne. Doczekaliśmy się po latach wolnej Polski i demokracji”.

Swoje musiał dołożyć tradycyjnie i „N[asz]D[ziennik]”, który w numerze z 4 sierpnia br. piórem red. Wojciecha Reszczyńskiego zakwalifikował słowa Sikorskiego wręcz jako: „przejaw antypolonizmu”. Zaś dzień później w tej samej gazecie prof. Witold Kieżun spekulował następująco: „Jak daleko w głąb Europy zaszła by Armia Czerwona, gdyby nie Powstanie Warszawskie. Polacy zapłacili za to zniszczeniem warszawskiej AK i centralnego ośrodka niezależnej politycznej, patriotycznej działalności w Polsce”. Tak samo ścigano się w wynajdywaniu podobnych wzniosłych uzasadnień i podkreślaniu dziejowej doniosłości powstania warszawskiego w trakcie oficjalnych uroczystości rocznicowych: że dzięki temu mówimy jeszcze w ogóle po polsku; że pokazaliśmy wtedy całemu światu, jak to potrafimy umierać bohatersko za Ojczyznę; że powstanie to praprzyczyna powstania „Solidarności” itd., itp.
(...)
Nawiasem mówiąc, jeszcze dalej w tych historycznych fantasmagoriach poszedł znany publicysta katolicki, p. Tomasz Terlikowski. Zasugerował, że gdyby nie było powstania w Warszawie, to sowieckie armie doszłyby może nawet do Paryża. Nie wytłumaczył tylko, jakim to konkretnie sposobem. Nie zastanowił się też chyba na poważnie, po co ten Paryż wraz z kawałkiem Francji byłby tak w ogóle Stalinowi potrzebny. Bo chyba tylko do wywołania z miejsca III wojny światowej.

Mniejsza jednak o te historyczne nonsensy. Bodaj jeszcze groźniejsze i bardziej szkodliwe dla polskiej świadomości historycznej, a w jeszcze większym stopniu myśli politycznej jest bowiem samo to dalsze uparte deklamowanie tego zgranego już całkowicie hasła: „Za naszą i waszą wolność”, które tak czytelnie przebija z wynurzeń obu panów. Zresztą, tak naprawdę tą kolejność rzeczy trzeba odwrócić – tu czyjaś wolność jest w istocie ważniejsza od polskiej. Jest to nic innego, jak tylko żywe echo tych wszystkich, podszytych masońskimi i węglarskimi machinacjami, XIX-wiecznych beznadziejnych prób powstańczych.

Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna

Jan Piński, Rafał Przedmojski

85 (86 tekst z 2112) lat temu sanacyjne władze zatuszowały morderstwo generała Włodzimierza Zagórskiego.
6 sierpnia 1927 r. o godz. 19.45 na dworzec Warszawa Wileńska w asyście wojskowej eskorty przyjechał generał Włodzimierz Zagórski. Ostatni rok spędził w więzieniu na Antkolu w Wilnie, do którego trafił po majowym zamachu stanu. Zagórski przetrzymywany był bez wyroku sądu. Formalnie pod zarzutem korupcji i bezprawnego użycia lotnictwa w czasie walk o stolicę. Faktycznie więziono go dlatego, że jako dawny zwierzchnik Józefa Piłsudskiego w wywiadzie austriackim miał kompromitujące go dokumenty. Według oficjalnej wersji wydarzeń na dworcu adiutant Piłsudskiego major Wenda poinformował Zagórskiego o tym, że został zwolniony z więzienia i w przyszłym tygodniu ma się stawić w Belwederze do raportu, po czym zaproponował podwiezienie go samochodem. Nikt później generała Włodzimierza Zagórskiego już nigdy nie zobaczył. Według Wendy Zagórski miał wysiąść Krakowskim Przedmieściu udał się w kierunku publicznej łaźni. Rządowa prasa sugerowała, że, w obawie przed czekającym go procesem, uciekł za granicę. Zeznania świadków, w tym późniejsze publikacje polityków i wojskowych dowodzą, że 6 sierpnia Zagórski został zamordowany przez zaufanych ludzi Piłusdkiego.

Motywy zbrodni

Generał brygady Włodzimierz Zagórski był jednym z wyższych rangą wojskowych II Rzeczpospolitej. Urodził się w 1882 r. we Francji. Wychowywał się wraz z bratem w Niemczech. W 1900 r. wstąpił do armii austriackiej. Jedenaście lat później zaczął pracę w wywiadzie "K-Stelle" (jego atutem była znajomość sześciu języków). W 1914 r., w stopniu kapitana, został oddelegowany do pełnienia funkcji szefa sztabu Komendy Legionów. Tam jako austriacki oficer miał nadzorować tworzące się polskie wojsko. Formalnie został wówczas zwierzchnikiem Józefa Piłsudskiego, który jako austriacki agent składał mu raporty. Współpraca nie układała się najlepiej. Gdy Niemcy i Austro-Węgry przegrały wojnę, Zagórski włączył się do walk o niepodległość Polski. W czasie wojny z bolszewikami dowodził ochotniczą dywizją, później został szefem sztabu frontu północnego w armii gen. Józefa Hallera.  Po zakończeniu działań wojennych pozostał w wojsku. W latach 1924-26 był szefem departamentu lotnictwa w ministerstwie wojny. Po przewrocie w maju 1926 r. większość aresztowanych wojskowych walczących po stronie rządowej szybko wypuszczono na wolność. Jednak kilku wysokiej rangi oficerom postawiono rozmaite zarzuty i osadzono w wiezieniu. W wypadku Zagórskiego wygodnym pretekstem przetrzymywania było postępowanie dyscyplinarne wszczęte przeciw niemu, w związku z podejrzeniem korupcji, jeszcze w marcu 1926 r.  Po aresztowania w maju 1926 r. śledztwo w tej sprawie prowadzono opieszale, a wnioski adwokatów o uchylenie aresztu ignorowano. Sprawa nabrała przyśpieszenia, gdy pod koniec lipca 1927 r. okazało się, że czas spędzany w wileńskim więzieniu generał Zagórski poświęcił na... pisanie pamiętników.

Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
Wśród polskich konserwatystów dominuje krytyczny stosunek do tradycji powstańczej. Stanowisko to ma również odniesienie do oceny Powstania Warszawskiego. Zdecydowana większość współczesnych polskich komentatorów konserwatywnych przychyla się do opinii sformułowanej w 1949 roku na łamach „Tygodnika Powszechnego” przez Stefana Kisielewskiego. 

Autor „Sprzysiężenia” pisał wówczas: „Istotą myśli politycznej, jaka stała u założeń Powstania Warszawskiego, była próba zrealizowania – niemożliwości. […] Jeśli polityka jest realizowaniem możliwości, to w założeniach Powstania Warszawskiego polityki nie było: był to czyn – antypolityczny, antykonstruktywny, jałowy, niszczycielski gest, to na pewno nie jest polityka”.

Ta ocena była (i jest) powielana także po 1989 roku przez wszystkich pisarzy i publicystów politycznych odwołujących się do tradycji realizmu politycznego. Ostatnio również mamy do czynienia z nowym zjawiskiem, które można w skrócie określić zdaniem: „każdy prawdziwy antykomunista jest krytyczny wobec Powstania Warszawskiego”. Taką oto tezę odnajdujemy w najnowszej książce Piotra Zychowicza „Obłęd ’44. Czyli jak Polacy zrobili prezent Stalinowi, wywołując Powstanie Warszawskie”. Autor monografii „nieobojętnych” całą swoją myśl zawarł właściwie w tytule swojej książki, która w dużej części poświęcona jest ostrej krytyce – z antykomunistycznej i „realistycznej” perspektywy – polityki rządu RP w latach 1939-1945 oraz decyzji podejmowanych przez przywództwo Polskiego Państwa Podziemnego.

Wydaje mi się, że dla tych wszystkich, którzy usiłują uczynić krytykę Powstania Warszawskiego marką swojego antykomunizmu i twardego realizmu, warto przypomnieć stanowisko jakie wobec insurekcji 1944 roku zajął Józef Mackiewicz. Autorowi „Kontry” trudno odmówić antykomunistycznych kredencji, podobnie jak realistycznego podejścia do materii politycznej.

Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
Kolekcje Archiwalne Online, udostępniane przez Józef Pilsudski Institute of America, zawierają m.in. bogaty zbiór dokumentów związanych z zarzutami Józefa Piłsudskiego pod adresem wojskowego Biura Historycznego o fałszowanie i niszczenie dokumentacji operacyjnej z okresu wojny 1920 r. Dokumentacja z lat 1925-1928 dotycząca tej sprawy mieści się w teczkach 701/1/69-75). Zarzuty te zostały odrzucone przez powołaną do ich zbadania specjalną komisję.

Można by sądzić, że gdzie, jak gdzie, w Archiwum Józefa Piłsudskiego dokumentacji nie będzie można niczego zarzucić. Tymczasem porównanie faximile oryginalnego odręcznego "listu Józefa Piłsudskiego do nieznanego generała" z dnia 15.08.1920 godz. 3. 10 min,
list Józefa Piłsudskiego do nieznanego generała (Teczka: 701/1/25 Lp. 1, str. 1-4) a maszynowym odpisem "listu Józefa Piłsudskiego do gen. Tadeusza ROZWADOWSKIEGO" z tego samego dnia i tym samym czasie (Teczka: 701/1/33 Lp. 3, str. 4-6)
pozwala stwierdzić, że jest to zasadniczo ten sam dokument, z tym tylko, że w odpisie maszynowym brakuje przedostatniego akapitu listu napisanego własnoręcznie przez J. Piłsudskiego.

Nie wiadomo, w jaki sposób list wysłany 15 sierpnia do gen, Rozwadowskiego znalazł się z powrotem w archiwum Józefa Piłsudskiego. Nie wiadomo również, kto i w jakim celu sporządził maszynowy odpis tego listu. Jednakże nie ulega wątpliwości, iż odpis maszynowy, sporządzany zazwyczaj przez kogoś innego, zawierający klauzulę "za zgodność z oryginałem" i potwierdzany osobistym podpisem za zgodność z oryginałem przez kogoś innego, powinien mieć rzeczywiście identyczne z oryginałem brzmienie. Jeśli tak nie jest, mamy w oczywisty sposób z mimowolnym lub też świadomym, celowym zafałszowaniem.

Co więcej, można zauważyć jeszcze jedną rzecz. Mianowicie, że numeracja skanów odpisu zaczyna się od str. 4 a kończy na 6. Może to oznaczać, iż odpis (maszynopis) był pierwotnie częścią, być może załącznikiem, większego, 6-stronicowego dokumentu, którego część wstępną (strony 1-3) zostały z jakichś powodów odłączone od stron 4-6 i być może, choć to nie jest wcale takie pewne, znajdują się obecnie w innej teczce archiwalnej, jako samoistny dokument.

W związku ze stwierdzonym zafałszowaniem, o którym mowa była wcześniej, nie można oprzeć się wrażeniu, iż dokument, najwyraźniej podzielony na części, nie został opublikowany w całości, gdyż mógł ujawnić motywy, które doprowadziły do tego, iż odpis maszynowy różni się w tak istotny sposób od oryginału, listu napisanego odręcznie przez J. Piłsudskiego .