Ocena użytkowników: 3 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna

Prognozy wieszczące tryumf kolorowych i muzułmanów nad białą ludnością zachodu okazują się być nieprawdziwe. „Dzietność muzułmańskich kobiet mieszkających w Europie i na całym świecie od jakiegoś czasu spada”. Społeczność muzułmańska ulega tym samym zmianom kulturowym jakim ulegli biali na zachodzie. W ciągu dwu pokoleń dzietność imigrantek dostosowała się do nowego kraju. Przy zachowaniu obecnych tendencji w latach 2010 – 2015 nie będzie prostej zastępowalności pokoleń w krajach islamskich.

Islamski kryzys demograficzny

Jedynie w Jemenie i Palestynie ma miejsce wysoka dzietność muzułmanek. W innych krajach dzietność muzułmanek jest o wiele niższa. Od 1990 do 2005 dzietność Marokanek w Holandii spadła z 4,9 do 2,9, Turczynek z 3,2 do 1,9. Tunezja, Emiraty Arabskie, Bahrajn, Kuwejt, Liban mają europejski poziom dzietności. W Algierii, Maroku i Turcji następuje gwałtowny spadek prokreacji. W ciągu ostatnich lat dzietność w Iranie spadła z 6,5 do 1,7 do poziomu Europy), dodatkowo Iran prócz kryzysu demograficznego czeka kryzys spowodowany wyczerpaniem się zasobów ropy.

Ocena użytkowników: 4 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka nieaktywna
Napisał: Piotr Bein   
SPIEGEL ON LINE
(Z  angielskiego tłumaczył Stanley Sas)

Czy niezależni, międzynarodowi dziennikarze zareagują na jeszcze jedna manipulacje judeocentrycznych ośrodków?
Artykuł jaki ukazał się na stronie:
www.spiegel.de/international/europe/0,1518,625824,00.html
robi wrażenie judeocentrycznej kampanii propagandowej w dużej skali, która przypomina  inna akcje dotycząca polskiej 'współodpowiedzialności'  za Shoah i pogromy w czasie II wojny światowej.  Oczywiste jest, że dobrowolny udział w Holocauscie był różny wśród narodów europejskich, ale wybór czasu, w jakim propagandziści Spiegla zdecydowali się na swoją manipulacje jest nieprzypadkowy.
Ujawnienie tych faktów powinno  mieć miejsce wiele dziesięcioleci wcześniej..  Zastosowano taką samą taktyką jak w przypadku 'polskich'  pogromów Żydów w Jedwabnem i w Kielcach.  Tym razem zamiast mówić o odpowiedzialności poszczególnych nacji jak Ukraińcy, Węgrzy, Rumuni, Słowacy lub narody bałtyckie, zasugerowano odpowiedzialność grupową, oskarżając wspólnie 'Europejczyków' (chrześcijan?). Europę nazwano 'ciemnym kontynentem,' tak jakby ośrodki wpływów żydowskich nie miał swojego udziału w sprowokowaniu obydwu wojen światowych, nienawiści i Holocaustu.

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
Mateusz Godek

Każdy człowiek niewątpliwie do czegoś dąży. W większości świadomie, ale bywa, że zupełnie nieświadomie brnie do przodu ku czemuś. Większość umie to określić, ale są tacy, którzy tak do końca nie wiedzą, co ono oznacza, więc brną przed siebie. Nie jeden tego dostąpił, ktoś inny w nim trwa, a jeszcze komuś tego notorycznie brakuje. Na pytanie czy jest taki zastanawia się. Odpowiedzi mogą być różnorakie: nie, nie wiem, dążę do tego. Niekiedy zdarzy się wyjątek: jak najbardziej, bo do bycia takim wystarczy tylko życie. Tym czymś jest szczęście, którego tak naprawdę mamy pod dostatkiem.
Ciągle więcej

Ludzie od zawsze poszukiwali szczęścia. Niemal każda historia, bajka czy opowiadanie kończy się stwierdzeniem „i żyli długo i szczęśliwie”. Szczęście często kojarzy się z zaspokajaniem materialnych potrzeb. Ale ilu ludzi byłoby szczęśliwych, gdyby przestali kierować się drogowskazami materializmu? Niestety, tak nie jest. Spójrzmy na starotestamentalną historię o Adamie i Ewie. Żyli w raju w bezpośredniej bliskości Boga, ale zapragnęli czegoś więcej… Później starożytni filozofowie dumali nad definicją szczęścia. I tak Heraklit doszedł do wniosku, że powinno się rozkoszować każdą chwilą życia, trzeba czerpać z niego całymi garściami, tak, aby nic nie stracić. Mamy też postać świętego Franciszka z Asyżu, który stwierdził, że przyczyną zła, które pozbywa człowieka szczęśliwości, są dobra materialne, a ich posiadanie powoduje konflikty i spory międzyludzkie. No, ale święty Franciszek żył przecież kilka wieków temu.

Ocena użytkowników: 2 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna

Z ks. Michałem Chłopowcem rozmawia Bożena Rojek

Na świecie od wielu już lat trwa dyskusja, czy wolno nam wykluczać z życia społeczeństw ludzi terminalnie chorych, kalekich i starych, niepotrzebnych na pierwszy rzut oka z powodu swoich słabości i ułomności; czy eutanazja jest aktem miłosierdzia, czy też zbrodnią dokonywaną w majestacie prawa. Jednocześnie w ostatnim czasie odnotowano kilka jej przypadków, jak choćby we Włoszech, gdzie w lutym br., na prośbę ojca i za zgodą mediolańskiego sądu, skazano na śmierć głodową znajdującą się od 17 lat w stanie śpiączki Eluanę Englaro. Czy wolno nam więc zabijać ludzi terminalnie chorych? Czy orzeczenie lekarskie może decydować o losie człowieka? Czy eutanazja jest moralnie dopuszczalna?

Skrócenie życia nabiera wagi problemu moralnego w mierze, jak staje się skutkiem zamierzonych działań, niezależnie od tego, czy decyzję podejmuje sam podmiot, czy osoby trzecie. Poza czynnościami samobójczymi działania takie posiadają cechy szeroko pojętej eutanazji, która niekoniecznie musi być pojęciem jednoznacznym tak dalece, że różnice w jej interpretacji bywają przeciwstawne. Samo bowiem słowo „eutanazja” pochodzi z języka greckiego i oznacza „dobrą śmierć”, a więc w domyśle umieranie w możliwie najlepszych, stworzonych przez otoczenie warunkach. W jej zakres wchodzi ponadto świadome, choć niezamierzone skracanie życia, powodowane stosowaniem silnych środków przeciwbólowych podawanych np. w postaci morfiny ludziom chorym na raka.

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna

Anna Sutowicz

Pytania dzieci bywają inspirujące. Pewnego dnia jeden z szóstoklasistów zapytał mnie, chociaż w gruncie rzeczy sam siebie, o jakąś mało oczywistą sprawę i uświadomił sobie oraz mnie, że odpowiedzi nie może szukać w tak popularnym źródle wiedzy, jakie stanowi sieć internetowa. Nie pamiętam dzisiaj, o jaki problem konkretnie chodziło. Do dziś jednak pozostało w mojej pamięci olśnienie, jakie wywołał ten niespodziewany gest młodego człowieka. To znaczy, że ONI, ci przemądrzali i wszystkowiedzący o sobie i świecie, hermetycznie zamknięci i broniący swoich wizji mali i duzi ludzie, którzy zdaje się, odrzucili już wszystkie wartości ongiś tak ważne, wciąż oczekują od nas udzielania odpowiedzi.

Kto ma się tego podjąć? My, rodzice i nauczyciele? Przecież ci pierwsi pozostają zabiegani o tzw. chleb powszedni, a tak naprawdę coraz częściej o telewizor plazmowy i kuchenkę indukcyjną. A drudzy, przeszkoleni, wyedukowani, tylko jakoś są bezradni i zagubieni w szkole, którą sami przestają rozumieć. No więc, co i rusz proponuje się im nowe rozwiązania ich problemów: obecnie pod hasłem wyrównania szans edukacyjnych i podniesienia jakości edukacji. Nie przyłączę się do chóru ubolewających, ponieważ to i tak nic nie da. Za długo pracuję w szkole, by nie dostrzegać indolencji środowiska nauczycielskiego, a za krótko, by godzić się tak po prostu z rzeczywistością, która nie służy ani uczniom, ani ich rodzicom, ani nam wychowawcom. Szkoła polska przeszła odpowiednio dużo zmian w XXI wieku, by nie móc ocenić ich pierwszych owoców.

Obecne zmiany dotykają przede wszystkim uczniów klas, które rozpoczynają kolejny etap edukacji: zerówek, klas pierwszych i czwartych szkoły podstawowej, oraz pierwszych gimnazjum i liceum. Będzie w nich obowiązywać nowa podstawa programowa i to jest istota tzw. reformy, które to pojęcie dzieci poznają, jako dążenie do poprawy sytuacji. Pomijając problem 6-latków, bardzo istotny, ale już wielokrotnie poruszany, pozwolę sobie na krótkie omówienie zmian programowych. Ich ogólna filozofia sprowadza się do czterech terminów: ciągłość, precyzja, spójność oraz indywidualne podejście do dziecka. Wszystkie te aspekty mają służyć tzw. podniesieniu jakości edukacji, co różne podmioty tego procesu, niestety, rozumieją odmiennie: rodzice – najczęściej jako sposób przygotowania ich dzieci do samodzielnego, tj. przynoszącego najwięcej wymiernych profitów dorosłego życia, dzieci – jako sposób na odciążenie od wymagań edukacyjnych, nauczyciele – często, niestety, jako stan tymczasowy przed znalezieniem lepszej pracy lub niekiedy sposób na zawodowe wykazanie się własnymi umiejętnościami i zdobycie kolejnego stopnia awansu. Większość z nas powinna się uderzyć w piersi, zapomina, że edukacja to nie jedyne zadanie szkoły, i to na każdym jej poziomie. Pozostaje jeszcze pomoc rodzinie w wychowaniu oraz przygotowanie tych młodych do służby własnemu narodowi, ponieważ on także jest ważnym podmiotem szkoły.