Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna

   Termin „żydokomuna” pojawił się w publicystyce polskiej  i w języku potocznym przed wojną: najpierw jako określenie władzy bolszewickiej, nasyconej elementem żydowskim i wrogiej Polsce, potem – równolegle – dla określenia środowiska Polskiej Partii Komunistycznej, zdominowanej przez element żydowski, szybko zdelegalizowanej w niepodległej Polsce jako sowiecka agentura. Dodajmy, że żydokomunie niemal od zarania towarzyszył element kryminalny, zwany przez Lenina „elementem socjalnie bliskim”.

  Termin ten utrwalił i w języku potocznym, i w niezależnej (podziemnej lub emigracyjnej publicystyce)się po wojnie, po sowieckim podboju Polski, po osadzeniu przez Stalina na czele resortów siłowych „Polski Ludowej” komunistów-Żydów, dla nadzorowania polskich komunistów, podejrzewanych przez Kreml o skłonności do „narodowych odchyleń”.

  W obydwu wspomnianych okresach było to określenie trafnie rozpoznające polityczną rzeczywistość.

 Walka frakcji puławskiej z frakcja natolińską wewnątrz PZPR, w latach 1953-56 („Żydy” z „chamy” – jak wzajemnie określały się te frakcje)  była więc walką wewnątrz żydokomuny, a rozgromienie frakcji puławskiej przez natolińczyków w 1968 roku – jak mogło się wydawać – kładło kres zasadności używania terminu „żydokomuna” w odniesieniu do władzy PRL.

Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna

Wszystko w Polsce jest tematem zastępczym.

Aborcja odwraca uwagę od CETY. CETA – od Trybunału Konstytucyjnego. TK – od Smoleńska. Smoleńsk – od obniżania podatków. Podatki – od intronizacji Chrystusa Króla. Pan Jezus – od JOW-ów. JOW-y - od uchodźców. Uchodźcy – od aborcji. I tak wkoło Wojtek. Brzmi absurdalnie? Ale przecież tak widzą to w każdym przypadku fani wybranej kwestii!

Koniki na biegunach

Już zresztą samo takie wyliczenie wzbudza oczywiste oburzenie. „Jak można zestawiać mój, poważny i ważny temat z tamtym – zastępczymi!” - słychać krzyki, pojawiają się gniewne wpisy. Niestety, nie obrażając nikogo, ale... ton polskiej pseudo-debaciewydają się niekiedy nadawać ludzie z  ewidentnym zespołem afektywnym-dwubiegunowym.  Czyli po danemu mówiąc - z pierdolcem na jakimś tle... Choćby i najszlachetniejszym – ale w efekcie uznawanym w fazie entuzjazmu za jedynie istotne, co wywołuje z kolei agresję „w obronie” ukochanej wartości przed urojonymi nawet zagrożeniami, a także zniecierpliwienie i zmultiplikowaną złość, gdy ktoś danej obsesji nie podziela. Nieuchronna logika choroby zresztą i tak cierpiących na nią skazuje z czasem na nawrót fazy depresyjnej, przeważnie racjonalizowanej nieosiągnięciem celów etapu entuzjastycznego.

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna

W 2008 roku MSZ Sikorskiego wydało 220.000 $ na lobbystę BGR w Waszyngtonie. Po zakończeniu kontraktu człowiek BGR pojawiał się na nasiadówkach obok Radka. Teraz ten człowiek pracuje dla McCain Institute. A McCain niedawno atakował rząd Beaty Szydło.

Jako minister spraw zagranicznych Radek Sikorski kształtował polską dyplomację za pomocą obcej pomocy technicznej. Jak już wiemy, przemówienia po angielsku pisał mu człowiek powiązany z brytyjskim wywiadem MI6, Charles Crawford (rachunek dla podatników - 250.000 PLN). Teraz dzięki portalowi wpolityce.pl dowiadujemy się, że wkrótce po objęciu stołka ministra spraw zagranicznych w rządzie Tuska, Sikorski wydał 220.000 $ na kontrakt z waszyngtońskim lobbystą BGR, pomiędzy majem i listopadem 2008 roku:

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna

Panowie politycy z Prawa i Sprawiedliwości jeżeli wam się wydaje, że Polaków zaczniecie skrzykiwać dopiero przed kolejnymi wyborami to przegracie z kretesem i już nigdy nie powrócicie do władzy.


Słaby to dowódca, który po wygraniu walnej bitwy rozpuszcza wojsko do domów widząc, że wróg co prawda rozbity, ale jego luźne watahy grasują na terenie całego kraju. Od ubiegłego roku upajamy się podwójnym wyborczym zwycięstwem i kpimy sobie z bardziej lub mniej licznych protestów, marszów i manifestacji opozycji. Problem w tym, że one cały czas trwają i bardzo źle wpływają na morale zwycięskiej armii. Co przez okna swoich domów widzą rozpuszczeni do cywila zwycięscy żołnierze? Oni nieustannie obserwują maszerującego wroga i zastanawiają czy naprawdę zwyciężyli? Pytają na razie tylko samych siebie, dlaczego nikt jeszcze nie ogłasza mobilizacji?
 
Kiedy na Węgrzech Viktor Orban i jego Fidesz odsunęli od władzy złodziejską klikę Ferenca Gyurcsanyego od razu rozpoczęto wielką reformę kraju. Reformę rzeczywistą, a nie propagandową. Przez opozycję i Brukselę Orban oskarżany był o wszystko co możliwe, począwszy od nacjonalizmu i niszczenie demokracji po zamach na wolność słowa, autorytaryzm i gospodarczy protekcjonizm. Oczywiście nie obyło się bez protestów, marszów i manifestacji tak zwanych obrońców demokracji wspieranych przez pochodzącego z Węgier żydowskiego geszefciarza Sorosa. Tu jednak w porównaniu z naszą dzisiejszą sytuacją dowódca Orban zachował się jak prawdziwy i mądry wódz. On nie odesłał wojska do domów i nie rozpuścił koni na popas. On na każdy mini wiecyk opozycji odpowiadał wielkim wiecem swoich patriotycznych zwolenników. Nic tak nie deprymuje wroga, jak widok jego własnej małości i słabości na tle wspierającego zmiany i popierającego władzę narodu.

Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna

Felieton    Radio Maryja    13 października 2016

Szanowni Państwo!

Wśród listów, jakie otrzymuję od czytelników, słuchaczy i telewidzów są i takie, których autorzy dają wyraz swym pretensjom, że mało u mnie optymizmu. To prawda – ale z drugiej strony, czy sytuacja dostarcza podstaw do optymizmu? Oto już wkrótce upłynie termin ultimatum, jakie wystosowała wobec Polski Komisja Europejska – ta sama, która właśnie wyraziła „zaniepokojenie” sytuacją na Węgrzech. Czy są podstawy do optymizmu, kiedy wiceprzewodniczący tej Komisji Frans Timmermans, niedawno goszczący w Gdańsku na urodzinach Lecha Wałęsy oświadczył, że w sprawie praworządności w Polsce „nie odpuści”? Ciekawe, co to mogłoby znaczyć, to znaczy – co pan Timmermans Polsce w razie czego zrobi? Tego ma się rozumieć, nie wiem, bo on mi się nie zwierza, ale domyślam się, że zrobi to, co każe mu Nasza Złota Pani – no bo sam sobie rozkazów to on jeszcze nie wydaje – no i oczywiście – co umożliwia mu traktat lizboński. A daje mu on całkiem spore możliwości, których realizacja – o czym już chyba wspominałem – zależy od kolaboracji z Komisją Europejską naszej niezwyciężonej armii, która w tym scenariuszu może zapewnić osłonę siłową agenturze skupionej w Komitecie Obrony Demokracji. Ona bowiem będzie musiała w razie czego wykonać najbrudniejszą, być może nawet mokrą robotę, żeby w razie czego, w razie jakiejś Norymbergi, na Niemcy nie padło żadne podejrzenie. Ale taki już los konfidentów, więc nie ma ani kogo, ani czego żałować. Warto też zauważyć, że w Polsce mobilizowane są co i rusz kolejne środowiska, które wyłażą ze skóry, by Komisji Europejskiej dostarczyć amunicji, ułatwiając Naszej Złotej Pani ostateczne rozwiązanie die polnische Frage. Jeszcze nie ucichły echa demonstracji „wściekłych kobiet”, a już nadzwyczajny Kongres Kultury urządzili ludzie kulturalni, no a teraz – nauczyciele, którym nie podoba się likwidacja gimnazjów – a przecież nie jest to ostatnie słowo. Aż dziw, że na ulice nie wyszli jeszcze oszuści, złodzieje i szalbierze – bo przecież ich też oprymuje faszystowski reżym. Podstaw do optymizmu nie dają też dyskusje między naszymi Umiłowanymi Przywódcami – bo polegają one przeważnie na wytykaniu sobie nawzajem przez nich rozmaitych nieprawości, wskutek czego przybierają one postać sporów o różnicę łajdactwa. Słowem – znikąd nadziei.