Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
"WALIMY POD PAŁAC, BO TAM POLICJA NIE ŁAPIE"

Stoję już czwartą noc pod krzyżem pod pałacem prezydenckim. To czego tam doświadczamy, przechodzi granice wszelkich wyobrażeń. Oto tylko ułamki tego, co dzieje się co noc: około 21:00 przychodzi ks. Małkowski i wspólnie ze zgromadzonymi tam wiernymi odmawiamy apel jasnogórski. Z pobliskiego Gesslera (wino, wódka, piwo wszystko za 4 zł) natychmiast przybliża się grupa około 60 osób, podpitych, z nową prowokacją. Wciskają się, między stojących tam ludzi i tubalnymi wrzaskami skutecznie zakłócają każde słowo modlitwy. Okrzyki są niewybredne: "precz z krzyżem", "zimny Lech na krzyż", "krzyż do kościoła", wszystko obficie pokraszone przekleństwami: k..., h..., pierd..., kut... i inne. Wrzaski nasilają się i łączą tak, że nie słychać ani jednego słowa kapłana. Od 23:00 do 9:00 Gessler jest tak pełen ludzi, że nie mieszczą się w lokalu. Niestety nie przychodzą do niego, ale... po odpowiedniej dawce piw, wódki i prawdopodobnie jakiś narkotyków, wszyscy udają się pod... krzyż. Wczoraj młoda dziewczynka, lat może 17, podchodziła do modlących się, po kolei wrzaskliwym głosem krzycząc: "Masz penisa? Nie?, to powiedz: penis, penis, kur... penis, takie trudne?" Nie ważne, że nam przeszkadza, że się pakuje, podchodzi non stop przez około 3 godziny do każdego z nas z tym samym tekstem. Oczywiście każde jej zachowanie spotyka się z gromkim aplauzem kolegów z pod Gesslera.... Po chwili upity w belę mężczyzna, około 40 lat, włazi po krzyżach, depcąc palące się znicze, tratując kwiaty i leżące zdjęcia osób poległych w katastrofie pod Smoleńskiem... Takie wejście wywołuje wśród towarzystwa spod Gesslera wprost euforię radości.

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
Wydarzenia jakie miały miejsce pod Pałacem Prezydenckim od 10 kwietnia 2010 roku od samego początku miały wiele przeróżnych aspektów. Jednak krzyż, który tam się pojawił miał jednoznaczna wymowę, która powinna być dla wszystkich oczywista. Krzyż ma zawsze tylko jedno pozytywne znaczenie.
Tam gdzie pojawia się krzyż następuje odwołanie się do Chrystusa, symboliczne uobecnienie Go.

Krzyż pod pałacem prezydenckim postawili harcerze, ale natychmiast stracili do niego "copyright" - wszelkie prawa. Krzyż zawsze, gdy pojawia się w przestrzeni publicznej, zaczyna żyć swoim życiem, staje się własnością wszystkich tych, którzy czynią go swoim punktem odniesienia.
Harcerze nie mieli już prawa wypowiadać się w kwestii przyszłości krzyża, jego losów.

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
Czyli jak manipuluje się nami, wiarą i symbolami religijnymi…

Gdy tuż po katastrofie w Smoleńsku harcerze postawili przed pałacem prezydenckim w Warszawie krzyż ku upamiętnienia ofiar katastrofy, nie mieli zapewne pojęcia, że parę miesięcy później krzyż ten stanie się przyczyną regularnej wojny religijnej. Jest ona o tyle skomplikowana, że oddziałuje na uczucia religijne wyzwalając ogromne, niekontrolowane emocje. A emocje blokują szare komórki mózgowe powodując, że nawet rozsądni w normalnych warunkach ludzie zachowują się jak w amoku. A mówiąc ściślej – oni nie zachowują się jak w amoku, oni są w religijnym amoku.

Kiedy niedawno harcerze, którzy krzyż ten przed pałacem postawili, chcieli go na podstawie uzgodnień z innymi zainteresowanymi sprawą, przenieść do pobliskiego kościoła, tłum odmówił harcerzom prawa decydowania o tym krzyżu. Choć krzyż ten jest de fakto własnością harcerzy. Jednak tłum "obrońców" krzyża uzurpuje sobie monopol na decydowanie o tym, co z krzyżem się stanie. Nie słucha tłum "obrońców" krzyża nikogo, nawet rozsądniejszych spośród duchownych, którzy dostrzegają fakt politycznej manipulacji tłumem przy pomocy symbolu religijnego.

Interesujących jest przy tej okazji kilka faktów.

- W obronie masowo usuwanych przez władze krzyży przydrożnych tłum "obrońców" krzyża spod pałacu nie reagował. Choć krzyże przydrożne stawiane były w miejscach, w których ktoś rzeczywiście zginął. W przypadku krzyża "prezydenckiego" nie ma tej współzależności. Krzyż nie stoi w miejscu śmierci ofiar katastrofy. Dlaczego więc tłum "obrońców" krzyża broni tego krzyża, a nie bronił wielu, wielu innych krzyży?

Ocena użytkowników: 3 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
Byłem dziś w nocy pod Pałacem Prezydenckim. Takiego "bydła" w życiu na własne oczy nie widziałem. Porównywanie tych tzw. obrońców krzyża do tłumy nazwanego ich przeciwnikami to kłamstwo i manipulacja. Pijane prostaki demonstrują swoją "odwagę" wobec modlących się kobiecin, zaczepiają je, wyzywają, są brutalni, aroganccy. Policja nie reaguje ) także na przypadki picia piwa z puszki na ulicy co jest przecież karalne mandatem) i - jestem pewien - jest to celowa strategia. Chodzi o to, że w końcu coś złego tam się stanie (w centrum miasta!!!). To wszystko na granicy linczu. Po stronie tzw. przeciwników krzyża zachowanie agresywne i wulgarne jest ewidentną prowokacją. Bandziory demonstrują wobec tych ludzi nie tylko agresję, ale też to, że głosowali na Komorowskiego i Platformę. Taki typowy zbydlęcony tłum. Gdy się tych ludzi słucha nie sposób uniknąć wrażenia, że to samo, taki sam poziom agresji i pogardy, tylko może tez rzucania "kurwami", można pooglądać w tv gdy mówią Niesiołowski, Palikot, Kutz. Bez przyzwolenia na zbydlęcenie w tv, lansowania takich postaw, tego typu ludzi jak tych których widziałem pod pałacem by nie było. Teraz jest inaczej - bycie chamem jest po prostu czymś w dobrym tonie.

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna

Na krzyżu się nie skończy. Dzisiaj radykalni są obrońcy krzyża, jutro radykałami zostaną ci, którzy w ogóle będą chcieli się czegoś dowiedzieć o przyczynach katastrofy, pojutrze zaś ci, którzy nie zgodzą się obarczać winą za tragedię Lecha Kaczyńskiego. 

Utkwiły mi w głowie wstrząsające sceny z pierwszej połowy lat osiemdziesiątych - moi rówieśnicy przywozili do kościoła św. Stanisława Kostki w Warszawie krzyże, które na polecenie władz usuwano ze szkół. Władza była gotowa użyć całej swojej siły, by nie dopuścić do "klerykalizacji miejsc publicznych". Wtedy też powstała wzruszająca piosenka ze słowami "nie zdejmę Krzyża z mojej ściany, nie wyrwę Krzyża z mojego serca".
Krzyż w szkołach potraktowano podobnie jak kazania ks. Jerzego Popiełuszki: "nadużycie wolności sumienia". Stawianie krzyży uważano za przejaw działalności politycznej. W pewnym sensie komuniści mieli rację: Krzyż był wtedy nie tylko znakiem religijnym, ale i symbolem niezgody na kłamstwo i wołaniem o wolność. Nie wolno było sprzeciwiać się kłamstwu i nie wolno było domagać się wolności.