Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna

Pytania posłów do premiera Donalda Tuska, który przedstawiał informacje o działaniach rządu zmierzających do ustalenia przyczyn i okoliczności katastrofy samolotu Tu-154M pod Smoleńskiem. 83. posiedzenie Sejmu, 19 stycznia br.

Poseł Aleksander Chłopek:
Na początku minireportaż. Prowadzę samochód poprawnie i jak dotychczas bezkolizyjnie. Wyjechałem sobie onegdaj do sąsiedniego miasta w przyjacielskie odwiedziny. Za pierwszymi zabudowaniami pojawiła się mgła. W pewnej chwili nieoczekiwanie zatrzymał mnie policjant - kierownik ruchu drogowego, i skierował w boczną uliczkę, zapewniając, że dziś to dla mnie najpewniejsza ścieżka do celu i najwłaściwszy kurs. Pamiętam, bo mówił to z jakąś znaczącą intonacją, której sensu wówczas nie rozumiałem: Jest pan na kursie i na ścieżce - więc bez podejrzeń ruszyłem w dalszą drogę. Znaki przed niczym nie ostrzegały. W oddali wyłaniał się z mgły mostek. Znów pojawił się policjant, przyjaźnie zachęcając mnie do dalszej jazdy, a z ruchu jego warg mogłem odczytać: Jest pan na kursie i na ścieżce. Już na mostku okazało się, że brakuje mu drugiej części. Nie miałem żadnych szans, gdy hamowałem, ale przednimi kołami znalazłem się nad przepaścią. Samochód się zachwiał: spadnie, nie spadnie. Dalej nie pamiętam. Panie premierze, proszę powiedzieć, kto był w tym minireportażu sprawcą dramatycznego zdarzenia: kontrolerzy ruchu czy kierowca? Bo gdyby to dziś oceniał pański minister, to powiedziałby jak wczoraj: Większość winy leży po stronie kierowcy. A pan co na to, panie premierze? Chciałbym się upewnić, że moje wątpliwości, czy żyjemy w tym samym świecie wartości i logiki, są zasadne.

Ocena użytkowników: 4 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka nieaktywna

Marcin Keler

Niewielu się spodziewało, że wybory samorządowe nagłośnią w Polsce sprawy Śląska. Osoby nie mające kontaktów z tym regionem, nie rozróżniają specyfiki Dolnego Śląska, Górnego Śląska i Opolszczyzny. Na ogół pomija się nazwę „Śląsk Opolski„ sądząc, że to obszar łączący Dolny i Górny Śląsk. Nic bardziej mylnego.

Śląsk Opolski

to obszar całkiem odrębny od rejonów sąsiedniego województwa Śląskiego czy Dolnośląskiego. To obszar zamieszkiwania największej ilości osób nazywających się mniejszością niemiecką. Tutaj działają prawie wszystkie organizacje tego środowiska. To tutaj już kilkadziesiąt gmin ma prawo do używania dwujęzycznych nazw miejscowości, to tutaj prowadzi się intensywnie nauczanie języka niemieckiego i kultury niemieckiej. Właśnie na Śląsku Opolskim, a nie na Dolnym, czy Górnym, buduje się tożsamość niemiecką - umiłowanie „Heimatu” pod hasłem sięgania do korzeni przodków – czyli osób zamieszkujących te tereny pod władzą trzeciej Rzeszy.

Dolny Śląsk

zamieszkują osoby w większości przybyłe po wojnie z innych regionów Polski. Nie ma tu zwartego środowiska tzw. autochtonów, którym będzie się „przypominać” o niemieckich korzeniach. Owszem, w rejonie tym istnieją inne problemy - temat odzyskiwania majątków i kamienic przez byłych właścicieli oraz temat zacierania polskiej pamięci historycznej.

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
Niespodziewanie Polskie Radio, na które wszyscy płacimy podatek w postaci abonamentu, stało się polem bitwy o Polaków na Wschodzie

Równo rok temu niechlubnej pamięci prezydent Wiktor Juszczenko podpisał z wielką pompą dekret o gloryfikacji Stepana Bandery. Trzy lata wcześniej, przy milczącej postawie polskich władz, zatwierdził podobny dekret w sprawie Romana Szuchewycza ps. "Taras Czuprynka", dowódcy UPA, kata naszych rodaków na Wołyniu i Podolu. Pan Bóg nierychliwy, ale sprawiedliwy. Juszczenko został w ostatnich wyborach odrzucony przez własny naród już w pierwszej turze. Z kolei w kwietniu ubiegłego roku oba dekrety podważył Sąd Administracyjny w Doniecku, a następnie tamtejszy Administracyjny Sąd Apelacyjny. Wszystko to spowodowało, że w tych dniach po wypełnieniu wszystkich procedur prawnych nowa ukraińska administracja państwowa mogła ogłosić, że pierwszy z tych dekretów został anulowany. Raz na zawsze. W chwili, gdy piszę te słowa, do sądu wpłynął także wniosek adwokata Włodzimierza Olenciewicza o uchylenie drugiego dekretu. Miejmy nadzieję, że decyzja w tej sprawie też będzie pozytywna. Byłby to duży krok w usunięciu kolejnej bariery w relacjach pomiędzy dwoma bratnimi narodami słowiańskim. Oczywiście banderowcy pokrzykują ze złością i odgrażają się wszystkim dookoła, ale to są typowe "strachy na Lachy" (w pełnym tego słowa znaczeniu). Z kolei uczciwi Ukraińcy, nawet z zachodniej części swojego kraju, cieszą się z tego, zwłaszcza w obliczu zbliżającego się Euro 2012. Ja też się cieszę. I to bardzo.

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
Tomasz Cukiernik
Ekipa premiera Donalda Tuska półśrodkami próbuje odwlec w czasie kryzys finansów publicznych, nie dokonując żadnych refom, które są natychmiastowo konieczne. Jednocześnie politycy prą w kierunku strefy euro, uczestnictwo w której może znacznie zachwiać państwowymi finansami.

Najpierw w 2009 roku z budżetu wyłączono środki europejskie, tworząc tzw. budżet środków europejskich, skutkiem czego deficyt tej części budżetu, który w 2011 roku wyniesie 15,4 mld zł, nie jest wliczany do deficytu budżetu państwa. Potem do długu publicznego postanowiono nie włączać finansów Krajowego Funduszu Drogowego (ponad 20 mld zł długu) i Ministerstwo Infrastruktury myśli teraz, by przekształcić go w spółkę. Ostatnio natomiast premier Donald Tusk wywalczył w Brukseli, że do oficjalnego liczenia deficytu i długu publicznego nie będą brane pod uwagę pieniądze ulokowane w Otwartych Funduszach Emerytalnych. Koszty OFE szacowane są na około 1,8 proc. PKB, a udział OFE w zadłużeniu wynosi około 13 proc. Wszystkie te działania mają jeden cel: odwleczenie w czasie reform finansów publicznych i umożliwienie dalszego zadłużania polskich podatników w tempie ekspresowym. Poprzez księgowe manipulacje, mimo że państwo jest nadal chore, to w statystykach wychodzi, że nie jest tak źle. Władze boją się tych koniecznych i to w jak najbliższym czasie reform z dwóch powodów. Po pierwsze, obawiają się wybuchu niezadowolenia społecznego (przywileje dla różnych grup społecznych i lobbystycznych), co bezpośrednio przełożyłoby się na utratę poparcia wyborczego. Po drugie, reformy uderzyłyby w synekury, które obsadzone są przez partyjnych bonzów i inne kolesiostwo (państwowe agencje, fundusze i inne niepotrzebne urzędy). Pytanie brzmi: jakie kolejne sztuczki wprowadzi spółka Tusk-Rostowski, by nadal nie reformować kraju i utrzymywać szkodliwe status quo? Kiedy skończy im się ta szkodliwa inwencja?

Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
Sekwencja zdarzeń związanych z opublikowaniem tzw. „raportu” MAK pozwala dostrzec wspólną grę prowadzoną przez polskich i rosyjskich decydentów. Poprzedziły ją dwa ważne wydarzenia: grudniowa wizyta grupy rosyjskich prokuratorów, na czele z Prokuratorem Generalnym FR Jurijem Czajką i podpisanie tzw. memorandum pomiędzy polską i rosyjską prokuraturą w sprawie „usprawnienia współpracy i przekazywania materiałów z prowadzonych postępowań” oraz późniejsza o dwa dni wizyta Dimitrija Miedwiediewa. To wówczas z ust prezydenta Rosji padła dyspozycja wyznaczająca kierunek ostatecznych rozstrzygnięć w kwestii „raportu”: "Nie dopuszczam możliwości, by w sprawie katastrofy smoleńskiej śledczy polscy i rosyjscy doszli do różnych ustaleń. Odpowiedzialni politycy, przywódcy struktur śledczych powinni wyjść z obiektywnych danych" - stwierdził Miedwiediew, sugerując konieczność interwencji polityków grupy rządzącej w ostateczny kształt ustaleń polskiej prokuratury.

Kilka dni wcześniej, Rosjanie przekazali Polsce projekt „raportu” MAK, zawierający 72 wnioski dotyczące przyczyn tragedii oraz siedem tzw. rekomendacji dla cywilnych służb lotniczych.